Wszystkie komiksy są ekranizowane - to mantra, którą powtarzam już od dłuższego czasu. W poszukiwaniu kolejnej nośnej licencji stacje kopią więc głębiej i głębiej - i tym razem dokopały się do superłotra znanego jako M.O.D.O.K., Mental Organism Designed Only for Killing.
Nie sposób zignorować podobieństw z animowaną Harley Quinn od szacownej konkurencji - obie produkcje to sitcomowe animacje, które skupiają się na mniej heroicznych postaciach; dzięki temu na ekranie mówią fuck (that's how you can tell it's for adults!) i mamy sceny krwawej przemocy (ale slapstickowej i komicznej, nie jak w Invincible). W odróżnieniu od przygód dobrej doktor Harleen perypetie MODOKa są zrealizowane w technice animacji poklatkowej - tak jak klasyczni czechosłowaccy Sąsiedzi lub skecze Robot Chicken.
![]() |
W tle śmietnik M.O.D.O.K.a, który teleportuje śmieci prosto do Asgardu, by udręczyć Thora i kompanię |
M.O.D.O.K. w tym serialu grany jest nie jako łotr polujący na Avengersów i destabilizujący światową ekonomię i politykę, ale jako klasyczny sitcomowy loser i ojciec rodziny - podobne geny, co Homer Simpson, Al Bundy czy Fred Flintstone. Jasne, nadal prowadzi złowrogą organizację A.I.M. (Advanced Idea Mechanics) i wrzeszczy na odzianych w żółte stroje pszczelarzy minionów, ale główne dramaturgiczne napięcie wypływa z jego trudnych relacji z rodziną - jego żona jest odnoszącą sukcesy autorką coachingowych poradników, córka (tak jak M.O.D.O.K. wielkogłowa i dryfująca w odrzutowym krześle) wykorzystuje swoje mental powers do bycia popular high school mean girl, zaś syn jest wiecznie entuzjastycznym młodzieńcem (o głowie standardowych rozmiarów), który przygotowuje się do bar micwy. A że jest to osadzone w uniwersum Marvela, to M.O.D.O.K. będzie poprawić relacje z żoną podróżując w czasie, nastoletnia córka pomoże mu ogarnąć social game na spotkaniu superłotrów, a jego syn trafi przypadkiem do Asgardu, gdzie będzie zabawiał gobliny sztuczkami scenicznymi przegotowanymi na bar micwę. It's pretty silly.
![]() |
Córka M.O.D.O.K.a, Melissa, wzorem taty zrobiła z imienia akronim i identyfikuje się jako "Mental Entity Living to Induce Seriously Sinister Anarchy" |
Nie podchodziłem do tego serialu z wysokimi oczekiwaniami; w zapowiedziach wyglądał bardzo jak skecze wspomnianego już Robot Chicken, których siłą jest właśnie to, ze są zwykle krótkie - nie byłem pewny, czy podobny styl humoru będzie działał w dłuższej formie (choć to i tak tylko sitcomowe 20 minut na odcinek). Skecze z superbohaterami od Robot Chicken, gdyby ktoś ich nie kojarzył, opierają się zwykle albo na slapstickowym gross-out humor (Superman przypadkiem urywa komuś rękę, jest cały przerażony, "przepraszam, przesadziłem, zapomniałem że jestem silniejszy niż lokomotywa, już pomogę", próbuje przyspawać urwaną rękę swoją heat vision) lub na podkreśleniu jakiegoś absurdu konwencji superbohaterskiej ("hej, Bruce, jesteś miliarderem, wiesz że mógłbyś zrobić dla miasta dużo więcej jako uczciwy, normalny inwestor i filantrop niż wydając tę kasę na bycie Batmanem?"). M.O.D.O.K. trzyma się tego stylu, dorzuca nieco więcej humoru sytuacyjno-słownego (bardzo podobało mi się, kiedy najwyższym wyrazem uznania w złej organizacji AIM było to, że ktoś ma brawn of a bully and a cunning of a snitch) - i dokłada do wszystkiego wiodący wątek o poprawianiu relacji z rodziną.
![]() |
Konkurentka z pracy M.O.D.O.K.a drinkuje z jego żoną, oczywiście wynikają perypetie |
Tego wątku obawiałem się najbardziej jako sitcomowego wyciskacza łez - wiecie, zwykle gdzieś w sitcomach mamy ten moment, gdzie widownia ma poczuć aaaaw, this stupid guy is actually so sad, he really loves his family, I hope he and his wife get back together, takie emocjonalne akordy. Ma to oczywiście nadać nieco głębi charakterowi postaci i nakłonić widownię do polubienia ich - ale w formule sitcomu nie zawsze jest łatwo nadać takim momentom emocjonalnej autentyczności, gdy chwilę wcześniej ktoś dostał rozwolnienia w restauracji, a chwilę później ktoś sam się wysadził granatem. M.O.D.O.K. daje radę jako-tako, chociaż przyznam, że dwa pierwsze odcinki - te, w których nasz sztandarowy łotr rozchodzi się z żoną i próbuje odzyskać jej względy - były dla mnie jednymi ze słabszych z całego serialu. Wiem, wiem, kiedyś trzeba zarysować te postacie i ich relacje, ale potem robi się po prostu lżej i śmieszniej.
![]() |
Zaspani supervillains to jedno, ale w tle podpisał się też Yancy Street Gang - młodociani chuligani tradycyjnie dręczący The Thing z Fantastycznej Czwórki |
Jak na produkcję Marvela przystało, całość jest napchana po kokardę różnymi cameos oraz żartami skierowanymi do osób siedzących latami w tym uniwersum. Nie sądzę, by brak encyklopedycznej znajomości łotrów z trzeciej (czwartej, piątej) ligi zmieniał dużo w odbiorze całości - miejcie jednak świadomość, że każda głupkowata postać i każdy komiczny kosmita to autentyczna postać z komiksów.
![]() |
Tak, to też autentyczni straszliwi marvelowscy kosmici |
To co, warto? Ech, wiecie, jak to bywa z sitcomami - it was OK, I guess. Wciągnąłem całość w dwa wieczory i obejrzę pewnie kolejny sezon - nie jest to wymagająca rozrywka i nie wymaga szczególnej inwestycji ani czasu, ani szarych komórek, ale do leniwego relaksu może się sprawdzić. Niektóre żarty były nieco męczące, niektóre OK, a przy niektórych zaśmiałem się na głos - słowem, komediowa formuła six laffs a minute, dowcipów jest tyle, że statystycznie przynajmniej kilka powinno nas rozbawić. I chociaż sceptycznie podchodziłem do wątku rodzinnego M.O.D.O.K.a, to z czasem polubiłem tę grupę postaci - szczególnie Melissę i Lou, dwójkę jego dzieci. Nie spodziewałem się fajerwerków i fajerwerków może faktycznie nie znalazłem - ale to kompetentnie zrobiony animowany sitcom, i poklatkowa technika animacji nadaje mu nieco oryginalności. Zobaczcie zresztą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz