W końcu udało mi się nadrobić przeniesienie na ekran przygód Natashy Romanoff! I co? I było fajnie, a po więcej przemyśleń - tym razem ze spoilerami! - zapraszam was poniżej.
Ten wybrał bezpieczną ścieżkę i adaptuje na ekran najbardziej charakterystyczne wątki związane z Black Widow - jej przeszłość w rosyjskiej szkole dziewcząt-superszpiegów Red Room (poza Black Widow jej absolwentką była też komiksowa Nadia van Dyne) i sięgające daleko macki tejże organizacji. Poznajemy przede wszystkim jej "rodzinę", wraz z którą infiltrowała jako dziecko Stany Zjednoczone - w tym radzieckiego superżołnierza o kryptonimie Red Guardian, jej "ojca", oraz młodszą "siostrę" Yelenę (wybaczcie zanglicyzowany zapis słowiańskich imion, jestem do niego przyzwyczajony przez komiksy). Gdy więc po latach Yelena znowu pojawia się w życiu Natashy, jasne jest jedno - pomimo wszystkich jej wcześniejszych wysiłków Red Room wciąż działa. Obie Wdowy łączą więc siły, bez tym razem zlikwidować tę organizację skutecznie.
![]() |
Biały kombinezon był wizualnie świetny, zawsze wybijał się na ekranie |
Może paradoksalnie to jednak i dobrze? Black Widow była dla mnie balsamem po słabościach serialowego Lokiego; nie niosła na swoich barkach ciężaru budowania uniwersum i rysowania na mapie ścieżek, którymi później będziemy wędrować - była to po prostu zamknięta historia skupiona od początku do końca na Natashy i Yelenie, bez długich ekspozycyjnych sekwencji tłumaczących, gdzie teraz mieszka Kapitan Ameryka i skąd Hulk bierze swoje fioletowe portki. Krótko mówiąc, film zrobił to, co najbardziej lubię w komiksach - nie próbował być wielkim crossover event, a zawęził swoją narracyjną soczewkę do jednej postaci i jednego zakątka uniwersum.
Może też nie do końca fair jest mówienie o "jednej postaci" - Yelena jest bowiem pełnoprawną drugą bohaterką. W komiksach nigdy moim zdaniem nie wyszła poza schemat bycia klasycznym "lustrzanym odbiciem głównej postaci" - zielony Hulk ma złego czerwonego Hulka, czerwony Flash ma złego żółtego Flasha, Czarna Wdowa ma złą Białą Wdowę. Nabijam się tu trochę oczywiście, bo relacje tych postaci często były bardziej skomplikowane - Yelena i Natasha również i w komiksach łączyły siły - ale nigdy nie była to dla mnie jakaś pamiętna osobowość.
![]() |
Nie wchodząc w fabularne komplikacje, Yelena była też przez jakiś czas członkinią Dark Avengers - być może i w MCU zobaczymy takie "złe odbicie" zespołu? |
Filmowa Yelena jest z kolei fantastyczna. Młodsza od Natashy, jest równie uzdolnioną superagentką - ale jej charakter jest kompletnie odmienny. Tam, gdzie Natasha pokazuje wyćwiczony chłód, elegancję i opanowanie, Yelena jest emocjonalna, wygadana i sarkastyczna; nabija się z filmowej pozy, którą Natasha lubi przyjmować podczas walk ("jesteś taką pozerką"), nie boi się nawrzeszczeć na kogoś, zabrać ze stołu butelkę wódki i pójść upić się na smutno. Czuć między nimi różnicę pokoleniową; Natasha jest klasyczną dystyngowaną damą, chowającą wszystko pod stoicką maską; Yelena pokazuje, że nie jest to jedyny model kobiecości, że można też dawać tym emocjom ujście. Potrafi cieszyć się jak nastolatka z fajnej kamizelki i wściekać na cudzą głupotę - i Natasha, otwierając się na siostrzaną relację, również pozwala przy niej swojej masce nieco opaść (choć kosztuje ją to trochę wysiłku). Cieszę się więc bardzo, że Florence Pugh wróci jako Yelena!
![]() |
Yelena generalnie ukradła show i spokojnie może być nową Wdową w kinowym Marvelu |
![]() |
Komiksowy Taskmaster to zazwyczaj lekki i zabawny łotr... |
Przynajmniej w komiksach! W filmie zaś - i tutaj mamy główny spoiler - pod szkieletową maską Taskmastera kryje się córka niegodziwca stojącego za programem Red Room; poraniona, z wypranym mózgiem i kontrolowana chemicznie pokazuje, że dla głównego antagonisty nawet z własnego dziecka najlepiej zrobić tylko bezwolne narzędzie. Mam tu mieszane uczucia, gdyż z jednej strony tematycznie działa to dobrze - jest to jeszcze bardziej drastyczne przedłużenie tego, że wychowanki Red Room też nie były dla niego ludźmi, a przedmiotami i zasobem - a z drugiej bezdyskusyjnie nie jest to ten komiksowy fun, side-switching, business-minded cwaniaczek. Więc tak; klasyczny Taskmaster to naprawdę przyjemny antagonista, ale manewr z filmu podobał mi się i dodawał mu tematycznej spójności - wolę więc już, gdy adaptacja wygląda w ten sposób zamiast trzymać się niewolniczo materiału źródłowego. A komiksowa wersja? No cóż, mam nadzieję, że zobaczymy go jeszcze kiedyś, może jako Taskmastera II!
![]() |
...a filmowy to, poza zakresem umiejętności, zupełnie inna postać |
![]() |
Red Guardian ogrywał tu wszystkie komediowe stereotypy brodatego, uczuciowego Rosjanina pijącego wódkę na szklanki, ale znany ze Stranger Things David Harbour nadał mu też trochę emocjonalnej głębi |
Podobały mi się sekwencje akcji - dynamiczne, dobrze nakręcone i skupione bardziej na choreografii i akrobacji niż strzelaniu promieniami mocy. Podobały mi się lokacje, szczególnie Norwegia z początku filmu, która nadawała całości tego chłodnego, szpiegowskiego nastroju. Podobało mi się tempo i balans pomiędzy scenami akcji i wolniejszymi, emocjonalnymi momentami. Podobała mi się gra aktorska i skontrastowanie wytłumionej, stoickiej Natashy z wybuchową i sarkastyczną Yeleną. Krótko mówiąc, podobało mi się praktycznie wszystko - i z racji na bardziej osobistą skalę oraz oderwanie od continuity kinowego serialu jest to na chwilę obecną jeden z moich ulubionych filmów Marvela. Zdecydowanie chętnie zobaczę go jeszcze raz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz