Trzeci sezon Titans już za nami! No dobra, wyemitowany został dobrą chwilę temu, ale doba nie jest z gumy - udało nam się go obejrzeć dopiero w okresie świątecznym. Jeśli mowa o prawdziwej komiksiarskiej retro-recenzji, to spodziewajcie się za jakiś czas tekstu o zeszłorocznym sezonie Riverdale - późno bo późno, ale wesoło przez niego właśnie przechodzimy! Dziś jednak skupmy się na serialowych Titans.
Spotykamy się po sezonie... ale większych spoilerów w tekście brak! |
Na początek - jak zwykle - zanurkujmy w komiksową historię! W roku 1940 - w zeszycie Detective Comics #38 - pojawił się młody partner Człowieka-Nietoperza, osierocony akrobata Robin. Dlaczego? Był to ukłon wobec młodszych czytelników oraz próba odejścia od brutalnego, mrocznego tonu, który charakteryzował serię wcześniej. Z jednej strony - była to marketingowa próba poszerzenia mainstream appeal postaci i poszukiwanie nowych rynków; z drugiej - reakcja na zarzuty związane z brutalnością ówczesnych komiksów. Robin był jasny i wesoły; dawał młodszym czytelnikom kogoś, z kim łatwiej jest się identyfikować, niż z ponurym Batmanem.
Klasyczne cyrkowe wejście przez obręcz! |
Manewr ten okazał się sukcesem na tyle znaczącym, że rola teenage sidekick stała się jednym ze stałych tropów narracji superbohaterskich. Dorosłemu Aquamanowi towarzyszyć zaczął Aqualad; nowym partnerem Green Arrow został młody łucznik Speedy, zaś Flashowi wziął pod swoje skrzydła Kid Flasha, a jakże! Było kwestią czasu, aż wszystkie te nastoletnie postacie zaczną się spotykać i założą własny młodzieżowy klub. Gdy w końcu tak się stało - na łamach tytułu The Brave and the Bold #54 w 1964 - koncept okazał się na tyle popularny, że w 1966 zespołowi zawierzono już ich własny tytuł: Teen Titans!
Prawdziwa rewolucja nadeszła w 1980, kiedy Tytani doczekali się nowego tytułu: The New Teen Titans. Marv Wolfman oraz George Pérez postanowili uwspółcześnić drużynę i zrobić z niej odpowiedź wydawnictwa DC na popularnych X-Menów (również kilka lat wcześniej uwspółcześnionych). To wtedy w skład grupy weszły postacie, które odtąd miały być z nią nierozerwalnie kojarzone: zmiennokształtny Beast Boy, pochodząca z innej planety Starfire, włądająca mrocznymi mocami Raven oraz cyborg Cyborg.
Krypto Superpies nadal na ekranie! |
Po pierwsze: mamy zmianę dekoracji. Nasza drużyna przenosi się do opuszczonego przez Batmana Gotham; Bruce Wayne to, w wydaniu tego serialu, już właściwie bohater-emeryt. Gotham to dla Nightwinga grząski grunt; poza niełatwą relacją z byłym mentorem czeka tam na niego również stary romans z Barbarą Gordon - byłą Batgirl, a obecnie poruszającą się na wózku komisarz policji (funkcja ta najwyraźniej jest w Gotham dziedziczna). Na froncie superłotrów pojawia się z kolei Red Hood - mordujący mafiozów mściciel obwołujący się następcą Batmana i "nowym bohaterem na nowe czasy" - oraz odsiadujący wyrok, ale wcale nie bezradny Riddler.
Wersja ekranowa... |
...i komiksowa! |
Settling on the idea of telephone poll via a 1-900 number, O'Neil had decided due to discussions with DC Comics president Jenette Kahn that the poll should not be wasted on something insignificant. O'Neil settled on using the poll to determine the fate of the second Robin. O'Neil said, "The logical candidate was Jason because we had reason to believe that he wasn't that popular anyway. It was a big enough stunt that we couldn't do it with a minor character." Even though Jason Todd was unpopular with readers, O'Neil could not decide what to do with the character, so he opted to present the choice to the readership.
Fanowskie głosy zdecydowały - i był to zdecydowany kciuk w dół (może dlatego, że nowy Robin nie był szczególnie popularną postacią). Jason zaliczył więc czapę, Batman trochę się posmucił oraz ustawił jego pokrwawiony kostium w swojej galerii pamiątek... i na ponad dekadę było to wszystko. Ale że w komiksach wszyscy wracają do życia (kiedyś mawiało się, że do życia nie wraca tylko wujek Ben, Gwen Stacy i Bucky, ale ostatnia dwójka zadała temu stwierdzeniu widoczny kłam), Jason powrócił w końcu zza grobu jako zamaskowany Red Hood - plus/minus Punisher w wydaniu DC, antybohater gotowy wpakować przestępcom parę kulek.
Serial wydaje się zakładać, że wszystko to już wiemy. Kiedy Jason zostaje już w pierwszych scenach zatłuczony łomem i "umiera", wątek ten nie jest niepotrzebnie przeciągany, jakby przewidując fanowską reakcję: sure, sure, we all know he's not really dead and comes back as the Red Hood, let's get on with it! Cieszy mnie, że Titans nie robią z oczywistości "wielkiej zagadki" oraz szkieletu sezonu. Tak, Red Hood to Jason, a teraz weźmy się za naszą własną fabułę! Odświeżające. Podobało mi się również wplecenie elementów The Killing Joke; dla nieobeznanych, w historii tej (niekanonicznej) Joker znęca się okrutnie nad komisarzem Gordonem i jego córką, Barbarą (ta traci po postrzale władzę w nogach)... co w rewanżu popycha Batmana do aktu ostatecznego - zamordowania klauna.
Analiza The Killing Joke jest skomplikowana. Z jednej strony - jest to historia, która odbiła się mocnym echem; obraz Barbary Gordon - Batgirl - na wózku okazał się na tyle przejmujący, że straciła władzę w nogach również w głównej linii komiksów. Z drugiej - sadyzm Jokera i skupienie fabuły na przemocy (w tym wobec kobiet) wywołuje niechęć tak znaczną, że nawet autor - Alan Moore - przyznał potem, że chyba przeszarżował.
Jak radzi sobie z tym serial? Batman zabijający Jokera i przechodzący na emeryturę (czy może samowolne wygnanie) jest tu reakcją nie na los Barbary, a Jasona. Z narracji wypada więc dosyć obrzydliwy wątek implikowanej przemocy seksualnej; instead, it's just good old fahioned violence, tym bardziej umowna, że Jason - co jasne - zaraz przecież powróci. Barbara nadal jest byłą Batgirl, obecnie na wózku... ale wszystko to zrealizowane jest taktowniej. Taktowniej, a zarazem mocniej - bo Barbara jest na wózku nie za sprawą uszkodzenia kręgosłupa, a utraty nogi.
To nie efekty; Savannah Welch - aktorka grająca Barbarę - rzeczywiście przeszła w wyniku wypadku amputację! |
Głównym łotrem sezonu jest Riddler - początkowo osadzony w więzieniu "konsultant" Nightwinga (a'la Milczenie owiec), a później - już bardziej aktywny gracz. Grający go Vincent Kartheiser udźwignął wpisany w rolę ciężar: płynnie dryfuje od apatii do euforii, od spokojnego inteligenta do agresywnego furiata. Krótko mówiąc, he's a deeply disturbed guy - i szarżuje w swojej grze aktorskiej akurat na tyle, by jego Riddler był wyczuwalnie superłotrem, a nie tylko kolejnym kryminalistą.
A bit larger than life, nawet bez kostiumu w znaki zapytania! |
A poza tym? Jest to przede wszystkim ładnie nakręcone; kadrowanie wydało mi się precyzyjne, a lokacje i kostiumy - ciekawe. Dialogi nie są non stop kręcone w powtarzalnym planie średnim; spójrzcie na przykład na poniższą rozmowa Beast Boya i Superboya:
Tzw. boy talk! Skoro już mamy ładny plan zdjęciowy, to warto pokazać go w szerszych kadrach; nadaje to poczucia filmowości. |
Było swego czasu trochę jęczenia w internecie, że kosmitkę Starfire gra czarnoskóra Anna Diop, ale mnie osobiście pasuje ona dobrze do tej roli - wyglądałoby to dosyć komicznie, gdyby aktorka miała występować non stop ze skórą pomalowaną na pomarańczowo. Beast Boy na ekranie też nie jest zielony jak w komiksach; farba na włosach sprzedaje wystarczająco, z kim mamy do czynienia.
Podobały mi się też "cywilne" ciuchy zespołu - dzięki połączeniu fioletu i zielonej biżuterii nadal oddany jest wizualny charakter Starfire |
W tle przeplatają się wątki poboczne - pojawia się Tim Drake (trzeci Robin!), Starfire próbuje się dogadać z siostrą, inne panie mają własny segment na wyspie Amazonek, pojawia się też nawet wizyta w stupid fake world zaświatach, która pozwala podwiązać niedokończone wcześniej elementy fabuły. Są lekkie inspiracje komiksową historią No Man's Land... i ogólnie czuć, że jest to robione przez fanów i dla fanów.
Superboy z Titans - w odróżnieniu od tego z Legionu - to klon, genetyczna mieszanka Supermana i Lexa Luthora. Na ekranie bywa wyjątkowo pocieszny! |
No i właśnie, przez fanów i dla fanów - trudno mi obiektywnie ocenić Titans z perspektywy osoby nieznającej komiksów, może więc nie powinienem się na to silić. Wiem jedno - po skończeniu odcinka żona domagała się jeszcze jeden!, nawet kiedy ja sam poszedłbym już spać. Ale czego się nie robi dla partnerki! Bawiłem się więc naprawdę dobrze; ładne to, postacie znajome, dzieje się coś cały czas... a że czasem w fabułę wkrada się nieco chaosu? Mówi się trudno, po prostu nie jest to scenariusz pisany z zegarmistrzowską precyzją; to bardziej taka sprawling saga, która próbuje każdej postaci dać wątek i parę minut na ekranie. A postaci tych trochę jest.
Przy okazji serialu Hawkeye pisałem, że wyraźnie stanowi on historię Kate Bishop. Nie umiem zrobić czegoś podobnego przy trzecim sezonie Titans; czy to historia Nightwinga? Starfire? Red Hooda? Superboya? Ich wątki splatają się, przecinają i rozchodzą, tworząc chyba po prostu to, czym serial miał być: historię całej grupy, historię Titans. Oby tak dalej - czwarty sezon już w drodze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz