piątek, 14 stycznia 2022

Uncanny X-Force

Nosiłem się już od jakiegoś czasu z zamiarem wskoczenia znowu do bajorka X-tytułów. W końcu - po miesiącach mentalnych przygotowań, planowania oraz treningu niczym Rocky na schodach Philadelphia Museum of Art - zaczerpnąłem powietrza i wykonałem to śmiałe hyc do środka, wprost do serii Uncanny X-Force!

O samym komiksie dopiero za chwilę, najpierw obowiązkowa garść rozważań!

Ale po co ten dramatyzm, Anglisto, zapytacie; czy X-Meni to nie po prostu zakątek dobrze ci znanego Marvela? W odpowiedzi postawię (średnio) nowatorską tezę - otóż X-Menów najlepiej traktować jako odrębne uniwersum. I jak to na maturalnej rozprawce, tezę poprę trzema argumentami:

  • X-Meni mają dosyć postaci i tytułów, by stanowić własne uniwersum. Postacie? Dosłownie setki; z ciekawości kliknąłem w internetową listę "top 250 postaci z X-Men" i sprawdziłem, czy jest na niej Jamie Madrox, Multiple Man. Był on centralną postacią bardzo przeze mnie lubianej serii z 2005... i nawet jego, kolesia z całą własną serią, na tej liście nie było. Oczywiście, metodologia "internetowej listy" i fanowskiego głosowania nie jest zbyt solidna, ale daje to już pojęcie o skali. A serie? Na tyle liczne, że mają własne wewnętrzne eventy i crossovery w oderwaniu od większego Marvela! 
  • X-Meni mają własną mitologię. Jacy kosmici przychodzą wam do głowy, gdy myślicie o Marvelu? Zapewne niebiescy Kree oraz zielone Skrulle. X-Meni, tymczasem, mają własnych kosmitów: militarystycznych Shi'ar oraz inspirowaną filmowym Obcym rasę Brood. To tylko jeden przykład - X-Meni mają bowiem własne wersje wszystkiego: posiadają nawet własną przyszłość uniwersum (czy to w postaci Days of Future Past, czy Age of Apocalypse). 
  • X-Meni nie grają tematycznie z resztą Marvela. Narracyjny fundament X-Menów to obrona ludzkości, która się ich boi i nienawidzi. Fikołki potrzebne do uzasadnienia, że ludzkość boi się mutantów z supermocami, ale na luzie akceptuje - wręcz kocha! - Fantastyczną Czwórkę czy Avengersów... powiedzmy, że to jeden ze starych problemów tego shared universe. Tak, wiem, wszyscy mają jakieś uzasadnienie: że chodzi o kwestie rasowe, że źródłem lęku jest wszechobecność mutantów i to paranoiczne przekonanie moje dziecko/mój sąsiad może być mutantem, że ma to podłoże religijne... odpowiedzi może być wiele, ale dla mnie X-Meni są po prostu bardziej tematycznie przekonujący w świecie bez "mainstreamowych" superbohaterów.
Zidentyfikuj groźnego potwora! Mieszkańcy uniwersum Marvela już dawno zdecydowali.

X-Meni doskonale działają więc osobno, na własnym odrębnym poletku - i dlatego znajomość Marvela ogółem często nie będzie przekładała się na znajomość X-Menów (i odwrotnie). Swoją drogą, ciągle słychać pogłoski o zmianie nazwy linii; od lat są to komiksy ze sporą reprezentacją postaci kobiecych oraz popularne również wśród czytelniczek. Trudno jednak zmienia się tradycyjne marki! Sam w duchu inkluzywności zaproponowałbym pewnie X-Gene, by zostawić na okładkach ikoniczny X. Ale dosyć już wstępu; przejdźmy do dzisiejszego komiksu!

Uncanny X-Force to kolejna inkarnacja X-Force - black ops team X-Menów, o istnieniu którego większość mutantów nie ma nawet pojęcia. X-Men do not kill... These are not the X-Men, mówiło stare hasło promocyjne - całkiem trafnie, gdyż w tym akurat tytule Wolverine robił naprawdę naturalistyczny użytek ze szponów. Definiująca dla marki jest, moim zdaniem, wersja z 2008 - wszyscy dostali nowe cool black & white outfits, trup ścielił się gęsto, a krew rozpryskiwała się na prawo i lewo. Wydawnictwo miało świadomość, że nie jest to classiest kind of entertainment - było więc w tym projekcie również nieco autoironii. Spójrzcie na przykład na okładkę X-Force w oficjalnej wersji Puppies & Rainbows:

Nagroda w wysokości zera groszy za rozszyfrowanie, co ukrywają tęcze i szczeniaczki!

Zacząłem czytać X-Force dla Rahne Sinclair, Wolfsbane; lubiłem ją już wcześniej zarówno z New Mutants, jak i z X-Factor. Tak to właśnie czyta się często X-Menów - o, Rahne jest w tym nowym tytule? All that bloody stuff seems kinda cheap, but let's see what's up with her! No dobra, bo znowu wchodzę w historyczne wspominki, przejdźmy do konkretów - jak podobała mi się ta nowsza inkarnacja krwawego zespołu, Uncanny X-Force?

Tym razem w sidła X-Force zwabiła mnie nie stara znajoma, a interesująca strona graficzna. Artyści zmieniają się na przestrzeni serii, ale całość trzyma generalnie wizualnie spójną stylistykę; kreska momentami przywodzi na myśl bardziej ołówek niż tusz, a projekty - szczególnie architektura i pejzaże - są odpowiednio out of this world. Spójrzcie: 

Dalekie plany, surrealistyczne wizje, subtelne wykończenia - momentami strona wizualna Uncanny X-Force przywodziła mi na myśl komiks nie amerykański, a frankofoński!

Z drugiej strony - mamy też odpowiednią dla tej marki ilość wizualnego i tematycznego mroku, również z nutą apokaliptycznego surrealizmu

Skład zespołu: Wolverine (oczywiście), Deadpool, Psylocke (ninja/telepatka), Fantomex (który zaczynał jako pastisz Fantômasa, ale okazał się popularny i ewoluował dalej) oraz Angel (oraz drzemiący w nim potworny Archangel; think Bruce Banner/Hulk, ale w bardziej krwawym sosie oraz ze skrzydłami zrobionymi ze stalowych ostrzy). Ich pierwsza wspólna misja: zabić potężnego łotra Apocalypse'a, który - dzięki pomocy swego kultu - odrodził się po raz kolejny. Jest tylko jeden haczyk: Apocalypse wrócił tym razem jako relatywnie niewinne dziecko - nie w głowie mu snucie planów podboju świata i eksterminacji całych ras. He may be Apocalypse, but this time, he's just a kid. Mamy więc zabawę z tym starym eksperymentem myślowym: czy byłoby etyczne cofnąć się w czasie i zabić Hitlera jako dziecko?

Oczywiście, kult Apocalypse'a stara się wychować odrodzonego boga po swojemu

Ale to dopiero otwierająca przygoda. Na przestrzeni siedmiu albumów Uncanny X-Force opowiada głównie - oczywiście w sztafażu supermocy, futurystycznych technologii i alternatywnych rzeczywistości - o emocjonalnym rozpadzie naszych bohaterów. Najprostszą metaforą jest tu chyba Angel, któremu coraz trudniej stłumić wewnątrz siebie domagającego się krwi potwornego Archangela; Psylocke traci dosłownie umiejętność odczuwania smutku, zaś Fantomex jest zmuszony zadać sobie pytanie, czy za jego komfortową maską łotrzyka i bawidamka nadal jeszcze właściwie jest jakiś prawdziwy, zniuansowany człowiek. Nie są to może portrety psychologiczne, które wzruszą was do głębi i zapadną w pamięć na resztę życia, ale dają one tej inkarnacji X-Force dodatkową atrakcję poza siekaniem szponami na prawo i lewo. 

Poza tym, jak to zwykle w gatunku superbohaterskim, mamy widoczne elementy psychodramy - rekwizyty, kostiumy czy fabuły to często wizualne uzewnętrznienie problemów, z którymi zmagają się postacie. My możemy metaforycznym językiem mówić, że w obliczu traum pokrywamy się zimną, ostrą, nieprzystępną stalą; Angel/Archangel robi to dosłownie.

Autor, Rick Remender, ma dobrą rękę do dialogów. Cięższe problemy są równoważone przez bardziej dowcipne sytuacje; potrafi dostosować rytm i kadencję zarówno do scen akcji, jak i do spokojniejszych character moments. Jedną z pierwszych sekwencji są Wolverine i Fantomex zakładający się o skrzynkę koniaku, który z nich pierwszy włamie się do skarbca; jestem przekonany, że nawet osoba nieznająca tych postaci byłaby w stanie po jednej scenie opisać ich charakter.

Uncanny X-Force może poszczycić się też jedną z moich ulubionych charakteryzacji Deadpoola. Deadpool został stworzony jako dość złożona i tragiczna postać, ale z biegiem lat robił się coraz bardziej komediowy - aż w końcu stał się slapstickowym śmieszkiem z gatunku "lulz so random", majtki na głowie i głupkowate catchphrases powtarzane niczym Bart Simpson. Tu Deadpool nadal jest komediowy, ale oddano mu pewne zniuansowanie.

Thank you, Deadpool, my feelings exactly!

Po pierwsze, jest tylko jedną z postaci w team book - przez co jego żarty nie przejadają się tak szybko. Po drugie, elegancko zrealizowano jego przełamywanie czwartej ściany - nie jest ono nachalnym mówieniem prosto do czytelnika; Wade pełni raczej rolę swoistego greckiego chóru, który komentuje poczynania zespołu. Tak jak w przykładzie powyżej: kiedy drużyna trafia do alternatywnej rzeczywistości, Deadpool przerywa nudnawy wykład historyczny, gdyż dla niego to jakiś bzdurny stupid fake world i fake world history; strata czasu. Wywołało to moją uczciwą wesołość, bo z czytelniczej perspektywy przecież dosłownie każdy komiksowy świat to stupid fake world, a ta "alternatywna rzeczywistość" to już w ogóle jakiś doubly-stupid, doubly-fake world. Jest w tym coś wielopiętrowo zabawnego... szczególnie biorąc pod uwagę, że czytając historię jesteśmy przecież kinda invested into this stupid fake world. Z kogo się więc śmiejemy?

Humor miesza się dobrze z horrorem oraz emocjonalną sceną - Deadpool jest gotowy odcinać kawałki własnego regenerującego się ciała, by nakarmić osłabionego przyjaciela

Kiedy innym razem drużyna trafia w przyszłość (kolejny stupid fake world) i zostaje skonfrontowana z własnymi wersjami z przyszłości, które doprowadziły filozofię X-Force do logicznej konkluzji - świat jest dystopią rodem z Raportu mniejszości, w której najgroźniejsi przestępcy są prewencyjnie zabijani. Gdy inna postać próbuje się temu brutalnymi środkami przeciwstawić, Deadpool komicznie naświetla absurd sytuacji:

I takiego Deadpoola lubię!

Najsłabiej Rick Remender czuje chyba Psylocke. Cierpi ona na syndrom bycia the only woman on the team; spora część jej fabuły to trójkąt miłosny ona - Angel - Fantomex; a może wręcz czworokąt, bo przecież w tym równaniu obecny jest również Archangel. Rozumiem, że Psylocke ma być nieco tym papierkiem lakmusowym zespołu, że jej narastający cynizm ma nieco odzwierciedlać czytelniczą perspektywę - ale czegoś mi w jej portrecie zabrakło.

"Czy była pani na otwarciu?"

Historia Psylocke jako postaci to jeden wielki - ujmijmy rzecz dyplomatycznie - galimatias. W cywilu nazywa się ona Betsy Braddock i jest brytyjską arystokratką, która pod koniec lat '80 przeniosła się umysłowo do ciała japońskiej kobiety - no bo wiecie, Japonia była wtedy w Stanach popkulturowo na topie. A że zrobiło to z niej sexy ninja girl z kataną i w kostiumie kąpielowym, cała sytuacja stanowi często analizowany przykład fetyszyzacji nie tylko kobiecości, ale i Dalekiego Wschodu. Może z tego powodu Betsy wróciła w 2018 do swojego oryginalnego ciała... czuję więc, że w panelach powyżej jest jakaś metafora, tylko nie poszła ona na kartach Uncanny X-Force szczególnie dalej.

No i dodatkowy zgrzyt - wszyscy dostali nowe, fajne kostiumy, a Psylocke nadal zasuwa w stroju kąpielowym z lat '90 i świeci tyłkiem w najlepsze. Jak zwykle, don't get me wrong - I like a cool sexy costume, ale na wszystko jest czas i miejsce; tutaj wyrywało mnie to po prostu z historii. Is she a tempting sex kitten or a morally conflicted assassin? Narracja i dialogi sugerują to drugie, but oof, there is a lof of ass shots in the art.

And I mean a lot! You can't say "assassin" without "ass", apparently.

Najgorsze jest to, że te ass shoty całkowicie zaburzają mi nastrój i dramatyzm wielu scen.

Innym wizualnym problemem serii jest częsta dekompresja (o zjawisku tym piszę szerzej tutaj). Częściowo ją rozumiem - strona wizualna jest naprawdę największym claim to fame tego tytułu - ale spójrzcie na stronę poniżej:

Magneto pije drinka: the page

Momentami wygląda to naprawdę niemal jak parodia trendu! Tak, poświęcenie pozornie błahej akcji całej strony nadaje jej dodatkowej emocjonalnej wagi, ale co za dużo, to niezdrowo. Oczywiście, jest to jak zwykle kwestia gustu; jest to w końcu efektowna technika i jeśli ktoś ją lubi, nie będzie na pewno narzekać.

Bardziej obiektywnym felerem Uncanny X-Force jest próg wejścia. O ile Remender naprawdę sprawnie wprowadza główne postacie, o tyle nie uciekniemy od all the usual X-Men nonsense - podróże w czasie, inne rzeczywistości, alternatywne wersje znanych bohaterów. Im wyższa wasza tolerancja na taplanie się w podobnym błocku, tym lepiej! Znajomość Age of Apocalypse z 1995 będzie dodatkowym ułatwieniem... chociaż pewnie szybkie streszczenie wystarczy. Jak podaje wikipedia:

The storyline starts with Legion (David Haller), a psychotic mutant who traveled back in time to kill Magneto before he can commit various crimes against humanity. Legion accidentally kills Professor Charles Xavier, his father, leading to a major change in the timeline. The death of Professor Xavier leads Apocalypse to attack 10 years sooner than he did in the original timeline, taking control of Earth and altering everything that happened from that point forward. Apocalypse is opposed by several factions of mutant resistance, including a group led by Magneto. The group manages to send the mutant Bishop back in time to prevent the murder of Professor Xavier, undoing the entire timeline.
A że to Age of Apocalypse to kolejny stupid fake world (tak, jestem odrobinę zakochany w tej frazie), pełno jest tam standardowych permutacji: good guys are bad, bad guys are good, takie tam. Nie jest to więc raczej komiks, który mógłbym z czystym sercem polecić jako łagodne wprowadzanie w uniwersum X-Menów - ale daleko mu też do bycia kompletnie hermetycznym nonsensem.

Nawet biorąc pod uwagę powyższe zgrzyty - Uncanny X-Force czytało mi się bardzo dobrze; połknąłem całość w dosłownie dwa wieczory. Dialogi są niezłe, a charakteryzacja postaci sprawna; swoje mówi chyba fakt, że moim największym zastrzeżeniem było "hm, w portrecie Psylocke czegoś mi brakowało", ale nie potrafię nawet dokładnie sprecyzować, czego dokładnie. Dużo jest w tym komiksie naprawdę szalonych konceptów, które na filmowym ekranie kosztowałyby miliony dolarów; podróże pomiędzy światami, efektowne panoramy, sztuczny świat i miliony lat jego ewolucji... 

...z ewoluującymi tam rasami oraz kulturami, które kolejno powstają i upadają!

A co powiecie na nieśmiertelnego dobosza z wojny secesyjnej, który został jednym z Jeźdźców Apokalipsy i potrafi unieszkodliwić przeciwników nawet bębniąc palcami o krzesło? Albo na świadomy nabój zrobiony ze skóry pewnego mutanta?

You detect correctly!

Uncanny X-Force to taki naprawdę porządny late night action movie. Warto przyjrzeć mu się dla samej scenariuszowej i wizualnej fantazji; a jeśli dacie mu szansę, może nawet okazać się, że pod sensacyjną powłoczką brutalności kryje się nieco głębi! Dobry pierwszy krok w uniwersum X-Menów? Aż tak daleko raczej w swojej rekomendacji nie pójdę... ale na pewno bardzo solidny drugi lub trzeci!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz