Do muzyki szantowej też mam od dawna słabość, i ubawiło mnie bardzo, że przez jakiś czas w zeszłym roku szanty były podobno a cool thing again wśród internetowej młodzieży! Ostatnio szanty towarzyszą mi głównie podczas mielenia kawy; stoję w kuchni ze swoim archaicznym kamionkowym młynkiem (wyciągniętym oczywiście z filthy wet Polish basement) i kręcę korbą do rytmu. Krótko mówiąc - funkcja szant jako zapewniania tempa do pracy wypełniona!
Byłem w ogóle przekonany, że zamówiłem trzy opakowania kawy już zmielonej, a okazała się ziarnista! Mieląc co dzień płacę teraz za swoją pochopność i naiwność, niby marynarz zaciągnięty podstępem na pokład. Wyciągnijcie życiową naukę z mojego żałosnego przypadku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz