![]() |
Spotykamy się już po sezonie, więc spoilery są wliczone w cenę biletu |
WandaVision już za nami, chętnie więc podzielę się z wami garścią wrażeń! Żeby parę rzeczy sprzątnąć od razu ze stołu - tak, to dobry serial i sprawił mi więcej radości, niż część kinowych produkcji Marvela; tak, Quicksilver z aktorem z X-Menów to super pomysł; tak, jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o kolejne telewizyjne produkcje Marvela - powiem więcej, będę na nie czekał w napięciu większym, niż na filmy!
No to przejdźmy teraz do paru bardziej osobistych refleksji: po pierwsze cieszy mnie widoczna tendencja, by seriale nie trzymały się niewolniczo rytmu 22-23 odcinków na sezon. Wiele z ostatnich seriali komiksowych to właśnie krótsze produkcje - Stargirl, Titans, Swamp Thing, Runaways - co często pozwala na darowanie sobie odcinków-zapychaczy i nadmiaru villain of the week stories. Nie żebym nie lubił czasem lekkiego odcinka z villain of the week pod wieczornego drinka - ale nie jest to formuła, która musi pojawiać się w absolutnie każdej produkcji.
Fabularnie czuję się zadowolony; WandaVision nie dostarczyła mi może jakichś szczególnych uniesień, ale było to wszystko zgrabne i sprawne - nawet, jeśli trochę by the numbers. Sitcomowa rzeczywistość jako reprezentacja traumy Wandy? Check, wspominaliśmy już o tym ostatnio. Magiczne, szybko dorastające dzieciaki? Check. Villains objawiający się przed finałem? Check. Big superhero fight i strzelanie się laserami i magicznymi fireballami? Oh, you better believe it.
I ten chyba właśnie fragment finału był dla mnie najmniej ciekawy; jasne, rozumiem oczekiwania gatunkowe, ale Agatha Harkness była dla mnie już chyba one villain too many. Czy Wanda naprawdę potrzebowała kogoś, kto manipulowałby wydarzeniami zza kulis? Moim zdaniem spokojnie można było pozostać przy jej traumie oraz rozsypującej się kontroli nad stworzoną rzeczywistością/sobą samą, bez konieczności odwoływania się do jasełkowej złej wiedźmy. Mam wrażenie, że rolą Agathy było spełnić wymęczoną konwencję, zgodnie z którą w finałowej scenie akcji boys fight boys, girls fight girls - wzdycham ciężko za każdym razem, gdy po raz kolejny widzę ją na ekranie - oraz oczywiście powiedzieć "you are the Scarlet Witch!", żeby nadać Wandzie jej komiksowy pseudonim. ZombieVision byłby moim zdaniem całkowicie wystarczający do efektownej sekwencji na koniec, bez podkopywania tematycznej spójności serialu.
Cieszyło mnie skupienie na postaciach, które na kinowym ekranie były raczej drugoplanowe; zbudowanie nieco ich charakteru, pozwolenie aktorom wyszaleć się w szerszym zakresie emocji, słowem - wszystko to, na co miejsce daje dłuższy metraż produkcji telewizyjnej. Cieszyły dobre proporcje humoru i superbohaterskiej dramy. No i te kostiumy!
![]() |
Jak dla mnie - mogą paradować w tych klasycznych strojach również w filmach kinowych! |
Lekkie smarknięcie pod nosem wywołało u mnie też wspomnienie konceptu statku
Tezeusza, o którym rozmawiałem niedawno z uczniami (impulsem do tego
była - jak to zwykle w tym temacie - awaria starego komputera, wymiana
kolejnej części i zastanawianie się czy mój stary komputer nadal jest właściwie moim starym komputerem). I kto teraz powie, dzieciaki, że szkoła nic nie daje?
A co do komiksowego tła i okolic - optymizmem napawa mnie powolne zbieranie zespołu Young Avengers, który - kto wie - może i też doczeka się kiedyś swojej ekranowej adaptacji. Young Avengers to oczywiście superbohaterska młodzież, która - w zależności od interpretacji i prezentowanego okresu - przejmuje schedę po Avengersach lub po prostu działa z nimi równolegle.
![]() |
Tak, tam na dole jest przygnieciony Loki, czy może właściwie Kid Loki. Wiecie jak to bywa z Lokim, it's kinda crazy. |
Kto jest w tym zespole? Powiedzmy inaczej: a kogo tam nie ma; niezależnie od wersji składu są w nim jednak zazwyczaj Wiccan i Speed (czyli serialowi Billy i Tommy), Hulkling (tak naprawdę kosmita bez związku z Hulkiem - za to w bardzo romantycznym związku z Billym), Hawkeye (ta lepsza Hawkeye, czyli niedościgniona Kate Bishop) oraz Cassie Lang (córka Ant-Mana o podobnych mocach). Wspominam akurat o tym trzonie postaci, bowiem wszystkie z nich - poza Hulklingiem - albo pojawiły się, albo pojawią w ekranizacjach Marvela. What can I say, I have a soft spot for teenage superheroes - czy to Legion, Teen Titans, Runaways, Young Avengers czy Champions, I eat that stuff up.
Zapomniałem też dodać przy okazji ostatniego wpisu o serialu: poza wspomnianym wówczas House of M WandaVision czerpie również sporo inspiracji z nieco nowszej historii komiksowej, dwunastozeszytowej serii Vision:
Dotyczy to szczególnie estetyki amerykańskich przedmieść - w serii tej Vision konstruuje sobie żonę i dzieci, z którymi próbuje żyć jak normalna rodzina w domku z trawnikiem, białym płotem i robo-pieskiem; oczywiście, wynikają tragiczne komplikacje. Autor serii, Tom King, to jedna z komiksowych superstars ostatnich lat - i moim zdaniem jest trochę przereklamowany, ale to dyskusja na kiedy indziej. Grunt, że jeśli estetyka "przedmieścia i superbohaterowie" (albo suburban horror) przypadła komuś do gustu, to tu można znaleźć jej więcej; i niezależnie od moich własnych gustów, Vision jest całkiem porządną serią - zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, ze jedną z lepszych tego autora.
So, overall, I really liked it. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby cała pandemiczno-kinowa sytuacja przesunęła środek ciężkości komiksowych adaptacji nieco bardziej w stronę telewizji; już w końcu pisałem o tym, że moim zdaniem serial jako medium nawet lepiej pasuje do historii superbohaterskich. WandaVision pokazuje, że można takie seriale robić z pomysłem i z budżetem, angażując nawet gwiazdy znane z kina. Jeśli nadchodzące seriale Marvela będą trzymać podobny poziom - jestem spokojny o moją telewizyjną rozrywkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz