niedziela, 29 sierpnia 2021

Panele na niedzielę: The Adult Legion!

What If...?, zadaje pytanie nowa telewizyjna seria Marvela; co by było, gdyby to Peggy Carter otrzymała serum superżołnierza, nie Steve Rogers; co by było, gdyby to T'Challa został Star-Lordem? To zawsze zabawne rozważania, i komiksową tradycją jest drukowanie historii opowiadających o alternatywnych lub przyszłych wydarzeniach. Przyjrzyjmy się dziś jednej z nich! A co by było, gdyby nastoletni Legion dorósł?  

Naszym przewodnikiem po świecie dorosłego Legionu będzie oczywiście dorosły już Superman, nie Superboy!

Zacznijmy dziś od pojęcia komiksowych imaginary stories. Oczywiście, pierwszym komentarzem bywa tu często redaktorskie mrugnięcie okiem i zażartowanie, że przecież w gruncie rzeczy all stories are imaginary - ale w tradycji komiksowej chodzi tu o fabuły osadzone poza continuity, bez wpływu na inne wątki czy tytuły. A co by było, zastanawiał się Bruce Wayne, gdybym ja już był stary, a ktoś inny przejąłby maskę Batmana? Bat-Komputerze, wyświetl mi taki scenariusz! I tak właśnie przez resztę zeszytu oglądaliśmy razem z Brucem, co tam Bat-Komputer wykalkulował. A co by było, myślała Lois Lane kładąc się na kanapie po ciężkim dniu reporterskiej pracy, gdybym w końcu wyszła za Supermana? Gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki, widzieliśmy ten scenariusz w formie jej snu.

Czytelnicze podejście do takich historii było generalnie pozytywne - who doesn't like a fun "what if" story? - ale z czasem zmieniło się to nieco w zabawę w kotka i myszkę; czy kolejna szokująca okładka (bo pamiętajmy, w Silver Age okładka miała być szokująca lub absurdalna, by skusić do sięgnięcia po zeszyt na prasowym stojaku) to po prostu jeszcze jedna imaginary story? Wydawcy zaczęli wówczas - w sposób bardziej lub mniej zgodny z prawdą - zapewniać, ze akurat ta konkretna szokująca historia jest jak najbardziej kanoniczna. Jak mówi często parodiowana fraza z epoki - not a hoax, not a dream, not an imaginary story!

Wszystko na tej okładce to prawda... zauważcie jednak, że nie ma tu ani słowa o SOBOWTÓRACH! Nie zmyślam, to właśnie było rozwiązanie zagadki w tym numerze.
 
Wiadomo, Profesor X umarł w tym zeszycie w roku 1968 już nikt nigdy go więcej nie widział! Tym razem furtką do odkręcenia "śmierci" było zastąpienie profesora przez zmiennokształtnego mutanta.
A że robienie czytelników w trąbę nie jest najbardziej eleganckim modelem biznesowym, z czasem imaginary stories zaczęły być łatwiejsze do zidentyfikowania. Powstały nawet całe tytuły im poświęcone: w przypadku Marvela była to właśnie seria What If...? rozpoczęta w 1977, DC z kolei - wraz z premierą tomu Gotham by Gaslight - uruchomiło w 1989 poświęcony niekanonicznym fabułom imprint Elseworlds.  

A co by było, gdyby Batman pojawił się w dziewiętnastym wieku, a jego przeciwnikiem był Kuba Rozpruwacz? Tom ten nie nosił jeszcze wyraźnego loga "Elseworlds", ale uznaje się go za początek linii.
I tak oto przechodzimy do naszej dzisiejszej historii! Jesteśmy w marcu 1967, a autorem fabuły jest Jim Shooter - wunderkind komiksowej Silver Age. Zauważmy też, że pomimo klasycznych założeń a co by było, gdyby... fabuła ta nie jest prezentowana jako imaginary tale, a kanoniczna przyszłość Legionu - przynajmniej w momencie pisania, bo (jak możecie się domyślać) na przestrzeni lat sporo się pozmieniało. Zobaczmy jednak, jak w wyglądała w przeszłości (czyli w latach '60) przyszłość (dorosła) przyszłości (trzydziestowiecznego nastoletniego Legionu) - a do tego możecie wyobrazić sobie teraz Jima Shootera, który w przeszłości nie miał zapewne pojęcia, że w przyszłości ktoś będzie badał przeszłą przyszłość przyszłości! Ach, Legion.

Co więc dzisiaj słychać w trzydziestym wieku? Otóż dorosły już Clark Kent otrzymuje wezwanie od Legionu - nietypowe, bo przecież przeżywał z nimi przygody jako nastolatek. Sprawa jest tym bardziej osobliwa, że proszą go o przybycie do ery, w której i oni sami są już dorośli!

I czego tam nie ma; kwatera Legionu nie jest już prostym clubhouse, ale ma własną elektrownię, warsztat rakietowy, arsenał, laboratorium, kwatery mieszkalne... wszystko nie jako małe pokoiki, ale pokaźne budynki. W trakcie spaceru Superman odwiedza salę pamięci, w której stoją pomniki martwych legionistów i legionistek; jest tam Ferro Lad, który oddał życie by pokonać Sun-Eatera, i postacie jeszcze nam nieznane, jak na przykład Chemical King ("he sacrificed his life to prevent World War VII", mówi inskrypcja). Kolejna sala jest nieco weselsza:

Fajne zakola u Cosmic Boya Mana

Na spotkanie starego przyjaciela wychodzi nikt inny, jak Brainiac 5. Jego fryzura szczególnie się nie zmieniła, po czym więc możemy poznać, że jest już dojrzałym mężczyzną?

Po fajce w stylu klasycznego tatuśka z lat '50!

Zielonoskóry geniusz oprowadza Clarka po okolicy, ale główną atrakcją jest centrum komunikacyjne, z którego zaczynają wydzwaniać do pozostałych eks-członków i członkiń Legionu.
 
Ultra Boy Man nawet pokazując ciuchy potrafi zaprezentować muskuły!
Tak jest, wiele z tych momentów to zarysowanie tego, gdzie jest one true pairing i kto jest endgame dla kogo w romantycznych przygodach Legionu; jak soap opera, to soap opera! A co słychać u Mon-Ela? Jemu nie zaloty w głowie:
To niby tylko dwa panele, ale w przyszłości miały mieć spory wpływ na mitologię Legionu! W jednej z późniejszych interpretacji Mon-El - znany jako Valor - staje się wręcz legendarną postacią, niemal kosmicznym świętym, który odpowiedzialny jest za umożliwienia zasiedlenia niezliczonych światów. To jednak dopiero za parę dekad! 
 
Gdy tymczasem na monitorze pojawia się Night Girl - czy już właściwie Night Woman - Superman wpada w poruszenie, że najwidoczniej to jakiś kryzys wymaga pomocy Substitute Heroes; wyluzuj, Clark, mówi jednak Lydda... 
Niesamowicie bawi mnie ta fajka Brainiaca 5! Chociaż kto wie, czy w trzydziestym wieku nadal pali się tytoń?
Jedna ze starych reguł w konstytucji Legionu mówiła, że po zawarciu związku małżeńskiego opuszcza się grupę - ale najwyraźniej zasada ta została zluzowana na przestrzeni lat:
Modny wąsik Timber Wolfa niemal tak dobry, jak fajka Brainiaca 5!
Jim Shooter odchodził od manieryzmów wczesnych lat '60 i starał się nadać dialogom bardziej naturalnego wydźwięku, rezygnując często z superbohaterskich pseudonimów na rzecz naturalniejszych imion, przezwisk czy skrótów. Jeszcze niedużo wcześniej Lightning Man powiedziałby z pewnością it's a pleasure to see you, Light Lady, my wonderful wife! - ale pod piórem Shootera zmienia się to w codzienne hi, Ayla, honey! Widzicie zatem, że odchodzimy już tu nieco od klasycznego stereotypu retro-superbohatera stojącego w rozkroku, trzymającego się pod boki i deklamującego teatralne kwestie tubalnym głosem; pod koniec lat '60 wypadało już być hip and natural.
Son-of-a-gun! Jim Shooter pokazuje też językiem, że pisane przez niego postacie to ludzie jak my wszyscy
Jeszcze tylko szybki wideotelefon do Shrinking Violet...
This device okazuje się być maszyną do (obleczonej w naukowe słówka) projekcji astralnej; niematerialni Superman i Brainiac 5 mogę odwiedzić z niezwykłą prędkością różne miejsca w galaktyce.
Nigdy nie przestanie mnie bawić, że Matter-Eater Lad pochodzi z planety Bismoll - jak Pepto Bismol, popularny w Stanach środek na trawienie
Tenzil próbuje podać dłoń przyjaciołom - nie ma to w końcu jak prezydencki uścisk dłoni - ale ich niematerialna forma na to nie pozwala. Czas więc udać się do innych osób - zaczynając od byłego Colossal Boya! Ten złapał fuchę w radzie dbającej o pokój pomiędzy światami: 
Colossal Boy brodaty, Star Boy łysiejący - tylko Dream Girl bez zmian, ale w końcu miała już białe włosy jako nastolatka!
Bouncing Boy i Duo Damsel to kolejna wieloletnia para Legionu!
Wszystko to ładne i urocze, ale it's time for action! PO co właściwie wezwano Supermana? Otóż ktoś knuje przeciw dorosłemu Legionowi sabotując jego siedzibę; dodatkowo niepokojące jest, że skarby i plany warte fortunę nie zostały ukradzione, a po prostu złośliwie zniszczone - nie wspominając już o tym, że sprawca musi znać Legion na tyle, by prześlizgnąć się przez wszystkie zabezpieczenia.

Zemsta po latach? Pięści zgniatające stal? Podpowiem tylko: nie jest to łotr, którego widzieliśmy wcześniej - ale związany ze znaną już nam postacią!
Łotr, w łotrowskiej tradycji, kryje swoją tożsamość pod złowrogą maską. Gdy niedługo potem nadchodzi sygnał alarmowy - futurystycznemu pociągowi grozi wykolejenie - Brainiac 5 zauważa, że it smells of a diversion; zespół dzieli się na dwie grupy, jedna rusza zapobiec katastrofie, druga pozostaje zaś na straży siedziby.
 
I słusznie, jak się okazuje, bo po paru chwilach gasną światła. Łotr atakuje i jednym ciosem powala Timber Wolfa; this guy must be as strong as Superman or Mon-El, woła Brainiac 5! 
 
Naprawdę podobają mi się te panele. Idziemy w stronę większej dynamiki w stronie wizualnej; zwróccie uwagę na kadrowanie, oddanie ruchu, dynamicznie narysowany kaptur!

Kontrast pomiedzy cieniem a czerwienią - peleryny, symbolu na piersi, promieni heat vision - jest uderzający!
Nie chcę tu przesadzać, ale czy powyższy styl nie przywodzi na myśl prac Franka Millera z lat '80? Spójrzcie tylko jak Superman wyglądał w  The Dark Knight Returns:
Ta kontrastowa gra kolorów to jeden ze znaków rozpoznawczych Franka Millera... więc czas na nasz stary refren - the Legion did it first!
Jest to wszystko ciekawe o tyle, że Jim Shooter nie tylko pisał scenariusze, ale i projektował od razu layouty stron - dosyć rzadka rzecz! Sądzę zatem, że naprawdę warto docenić zmiany, które wniósł do Legionu.
 
Tak czy inaczej, Saturn Woman wali przeciwnika łokciem i kończy z ręką na temblaku - łotr jest nie tylko silny, ale i wytrzymały jak stal! W obliczu oporu ucieka jednak, i Legion może tylko zastanawiać się, kto kryje się pod kapturem. Superman doznaje olśnienia: 
 
Plan Supermana zakłada po prostu pilnowanie siedziby Legionu; nie chce nawet zdradzić więcej szczegółów przyjaciołom, zakładając, że mogą być na podsłuchu. Brainiac 5 nie jest szczególnie zadowolony z takiego obrotu spraw - wolałby robić coś aktywniejszego - ale to Cosmic Man jest aktualnym przywódcą i ma decydujący głos.
Oto i on!
Niezły rzut!
...designed to delay the transfer of nerve impulses at the synapses between the neurons! Zaskakująco sensowne, i widać że Shooter odrobił tu pracę domową - i ten, i kolejne numery zawierają nieco cool little science ideas.

Neuro-gaz sparaliżował Legion, więc nasz łotr wykorzystuje czas, by unieszkodliwić kogo się da. Jak na przykład poradzić sobie z kontrolującym elektryczność Lightning Manem?

Gumowymi łańcuchami oczywiście! Coś mi nie gra w koncepcie "gumowego łańcucha", ale OK, I'll allow it
Legion - nadal pod częściowym wpływem gazu - nie jest jednak w stanie stawić sensownego oporu:
Ważne w zawodzie superłotra jest zawsze nosić ze sobą blindfold-helmet i więzienną kulę na łańcuchu
Dlaczego nasz łotr - nie pierwszy zresztą, wspomnijcie tylko Doktora Regulusa - wszystkich wiąże czy zakuwa w łańcuchy? No cóż, najbardziej oczywista odpowiedź jest taka, że gdyby ich wymordował, to skończyłyby się przygody Legionu - trzeba więc ich było, niczym Jamesa Bonda, zakuć w kajdany w bazie pod wulkanem czy zamknąć w powoli zamykającej się śmiertelnej pułapce. Był to motyw tak częsty, że w latach siedemdziesiątych Jim Shooter stworzył nawet łotra, dla którego tying people up was literally his whole deal:
I do tej historii na pewno kiedyś dojdziemy, no bo powiedzmy sobie szczerze, how could we not! Grimbor znał się na swojej robocie, zbudował na przykład więzienną celę dla Validusa, jednego z najpotężniejszych łotrów Legionu.
Zostaje jeszcze tylko unieszkodliwiść ostatnich legionistów... 
Jakoś nie mogę wyobrazić sobie wypowiedzi Imry inaczej, niż super zblazowanym tonem: "tak, tak, pokonałeś nas, ooo super, brawo, ale jesteś zdolny"
Mówiłem o neat science facts? Może metoda na zneutralizowanie magnetycznych mocy Cosmic Mana trochę naciągana, ale temperatura faktycznie ma wpływ na oddziaływania magnetyczne! A naciągana, bo to temperatury takie, że Cosmic Man zostałby raczej zredukowany do grzanki - temperatura Curie dla żelaza to bite 770 stopni Celsjusza. No cóż, technicznie rzecz biorąc upieczenie go również odebrałoby mu moce, so there you have it.

Łotr już się śmieje, już planuje odpalić bombę bez tłumaczenia własnej motywacji - by Legion zginął nawet bez komfortu płynącego z wiedzy, za co chce ich właściwie zabić. Czas najwyższy na dramatyczny zwrot akcji!
Ach, klasyczna flesh-like mask po raz kolejny!
Łotr zostaje pokonany, czas więc - niby w kreskówce ze Scoobym - na rytualne ujawnienie jego tożsamości:
A pod maską - kolejna maska!
To brat-bliźniak Ferro Lada, również - identycznie jak on - mutant o twarzy tak straszliwej, że ukrywa ją stale pod maską (lub nawet dwiema maskami, jak w tej historii). Jego motywacja - zemsta za śmierć brata - jest pozornie prosta, ale dowiadujemy się też o pewnej istotnej komplikacji:
Ferro Lad nazywał się Andrew, a jego brat Douglas - kolejne imiona zachowane aż do trzydziestego wieku! Przynajmniej w tej wersji Legionu, bo w późniejszej interpretacji chłopaki pochodzą z przeszłości - może właśnie przez te imiona?
Douglas poradził sobie ładnie z własnymi emocjami, ale ostatnio coś się stało; stare rany znów się otworzyły, stracił nad sobą kontrolę i zaatakował Legion. Krótko mówiąc: ktoś przejął nad nim mentalną kontrolę! Saturn Woman - telepatka zespołu - wie już dobrze, kto mógł zrobić z Douglasa bezwolne narzędzie. Przenosimy się do podwodnej bazy tysiące mil dalej; do bazy, która stanowi...
 
The Legion of Super-Villains!
Hej, ich jeszcze na tych łamach na dobre nie poznaliśmy! The Legion of Super-Villains to jedna z pierwszych prób stworzenia zespołu łotrów, który przeciwstawiałby się Legionowi; zobaczymy więc za tydzień, co dobrego zrobi z nimi Jim Shooter!

Naprawdę przyjemnie wraca mi się do starych historii Shootera! Jasne, mają swoje głupkowate momenty (nie żeby było coś nie tak z porządną głupkowatością!), ale po prostu promieniują dynamiką i twórczą energią. Legion jako dorośli, wszyscy z małymi historiami! Brat Ferro Lada! Stojący za wszystkim bigger scope villains! Historia, która z jednej strony jest zamkniętą jednozeszytową fabułą with all the proper dramatic beats, a z drugiej gładko prowadzi nas do kolejnego numeru! To ostatnie, biorąc pod uwagę uwagę ewolucję mediów serializowanych, wydaje mi się szczególnie istotne - nie mamy tu do czynienia po prostu z to be continued i przecięciem długiej historii na pół, a połączonymi zamkniętymi fabułami.

Cóż zatem zostaje mi innego, niż zaprosić was na kolejne spotkanie z dorosłym Legionem... w przyszłości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz