piątek, 18 kwietnia 2025

Recenzja planszówki: Na dnie morza / Finspan

W roku 2019 Elizabeth Hargrave stworzyła Wingspan: przystępny i niezwykle atrakcyjny wizualnie tableau builder, który szturmem wziął planszówkowy światek - zdobywając sobie trwałe miejsce na sklepowych półkach obok takich klasyków, jak Catan czy Carcassonne. Zasiedlanie ptakami lasów, pół oraz mokradeł, zdobywanie pożywienia, składanie jaj; wszystko składało się w zgrabną i tematyczną całość, a wyniki sprzedażowe tylko pięły się w górę. 

Z kolejnymi latami przyszła więc pora na dodatki - bo jak tu nie eksploatować takiej żyły złota? - w których poza ptakami Ameryki Północnej zobaczyliśmy gatunki Europy, Oceanii oraz Azji. W roku 2024 przyszedł czas na Wyrmspan, gdzie korzystając ze zbliżonych mechanik hodowaliśmy... smoki, zaś w tym ukazał się Finspan - edycja z rybami w roli głównej! A że - z Kaszub pochodząc - jestem entuzjastą marynistyki oraz podwodnych klimatów, był to doskonały moment na powrót do tej wydawniczej serii. Zobaczmy więc, jak świeże są te ryby - i czy osoby posiadające już Wingspan znajdą tu jakieś nowości! 

Żonę rozbawiło podobieństwo okładek - ryby czy nie ryby, skrzydła muszą być!

Szybko jednak widać pierwszą różnicę: zamiast rozłożystych habitatów otrzymujemy pionowe plansze przedstawiające ocean - z podziałem na strefę jasną/eufotyczną (dobrze naświetloną), ciemną ciemną/dysfotyczną/mezopelagial (tzw. strefa zmierzchu) oraz całkowicie mroczną strefę afotyczną (w nomenklaturze oceanograficznej, składają się nią kolejno kolejno coraz głębsze batypelagial, abysal oraz hadal).

Po lewej widzicie talię ułożoną w błękitną morską falę - to już inwencja żony!

Inwencja bardzo zresztą funkcjonalna, gdyż pokaźna talia 125 kart ryb nie jest najłatwiejsza do tasowania - w takim układzie możemy dociągać karty na ślepo z dowolnego jej miejsca, nie obawiając się o uformowane w poprzedniej rozgrywce zbitki. Obok kart leży stosik żetonów ikry, narybku oraz ławic oraz planszetka wskazująca aktualnie punktowane cele:

...tutaj po stronie dla początkujących - z nadrukowanymi sztywno celami...

...ale po zapoznawczej partii zaczniecie z pewnością korzystać z wersji dla zaawansowanych, gdzie dla trzech pierwszych tygodni losujemy jeden z dwustronnych kafelków:

Kreseczki na boku kafelka sygnalizują, z którym tygodniem są związane.

Pisząc ten tekst wychodzę z założenia, że generalnie Wingspan jaki jest, każdy widzi; osoby nieznające jego mechanik mogę w tym miejscu zaprosić do wcześniejszego blogowego tekstu. Skupię się tu przede wszystkim na różnicach oraz ewolucji założeń!

Kafelki celów to właśnie jedna z doskonałych zmian. Na dłuższą metę cele w Wingspan były nieco zbyt powtarzalne; gdy ukazało się pierwsze z rozszerzeń - Ptaki Europy - nowe ich żetony były dla mnie największą zaletą całego pudła (trzymam je już stale z podstawką). Cóż to więc za morskie czary, że Finspan zawiera tylko jeden dwustronny żeton więcej, a wrażenia są dużo lepsze?

Po pierwsze: w oryginale losowaliśmy cztery cele, po jednym na każdą rundę; w Finspan losujemy je tylko dla trzech pierwszych. Czwarta runda - bądź, posługując się nową nomenklaturą, czwarty tydzień - oznaczona jest na żółto i przypomina, że na jej koniec wypalają żółte zdolności ryb. Wszystkie duże ryby w twoim ocenie składają ikrę; możesz dograć dodatkową kartę do fioletowej strefy; dostajesz dodatkowe punkty, jeśli twój drapieżnik odpowiednio się nażarł - zdolności finałowych jest całkiem sporo, a naszym indywidualnym obowiązkiem jest odkryć kilka posiadających je ryb, a później zrobić z nich użytek.

Kilka przykładowych ryb z żółtymi zdolnościami!

Widać źródło tej projektanckiej zmiany: głównym kierunkiem krytyki Wingspan było "e, ostatnia runda wygląda zwykle tak samo, naskładaj maksimum jaj i bęc". W Finspan składanie ikry na koniec to nadal opcja, ale często najmniej ekscytująca: większe korzyści otrzymamy często z zadbania o indywidualne cele ryb.

Po drugie: w Finspan brak celów związanych z zagrywaniem ryb/składaniem ikry w konkretnym habitacie. Podobne cele w Wingspan często albo robiły się same, przy okazji (spoko, i tak chcę zagrywać karty do lasu), albo były kompletnie nieatrakcyjne (nie ma strategicznego sensu zagrywać teraz kart do lasu, trudno, odpuszczę te punkty). Finspan zastępuje je dużo ciekawszymi żetonami w rodzaju punktowania na koniec trzeciego tygodnia ryb bez żetonów ikry, narybku czy ławic; cel taki zmienia kompletnie dynamikę gry, zachęcając do wykorzystywania zasobów zamiast chomikowania ich na finał. Kolejny prztyczek wymierzony w starą strategię egg spam!

Ale właśnie, ryby, ikra, narybek, ławice; przyjrzyjmy się planszy oraz anatomii kart!

Obróćcie planszę z Wingspan o 90॰ i będzie to generalnie to: błękitna kolumna odpowiada za dociąg kart, fioletowa za składanie ikry, zielona za wylęg.

Co to, nie ma akcji pozyskiwania pożywienia? Ano nie ma! W Wingspan od czasu do czasu trzeba było powiększyć zapasy owoców, ziarna, robali lub myszy, gdyż to właśnie nimi opłacaliśmy nowe karty; Finspan rezygnuje z całej mechaniki karmienia. By zagrać rybę, musimy zazwyczaj opłacić koszt w ikrze lub kartach - czyli zdjąć żeton ikry z będącej już w oceanie ryby (brak też znanej z oryginału statystyki "pojemności" - każda ryba może przechowywać tylko jeden żeton ikry). W praktyce wygląda to tak: 

Posyłamy jednego z sześciu nurków na pole "zagraj rybę" - tematycznie jest to opisane jako nurkowanie celem odkrycia pod falami nowego gatunku...

...wybieramy rybę do zagrania - w tym przypadku będzie to rhinecantus u góry - i opłacamy podany w lewym górnym rogu koszt, czyli odrzucamy kartę z ręki. Piszę "z ręki", ale niezagrane jeszcze karty są jawne; leżą sobie po prostu na stole, by dać nam lepszy ogląd sytuacji...

...i układamy rybę w odpowiedniej strefie naświetlenia! Rhinecanthus żyje w strefie jasnej; normalnie moglibyśmy położyć go na dowolnym z dziewięciu znajdujących się w niej pól, ale nasza ryba ma dodatkowe ograniczenie w postaci błękitnego paska po prawej - musi więc trafić do błękitnego habitatu.

I tyle! Opłacanie kart innymi kartami dobrze skonceptualizować sobie jako ryby zżerające inne ryby (choć de facto zżeranie - podobnie jak w Wingspan - to osobna mechanika opierająca się tam na tytułowej rozpiętości skrzydeł, tu zaś na długości ryb podanej w centymetrach). Karty, którymi opłacaliśmy koszt, trafiają na nasz osobisty discard; to bardzo ważne, gdyż wiele efektów pozwala je stamtąd odzyskać. Sprawia to wrażenie kręcącego się nieustannie cyklu pokarmowego: odrzucona ryba pewnie istnieje w naszym ekosystemie, musimy po prostu poczekać na późniejszą okazję, by ją zagrać/odkryć. To ciekawy pomysł na okiełznanie losowości, tak naprawdę nigdy nie tracimy bezpowrotnie raz pociągniętej karty: pula możliwych do zagrania gatunków będzie tylko rosnąć, a kluczowe karty zawsze możemy odratować ze stosiku odrzuconych.

Jak to zrobić? Spójrzmy, jak działa akcja pozyskiwania kart - finspanowy odpowiednik habitatu mokradeł z Wingspan!

Drugi z dzielnych nurków ustawia się do akcji w niebieskim habitacie i rozpoczyna zejście! Przy każdej strefie sprawdzamy, czy jest w niej choć jedna ryba; jeśli tak - otrzymujemy korzyść nadrukowaną na planszy u szczytu strefy, w tym przypadku - pociągnięcie jednej karty z talii głównej. Opuszczając się coraz niżej nurek odpala też kolejno wszystkie brązowe zdolności ryb; w tym przypadku oścista ikonka oznacza odzyskanie karty z discardu.
 
W strefie zmierzchu  nie ma w tej kolumnie żadnej ryby, nie otrzymujemy więc karty. Zauważcie, że strefa zmierzchu jest najwęższa ze wszystkich - zmieści tylko jedną rybę w każdym z trzech habitatów!

Nasz nurek opada dalej, aż do strefy mrocznej! Jak widać, jest tu rybka już nadrukowana na planszy: to nasz gwarantowany dociąg, nawet, gdybyśmy wcześniej nic nie zagrali. Trzy takie małe rybki (ta ma 9 cm) to zarazem gratisowa ofiara na rozkręcenie łańcucha pokarmowego, gdybyśmy mieli w ręce jakiegoś drapieżnika wymagającego zwierzyny. 

Podwodna podróż kończy się na dnie oceanu; pierwszy nurek który dotrze tam w każdym tygodniu (dla wszystkich graczy z osobna - to nie wyścig) odpala dodatkową ikonkę korzyści: w tym przypadku odzyskanie karty z discardu (jeśli stosik odrzuconych jest pusty, zamiast tego dociągamy kartę z talii).

Segment edukacyjny: całe szczęście, że to tylko abstrakcyjna gra, bo nurkowanie w rozpoczynającej się od głębokości kilometra strefie batypelagialnej to zabójcza propozycja. Najpotężniejsze kombinezony (które nie wyglądają już szczerze mówiąc jak kombinezony, a jak stalowe pancerze wspomagane z science fiction) wytrzymują rekordowo warunki na głębokości jakich sześciuset metrów. Tymczasem wiele gatunków ryb doskonale operuje na głębokości nawet kilku kilometrów, i to bez żadnej mechanicznej zbroi!

Ale wracając już do Finspan: po raz kolejny muszę uznać jej przewagę nad poprzedniczką, choć tu jest to pewnie bardziej dyskusyjne. Podoba mi się ograniczenie losowości przez zmianę koncepcji dociągu; to już nie karty w ręce dobierane z wystawki, a stale poszerzana i recyklingowana pula. Z drugiej strony: za sprawą wycięcia mechaniki karmienia oraz różnych typów jedzenia Finspan wydaje się odrobinę mniej tematyczny. Wingspan był intuicyjnie zrozumiały; wróbelek dziobał ziarno, jastrząb potrzebował myszy. Tu wszystko jest bardziej techniczne i najczęściej sprowadza się do mieszanki odrzucenia ikry z planszy oraz kart z "ręki"; pojedynczym rybom ubywa przez wyczuwalnego charakteru. Technicznie - przewaga po stronie Finspan; tematycznie Wingspan pozostaje niepobity.

To dobry moment na analizę anatomii kart:

Podobnie jak w Wingspan - mamy czytelną ikonografię oraz obowiązkową ciekawostkę pod spodem. Koszt podany jest po lewej, w górnym rogu; niżej widzimy głębokość na której można rybę spotkać; jeszcze niżej - jej wartość punktową; w dolnym rogu znajduje się zaś jej długość oraz ikonka rozmiaru (mała/średnia/duża; wiele efektów wpływa tylko na konkretną kategorię).

W porównaniu do Wingspan ograniczono statystyki; gra z 2019 informowała nas dodatkowo o typie gniazd, jakie wije dany ptak oraz liczbie składanych w nim jaj. Nie jest to już potrzebne, gdyż system doczekał się uproszczenia: jak wspomniałem, jedna ryba może przechowywać maksymalnie jeden żeton ikry.

Dobrze, skończmy już analizę akcji! Dwie ostatnie to...

...składanie ikry (fioletowa kolumna; nic nowego, analogicznie jak w oryginale) oraz wylęg narybku (zielona kolumna; akcja ta zastąpiła zbieranie pożywienia).

Wylęg - jako nowość - zasługuje na szersze omówienie! Akcja ta pozwala na odwracanie pomarańczowych żetonów ikry na żółtą stronę z narybkiem. Co prawda narybek oraz ikra punktowane są na koniec gry identycznie (po punkcie), ale zmiana wiąże się z kilkoma korzyściami!

Po pierwsze i oczywiste, narybek to już nie ikra - zwalniamy więc miejsce na danej rybie, przygotowując się na kolejne składanie. Po drugie, narybek jest mobilny: finałowym etapem akcji wylęgu (tym przy dnie) jest przesunięcie narybku o dowolną liczbę pól po prostej; młode nie są na sztywno uwiązane do kart ryb. Po trzecie, narybek to osobna waluta potrzebna do zagrania droższych ryb; po czwarte w końcu, trzy żetony narybku na jednym polu zbijają się w czerwoną ławicę - a to już konkretnie wpływa na punktację, gdyż każda utworzona ławica zapewnia 6 punktów (dwa razy tyle, co rybki pływające oddzielnie).

Ikra, narybek, ławica! Niektóre rzadkie ryby wymagają poświęcenia ławicy jako kosztu; wczoraj trafił mi się taki właśnie potężny rekin.

Dochodzi delikatny element zagadki przestrzennej: gdzie najlepiej rozmieszczać ryby, by sprawnie dokonywać wylęgu i tworzenia ławic? Ławica nie może dzielić pola z inną ani nawet poruszyć się przez nią; warto wziąć to pod uwagę, jeśli w oceanie pojawi się już czwarta czy piąta.

Czy Finspan może zainteresować osoby, które nagrały się już w Wingspan? Jak widać po moim przykładzie, jak najbardziej; rdzeń rozgrywki jest zbliżony (to w końcu "gra na podstawie..."), ale na przestrzeni sześciu lat uproszczono część mechanik oraz odpowiedziano na fanowskie uwagi. Niektórzy reagują alergicznie na hasło "uproszczenie mechanik" - kolega w pubie dziwił się, co właściwie upraszczać w Wingspan, który i tak jest na rodzinnym poziomie skomplikowania - ale właściwie nie chodzi nawet o "upraszczanie"; to bardziej, powiedziałbym po angielsku, streamlining. Zmniejszono liczbę komponentów i nie trzeba już dziobać w pojemniczkach w poszukiwaniu konkretnego żetonu pożywienia; trzymane w tajemnicy karty celów indywidualnych zmiksowano z kartami ryb, tworząc żółte zdolności oraz zmieniając strukturę finałowej rundy. Zrezygnowano ze zmieniającej się liczby akcji - w każdym tygodniu, od początku do końca partii, mamy do dyspozycji po sześciu nurków. Usunięto osobne opłaty za zagrywanie kart na konkretne pola; pięć różnych stopni korzyści ograniczono do trzech (po jednym za każdą strefę, w której jest choć jedna ryba). Zlikwidowano w końcu turlanie kostkami oraz ikoniczny karmnik - który co prawda był ikoniczny, ale dokładał dodatkową płaszczyznę losowości (ile razy nie mogliśmy wyturlać tej potrzebnej myszy!).

Jeden rabin powie, że to wszystko super; dostajemy do ręki odchudzoną, przyspieszoną, a wcale nie mniej złożoną pod kątem kombinowania wersję, w której komba wypalamy szybciej, a strategie identyfikujemy już od samego początku partii. Drugi powie, że w rezultacie spadła tematyczność zabawy; ptaki - za sprawą większej złożoności statystyk - miały więcej osobistego charakteru, a nieco dłuższa rozgrywka dawała mocniejsze poczucie progresji oraz budowy własnej ekologii.

Moim zdaniem obie gry są świetne, ale w Wingspan już zdążyłem się nagrać; Finspan to z kolei zupełnie nowe środowisko, trochę jak świeża edycja Magic: the Gathering czy DC Deck Building. Pomimo redukcji liczby komponentów absolutnie nie jest to gra banalna; nie muszę chyba tłumaczyć, że jest urok w oszczędnej elegancji, a prawdziwą oznaką dobrego stylu jest zwięzłość. Finspan jest w moich oczach właśnie tym: trzecim już draftem istniejącego konceptu, coraz precyzyjniejszym, coraz bardziej minimalistycznym.

Streamlined, just like the fish are.

Szybsze rozkładanie oraz sprzątanie to już właściwie wisienka na torcie. Czy jest to więc lepsza gra? Mechanicznie tak, ale nie czarujmy się: z pewnością nie będzie już miała tego samego czaru, co Wingspan w 2019; branża poszła do przodu, zmienił się zeitgeist, zmieniły się oczekiwania. Fundamentalnym pytaniem jest to najprostsze: wolisz ptaszki czy rybki? Jako miłośnik morskich klimatów - podejrzewam, że Finspan trafi na nasz stół jeszcze wielokrotnie!

 

...a na deser: dwie poboczne, ale jednak interesujące kwestie!

Czy zakoszulkowane karty mieszczą się nadal w plastikowym pojemniku? Tak, ale trzeba odrobinkę pokombinować. Oto moja metoda:

125 kart głównej talii zajmuje przegródki po bokach; środkowa jest zaokrąglona, by łatwiej wyciągać z niej komponenty, ale...

...na drewnianych pionkach układamy żetony celów oraz duży żeton pierwszego gracza...

...a na nim - jak na talerzu - układamy startowe karty ryb, te z jaśniejszym tłem. Całość, jak widać, ładnie się zamyka!

Coś za coś; w pudełku nie zmieściły się już karty do wariantu solo, wrzuciłem je więc do klasycznego woreczka strunowego. Jeśli nie gracie w pojedynkę, pewnie nawet nie zauważycie różnicy - a może nawet wyjdzie na plus, bo w takim układzie mogę po prostu wziąć wszystkie karty z podajnika, z góry na dół.

Kolejna interesująca kwestia to tzw. upgrade pack, czyli opcjonalne (ale oficjalne!) komponenty deluxe. Finspan spodobał mi się na tyle, by go odpicować - a więc proszę!

Drewniane żetony narybku oraz ławic; ikra z delikatnie elastycznego gumoleum! Technicznie jest to guma termoplastyczna; całe szczęście, że jest lekko nieregularna w kształcie i nie toczy się dzięki temu po stole.

Komponenty deluxe w akcji! Czy dużo zmieniają? Poza warstwą wizualną - nie, dlatego w końcu stanowią  kompletnie opcjonalne rozszerzenie.

Być może nawet minimalnie komplikują rozgrywkę - żetony z wersji standardowej wystarczy obrócić podczas wylęgu na drugą stronę; komponenty deluxe wymagają zdjęcia ikry z planszy i zastąpienia jej drewnianą rybką z puli. Cała sekunda lub dwie więcej; no cóż, dla estetyki jestem gotowy na takie poświęcenie!

Wielokrotnie powtarzałem, że planszówka to w odróżnieniu od gry komputerowej doświadczenie sensoryczne, dotykowe - potraktujcie więc moją inwestycję w te pierdółki ekstra jako dodatkowy głos pewności: "tak, zdecydowanie podoba mi się ta gra, planuję w nią jeszcze nieraz grać".

Być może przekona was jeszcze jedno: miejsca na półkach nie jest z gumy, wysłałem więc Wingspan na zasłużoną emeryturę do innego pokoju - cedując jego miejsca na salonowej szafce "rzeczy często granych" właśnie na rzecz Finspan. Jeśli więc na pytanie "ptaszki czy rybki" skłaniacie się ku tym drugim - myślę, że się nie rozczarujecie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz