The Falcon and the Winter Soldier (polski tytuł: Żołnierz Zimowy i Ptak Metalowy) nie dał mi szansy, by napisać standardowe dwa wpisy o serialu - rach, ciach i po balu, sześć odcinków i koniec! Dzisiaj więc od razu spotykamy się Po sezonie, a więc - jak to zwykle w takich sytuacjach - spoilery wliczone są w cenę biletu. Kto chce doświadczyć wszystkiego samodzielnie, może zawsze wrócić tu później!
Bardzo podobał mi się za to sposób, w jaki rozegrano przekazanie tytułu Kapitana Ameryki. John Walker, w ręce którego tarcza trafia najpierw, to postać celowo antypatyczna; agresywna, impulsywna, zakompleksiona. Twórcy przewidują tu, że przekazanie tytułu komukolwiek będzie budziło niechęć - bo mało kto lubi zmiany - więc decydują się najpierw oddać go w ręce Johna, którego całym zadaniem jest tę niechęć prowokować i podkręcać. By użyć wrestlingowej terminologii, jest on świetnym heel - postacią, która ma zostać wybuczana, która ma skupić na sobie niechęć widzów. W rezultacie nawet najbardziej zatwardziałym fanom Steve'a łatwiej będzie przełknąć, że to Falcon będzie nowym Kapitanem Ameryką; uff, przynajmniej to nie John, powiedzą sobie w duchu. Proste i efektywne!
Kontrast Johna Walkera (komiksowego U.S. Agent, którą to tożsamość przyjmuje zresztą w finale) i Sama Wilsona był dla mnie satysfakcjonujący jako dyskusja zagadnienia różnych twarzy patriotyzmu. Johna widzimy przede wszystkim jako żołnierza; Sama jako członka małomiasteczkowej rodziny. John w świetle reflektorów wygłasza mowy i rozdaje autografy; Sam, jak zwykły robotnik, brudzi ręce naprawiając starą łódź. John zostaje Kapitanem Ameryką z rządowego, oficjalnego nadania; Sam przejmuje ten tytuł w bardziej organiczny sposób, jako reprezentant społeczności. John korzysta z militarnych, agresywnych metod; Sam jest bardziej dyplomatą dążącym do dialogu. Krótko mówiąc, nasze komiksowe postacie rozgrywają tu kontrast patriotyzmu tradycyjnego, wręcz szowinistycznego oraz bardziej nowoczesnego - otwartego i inkluzywnego.
Nie jest to może dyskusja przesadnie subtelna, ale bywa miejscami dość odważna - czy w jakiejkolwiek polskiej produkcji (i to w mainstreamowym, rozrywkowym serialu, nie w podziemnym teatrze) słyszałem ostatnio - i to z ust postaci, z którą mamy sympatyzować! - krytykę symboli i barw narodowych jako kłamliwych i reprezentujących tylko część społeczeństwa? Cały wątek z Isaiahem Bradley - pierwszym czarnym superżołnierzem - był (i w komiksach, i w serialu) bardzo czytelną analogią do prawdziwych eksperymentów medycznych przeprowadzanych na czarnych w Tuskegee. Co to za kraj, który tak traktuje swoich ludzi? Chcesz nosić jego barwy? Mnie by to brzydziło, słyszymy mniej więcej, i moim zdaniem warto docenić obecność tej dyskusji na ekranie.
![]() |
Nie jest to super wyrafinowana symbolika, ale działa |
Symbolika w wielu miejscach jest grubymi nićmi szyta: Sam wycierający z tarczy krew, którą ubrudził ją John czy siostrzeńcy Sama wołający za nim uncle Sam, uncle Sam to nie wyżyny subtelności. Ale, z drugiej strony, czy nie jest to część uroku historii superbohaterskich? Czasem metafora jest silniejsza właśnie dlatego, ze jest prosta... ale tego uncle Sam to już mogli sobie darować.
To może przejdźmy do weselszych tematów! Już przy okazji pisania o WandaVision cieszyłem się, że konsekwentnie zbierany jest zespół Young Avengers. The Falcon and the Winter Soldier dają nam kolejnego członka tej nastoletniej grupy:
Fajnie
też, że na ekranie pojawiła Valentina Allegra de Fontaine, częściej
znana po prostu jako Contessa. Jest ona postacią z otoczenia Nicka Fury;
czasem jego love interest, czasem konkurentką, czasem
sojuszniczką - jak to w historiach szpiegowskich bywa, strony i
lojalności zmieniają się jak w kalejdoskopie. Najpierw się strzelają,
potem idą do łóżka, następnie okazuje się, że na do widzenia nawzajem
powykradali sobie jakieś tajne dokumenty - i w sumie oboje się tego
spodziewali, ale przynajmniej szampan był niezły i kolacja smaczna.
![]() |
Relacja Nicka i Contessy na jednym panelu |
Być może i ich zobaczymy kiedyś na ekranie! Tymczasem przejście dziedzictwa Kapitana Ameryki w nowe ręce rozegrano moim zdaniem sprawnie; i tak, jak pisałem przy okazji WandaVision - po raz kolejny przekonuję się, że wolę Marvela na telewizyjnym ekranie nawet bardziej, niż w kinie. Czekam więc na kolejne serialowe produkcje z tego studia - w końcu to już niedługo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz