Jak większość z was wie, nastoletni superbohaterowie to moja ulubiona działka komiksowego poletka - od klasycznego Legionu Superbohaterów, przez Teen Titans, aż po kolejne pokolenia młodych X-Menów. Czy mógłbym więc ominąć na blogu Young Avengers? Nie ma szans, szczególnie że zdecydowałem się ostatnio na zakup wydanego w 2021 omnibusa!
![]() |
"One of Entertainment Weekly's best comics of the decade" - mocne słowa, gdyż lista zawierała tylko 15 tytułów wydanych pomiędzy rokiem 2010 a 2019! |
Czy to faktycznie jeden z piętnastu najlepszych komiksów dekady? Powiem tak: muszę z definicji szanować każdą listę, na której jest mój ukochany Hawkeye Matta Fractiona! I o ile sądzę, że znalazłbym rzeczy fabularnie ciekawsze (Young Avengers to w dużej mierze standardowa superbohaterska akcja), o tyle cały tytuł Gillena emanuje wprost energią minionej dekady. Sometimes it's cheesy, sometimes it's cringeworthy, but usually it rings true - zaś strona wizualna spokojnie mieści się w marvelowskim topie.
![]() |
Pamiętacie moje pochwały rysunków oraz kadrowania w Justice League Dark? Wiele z nich mógłbym tu praktycznie przepisać, a pamiętajmy - Young Avengers to tytuł o trzy lata wcześniejszy! |
Hej, brzmi to, jakbyśmy przeskoczyli już do zakończenia wpisu - zredukujmy więc biegi i zacznijmy od odrobiny tła historycznego!
Drużyna Young Avengers pojawiła się w 2005 na obrzeżach Avengers Dissasembled: historii, która moim zdaniem zamknęła na dobre marvelowskie lata '90 i rozpoczęła nową erę czołowego zespołu wydawnictwa, rozsiewając zalążki fabuł i wątków, które widzimy do dzisiaj. W tym wielkim wydarzeniu (jak to z "wielkimi wydarzeniami" bywa: samym w sobie przeciętnym, ale brzemiennym konsekwencjami) Scarlet Witch doznała kryzysu psychicznego i zniszczyła drużynę. Nastąpił okres wydawniczych eksperymentów; na gruzach starego status quo wyrosły drużyny New Avengers, Mighty Avengers oraz - gdzieś na uboczu - Young Avengers właśnie. To stamtąd wywodzi się Kate Bishop, jedna z moich ulubionych postaci Marvela; przejęła ona łuk Clinta Bartona, który zresztą udzielił jej później pełnego błogosławieństwa. Pierwsza seria Young Avengers wyszła spod pióra Allana Heinberga i była relatywnie udana, choć ciążyło na niej fatum opowiedzenia kilku równoległych origin stories - spore wyzwanie dla każdego scenarzysty.
![]() |
Okładka wydania zbiorczego! Wielki sukces? Może nie, ale pomyślałem wtedy "OK, wprowadzenie mamy już za sobą; chcę teraz zobaczyć więcej tych dzieciaków w akcji!" |
They wanted it to be hip, rhythmic, designer quality - and they pulled it off.
![]() |
Jedna z pierwszych scen! Młody Loki oraz America Chavez to nowe twarze zespołu, choć America chętnie usunęłaby twarz Lokiego; w miarę możliwości fizycznie. |
Powyższa strona być może nie robi szczególnego wrażenia, ale zwróćcie uwagę na liczbę technik oraz detali, którymi bawi się tu McKelvie. To subtelne drobiazgi: górny panel rozlewający się aż do tzw. bleed; wykorzystanie białej przestrzeni negatywnej przy wprowadzeniu figury panny Chavez; America przekraczająca linie kadrów - to wszystko artystyczna deklaracja: medium komiksowe jest bogate jak nigdy wcześniej, i będę używał tych technik nawet na przeciętnej stronie dialogowej. Coś, na co w latach '70 zwróciłbym uwagę jako na artystyczny highlight zeszytu, teraz jest już właściwie spodziewanym standardem! Nic w tym dziwnego - każde medium się rozwija - ale dla McKelviego to dopiero establishing his baseline.
![]() |
Może odrobinka przełamania czwartej ściany? |
Loki wręcza nam taką oto ulotkę:
![]() |
Najważniejsi w zespole? "Thousands upon thousand of devoted readers, who are beautiful, strong, kind, discerning...". Hej, skąd Loki wiedział? Łapię się! |
Podobne zabawy nie są niczym nowym - Marvel już w latach '60 walczył o niszę na rynku autoironicznym wizerunkiem "young and hip, talking directly to the reader", a Generation X wyniosła to do formy sztuki - ale tutaj potykamy się o nie co chwilę; Gillen i McKelvie starają się zapakować do piętnastu numerów tyle zabaw formą, ile tylko papier wytrzyma. Ale o czym to właściwie wszystko jest?
Oh, the usual: young adults sleeping with each other and saving the world.
At which point the Skrulls attack. Trochę kontrastów, trochę młodzieńczego zblazowania, mnóstwo skrzętnie ukrywanych, ale jednak wylewających się z paneli emocji; wiem, że Gillen urodził się w 1975, lecz albo dobrze pamięta własną młodość, albo ma dobre ucho do młodzieży - bo ta przecież, wbrew pozorom, wcale aż tak się nie zmienia na przestrzeni dekad. Co do samego ataku Skrulli, nie ma nad czym się rozwodzić, to przecież tylko wymówka dla sceny akcji - czy może inaczej: wymówka dla McKelviego, by odpalić kreatywne cylindry:
![]() |
This is how you do an action scene! |
Wspaniała sprawa; zero dialogów i efektów dźwiękowych, wyłącznie myśli Kate uderzające z mocą teledyskowych plansz. Spójrzcie tylko na Noh-Varra celującego w czoło Skrulla przez ścianę statku; spójrzcie na ten finałowy uśmiech Kate. Tego właśnie oczekuję od moich komiksów!
Główną antagonistką serii jest Mother - międzywymiarowy pasożyt, który manipuluje rzeczywistością oraz przyjmuje formę rodziców młodej drużyny (oczywiście). To kolejna okazja do zabaw formą, które tak chwaliłem w Justice League Dark: tam fizyczne rozdzieranie czy przesuwanie paneli reprezentowało magię, tutaj w podobny sposób McKelvie oddaje pozaziemskie umiejętności antagonistki:
![]() |
Dlatego może w pierwszej opinii o Justice League Dark byłem tak ostrożny i powtarzałem, że wizualne fajerwerki są super, ale widziałem je już wcześniej; myślałem zapewne właśnie o Young Avengers. |
Powiedzcie, że poniższa splash page nie wygląda koncepcyjnie jak coś spod ręki Àlvaro Martíneza Bueno!
![]() |
Mother żyje poza kadrami, na odwrocie stron, a linie panelowania to jej narzędzie oraz broń. |
Oczywiście, na świecie i w komiksach nie ma tak naprawdę niczego nowego. Wszyscy dorośli są źli! to motyw, który przewija się przez nastoletnie komiksy od samej ich incepcji: widzieliśmy takie historie w latach '60, kiedy to Legion Superbohaterów zmagał się z opętanymi dorosłymi; widzieliśmy to w latach '00, kiedy drużyna Runaways uciekała od rodziców-superłotrów. To na tyle nośny motyw, na tyle popularna fantazja - jesteśmy zostawieni samym sobie, pokażemy dorosłym, na co nas stać! - że zobaczymy go pewnie również w komiksach za 20, 50 oraz 100 lat. Operowanie kadrami jako integralnym, fizycznym elementem historii? W latach '80 robił to Grant Morrison w Animal Manie, lecz i on nie był przecież pierwszy! Chcę jednak podkreślić, że Young Avengers Gillena i McKelviego to nie mechaniczna imitacja; to, by trzymać się muzycznego języka, składanka the greatest hits.
![]() |
Tak, na froncie walki z Mother jest Prodigy, David Alleyne z Academy X! Teraz - po katastroficznym M-Day - jest już bez mocy, ale to nadal bystry chłopak. McKelvie po raz kolejny odpala wizualne petardy, więc przestanę już chyba o tym pisać; you get the idea. |
Tak właśnie mówi głos rozsądku, ale zaraz w głowie odzywa mi się drugi, radośniejszy: ale pokaż im jeszcze tę scenę w dyskotece!
![]() |
"Young Hearts Run Free", for your listening pleasure! |
Albo pokaż im, jak Prodigy dzwoni do znajomych, a nieskończona sieć społeczna młodych X-Menów i reszty superbohaterskiej młodzieży odpowiada nieskończonym wsparciem do walki z dorosłymi!
![]() |
Pixie, do boju! |
Albo pokaż im tę stronę napisaną w formie czatu grupowego drużyny!
![]() |
SMOOOOOOOOCH |
To tylko piętnaście numerów i fabuła nie jest niczym szczególnym, ale jest tu tyle pomysłowości i zabawy, że można by obdzielić nimi niejeden dłuższy komiks. Sekwencja podróży przez multiwersum, która w rękach innego kreatywnego zespołu mogłaby meandrować i męczyć wtórnością, w Young Avengers stanowi fantazyjny przerywnik łączący grozę, osobliwość i humor:
![]() |
Jeden wymiar - jeden barwny i sugestywny panel; tak to się robi, a nie jakieś ciągnięte wiekami pierdoły i stupid fake worlds! |
Wszystko to doprawione jest mnóstwem uroczych character moments. Zgoda, pod piórem Gillena (weterana dialogów Lokiego) wszyscy wydają się nieco zbyt błyskotliwi, zbyt zabawni; one-linery spływają z ich ust jeden po drugim, a każdy ironiczny żart jest podbudową do kolejnego ironicznego żartu. Czy to aby nie ten styl, który tak przejadł się już w MCU?, możecie się zaniepokoić; ale nie, dialogi Gillena stoją o klasę wyżej - a do tego padają z ust young adults, dla których ironiczna, zabawna autokreacja to przecież jedna z najwyższych społecznych cnót. Czuć, że pod żartami i błaznowaniem Gillen nie traci z oczu poważniejszego charakteru postaci.
![]() |
Kto ma lepszy gust? Kto jest bardziej vintage? To od dekad ważne sprawy dla młodych ludzi! |
Co do wad tej inkarnacji Young Avengers, o kluczowej już wspomniałem: fabuła to raczej sztampa. Ot, pretekst do wizualnych szaleństwo oraz spoiwo scenek budujących charakter - lecz nawet, jeśli status postaci się zmienia, a one same nieco ewoluują, trudno jednak przejąć się autentycznie kolejną historią o nadnaturalnym pasożycie oraz odizolowaniu od pomocy dorosłych. Oczywiście, historia jest funkcjonalna, zaś wszystkie dzieciaki jednoczące siły to uroczy i efektowny moment... ale, w swoim sercu, it's just a silly comic book story, tak samo jak wojaże Legionu Superbohaterów 50 lat wcześniej.
Jest też trochę tzw. krindżówy:
![]() |
"And then the Fire Nation attacked", pamiętacie? Mem z Avatara był wtedy popularny, i nie jest jedynym unieśmiertelnionym na kartach komiksu. |
Ale to już bardziej złożona sprawa; po pierwsze, solidny poziom krindżówy jest inherentnie związany z młodością; po drugie, gdy minie dekada lub dwie, wszystkie te nawiązania przestaną brzmieć jak stare, zajeżdżone memy, a nabiorą uroku... jak to powiedziała Kate?
Vintage.
Musimy po prostu poczekać, aż Young Avengers z 2013 pokryją się jeszcze odrobinką patyny; myślę, że ludzie z przyjemnością oraz nostalgią wrócą wtedy do tych internetowych dowcipasów.
![]() |
Młody Loki magicznie dorasta, Billy Kaplan uprawia hipsterkę (czy nie wygląda podobnie, co w Agatha All Along?), a Gillen oddaje pokłon koledze po fachu. Oczywiście, komiks *był* dużo lepszy niż film, ale nie o tym dziś dyskutujemy! |
Patrząc już nieco wstecz, ten okres historii komiksu - lata '10 - będzie też pewnie łatwy od identyfikacji jako that openly gay time. Być może pamiętacie, jak w latach '70 (po dekadach nieobecności) czarni bohaterowie zaczęli raptem pojawiać się w komiksach, często w przesadzonych, podkoloryzowanych wersjach; OH YEAH BABY, I'M BLACK AND BEAUTIFUL - YOU DIG IT CAT, YOU DOWN WITH THAT DADDY? Upraszczam oczywiście dla zbudowania perspektywy, ale lata '10 przyniosły podobną swobodę w przedstawianiu postaci LGBT; nie trzeba już było chować się za dwuznacznościami, sugestiami, kodowaniem i mrugnięciami okiem. Jak to zwykle bywa, scenarzyści potrafili zachłysnąć się czasem tą swobodą - mamy więc w Young Avengers relatywnie sporo otwartych dyskusji na temat seksualności, jednopłciowych pocałunków i skupienia na tym aspekcie życia. Ale ponownie: temat poszukiwania tożsamości - w tym seksualnej! - to przecież kluczowy element młodości; trudno się więc dziwić, że tak mocno zaprząta to głowy naszej drużyny.
![]() |
"Am I the only person on the team who's straight?" |
America, jak zwykle, ma o sobie wysokie mniemanie! To oczywiście również autokreacyjna poza, ale domyślacie się, dlaczego podczas seansu drugiego Doktora Strange'a tak bardzo brakowało mi tej właśnie interpretacji panny Chavez. To zresztą właśnie z jej ust pada najlepsze podsumowanie ducha Young Avengers z 2013:
![]() |
Ze dwie warstwy hipsterstwa, jeśli nie więcej! |
Love will save us all; anyone who thinks otherwise gets stomped into paste. Tego się trzymajmy!
Czy Young Avengers to faktycznie jeden z piętnastu najlepszych komiksów minionej dekady? Nie poszedłbym aż tak daleko, ale traktuję jego obecność na liście Entertainment Weekly jako ukłon w stronę całego gatunku: historii młodzieżowych drużyn superbohaterskich, tej wspaniałej sagi, która rozpoczęła się wraz z Legionem Superbohaterów w 1958. Tropię jej geny dekada po dekadzie, śledzę i opisuję jej ewolucję - i możecie mi zaufać, że Young Avengers Gillena oraz McKelviego to w tym kontekście najjaśniej skrzący się klejnot ubiegłej dekady. Czy to tylko 15 (16, licząc dodatek) zeszytów? Owszem. Is is sometimes too cute for its own good? Bezdyskusyjnie. Czy poleciłbym tę serię jako punkt wejścia? Nie; zbyt dużo tu postaci, zbyt wiele nawiązań.
But it is punchy, rhythmic and ironic. Artystycznie znajdziemy w tym okresie tytuły bardziej eleganckie, fabuły misterniej utkane, postacie o głębszym rysie psychologicznym - ale jeśli chodzi o młodzieńczą energię? Young Avengers mają jej na kopy, a o to przecież chodziło.
![]() |
Na pożegnanie - playlista... |
... z obowiązkowym Call Me Maybe - to właśnie ta era! Dalej, kliknijcie; wiecie, że w głębi duszy chcecie to zrobić:
W pełni ironicznie, oczywiście - zupełnie jak wtedy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz