piątek, 15 grudnia 2023

Przeprowadzka!

W tym tygodniu nie będzie standardowego piątkowego wpisu (a może to właśnie jest standardowy piątkowy wpis?), gdyż nadszedł radosny moment przeprowadzki! Oto inscenizacja w wykonaniu Thora i kompanii:

Dlaczego Thorowi pomagają szarzy kosmici? Bo kosmici są naszymi przyjaciółmi, duh!

Opróżniam więc szafki, pakuję wszystko do kartonów, a jutro zaczynamy działania w pełnej skali: z wypożyczonym dostawczakiem na meble i w ogóle. Nie przenosimy się jakoś wybitnie daleko - to tylko parę kilometrów, nie podróż na drugi koniec kraju - mamy więc luksus wożenia całego dobytku partiami. Winyle, przykładowo, są już w nowym domu, podobnie większość książek; na transport nadal czeka kolekcja planszówek (bardziej nieporęczna niż ciężka, wiele pudeł jest w końcu wypełnionych powietrzem jak paczka chipsów) oraz biblioteka komiksów (to z kolei będzie wyzwanie: duże formaty, twarde oprawy i nierzadko tysiące stron objętości sprawiają, że to jak noszenie stosów encyklopedii).

Dyskretne ujęcie kilku z licznych kartonów!

W obecnym mieszkaniu spędziliśmy ponad dekadę - zdążyliśmy więc napchać gratów absolutnie wszędzie. Nie miałem pojęcia, do jakiego stopnia były skompresowane, dopóki nie zacząłem ich wywozić! Okazywało się na przykład, że po usunięciu z salonu stolika, gramofonu, winyli oraz części planszówek salon nadal był pełny - ściśnięty dobytek zrobił się po prostu odrobinę mniej ściśnięty i natychmiast się rozlał, wypełniając krótkotrwale zwolnione miejsce. Wyciągam właśnie płyty CD skitrane w pawlaczu (szykujcie się); książki wepchnięte do szafki w toalecie (polecam szczególnie różnej maści leksykony, akurat na, uh, krótkie sesje czytelnicze); komiksy "tymczasowo" schowane w skrzyni łóżka - brzmię tu pewnie jak jakiś obsessive hoarder, ale to po prostu realia długoterminowego mieszkania w bloku.  

Ciastko skitrane pod kanapą - normalnie ukryte - to piękny i autentyczny detal dioramy z Thorem!

Przeprowadzka to bardzo radosne wydarzenie, ale szczerze mówiąc dopiero zaczynam się cieszyć - ostatnie tygodnie były pełne intensywnej pracy (po budowlanych weekendach nieraz słyszałem w pokoju nauczycielskim zatroskane pytania, czy jestem chory - nie, to po prostu naście godzin fizycznej roboty odbijało się na gębie), a sporo jej na pewno czeka nas jeszcze na miejscu. Ale, po kilku latach budowy, spędzimy w końcu pierwsze święta w nowym domu; może jeszcze na kartonach, może trochę po partyzancku, ale jednak. Trzymajcie więc kciuki - and see you on the flipside!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz