środa, 29 grudnia 2021

Po sezonie: Hawkeye

Wygląda na to, ze kontynuujemy serię wpisów o Holiday Specials - bo czym jest serialowy Hawkeye, jeśli nie ekranowym Holiday Special właśnie, ze świątecznymi piosenkami, choinkami i zaśnieżonym Nowym Jorkiem? Przy każdej okazji powtarzam też, że stanowiąca inspirację tej produkcji seria duetu Fraction/Aja to jeden z moich ulubionych komiksów w ogóle - weźcie więc dzisiaj uczciwą poprawkę na moją fanowską perspektywę.

That said: WOOOOOOOO I LOVE IT! Z nowej fali marvelowskich aktorskich seriali (WandaVision, The Falcon & The Winter Soldier, Loki) Hawkeye podoba mi się zdecydowanie najbardziej. Jasne, jasne, może nie wszystko było tip-top, ale dawno nie czułem takiej radochy oglądając marvelowską produkcję!

Spotykamy się po sezonie - spoilery wliczone w cenę biletu!

Fabularny punkt wyjścia: Kate Bishop jest młodą kobietą, która jako dziecko otarła się o śmierć podczas inwazji kosmitów na Nowy Jork. Podczas bitwy z pierwszych Avengersów największe wrażenie zrobił na niej Hawkeye, Clint Barton - nie superżołnierz, nie superwynalazca, nie bóg; po prostu zwykły facet, który miał dosyć odwagi, by stanąć naprzeciw obcych ze sznurkiem i paroma kijkami. Wrażenie to było tak mocne, że Kate sama bierze się za łucznictwo - a parę lat później, pewnej zimy, ścieżki jej oraz Clinta w końcu ponownie się przecinają! I co prawda już tytuł pierwszego odcinka ostrzega, by never meet your heroes, ale do końca sezonu Kate i Clint będą już stanowić zgrane crime-fighting duo prosto z komiksowych kart.

Hi, I'm Kate and I'll be joining your favorite MCU characters!

Najlepsza, moim zdaniem, decyzja: Kate nie jest w tym serialu sidekickiem, a główną bohaterką. Otwierające sceny pokazują jej dzieciństwo; wracamy do niej, już doroślejszej, zaraz po napisach początkowych; główne dylematy i problemy serialu to jej dylematy i problemy. Jest jeszcze trochę mniej doświadczona niż komiksowa Kate, ale nadrabia to entuzjazmem, hucpą oraz pewnością siebie. Nie sposób jej nie lubić, i nawet antagoniści serialu wydają się podchodzić do niej z nastawieniem no przecież nie chcę cię zabić, weź dziewczyno odpuść, idź sobie gdzieś.

Sekwencja z Kate i Yeleną w windzie była wspaniała!

Szczególnie przypadły mi do gustu jej interakcje z Yeleną, wprowadzoną w filmowej Black Widow siostrą Natashy. Bardzo polubiłem Yelenę podczas pierwszego jej występu - gdzie była pyskata, emocjonalna i impulsywna - a wspólne sceny z Kate odsłaniają nowe aspekty jej charakteru: tym razem to ona zostaje postawiona w roli starszej siostry, która musi użerać się z irytującą gówniarą. No przecież jej nie zabiję, zdaje się myśleć nieustannie Yelena; balansują więc w tym moim ulubionym rejonie superbohaterskich narracji, gdzie najpierw walczą, a potem razem jedzą makaron z serem w rozwalonym mieszkaniu; gdzie wymiana kopniaków i chwytów dżudo to just business, ale - komediowo - it gets personal, gdy Kate sprzedaje Yelenie niespodziewanego plaskacza. O ty sikso bezczelna, przekazuje bez słów mina oburzonej Yeleny! Clint Clintem - relacja uczennica-mentor też jest fajnie zrealizowana - ale Kate oraz Yelenę mógłbym oglądać bez końca, nawet robiące zakupy w supermarkecie czy jadące autobusem. They're just so much fun together!

Brzydkie swetry i improwizowane świąteczne dekoracje. Jak tu się do siebie nie zbliżyć?

Co do interakcji z Clintem, są one rozegrane akurat tak, jak bym chciał. Poza niechętnego mentora jest grana wystarczająco długo, by ewolucja relacji z Kate była wiarygodna, ale nie zostaje przeciągnięta ponad miarę - twórcy serialu mają świadomość, że siedzę jako widz myśląc hej, wystarczy tych początkowych zgrzytów, chcę już zobaczyć, jak działają razem! Wszystko w tej relacji mi działało. Podobali mi się Kate i Clint widzący w sobie nawzajem zastępcze figury własnych rodzin: dla Clinta fizycznie nieobecnych dzieci, dla Kate - emocjonalnie odległych rodziców. Podobało mi się, że rytualna świąteczna estetyka brzydkich swetrów i picia przy holiday movies na wideo staje się katalizatorem, który pomaga postaciom autentycznie się przed sobą otworzyć. Podobało mi się, że w końcu widzimy Clinta w żałobie po śmierci Natashy... i tym bardziej wiarygodne stają się jego skomplikowane uczucia związane z nową superbohaterską partnerką. Kate nie jest i nigdy nie będzie Natashą... ale widać, że pomaga mu wypełnić tę pustkę obok. It's really cute.

Scena na moście była bardzo dobrą wariacją na temat tej komiksowej!

No i w końcu - podoba mi się bardzo, że pomiędzy Clintem a Kate nie ma dosłownie żadnej chemii romantycznej. This is purely a student/mentor relationship; and later - friends and allies. Na ekranie jest to niby jeszcze bardziej oczywiste - Clint ma w końcu żonę i dzieci - ale był to jeden z istotnych elementów komiksowej relacji obojga Hawkeye'ów. Clint miał pełną świadomość, że zawsze wychodził na ćwoka i palanta, bo poszedł do łóżka nie z tą osobą, co trzeba; wprost wyznał nawet Kate, że wielką zaletą ich przyjaźni jest dla niego to, że nie widzi jej kompletnie od strony romantycznej (no dzięki, super, myślała wtedy niezbyt połechtana Kate... ale jednak ze świadomością, że Clint-ćwok się stara).

"...does that mean you want to sleep with Spider-Man?"

To jedna z ogromnych zalet tego serialu - Hawkeye opiera się na komiksie duetu Fraction/Aja, ale nie stanowi niewolniczego przeniesienia na ekran. To prawdziwa adaptacja; obecne są pewne postacie, pewne motywy, nawet pewne sceny, ale wszystko to owinięte jest mimo wszystko w odmienną fabułę i dostosowane do ekranowych realiów. Widać z miejsca, że scena samochodowej ucieczki przed dresiarzami kończąca się na moście stanowi wariację na temat tej komiksowej:

Cała struktura sekwencji zbudowana jest, jak w komiksie, na wykorzystaniu rozmaitych trick arrows...
 
...ale jest ona osadzona w całkowicie odmiennej fabule. W serialu nie występuje kompletnie ruda pani po prawej, przykładowo!

I tak wielokrotnie - pojawia się motyw strzelania z palców monetą, ale w innych scenach niż w komiksie; pojawia się kamienica i jej mieszkaniec Grills, ale ich losy również są odmienne. Z jednej strony - sprawia to, że ginie nieco tematycznego przesłania oryginału; z drugiej - jest to nowa historia, a nie tylko ożywiony komiks. Gdy mowa o adaptacjach, wolę zdecydowanie takie podejście; wziąć kilka znajomych motywów (relacja Clinta i Kate, Pizza Dog, słowiańscy dresiarze, świąteczne tło, trick arrows), ukłonić im się, wykorzystać... ale opowiedzieć coś nowego. Nigdy w życiu nie byłem rodzajem fana, który jęczy zepsuli mi w ekranizacji to lub tamto; jeśli coś mi się nie podoba, well, tough - przecież zawsze mam nadal nienaruszony materiał źródłowy. Adaptacja, która wyłącznie zamienia jedno medium na inne i tak zawsze będzie niedoskonała; stuprocentowe przeniesienie motywów, tematyki i subtelności jest po proste niemożliwe. Go crazy, wolę więc powiedzieć filmowcom; zróbcie coś nowego, ale niech pozwoli mi się poczuć tak, jakbym czytał oryginał; docenić za podobne rzeczy. A czy fabuła będzie o tym, czy o tamtym - mniej istotne!   

Po marvelowskich kosmitach, robotach i mrocznych elfach nadszedł czas na najbardziej fantastycznych przeciwników - słowiańskich dresiarzy!

Gdzie więc widziałbym słabsze strony tej adaptacji? Myślę, że raczej chaotycznie zrealizowano antagonistów. Echo - głucha przestępczyni - została wprowadzona... trudno powiedzieć dlaczego; być może po to, by podkreślić wątek utraty słuchu, której doświadcza również Clint. Zabrakło mi w jej postaci czegoś faktycznie definiującego; she's just some crimeboss lady, chciałoby się powiedzieć. Komiksowa Echo - postać z okolic Daredevila - posiada umiejętność podobną do Taskmastera: potrafi doskonale imitować wszelkie ruchy, które widzi (stad, rozumiecie, "Echo"). Serialowa Maya, póki co, mogłaby spokojnie nazywać się kompletnie inaczej - no bo umówmy się, jej "zabili mi ojca i szukam winnych" to niezbyt oryginalny motyw. Rozczarował mnie też Kazi, komiksowy Clown - w materiale źródłowym pierwszoplanowy antagonista, autentycznie groźny i straszny; tutaj - ot, taki wyższy rangą dresik. Ponownie - gdyby ktoś nie zwrócił się do niego po imieniu, nie miałbym bladego pojęcia, ze to w ogóle miał być on. Kto wie, może to slow burn telewizyjnego storytellingu; Echo ma dostać własną serię, więc może w niej zbliży się komiksowego pierwowzoru - a dresik Kazi może przeistoczy się w Clowna w drugim sezonie Hawkeye'a, jeśli taki miałby powstać. Póki co - barwne postacie z komiksów to na ekranie raczej just some dudes

Kazi curses in Polish widząc swoje ekranowe odwzorowanie

Przyjemnym zaskoczeniem było za to wplecenie do serii Kingpina! Może i też nie był on w tej historii super potrzebny, ale dobrze widzieć, że Marvel ery Netflixa oraz współczesnej zaczynają się ze sobą ładnie godzić. Vincent D'Onofrio nadal bardzo dobrze czuje tę rolę, chociaż w tej interpretacji jest nieco bardziej kreskówkowy niż w tonalnie mroczniejszym Daredevilu.

Mam nadzieję, że zobaczymy go więcej! Kingpin to zdecydowanie bardziej efektowny street-level mastermind niż jakiś tam anonimowy boss mafii.

Kingpin Kingpinem, ale jego obecność to tylko drobny smaczek. Hawkeye, jak pisałem na samym początku, to serial Kate Bishop i grającej ją Hailee Steinfeld, któa - z okołokomiksowych ciekawostek - podkładała wcześniej głos Spider-Gwen w animowanym Into the Spider-Verse. Jej interpretacja Kate była dla mnie make it or break it point serialu, i egzamin zaliczony: wydała mi się w tej roli naprawdę naturalna i autentyczna. Polubiłem trochę nawet tego mruka Jeremy'ego Rennera; jego Clint nie był może aż tak sympatyczny jak w komiksach - bardziej zaakcentowano jego znużenie i niepokój - ale nie dostrzegłem w jego charakterze emocjonalnego fałszu. He even gets to smile from time to time!

David Aja miał gigantyczny wpływ nie tylko na animowane plansze, ale i na wiele innych elementów wizualnych! Szkoda, że jego nazwisko nie jest w serialu bardziej wyeksponowane - to naprawdę osoba, która odpowiada za estetyczną tożsamość tej serii.

Czekałem na ten serial odkąd tylko został zapowiedziany; WandaVision czy Loki były dla mnie projektami z półki eh, why not, I'll watch it sooner or later, ale Hawkeye to projekt, którego autentycznie wyglądałem. Jako fan komiksu oraz postaci czuję się w pełni usatysfakcjonowany! Kate Bishop jest świetna, humor zabawny, akcja efektowna, a świąteczna atmosfera wyczuwalna - czego chcieć więcej? To chyba pierwszy serial Marvela, który z przyjemnością obejrzę jeszcze raz - może w następne święta! Żona mówi, że musimy tak zrobić, więc Hawkeye zdecydowanie coś robi dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz