piątek, 28 stycznia 2022

Wolverine and the X-Men

Moja eskapada w okolice X-Menów trwa! Tym razem zdecydowałem się na serię Wolverine and the X-Men z 2011, którą czytałem lata temu, gdy jeszcze wychodziła na bieżąco... ale, czekając na kolejne comiesięczne numery, jakoś od niej odpłynąłem. Jak zatem poszło drugie podejście, tym razem już do zamkniętej całości?

Ano nieźle! Nie jest to seria straszliwie wysokich lotów, ale w ramach wieczornej rozrywki była w sam raz.

Tytuł jest naprawdę as generic as possible; no bo powiedzcie uczciwie, która z serii po 1975 nie mogłaby nazywać się Wolverine and the X-Men? Jason Aaron zmienia jednak standardową dynamikę zespołu: Wolverine nie jest ponurym samotnikiem, a dyrektorem nowej szkoły dla młodych mutantów - nazwanej na cześć zmarłej bohaterki Jean Grey School for Higher Learning. Jest już trochę starszy, bardziej stonowany w obyciu i mądrzejszy; stara się uczciwie wziąć na swoje barki odpowiedzialność za wychowanie nowego pokolenia.

Kitty Pryde sama zaczynała wśród X-Menów jako nastolatka, a tu pełni już rolę nauczycielki - i, w prawdziwej teacher fantasy, potrafi tymczasowo zdematerializować struny głosowe gadatliwych uczniów!

A nowe pokolenie - jak to nowe pokolenie - nie ma zamiaru biernie "dać się" wychowywać. Wśród kandydatów i kandydatek do tytułu nowych X-Menów znajduje się barwny przekrój osobowości: Idie Okonkwo, klasowa prymuska, uważa się z racji na mutację za potwora; Quentin Quire to buntownik i anarchista, a Glob - niezbyt bystry class bully; przybyli z obcych planet kosmici Broo oraz Kid Gladiator - odpowiednio nerd i jock; i tak dalej, i tak dalej.

Jak, jako fan komiksów i nauczyciel, mógłbym nie dać temu tytułowi szansy?

Dobre rady na start od Profesora X! "Co", zapytacie, "Profesor X żyje i chodzi o własnych siłach?" W tym okresie akurat tak! It's the X-Men; just roll with it.

Jason Aaron - doświadczony scenarzysta Wolverine'a - sam zdradził, ze wykoncypował tę serię jako odskocznię od wcześniejszych krwawych i mrocznych fabuł. Jeśli ktoś szuka moralnych dylematów i brutalnej akcji, może wziąć się na przykład za Uncanny X-Force; Wolverine and the X-Men to szkolna komedia, w której nawet antagoniści - nowa inkarnacja Hellfire Club - są zarysowani ze zdrową dawką absurdu. Na dowód: już w otwierającym zeszycie atakują oni nowo otwartą szkołę przy pomocy oddziału potworów Frankensteina oraz "odrostu" zmutowanej świadomej wyspy Krakoa. Zmutowana świadoma wyspa daje się jednak obłaskawić i zostaje jednym z uczniów szkoły; it's that sort of comic book nonsense!

"You've got a Krakoa?" Podoba mi się styl Chrisa Bachalo, jednego z głównych rysowników serii; od wizualnej szorstkości po dynamiczny układ kadrów i zastosowanie przestrzeni negatywnej 

Wszystko to kanon i w ogóle, jeśli ktoś takimi rzeczami się przejmuje - ale podczas lektury czułem się, jakbym usiadł do jakiegoś AU, alternate universe fanfiction. Wolverine and the X-Men mają właśnie takiego ducha zabawy postaciami: Wolverine jest dyrektorem! Toad, sługa Magneto, odpracowuje dawne winy jako wiecznie udręczony woźny! Kitty Pryde oraz Iceman - oboje byli, choć w różnych dekadach, zespołowymi fun-loving teenagers - są teraz dojrzałymi nauczycielami! Krakoa, wyspa polująca na mutantów z klasycznej starej fabuły, jest teraz uczniem szkoły! 

Kiedy mówię o tym school AU feel, robię to in the best possible way. Aaron bawi się postaciami, bawi się konwencją; są równe szanse, że klasyczne zagrania ze szkolnej komedii będą tu wywrócone na głowie... lub zagrane kompletnie wprost. It keeps things interesting!

Jason Aaron nieraz nabija się z konwencji!

Podoba mi się też zgrabna kontynuacja charakteryzacji z innych tytułów. By dać tylko dwa przykłady: w ostatnio omawianym Uncanny X-Force (drobny spoiler!) pierwszy album kończy się sceną, w której tytułowy zespół dokonuje egzekucji odrodzonego jako dziecko Apocalypse'a. Staje się to ich original sin, winą, która rozpoczyna ich wewnętrzny rozpad; Fantomex decyduje się sklonować martwe dziecko i wychować je w przyspieszonej wirtualnej rzeczywistości, by zyskać choć nieco ukojenia. Chce też rozwiązać odwieczny dylemat nature vs. nurture przez zaprogramowanie symulacji tak, by młody Apocalypse dorastał na idyllicznej farmie w Kansas, wychowany przez przybranych rodziców, którzy wpajają mu mocne zasady moralne. Brzmi znajomo? Oczywiście; to X-Menowski ukłon w stronę historii Supermana!

Gdy więc młody Apocalypse trafia do szkoły Wolverine'a, przyjmuje imię Genesis - i stara się, by wszyscy dookoła zobaczyli w nim nie potencjalnego superłotra, a herosa, na którego został wychowany i którym pragnie zostać. Strona wizualna ładnie kontynuuje metaforę z zupełnie innej serii; oto, jak Genesis widzi sam siebie:

Obraz po z samochodem to pastisz okładki Action Comics #1 z 1938, pierwszego występu Supermana!

Inną powracającą postacią jest... Doop. Doop to jeden z moich ulubionych X-Menów; zielony latający kartofel o własnym języku, który zabłysnął na łamach X-Statix - serii z 2002 o mocno satyrycznym zacięciu, w której poza naszym latającym kartoflem miała występować księżna Diana i... słuchajcie, wpis o X-Statix też na pewno na tych łamach się pojawi! Ale żeby nie dryfować w dygresje: Doop wraca w Wolverine and the X-Men jako członek szkolnej kadry, nadal mówi swoim własnym językiem, a nawet... dostaje własny spotlight issue rysowany przez starego rysownika X-Statix! Autentycznie rozgrzało to moje serce.

Stary, dobry Doop! Robaczki w jego dymkach dialogowych, swoją drogą, to faktyczne kwestie zapisane prostym szyfrem podstawieniowym!  

Pod koniec serii byłem już w stanie odczytać proste kwestie Doopa bez pomocy!

Poza postaciami powracającymi ze starszych serii rozbawiły mnie też liczne inne mrugnięcia okiem; urocza była na przykład retrospekcja z dzieciństwa Warbird: bohaterki, która wychowała się w militarystycznej, gloryfikującej walkę i podbój kulturze Shi'ar:

Młoda Warbird ściemnia jak może...
...w lustrzanym odbiciu słynnej sceny z Watchmen, gdzie ściemnianie odbywało się z dokładnie przeciwnym zwrotem!

No cóż, oczekiwania i role kulturowe robią swoje - Kovacs nie chciał się wydać jako psychopata, a Warbird - jako dojrzewająca wrażliwa artystka; większego wstydu wśród Shi'ar w końcu nie ma! Takich odniesień jest tyle, że trudno mi polecić Wolverine and the X-Men jako jeden z tych mitycznych "punktów wejścia"; sam pierwszy numer wrzuca nas od razu w wir postaci, których znajomość autor po prostu zakłada. Tutaj ktoś z New Mutants, tam z Generation Hope, jeszcze gdzie indziej postać z ery Granta Morrisona; jako łotr wraca nagle ktoś z serii Wolverine: Origins z 2001... no, może to wyglądać chaotycznie.

Rekrutacja potencjalnych pedagogów! Komiks rzuca w nas kolejnymi postaciami w komediowych gościnnych występach; jeśli powyższe was bawi - to i pewnie całość serii będzie!

O fabule nie ma co się rozpisywać; ot, łotr numeru, jakieś powracające zagrożenie, w dużej mierze superbohaterska sztampa. Podkreślę jednak, że to nie złożoną intrygą ta seria stoi; wszystkie perypetie są pretekstem do pobawienia się znanymi postaciami w tym high school AU, wystrzelenia porcji gagów i poukładania na nowe sposoby charakterologicznych klocków. Trochę szkolnych romansów, trochę niesnasek - i oczywiście obowiązkowa dla gatunku zła szkoła, by było z kim rywalizować!    

Glob, co ty robisz w tej *złej* szkole? I to na kursie "Introduction to Evil"?

Jak widzicie z powyższych paneli, seria dosyć często zmienia artystów. Nie przeszkadzało mi to w trakcie lektury; wszystkie interpretacje są odpowiednio kreskówkowe i dobrze wpasowują się w humorystyczno-absurdalny ton scenariusza. Najciekawsze były, jak dla mnie, energiczne i mocno stylizowane prace Chrisa Bachalo - oraz gościnny występ Mike'a Allreda! 

Oj, Globie, Globie, jak zwykle w tarapatach!

Wolverine and the X-Men to fanservice, fluff w stanie czystym. Fabuła? E tam, nieistotne; it's those guys you know, joking and having fun with each other! Jeśli Jason Aaron chciał zafundować sobie odtrutkę na własne mroczne i brutalne historie z Wolverinem, to zdecydowanie mu się udało. Jest tu humor uczniowski; jest humor nauczycielski; jest środowiskowy humor komiksowy. A że to wszystko jest mniej więcej tak odżywcze, jak wata cukrowa? Powiem tak: nie po wyrafinowany posiłek tutaj przyszedłem. Podobnie jak wata cukrowa, jest to słodkie, lepkie i wesołe; podobnie jak z watą, lepiej nie zjeść naraz za dużo w jednym posiedzeniu. Ale czy jestem zadowolony, że wróciłem do tej serii? Na to pytanie wam teraz nie odpowiem...

...bo żuję watę.

Ale, podobnie jak Doop, mogę wam pokazać wymowny kciuk w górę. No to... jeszcze kilka paneli!

Typowe nauczycielskie podejście!

Teachers' night out!

I, oczywiście...

...bo, pomimo wszystko, there are many joys to be had!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz