Dziś Święto Niepodległości, więc pójdźmy tym tropem - ale żeby nie było to zbyt oczywiste, przypomnijmy sobie przejmującą piosenkę Martiny McBride (tak, z okazji święta podnoszę ponownie blogowe moratorium na country). Zamiast niepodległości narodowej utwór dotyczy tej osobistej, i to w tak mocny sposób, że część stacji radiowych nie odważyła się go grać! Tematyka jest ciężka, ale to świetny kawałek; bardzo dobry dowód, że country bynajmniej nie stanowi jednorodnego brzdąkania o krowach, ciężarówkach i powiewającej fladze.
Teledysk jest jak dla mnie nieco zbyt dosłowny, ale co ja tam wiem; Country Music Association przyznało mu nagrodę dla najlepszego klipu roku 1996. Jest to też jedna z tych piosenek, które notorycznie wykorzystywane są bez znajomości kontekstu - po atakach z 9/11 refren był na przykład grany w konserwatywnym amerykańskim radiu dla podniesienia patriotycznego ducha. Ej, ale rozumiecie, że to o przemocy domowej?, pytała autorka - i przeznaczała tantiemy za te odtworzenia na cele charytatywne, bo co lepszego miała zrobić. Przypadek niemal równy stadionowemu graniu Born in the USA Springsteena!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz