Młodzież właśnie pisze dzielnie artykuły maturalne - będzie więc wyłącznie uczciwe, jeśli i ja wezmę się za pisanie! A jest o czym: mamy dziś do omówienia dwie pozycje beletrystyczne oraz dwie nonfiction.
![]() |
Dwa razy pytać nie trzeba! |
Startujmy!
Pierwszy tom cyklu Southern Reach - Annihilation (nadal pamiętam pisownię!) - był warsztatowo sprawny, lecz ostatecznie nie spełnił moich oczekiwań. Dla uczciwości, oczekiwania te miałem mocno wygórowane za sprawą pozytywnych recenzji oraz doskonale przyjętej ekranizacji; koniec końców miałem jednak wrażenie obcowania z nowoczesnym pastiszem Lovecrafta, który mechanicznie, punkt po punkcie realizuje założenia kosmicznego horroru. Zestawienie może wydać się zabawne, ale - po komiksiarsku - porównałbym tę książkę do opublikowanej w latach '70 na łamach Teen Titans historii The Demon of Dog Island, która podobnie precyzyjnie realizowała elementy gotyckiego horroru... ale przecież nikt nie pomyliłby jej z wysoką literaturą.
Byłem jednak ciekawy, czy w drugim tomie VanderMeer odszedł już od lovecraftowskiego pastiszu na rzecz własnej kreatywności. I tak, i nie! Tym razem - moim zdaniem - remiksuje bardziej Poego lub Kafkę. Opuszczamy Area X z pierwszego tomu i przenosimy się do siedziby studiującej ją agencji, udzielającej tytułu całemu cyklowi Southern Reach. Protagonistą jest jej nowy dyrektor, John Rodriguez; nosi on pseudonim Control - nie jest to jednak fantazyjny kryptonim jak z filmów szpiegowskich, a stare przezwisko, które wymyślił dla niego dziadek. No właśnie, dziadek; John jest definiowany przez swoją rodzinę, przez dziecięce traumy, przez niepowodzenia oraz zawody. Praca dla szemranych agencji to rodzinna tradycja i zarówno dziadek, jak i matka byli w niej daleko lepsi; nadzór nad Southern Reach to dla Johna załatwiona przez mamę robota ostatniej szansy, i nasz bohater ma tego pełną świadomość.
A w nowej pracy - jak to w nowej pracy; John musi stawić czoła niezrozumiałej biurowej polityce, rozgrzebanym przez poprzedników projektom, konieczności przesłuchania ocalałej ze Strefy bohaterki poprzedniej powieści... a Strefa nieustannie się rozszerza, do nadnaturalnych zjawisk dochodzi więc nawet w samej agencji.
Brzmi to wszystko bardzo intrygująco, ale raczej brnąłem przez tę powieść niż cieszyłem się lekturą. Tempo jest powolne, a kolejne niespodzianki nieszczególnie zaskakujące; osią narracji jest zdecydowanie sam John oraz jego family issues. Te są zresztą odmalowane przekonująco; nie chcę zapuszczać się w rewiry nadinterpretacji, ale to jedna z powieści, przy których zastanawiam się czasem, czy na pewno czytam o problemach Johna, narratora, czy może jednak Jeffa, autora. Nie odbierzcie tego jako złośliwości; jeśli wszystko jest tu skonstruowane od zera, to tym bardziej oznacza, że jest skonstruowane dobrze.
Duszna, klaustrofobiczna atmosfera rządowej agencji to nie gorsza twarz horroru niż nawiedzona przez nadnaturalne siły dzicz - jak wspominałem, bardziej kafkowska, z przyprawą mrocznych sekretów a'la Poe. Doceniam to wszytko od strony literaturoznawczej, doceniam elegancki język narracji... ale nie będę udawał, że bawiłem się wybitnie. Podobnie jak Annihilation, powieść wydawała mi się techniczna, zbyt zafiksowana na inspiracjach, zbyt uboga w nowatorstwo. Rzeczy, których domyślaliśmy się w pierwszym tomie zostają wytłumaczone i potwierdzone - dokładnie zgodnie z oczekiwaniami. Portrety psychologiczne są solidne - ale uznanie, że "przekonujący portret psychologiczny" to nowość w science fiction jest po pierwsze fałszywe, po drugie - odrobinę dezawuujące dla całego gatunku.
Może po prostu cykl Southern Reach nie jest dla mnie? Jeff VanderMeer jest jednak na tyle sprawnym pisarzem, że chętnie przeczytałbym coś bardziej osobistego, nietypowego spod jego pióra. Authority to wciąż solidna powieść, ale zbyt mocno słyszę w niej odbijające się w nieskończoność echa inspiracji.
Co zrobić, kiedy poczujemy zawód literaturą ponoć wysoką? Oczywiście sięgnąć po pulpę! Na tej właśnie wesołej półeczce stoi twardo Aliens vs. Predators: Ultimate Prey, wydana w 2022 antologia opowiadań dokumentujących starcia - w życiu nie zgadniecie - Kosmity oraz Drapieżnika. (Może wyjaśnię - we wczesnych latach '00 grałem w wykonane za wschodnią granicą pirackie tłumaczenie komputerowego Aliens vs. Predator, gdzie ścierali się właśnie Kosmita, Drapieżnik oraz Marynarz (marine), a ten ostatni mógł dzierżyć np. Mądre Działo (smartgun). Ale do rzeczy!)
Schemat opowiadań jest formulaiczny jak tylko można: Obcy!!! NAGLE: Predator!!! Predator po wyczerpującym boju zabija Obcego! W tym momencie odpalamy algorytm: jeśli masz HONOR, Predator pozwala ci żyć, a może i naznacza symbolem swojego klanu czy zostawia broń; jeśli nie masz HONORU, przykra sprawa - Predator zabija i ciebie! Odstępstwa od wzorca są w antologii rzadkie, postaciom brakuje czasu na zarysowanie głębi (w centrum scenicznych reflektorów mamy przecież kosmiczne maszkary), a kreowanie świata ograniczono do "hej, to uniwersum Obcego/Predatora, kojarzycie? no to patrzcie, jak Predator nawala kombokijem" (combi-stick z pamiętnego tłumaczenia).
Filmowy Prey - opowiadający o rdzennych Amerykanach period piece z Predatorem - został przyjęty bardzo ciepło i skłonił widownie na całym świecie do pytania: a co, gdyby Predator pojawił się w innych okresach historycznych? W feudalnej Japonii, by skonfrontować jego kosmiczną wersję kodeksu bushido z realną inspiracją; w średniowieczu, by mógł skrzyżować ostrza z rycerskim mieczem; na Dzikim Zachodzie, by gwiezdny łowca trofeów sprawdził się z szybkością dobywania z kabury zawodowowego łowcy nagród? To sympatyczne koncepty, grające tak naprawdę na konfrontacji remiksu (Predatora) ze stojącą za nim kulturową inspiracją, i kilka takich właśnie tekstów pojawia się w antologii. Otrzymujemy Predatora na Dzikim Zachodzie w całkiem sprawnym - choć zbyt nagle urwanym - horrorze rozgrywającym się farmie (Homestead, Delilah S. Dawson); mamy Predatora na odleglej wyspie w czasach kolonializmu i piractwa (Isla Matanzas, Steven L. Sears)...
Najlepszy stylistycznie jest chyba tekst Planting and Harvest opowiadający o kosmicznym laboratorium botanicznym; nic zresztą dziwnego, gdyż napisała go Seanan McGuire (tutaj pod pseudonimem "Mira Grant"). Pułapki prezentowania ludzkich bohaterów wyłącznie jako muppetów do krwawego rozszarpania sprytnie unikają Scott Sigler (Another Mother) oraz Jonathan Maberry i Louis Ozawa (Kyōdai) - Sigler kontynuuje w opowiadaniu swoją solidną powieść, znam więc już jego postacie, zaś autorzy Kyōdai piszą (całkiem zgrabnie!) na obrzeżach filmu Predators z 2010.
Reszta opowiadań lawiruje od mało pamiętnych (First Hunt, Film School) po pamiętnie fatalne. Otwierający zbiór tekst Below Top Secret jest komicznie wręcz zły i formulaiczny, zagadką pozostanie więc, dlaczego wybrano go na początek; The Hotel Mariposa pełen jest zaś pracy charakterologicznej - jak to się mówi w branży - pisanej chyba łokciami. Nie będzie więc zaskoczeniem, że antologię tę mogę polecić raczej wyłącznie zatwardziałym fanom Kosmity i Drapieżnika; Bug Hunt, opowiadająca o samych ksenomorfach, trzymała zdecydowanie równiejszy poziom.
Co zrobić, gdy rozczaruje nas pulpa? Ruszyć ku nauce! Glenn Adamson to były dyrektor nowojorskiego Museum of Arts and Design i pracownik naukowy m. in. Yale Center for British Art; jego A Century of Tomorrows: How Imagining the Future Shapes the Present to zaskakująco akademicki tekst dotyczący - jak tytuł sugeruje - wizji przyszłości w kulturze. Dlaczego zaskakująco akademicki? Nie kryję, że spodziewałem się dosyć standardowego, systematyzującego przemielenia klasyków science fiction pod kątem trafności prognoz; książka owszem, zawiera taki rozdział lub dwa - jest jednak analizą dużo bardziej obszerną.
Od apokaliptycznych ruchów religijnych czyniących z eschatologii główną oś ideologiczną, przez postać Buckminstera Fullera, aż po kulturę disco czy ruch afrofuturyzmu - Adamson pięknie prezentuje głębię koncepcji obecnych w pozornie nietypowych miejscach. Afrofuturyzm jest ciekawym przykładem; odpalcie sobie do tej dyskusji zespół Parliament z jednego z poprzednich Muzycznych Poniedziałków - i o nim można tu poczytać! Extraterrestial brothers powierzchniowo wydają się wyłącznie śmieszną zgrywą, ale analiza kulturowo-historyczna odsłania powiązania czarnej muzyki z patrzeniem w przyszłość: już jazz był przecież modernistyczną muzyką przyszłości i - wraz z przyjmowaniem go przez biały mainstream - stopniowo stawał się w opozycji coraz bardziej hermetyczny, wymagający znajomości głębszego kodu kulturowego. Funk w sztafażu science-fiction pełnił interesującą rolę: wyrywał czarną społeczność z dołującego ziemskiego kontekstu, z historii porwań, handlu ludźmi oraz niewolnictwa; stawia pytanie, a co by było, gdybyśmy mogli być sobą, bez tych wszystkich ran oraz tragedii. Funk not only moves; it can re-move, dig?; w tym przypadku - usuwać (choćby tylko teatralnie) dziedziczne traumy. I owszem, mamy akcent komiksowy: Adamson dyskutując o nurcie afrofuturyzmu oraz jego ewolucji zahacza również o Black Panther! W naszym kręgu kulturowym film ten przeszedł bez większego echa, ot, kolejna marvelowska produkcja, Król Lew z supermocami; Adamson w dyskusji nad afrofuturyzmem pomaga jednak zrozumieć, skąd Oscary i tak wysokie noty krytyków.
Ale afrofuturyzm to wyłącznie jeden z poruszanych tu nurtów. Adamson pisze o całej dyscyplinie futurologii, kwestionując mocno jej prestiż oraz znaczenie: przyszłość jest splotem okoliczności tak skomplikowanych - od ekonomii po ruchy społeczne, od rozwoju technologicznego przez pogodę - że roszczenie sobie pretensji do "naukowego" jej przewidywania to jego zdaniem mrzonka. Wszelkie "udane" prognozy futurologiczne to, zdaniem Adamsona, loteria; selekcja post factum trzech przypadkiem utrafionych z dwudziestu tysięcy wykonanych. Głównymi beneficjentami futurologii są w tym ujęciu futurolodzy, zakładający coraz to kolejne firmy konsultingowe i sprzedający swoje wizje w formie książek i szkoleń (przykładem jest tu Faith Popcorn, autorka głośnego The Popcorn Report).
Rolą dyskusji o przyszłości nie jest bynajmniej przewidywanie, a kształtowanie teraźniejszości; by pozwolić sobie na inny cytat z muzyki Parliament, once upon a time... called right now. Pozornie to banał, ale historie o przyszłości - "realnej"/realistycznej, wyimaginowanej, symbolicznej, religijnej - to barwna soczewka, która wpływa na naszą percepcję chwili obecnej... a w rezultacie kształtuje przyszłość. Może to być samospełniająca się przepowiednia - projektanci tworzący gadżety, które widzieli za dzieciaka w Star Treku - ale możemy również mieć do czynienia z ostrzeżeniem lub nadzieją.
Świetna, mięsista książka kulturoznawcza; dużo więcej, niż zbiór zabawnych ciekawostek z gatunku "o zobacz, da Vinci przewidział czołgi, Herbert George Wells lasery, a Betty z Riverdale lekcje przez teamsa".
Co zrobić po lekturze dosyć kobylastej i wymagającej analizy kulturowej? Może rozerwać się przy jakiejś krótkiej książeczce z gatunku popular science! Doktor Paul Davies to znana figura w świecie nauki - jego historia akademicka jest tak długa, że szkoda aż miejsca na wypisywanie wszystkiego; niech wystarczy za komentarz, że to jeden z autorów, którzy mogą kokieteryjnie rzucić na luzie w narracji "kiedy rozmawiałem ze Stephenem Hawkingiem/Fredem Hoylem...". Dwieście stron, króciutkie rozdziały - na pewno będzie łatwo, prawda?
Ale się przejechałem! Może i książka jest króciutka, może i rozdziały wyglądają jak rozdzialiki, ale to po prostu rezultat precyzyjnego, oszczędnego stylu doktora Daviesa. Co znajduje się poza wszechświatem? Jak wyglądają współczesne paradygmaty jego ewolucji? Czym może być tak zwana Cold Spot, "wielka pustka" - obszar kosmicznej próżni zimniejszy i bardziej pusty niż standardowa próżnia? Davies spokojnie wprowadza nas w arkana astrofizyki wielkiej skali, a ja po każdym króciutkim rozdziale zadawałem sobie pytanie: i co, rozumiesz?
Powiem wam tak: dobrze, że te rozdziały są takie krótkie, bo wiele czytałem więcej niż raz.
It's properly humbling, szczególnie dla nauczyciela - podobnie jak uczniowie i uczennice w trakcie moich zajęć nieraz śledziłem narrację bez problemu i wydawało mi się, że wszystko mam ogarnięte... aż zadawałem sobie zadanie wytłumaczenia problemu własnymi słowami. Co jest poza wszechświatem, przykładowo? Doktor Davies podważa w ogóle zasadność takiego pytania; to jak zastanawianie się, co jest bardziej na północ niż biegun północny alby w którym momencie zaczyna się powierzchnia piłki. Ale jeśli jesteśmy na powierzchni rozszerzającej się piłki, to co jest wewnątrz niej? Na czym leży ta piłka? Nic i na niczym, bo "piłka" to tylko wybitnie uproszczona, działająca plus-minus metafora; trochę jak podstawówkowa zasada, że jeśli w zdaniu mamy always, to jest to present simple.
Od czarnych dziur i dark matter po nowe odkrycia na polu cząstek elementarnych; What's Eating the Universe to bardzo klarownie napisany przewodnik po współczesnym stanie wiedzy. Na ile stan wiedzy o wszechświecie zmienił się od naszego pobytu w liceum? Zachęcam do przekonania się!
Nagroda magazynu literackiego Knédżi wędruje tym razem do... A Century of Tomorrows Glenna Adamsona! What's Eating the Universe to również bardzo dobra pozycja popularnonaukowa, ale Adamson trafia pięknie w mój osobisty system wartości: nie tylko dokonuje interesującej analizy kulturoznawczej, ale też nie stroni od przyłożenia akademickiej metodologii do omijanych przez dekady aspektów twórczości, by wspomnieć tylko o kulturze funku i disco. Być może jest więc nadzieja dla akademii! Noble i Bookery Noblami i Bookerami, ale od lat postuluję przecież, że te wszystkie eks-centryczne, nieestablishmentowe treści przenoszą często nie mniej informacji o kulturze i zeitgeiście, niż działa klasycznie dyskutowane na prestiżowych salach wykładowych. Potrzebny jest tylko odpowiedni aparat oraz spojrzenie - a tym Glenn Adamson z pewnością dysponuje. Polecam!
Knédżi powrócą, lecz z pewnością nie szybciej, niż po maturach - szykuje się gorący szkolny okres!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz