Komiksy oraz planszówki doczekały się już osobnych kart - czas więc na gry komputerowe! Te dwie pierwsze kategorie zorganizowałem po prostu alfabetycznie, ale z dzisiejszą chcę się trochę zabawić.
Ułożę omawiane gry w subiektywnym rankingu, do którego - z biegiem czasu - będę dodawał kolejne pozycje! Oczywiście, it's generally one big joke; ranking ten będzie stuprocentowo subiektywny i pewnie powie wam więcej o moich gustach, niż o faktycznej klasie gier. Unless...? Dla dobrej zabawy postaram się jednak uargumentować każdą pozycję na liście, a gra raz sklasyfikowana będzie już sklasyfikowana na mur, beton - liczę więc na trochę wesołości, gdy w przyszłości będę dodawał kolejne pozycje i musiał decydować, czy dana nowość jest lepsza od gry X, czy może gorsza od Y.
Nie czekajmy zatem; ruszajmy - chronologicznie od początku bloga!
Pierwszą opisaną pozycją była gra The Final Station, pikselowa przygodówka z ciekawym apokaliptycznym klimatem. Nie będę się tu rozpisywał, gdyż z definicji zajmuje ona na razie miejsce pierwsze!
Lista wygląda więc następująco:
- The Final Station
Woo! Gratulacje, niepozorna gro!
Również w styczniu pojawiła się na blogu gra Gris, wizualnie odpicowana platformówka skupiona na tematyce żałoby. Była na pewno bardzo ładna, ale koniec końców brakowało w niej ducha; metafory nieco się rozlatywały, a całość była na tyle pozbawiona wyzwania, że sprawiała wrażenie mniej gry, a bardziej interaktywnej animacji. I wiecie co? W ostatecznym rozrachunku The Final Station bardziej zaangażowała mnie emocjonalnie.
Nasza mała gra z pikselowym pociągiem utrzymuje więc palmę pierwszeństwa!
- The Final Station
- Gris
Sorry, Gris, you sure are pretty, but pretty is not always enough!
Luty przyniósł nam absurdalną zabawę w grze Roundabout, gdzie - jako Georgio Manos, pierwszy kierowca wirującej taksówki - wirujemy po ulicach miasta, zbierając pasażerów, rozjeżdżając przechodniów i (główna atrakcja!) oglądając garażowym sumptem nakręcone cutscenki. To potężna zgrywa, wielki dowcip; sama gra równie dobrze mogłaby pewnie wyjść współcześnie na komórkę... ale te cutscenki zmieniają ją w doświadczenie. Jesteśmy więc w rejonach Gris (to będą chyba nasze okolice "mniej gra, a bardziej...") - przy czym Gris wygrywa jednak stroną wizualną i techniczną.
Lista ma już trzy pozycje!
- The Final Station
- Gris
- Roundabout
Może więc Roundabout spada na sam koniec, ale te cutscenki to i tak klasa sama w sobie!
W lutym przeszedłem też grę Mutazione, która reklamuje się jako soap opera z mutantami. Nastolatka Kai przeżywa wakacje na dziwacznej wyspie, a my - razem z nią - poznajemy tamtejszych lokalsów w wyluzowanym, powolnym, narracyjnym doświadczeniu. Całość potrzebuje chwili, żeby się rozkręcić... ale ciekawie zarysowane postacie i oryginalna strona graficzna przyniosły mi w ostatecznym rozrachunku więcej zabawy, niż strzelanie do zombie The Final Station!
Ding ding ding, we have a new number one!
- Mutazione
- The Final Station
- Gris
- Roundabout
Poza łażeniem po wyspie i gadaniem nie robi się tu właściwie nic - ale stąd właśnie płynie relaksująca, wakacyjna atmosfera!
Kolejna omawiana gra, Dicey Dungeons, pojawiła się dopiero w maju; najwyraźniej w marcu i kwietniu inne sprawy zaprzątały mi głowę! Dicey Dungeons łączy mechaniki deckbuildera, gry kościanej oraz gry roguelike; turlając kości odpalamy karty zdolności, dzięki którym walczymy z przeciwnikami i schodzimy ku coraz głębszym lochom. Komiczna otoczka ustawionego teleturnieju łagodzi frustracje związane z losowością, a sama gra ma zawartości na kopy - różne postacie, zdolności, wariacje poziomów, wrogów i przedmiotów... Świetna pozycja na przerwę w pracy - i nasz nowy numer jeden!
Mutazione długo nie zagrzała pierwszego miejsca!
- Dicey Dungeons
- Mutazione
- The Final Station
- Gris
- Roundabout
Wybacz, Mutazione, ale przy całym swoim uroku jesteś jednak jednorazowym doświadczeniem. Do Dicey Dungeons okresowo nadal wracam!
Dicey Dungeons to połączenie deckbuildera i gry kościanej; w Monster Train deckbuilder spotyka tower defense - i jest to rewelacyjny pomysł! Z perspektywy czasu powiem, że Monster Train to gra głębsza i ciekawsza niż klasyk gatunku, Slay the Spire; niezwykle podoba mi się system pięciu domów, który przypomina pięć kolorów z Magic: the Gathering. Jeśli z początku gra wydaje się wam zbyt prosta, nie martwcie się nic i odblokowujcie kolejne covenants, opcjonalne utrudnienia; większość mojego czasu przy Monster Train (ponad 130 godzin!) spędziłem grając z pełnym zestawem dwudziestu pięciu złamanych przymierz. A co! Jeśli Dicey Dungeons jest pretty fun - to Monster Train zjada ją na śniadanie!
Kolejna szybka zmiana na podium!
- Monster Train
- Dicey Dungeons
- Mutazione
- The Final Station
- Gris
- Roundabout
Wszystkie domy odblokowane? To złamcie teraz wszystkie przymierza. A potem przejdźcie do opcjonalnych wyzwań, które fundamentalnie zmieniają reguły gry. Ponad 130 godzin i sam jestem jeszcze daleko w polu!
Hypnospace Outlaw to wirtualne muzeum dawnego internetu; wirujące gify, strony a'la geocities, cały ten nostalgiczny bałagan. Gry w grze jest tu niewiele - trochę kojarzenia faktów i zagadek logicznych - więc ponownie dryfujemy w okolice Gris. A może nawet wyżej? Mutazione to też bardziej interactive storybook niż angażująca gra! I chyba właśnie jedno oczko pod Mutazione to uczciwe miejsce dla Hypnospace Outlaw.
Nasza zaktualizowana lista to...
- Monster Train
- Dicey Dungeons
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Gris
- Roundabout
Jeśli pamiętacie tę erę internetu - będą to dla was worki nostalgii i wspomnień!
Ach, Caveblazers! Mój ukochany zręcznościowy roguelike, przy którym niejednego audiobooka już wysłuchałem. Oprawa wizualna nie zapiera może dechu w piersiach, ale gra ta destyluje wszystko, co jest fajne w klasycznym łażeniu po podziemiach - zbieranie i ulepszanie ekwipunku, odblokowywanie nowych zdolności, budowanie postaci z konkretną strategią w głowie... Masa zabawy, a do tego pójdzie chyba na każdym komputerze, który nie rozpadł się jeszcze ze starości. Sterowanie na padzie jest przyjemne i precyzyjne; na klawiaturze nawet nie próbujcie. Okresowo wracam do Caveblazers od lat (190 godzin!)... i znowu mamy zmianę na pierwszym miejscu listy!
Nieźle jak na małą grę, którą kupiłem kiedyś przypadkiem w jakimś pakiecie.
- Caveblazers
- Monster Train
- Dicey Dungeons
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Gris
- Roundabout
Długo się wahałem, ale na Monster Train muszę jednak mieć nastrój, a do Caveblazers chętnie usiądę zawsze! Oto przewaga zręcznościowego pykania na padzie nad wysiłkiem intelektualnym.
To już z okresu wakacyjnego! Loop Hero is super chill and cozy; budujemy trasę dla naszego herosa, a ten dzielnie po niej drepcze i rośnie w siłę stawiając czoła przeciwnościom. Przez niewielki stopień interakcji i minimalistyczną grafikę jest to dosyć medytacyjne doświadczenie - ale niecierpliwi mogą podbić tempo rozgrywki, by częściej angażować się w stawianie nowych elementów terenu czy podmienianie wyposażenia herosa. Zdarzało mi się wpaść nocą w syndrom "jeszcze jednego podejścia"... i siedziałem potem przed komputerem jeszcze dwie godziny, już w piżamie i z umytymi ząbkami.
Jak więc zmienia się nasza lista?
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- Dicey Dungeons
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Gris
- Roundabout
Loop Hero to jeszcze nie ekstraklasa, która zaczyna się od Monster Train, ale wygrywa z Dicey Dungeons bardzo przemyślaną oprawą. Ta paleta kolorów i czarna przestrzeń negatywna!
Jako człowiek, który z Lovecrafta się dyplomował, nie mogłem odpuścić nowej wersji Call of Cthulhu! To przygodówka z perspektywy pierwszej osoby z drobnymi elementami skradanki; nastrój jest nawet niezły, ale czuć, że gra wyszła za szybko i bez wielu finałowych szlifów. To, że jest linearna do bólu można wybaczyć, ale są w niej całe mechanizmy, które nie mają żadnego sensownego uzasadnienia - jak na przykład system poczytalności. Cała gra jest OK, I guess, ale nie jest to nic godnego zapamiętania.
Call of Cthulhu ląduje...
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- Dicey Dungeons
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Call of Cthulhu
- Gris
- Roundabout
...pod The Final Station! Pikselowa gra o pociągowej apokalipsie bardziej budowała, moim zdaniem, autentyczny nastrój horroru. Powyżej Gris - bo Call of Cthulhu ma więcej gry w grze, a do tego również ma urocze detale w tekstach i scenografii!
Oh, man - Where the Water Tastes Like Wine. Such a beautiful mess! Such a great... non-game! To tytuł, który ma świetną muzykę, rewelacyjne aktorstwo głosowe (występuje tam nawet Sting!), piękne plansze opowiadanych historii... ale samej gry jest tam co kot napłakał, rozgrywka potrafi być monotonna, a strona techniczna leży i kwiczy. Ale ta tematyka, ten zamysł! Ewolucja historii od przydrożnych plotek do potężnych kulturowych mitów, Stany Zjednoczone okresu Wielkiego Kryzysu (i nie tylko!), różnorodność perspektyw... ach, ach, ach. To gra, o której wolę myśleć i ją wspominać, niż w nią grać, ale na pewno zostanie w mojej głowie na bardzo, bardzo długo.
Hej, obiektywnie rzecz biorąc, to mocno średnia gra; naprawdę pełna potknięć i problemów. Ale to moja lista!
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- Dicey Dungeons
- Where The Water Tastes Like Wine
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Call of Cthulhu
- Gris
- Roundabout
...oczko powyżej Mutazione; that's the best I can honestly do. Spróbujcie myśleć o Where the Water Tastes Like Wine bardziej jako o projekcie artystycznym niż o grze. Dla mnie była ona jak pyszny, wykwintny posiłek... w trakcie którego pies gospodarza cały czas gryzł mnie pod stołem w nogi. But, by golly, it was worth it.
The Long Dark to najlepsza gra i numer jeden tej listy, dziękuję, po makale! A poważniej: to świetny survival, który może być zarówno medytacyjno-odprężający, jak i tak pełen napięcia, że serce będzie wam tłuc niczym przy najlepszym thrillerze. Mechanizmy są dopracowane; stylizowana grafika nie ma szans się zestarzeć; reżyseria dźwięku jest genialna. Żadna inna gra nie pozwoliła mi się tak cieszyć poczuciem pustki i samotności - i do tego cały czas pojawiają się w niej nowe aktualizacje!
To czysta formalność:
- The Long Dark
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- Dicey Dungeons
- Where The Water Tastes Like Wine
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Call of Cthulhu
- Gris
- Roundabout
...na chwilę obecną? Nie wyobrażam sobie, żeby cokolwiek mogło zrzucić z pierwszego miejsca The Long Dark. Jak zwykle, I'm open to being proven wrong, ale na razie moja wyobraźnia tak daleko nie sięga! I just love it so much.
Po Vigil: The Longest Night sięgnąłem, bo miałem ochotę na zabawę w stylu Salt & Sanctuary. Vigil nie kryje się z inspiracjami... ale wszystko robi gorzej. Mechanizmy są słabo zbalansowane, wyzwania właściwie brak; zbieranie znajdziek nie przynosi satysfakcji, a fabuła jest mocno bełkotliwa. Można pewnie z tego tytułu wyciągnąć trochę zabawy... ale lepiej już zagrać jeszcze raz w Salt & Sanctuary.
Hej, ale przynajmniej mamy coś nowego na samym końcu listy!
- The Long Dark
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- Dicey Dungeons
- Where The Water Tastes Like Wine
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Call of Cthulhu
- Gris
- Roundabout
- Vigil: the Longest Night
...sorry, Vigil, that's them apples; wolałbym już zagrać jeszcze raz w Roundabout i obejrzeć głupie cutscenki. Wiecie co, fabuła Roundabout - z wirujacą limuzyną, pojedynkiem taksówkarzy i szkieletem mordercą - miała chyba nawet więcej sensu!
Spiritfarer! Gra tak ładna - naprawdę jak interaktywna kreskówka - ale równocześnie tak mechanicznie płytka i tonalnie nierówna, że od razu myślę o okolicach Gris. Wszystko jest tu niby fajne - można rozmawiać z duchami, budować im domki na łodzi, gotować, craftować - ale te rozmaite atrakcje szybko pokazują wszystko, co miały do pokazania. Może w zamyśle miała to być taka gra dla ludzi, którzy zwykle nie grają w gry; do mnie nie trafiła.
Ale i tak była lepsza niż Gris. No dobra, pewnie też bogatsza w zawartość niż Call of Cthulhu... but that's as high as I can go. Na pewno wolałbym raczej zagrać ponownie w The Final Station.
- The Long Dark
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- Dicey Dungeons
- Where The Water Tastes Like Wine
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Spiritfarer
- Call of Cthulhu
- Gris
- Roundabout
- Vigil: the Longest Night
...ale jest to bardzo, bardzo ładna gra. Jeśli interesują was przede wszystkim wrażenia estetyczne, skalibrujcie pozycję odpowiednio!
To był promień westernowego słońca w ciemnym listopadzie! SteamWorld Dig 2 to jedno z moich najpozytywniejszych zaskoczeń; mała, urocza gra, w której wszystko jest po prostu dopięte tip-top. Kto nie lubi kopać w poszukiwaniu złota i diamentów, a potem ulepszać postać, by potem kopać trochę głębiej w poszukiwaniu złota i diamentów? Zabawa trwa raptem kilka godzin, ale przez poranek czy dwa poczułem się znów jak dzieciak grający na swojej pierwszej konsoli.
Oj, pójdziemy tutaj wysoko; nie można zignorować tej dziecięcej radochy!
- The Long Dark
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- SteamWorld Dig 2
- Dicey Dungeons
- Where The Water Tastes Like Wine
- Mutazione
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Spiritfarer
- Call of Cthulhu
- Gris
- Roundabout
- Vigil: the Longest Night
Bardziej wycyzelowana niż Dicey Dungeons, lecz jednak zbyt krótka, by przebić Loop Hero. Kiedyś chętnie wrócę do SteamWorld Dig 2... ale do Loop Hero wrócę pewnie szybciej.
The Messenger to gra z mocnym metatekstualnym zacięciem - nasz ninja podróżuje w czasie, co zarazem technicznie zmienia grę z ośmio- na szesnastobitową. To uroczy koncept, a sama gra jest mechanicznie zabawą pierwszej klasy - będziecie tu mieć skakania po platformach i odbijania się od wrogów za wszystkie czasy. A nawet więcej. To właśnie główny problem The Messenger - jest zwyczajnie o dobrych parę godzin za długa. Końcówka nie ma już pomysłów na niespodzianki, więc po prostu dostajemy więcej, więcej, więcej; spokojnie można było usunąć nieco zbędnego tłuszczyku.
Ale jest to też gra autentycznie śmieszna! Hm, niełatwo ją sklasyfikować; po namyśle...
- The Long Dark
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- SteamWorld Dig 2
- Dicey Dungeons
- Where The Water Tastes Like Wine
- Mutazione
- The Messenger
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Spiritfarer
- Call of Cthulhu
- Gris
- Roundabout
- Vigil: the Longest Night
...oczko wyżej niż Hypnospace Outlaw. Obie są pełne retro-nostalgii, ale - trochę jak w przypadku decyzji pomiędzy Caveblazers oraz Monster Train - częściej usiądę do zręcznościówki na padzie niż puzzle game.
Czy można zrobić krwawą platformówkę opartą na katolickim hiszpańskim folklorze? Jeszcze jak! Blasphemous to metroidvania z odrobiną soulsowej walki; starcia są dynamiczne i brutalne, skakanie po platformach przyjemne, sterowanie precyzyjne, słowem - solidna zabawa. System punktów zapisu mógłby być trochę lepiej zorganizowany, ale w jakiej innej grze macie okazję oklepać gigantycznego ekshumowanego arcybiskupa czy zakonnicę z poparzoną twarzą?
Decyzje, decyzje!
- The Long Dark
- Caveblazers
- Monster Train
- Loop Hero
- SteamWorld Dig 2
- Blasphemous
- Dicey Dungeons
- Where The Water Tastes Like Wine
- Mutazione
- The Messenger
- Hypnospace Outlaw
- The Final Station
- Spiritfarer
- Call of Cthulhu
- Gris
- Roundabout
- Vigil: the Longest Night
Tak więc wygląda lista gier według Anglisty! Znajdzie się ona niebawem na osobnej podstronie, gdzie będzie rosnąć, rosnąć i rosnąć... spodziewajcie się więc, że każdy nowy tytuł będzie do niej razu dodawany! Już czuję te trudne decyzje - i nie mogę się ich doczekać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz