niedziela, 9 maja 2021

Panele na niedzielę: The Super-Sacrifice of the Legionnaires

Nie tak dawno temu rozmawialiśmy o śmierci Triplicate Girl, którą uważa się często za pierwszą realną śmierć w Legionie - chociaż zginęło tylko jedno z jej trzech ciał. Nie oznacza to jednak, ze wcześniej nie było historii, w których ktoś wyzionął ducha - były, ale były bardziej typowe komiksowe śmierci, w których zainteresowanym robiło się z czasem lepiej. Jedną z takich przygód jest śmierć i zmartwychwstanie Lightning Lada, którym zajmiemy się dzisiaj! Rok: wydawniczo 1963... a fabularnie 2963, gdyż przyjęło się, że przygody Legionu mają miejsce 1000 lat w przyszłości. Miejsce: Lightning World. Dylemat:

Szklana trumna wypożyczona od Królewny Śnieżki! W sumie wypożyczanie trumien dla postaci, które są tylko tymczasowo martwe brzmi jak dobry biznes

Zanim jednak zanurkujemy w tę historię, pozwólcie mi na zwyczajowy edukacyjny wstęp. Historia o śmierci i zmartwychwstaniu Lightning Lada to piąty rok istnienia Legionu - grupa ta powstała w 1958 - i jedna z pierwszych dłuższych fabuł (w odróżnieniu od done-in-one stories), które można było znaleźć w komiksach. Specyfiką lat '50 i '60 było skupienie medium na krótkich, zamkniętych fabułach, które rozpoczynały się i kończyły na przestrzeni jednego zeszytu; zwykle mieliśmy więc Legion podróżujący w czasie i przeżywający krótką przygodę z Superboyem lub Supergirl - gwiazdami tejże ery; pamiętajmy, że Legion pojawił się właśnie na ich łamach i długo funkcjonował jako drugoplanowa obsada w przygodach kryptoniańskich nastolatków. 

Z biegiem czasu popularność Legionu wzrosła na tyle, że grupa ta wygryzła Superboya z jego własnego magazynu - nim jednak do tego doszło, możemy zaobserwować zmianę w charakterystyce fabuł. Coraz rzadziej gwiazdą przedstawienia jest Superboy lub Supergirl; owszem, przewijają się przez kadry, ale nie częściej niż taki Cosmic Boy czy Saturn Girl. Zamiast kolejnego pojawienia się diabolicznego Lexa Luthora przed Legionem stają osobni, oryginalni złoczyńcy; zamiast kolejnej wizyty w Smallville zostajemy raczej w trzydziestym wieku. Patrząc ze współczesnej perspektywy, Legion jest niczym innym, jak wybitnie udanym spin-offem przygód Superboya; spin-offem, który już wkrótce miał go przyćmić popularnością.

Mamy więc rok 1963. Od początku istnienia Legionu - jeśli moje obliczenia mnie nie zawiodły - wydrukowano mniej niż 50 stron, w których to super-hero club grał pierwsze skrzypce, nie Superboy lub Supergirl: poruszającą historię Bouncing Boya; mniej pamiętną fabułkę, w której Sun Boy stracił i odzyskał swoje moce; zdumiewający thriller ze złowrogim Meglaro oraz miniaturowym szpiegiem wszczepionym w nogę Sun Boya (ten to miał pecha)... i to wszystko.

Kiedy więc mówię o legendach i mitach założycielskich Legionu, dokładnie to mam na myśli: śmierć Lightning Lada to dosłownie czwarta samodzielna historia tej grupy - i podobnie jak późniejsza śmierć Triplicate Girl, będzie wracać w echach i reinterpretacjach przez kolejne sześćdziesiąt lat. Ale dosyć już tego tła historyczno-kulturowego, wskakujmy do historii, którymi ekscytowano się za prezydentury Kennedy'ego!

A więc tak: Saturn Girl została jednogłośnie wybrana na przywódczynię Legionu (telepatycznie kontrolując wszystkich, ale to w tej historii małe miki), po czym - trochę zapowiadając późniejszy wątek z Dream Girl - usadza kolejnych legionistów na ławce rezerwowych, kopiuje ich moce (nie ma co wchodzić w detale) i decyduje się samodzielnie stawić czoła nowemu galaktycznemu łotrowi imieniem Zaryan:

Anti-gravity space suit pojawił się chyba tylko raz - wcześniej były małe, urocze jetpacki na plecach, potem anti-gravity belts, a w końcu ikoniczne flight rings

Mówię tu o zapowiadaniu wątku z Dream Girl, ponieważ widzimy tu prototypowe story beats - łącznie z tym, że Saturn Girl robi to wszystko dla dobra Legionu. Wie bowiem (nieważne skąd, to kolejny element, który dla płynności dziś przeskoczymy), że w tej misji ktoś zginie. Jeśli ona sama stawi czoła Zaryanowi - cóż, bierze całe ryzyko na siebie. Nie przewiduje jednak, że Lightning Lad jest gotowy na podobne poświęcenie:

 Losu nie da się uniknąć:
Idziemy przez tę historię w zawrotnym tempie, ale mamy ich dzisiaj przed sobą kilka! Zobaczcie więc, jak Superboy i Supergirl przybywają na ponurą ceremonię; zwróćcie też uwagę na to, że role się odwróciły - to już oni występują w roli cameo, nie Legion!

Kompletnie uwielbiam też panel z Lori Lemaris, telepatyczną syreną z Atlantydy (bo Atlantyda została zatopiona przez Star Boya, zaś Superboy macał się z przodkinią Lori, a dinozaury pochodzą z Kryptona, więcej w tym wpisie) - może i zabrali ją w przyszłość na pogrzeb superbohatera w wielkim akwarium, ale Lori chilluje uśmiechnięta i oparta na jednym ramieniu. Jest dla mnie wzorem i sądzę, że i dla was być powinna! W końcu Lightning Lad zostaje złożony w adekwatnej elektrokrypcie:

...no i budują mu pomnik:

Zwróćcie uwagę na to, jak wygląda ostatni panel tego zeszytu. Później widzielibyśmy podobne zapowiedzi w małej ramce u dołu finałowego panelu; tutaj jest to rzecz na tyle niezwykła, że dostaje swój efektowny wizualnie zwój!

Czas mija, historie toczą się swoim tempem. Mon-El - młody heros z planety Daxam, takiego prawie-Kryptona - zostaje po tysiącu lat wyzwolony z Phantom Zone, co jest finałem innej wczesnej wielozeszytowej historii. Co ma do powiedzenia, gdy odzyskuje wolność?

Podkreślę - historia ta nie była w żaden sposób związana z Lighning Ladem; mamy tu po prostu przypomnienie o tym, że to nie nasz jedyny długofalowy wątek! Pójdźmy więc jeszcze dalej w przyszłość, do innego numeru, gdy widzimy Legion salutujący fladze:

Gdy jednak przychodzi do przykrycia trumny flagą, Bouncing Boy zauważa istotny detal...

Czyżby wrócił? Bez żadnej podbudowy, bez epickiej misji i poświecenia towarzyszy? Wątpliwe, ale udawajmy, że wierzymy! Legion jest przekonany, że Lightning Lad faktycznie ożył, ale szok zmartwychwstania odebrał mu moce; nie chcą jednak tego sprawdzać, gdyż - przypomnijmy - utrata superpowers to podstawa do bycia usuniętym z Legionu, a nie chcą dokładać koledze traum. Udają się więc wspólnie na misję, w której krzyżują plany kosmicznych kłusowników:

Shapeless little animal to znany nam już Proty, zwierzak Chameleon Boya - tak właśnie się poznali! Kontynuując misję, Legion ląduje na planecie kryminalistów (<3), pozorując chęć sprzedania odzyskanych rzadkich zwierząt na czarnym rynku - wszystko, by ująć tzw. grubszą rybę. Grubsza ryba okazuje się jednak być cybermózgiem elektronowym, który dzięki kombinacji komputerowych mocy i telepatii zagania Legion w kozi róg - ale w jednym się przelicza! Lightning Lad, wbrew temu, co sądzą wszyscy, wcale nie utracił jednak mocy; być może dlatego, że to wcale nie Lightning Lad! 

Chwila, co? Kimże może być to dziewczę, które wygląda jak Lightning Lad i ma te same moce? Kto jeszcze nie zgadł, mało telenoweli w życiu oglądał - to oczywiście jego siostra-bliźniaczka! Ayla Ranzz - bo tak nazywa się ta młoda bohaterka - w jednym z bardziej dziwacznych twistów w historii Legionu zdecydowała się bowiem przybrać tożsamość zmarłego brata:

Detale takie, jak zmiana głosu, kwestia biustu czy w ogóle kompletnie innej figury nie są nigdy wytłumaczone - bo i po co, kreatywny czytelnik znajdzie własne rozwiązania! Ważne, że po zakończeniu całej maskarady Ayla dołączyła do Legionu:

Wy już jednak wiecie, że Lightning Lass była członkinią Legionu; wiecie też, że później utraciła swe moce, by później wrócić jako Light Lass. A wiecie to dlatego, że podczas naszych niedzielnych spotkań skaczę w czasie jak time master z trzydziestego wieku; niektóre historie lepiej opowiadać chronologicznie... a niektóre nie. Nie martwcie się; wiem, co robię, w końcu wszystko to nabierze sensu. Nie przejmujcie się za bardzo detalami i dajcie się ponieść naszej kalejdoskopowej perspektywie!

Czas bowiem na kolejny skok w czasie! Kolejny zeszyt, kolejna przygoda:

Proty running jest zarówno ohydny, jak i sensowny
W tym miejscu Legion decyduje, że dosyć już kolega leży martwy, czas coś z tym zrobić! Wyruszają więc na różne misje, każda osoba z zadaniem zdobycia wiedzy o przywracaniu do życia zmarłych; mamy tu mocny vibe sumerysjkiej mitologii. Żadna z metod jednak się nie sprawdza; ani światło egzotycznej gwiazdy, ani nauka odległej planety, ani biologia kosmo-feniksa:
Saturn Girl odkrywa jednak, że Mon-El ukrywa z jakiegoś powodu sekrety swojego rodzimego świata. Gdy przelatują więc w okolicy planety Daxam, Imra zmusza więc Mon-Ela do wylądowania tam - mimo jego oporu. W jaki sposób? Proste: rozszczelnia swój kombinezon i wypuszcza tlen, by - po utracie przytomności - nie pozostawić chłopakowi wyboru. Czy pisałem już, że Saturn Girl jest hardcore?  Tak czy inaczej, w daxamickim szpitalu Imra dowiaduje się wszystkiego:

Mon-El, wykorzystując androidy, demonstruje technikę reanimacji zmarłych na jego planecie: należy stanąć nad ciałem i wznieść metalowy pręt, a błyskawica uderzy weń, przejdzie przez ciało dokonującego ofiary i wejdzie w zmarłego, ożywiając go - haczyk jednak w tym, że osoba dzierżąca pręt odda w ten sposób własne życie; ktoś musi umrzeć, by ktoś inny powrócił. Narracyjny klasyk!

Jeśli zastanawiacie się, jak Legion odpowie na ten dylemat, wróćcie do okładki z początku tego wpisu: wszyscy stają solidarnie nad trumną poległego kompana, zostawiając losowi to, kto odda za niego życie. W kogo wiec trafi śmiertelna - i życiodajna - błyskawica? Imra nie ma zamiaru zostawiać tego przypadkowi!  

Proty kręci się i błaznuje  w okolicy, ale to nie pora na comic relief - czas rozpocząć technomagiczny rytuał. Let the lightning strike!

...ale przecież - miedzy innymi za sprawą moich podróży w czasie - wiecie, że nie może to być koniec Saturn Girl! W jaki sposób więc nasza bohaterka przeżywa? 

Ano taki! Może i Imra zdecydowała się oddać życie za Lightning Lada, ale związany z nią wierny Proty zdecydował się oddać życie za nią. Kto uważa w trakcie naszych spotkań wie zresztą, że w roll call Legionu pojawia się zwykle Proty II - następca ofiarnego zwierzaka - i tu właśnie widzimy moment, w którym pierwszy zmiennokształtny Proty zakończył swój żywot!

Wszystkie te powyższe historie - od śmierci Lightning Lada po jego wskrzeszenie - zostały wydrukowane w trakcie jednego roku. I choć nie była to śmierć traktowana zbyt poważnie - od samego początku mieliśmy przecież zapowiedź tego, że w końcu zapewne zrobi mu się lepiej - warto na nią zwrócić uwagę jako na wczesny przykład ciągłej fabuły w wybitnie wówczas epizodycznym medium.

Pamiętacie też być może, że w ostatnim wpisie wspominałem o echach tej historii jeszcze sprzed kilkunastu lat - wtedy bowiem została opublikowana Lightning Saga, historia będące dla mnie dosyć emblematyczną pod kątem czytelniczych wymagań. Jest to bowiem crossover nie tylko Justice League (znanej powszechnie), ale również Justice Society (grupy postaci jeszcze z Golden Age) oraz Legionu, i to zakładający znajomość wieloletnich zawiłości komiksowej historii. 

Powyżej widzimy przykładowo uwspółcześnione reinterpretacje postaci, których pierwszego pojawienia się jeszcze nawet nie doczekaliśmy się w naszych dyskusjach o Legionie - ale potraficie poznać, że trzymają one pręty służące wskrzeszeniu kogoś istotnego. Daleki jestem od twierdzenia, że Lightning Saga to jakiś najbardziej nieprzystępny crossover - znalazłoby się na pewno dużo, dużo, dużo więcej - ale to historia, która radośnie tapla się we własnej hermetyczności. Spójrzcie na przykład na ten tytuł:

Co jest tu napisane? Oczywiście, Three Worlds. To te robaczki w prawym dolnym rogu - zapisane w Interlacu, fikcyjnym alfabecie trzydziestego wieku. Jakie ma to znaczenie w historii Legionu? O tym, być może, dowiecie się... w przyszłości! 
 
 
 
 
 
...a w międzyczasie starajcie się osiągnąć stopień wychillowania Lori Lemaris:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz