niedziela, 22 sierpnia 2021

Panele na niedzielę: The Devil's Dozen

Pamiętacie pewnie, że swego czasu pisałem o historii The Revolt of Girl Legionnaires jako o przykładzie mniej chlubnej karty w historii Legionu. Trzymajcie się więc krzesła, because boy oh boy, do I have a treat for you today!

Na początek sprostowanie - pomyliłem się w poprzednich wpisach! Byłem przekonany, że dzisiejszą historię - Devil's Dozen - pisał Jim Shooter; tymczasem był to E. Nelson Bridwell. Na swoje usprawiedliwienie powiem: była to historia wstrzelona pomiędzy fabuły Jima Shootera, a w latach '60 scenarzyści nadal nie podpisywali zeszytów - wymagało więc ode mnie odrobiny wysiłku by stwierdzić, kto faktycznie co pisał. Dlaczego za ten scenariusz odpowiadał akurat ktoś inny? Kto wie, może Shooter potrzebował przerwy czy miał egzaminy do napisania - był w końcu nadal uczęszczającym do szkoły nastolatkiem.

Kim był więc jego zastępca, Edward Nelson Bridwell? Jego głównym claim to fame jest bycie tak zwanym continutity cop wydawnictwa DC od lat '50 do '80; jak on sam twierdził, wkurzało go zawsze, gdy komiksy gubiły wewnętrzną spójność - różne tytuły, powiedzmy, miały różnie wyglądające rasy Marsjan. Ta lekko obsesyjna dbałość o detale zapewniła Nelsonowi miejsce w wydawnictwie DC, gdzie z czasem został nawet redaktorem... ale zaryzykuję stwierdzenie, że właśnie przez skupienie na continuity oraz status quo dzisiejsza historia jest tak... osobliwa.

Miał to być ostatni wpis poświęcony wczesnym łotrom Jima Shootera, ale w obliczu faktów sam zrobię delikatny retcon i powiem nieco ogólniej - wczesnym łotrom ery Shootera. Ale dosyć już wprowadzeń! Co dziś słuchać w trzydziestym wieku? Otóż dla odmiany nie wiadomo, gdyż zaczynamy naszą historię w wieku dwudziestym:

PRINCE OF POWER! Jeden z wielu aliteracyjnych tytułów, które dziś zobaczymy.

Wśród wielu dziwactw młodego Clarka Kenta znajdowało się kolekcjonowanie figurek kolegów i koleżanek z Legionu! Pełniło to nie tylko rolę wystroju, ale i komunikatora. Po co jednak Superboy został wezwany w przyszłość? Generalnie po to, by dowiedzieć się, że nie powinien latać w przyszłość; kryptonitowa mgławica okryła bowiem Ziemię!

"Dwa lata, no co też pan mówi!"

Zaczynają się porządki Bridwella! Może i wskoczył on do pisania Legionu tylko na dwa numery, ale wyposażył się w miotłę, mopa i wiadro detergentów. Jego zamiarem było najwyraźniej uporządkować Legion, czy może inaczej - doprowadzić go do stanu, który byłby dla niego samego akceptowalny. Punkt pierwszy: rozdzielić na jakiś czas Legion i Superboya! 

Nie tylko Superboya, ale i Supergirl - ona zostaje podobnie wezwana w przyszłość. Legion żegna się z nimi ofiarując im pamiątki wspólnych przygód:

Są to odwołania do wcześniejszych zeszytów, nic zmyślonego!

 Jest to też okazja do łzawego rozstania Brainiaca 5 i Supergirl:

WHA-A-A-T?

Kto daje i odbiera i tak dalej, Invisible Kid! Przywódca Legionu ma jednak w miarę sensowny powód, by nie wysyłać tego całego skarbca w przeszłość:

No dobra, Kid, niech ci będzie

To wszystko jednak w sumie detal - istotne jest to, że Legion postanawia zabezpieczyć się również usuwając wspomnienia o grupie z głów Superboya i Supergirl. Jak? Czy weźmie się za to telepatka Saturn Girl? Nie, tym razem stanie się to dzięki operacji mózgu.

Plan jest następujący: skoro super-kuzynostwo jest wrażliwe wyłącznie na kryptonit, Shrinking Violet zmniejszy się, by wleźć im do mózgów i zamontować w nich kapsułki kryptonitu w centrach odpowiedzialnych za pamięć. What could possibly go wrong!

Warto też w tym momencie dodać, że rozmaici autorzy rozmaicie radzili sobie z paradoksem Superboya latającego w przyszłość i dowiadującego się faktów o własnych chronologicznie późniejszych latach - tych, gdy był już dorosłym Supermanem. Jedno z wytłumaczeń mówiło, że w wyniku rozmaitych historycznych zawirowań i kataklizmów wiedza o przeszłości jest w erze Legionu fragmentaryczna; inne sugerowało, że Superboy wracając do lat '60 sam się hipnotyzuje, by zapomnieć, czego dowiedział się w przyszłości. Jak to z podróżami w czasie, wszystko to bardzo zamotane - E. Nelson Bridwell wydaje się więc proponować własną odpowiedź na ten problem!

"Doctor Violet", nice

Vi nurkuje więc do nosa Superboya, skąd zaczyna swoją podróż do mózgu. Cała ta sekwencja przywodzi na myśl klasyczny film sci-fi Fantastyczna podróż, i musiało to być źródło inspiracji Bridwella, gdyż trafił on na ekrany tego samego roku - w 1966, kilka miesięcy przed wydaniem dzisiejszej historii!

Tak czy inaczej, it's a pretty neat take on it - z białymi krwinkami Superboya pełniącymi rolę mikroskopijnych antagonistów:

 Na szczęście Saturn Girl czuwa w roli telepatycznej mission control:

"Quick! Think of the saddest thing you can! Cry!"

Jaka jest najsmutniejsza rzecz? Dla Clarka to rzecz jasna eksplozja planety Krypton (której w sumie nigdy na oczy nie widział) i śmierć jego rodziców (których w sumie nie znał). Nie kwestionujmy jednak wyborów Superboya, ważne, że działa:

Ale, ale! Nim kryptonitowe kapsułki zaczną działać, Superboy i Supergirl wskazują jeszcze swoich następców w Legionie: mają nimi być...

"Well, this is a mysterious surprise." - najbardziej w tym zdaniu bawi mnie zakończenie jej nie dynamicznym wykrzyknikiem, a prostą kropką, jakby nawet narratorowi trudno było wykrzesać emocje!

O co chodzi z tymi zbrojami? Kiedy trzeba było ukryć czyjąś tożsamość, Legion generalnie miał prostą gradację: najpierw maska, potem ołowiana maska (żeby blokowała x-ray vision), w końcu widoczna powyżej ołowiana zbroja. Kim może być ta tajemnicza para, która pojawiła się zaraz po tym, jak kryptoniańskie kuzynostwo wróciło w przeszłość? Jak zwykle, the answer may shock you!

Do tej pory wszystko było jednak narracyjnymi porządkami Nelsona Bridwella; czas w końcu poznać łotra numeru! Dochodzi do napadu na kosmiczny bank, ale nim tam się przeniesiemy...

 A w kosmicznym Tartarze siedzi - jakżeby inaczej - sam diabeł:

Fajna klawiatura przy tronie

Czas na jedną z tych językowo-kulturowych ciekawostek: dozen oznacza tuzin, ale devil's dozen - podobnie jak baker's dozen - to już trzynaście. Skojarzenie pechowej trzynastki z diabłem jest raczej klarowne, ale dlaczego baker's dozen? Otóż ponoć stąd, że tuzin wypieków musiał kiedyś spełniać określone wymogi wagowe - więc żeby się zabezpieczyć, piekarze zaczęli dorzucać do każdego tuzina nadmiarowy bochenek. Ot tak, dla gwarancji spokoju ducha!

Spójrzmy zatem na członków diabelskiego zespołu!

Zostawmy na chwilę to, że cała ta ekipa średnio pasuje do futurystycznego Legionu, i zajmijmy się jej pochodzeniem! Gdy myślałem, że zeszyt ten pisał czternastoletni Shooter, sądziłem że może zaczerpnął inspirację z pierwszej lepszej księgi z baśniami czy ze szkolnych zajęć z mitologii. Wiedźma, germański Wild Huntsman, Apollo - to wszystko proste; ale walijski Sugyn? Nie jest to jakaś znana postać, i nigdy mi to szczególnie nie pasowało.

Wszystko nabrało sensu, gdy zorientowałem się, że zeszyt ten pisał E. Nelson Bridwell! Był on bowiem znanym entuzjastą mitologii i folkloru, i  musiał naprawdę kopać głęboko, gdyż ja o Sugynie znalazłem tylko króciutkie wzmianki.

Z tomu The Mabinogi and Other Medieval Welsh Tales:

 ...i to dosłownie tyle, wszystkie inne znalezione przez mnie wzmianki to parafrazy tego ustępu, jak ta z A Welsh Classical Dictionary:

SUGYN ap SUGNEDYDD. (Fanciful). ‘Suck son of Sucker’. One of the persons at Arthur's Court mentioned in the tale of ‘Culhwch and Olwen’. He would suck up the sea on which there were three hundred ships till there remained nothing but a dry strand. He had a red breast-fever.

Intrygujące! Ale wracając do obrabiania kosmicznego banku: pierwsze skrzypce gra tu Apollo, którego urok jest tak nieodparty, że nie trzeba żadnej przemocy; pracownice dosłownie rzucają mu do stóp rozmaite rodzaje kosmicznych walut (niestety, tym razem nie ma wśród nich wspaniałych living money).

Czy w banku pracują same panie? Najwyraźniej!

Legion szybko dociera na miejsc... i zaczynają się zgadywanki, kto też może kryć się pod ołowianymi zbrojami:

W łeb dostaje strzegąca banku loudspeaker beast, również zauroczona przez Apolla

Szeregowi bandyci wykorzystują rozmaite rodzaje walut jako broń, i jest to okazja do klasycznego dla Silver Age wspomnienia kilku science facts:

Some real facts, some made-up facts!

Ważne jednak, że Saturn Girl demaskuje Apolla; w rzeczywistości nie jest on żadnym greckim bogiem, a po prostu kolejnym superpowered criminal:

IRRESISTIBLE

I chociaż Imra stara się zwalczyć wpływ Apolla, ten miesza jej w głowie na tyle długo, by wcisnąć jej tajemnicze pudło - rzekomo zwracając to, co ukradł z banku. Don't touch it, Imra!, woła biegnący do nich Lightning Lad; it's probably a booby trap!

PUFF! Mówcie co chcecie, skaczące kryształowe żółwie żywiące się metalem to świetna pułapka

Lightning Lad próbuje porazić żółwie prądem - co jest generalnie słabym pomysłem, bo kryształowe drapieżniki powodują zwarcie i pozbawiają chłopaka przytomności. Apollo korzysta z okazji i zarzuca go sobie na muskularne ramię, decydując, że co tam pieniądze z banku, kiedy może dla swego mistrza porwać autentycznego legionistę!

Saturn Girl zapłakana za porwanym boyfriendem

O ile się nie mylę, po raz pierwszy widzimy tu jedną z istotnych postaci z otoczenia Legionu - the richest man in the universe to R. J. Brande, dobroczyńca i sponsor nastoletniego klubu. Później dowiemy się, że Legion powstał, gdy trójka nieznających się jeszcze wówczas nastolatków przypadkiem ocaliła życie tego starszego mężczyzny - ale to historia na kiedy indziej!

Brande jest atakowany przez kosmiczną wiedźmę, która czarami przejęła kontrolę nad systemami obronnymi jego prywatnej planetoidy. Statek Legionu zostaje poszatkowany laserami, a Miss Terious - nawet sam Legion ma problemy z tym pseudonimem i nazywa ją po prostu Miss T - budzi coraz większe podejrzenia grupy:

Nie sposób jednak porozmawiać, bo nagle pojawiają się...

Łapanie kogoś groteskowo wydłużającymi się palcami - znany trik z repertuaru Jimmy'ego Olsena!
W tym momencie przynajmniej jeden z członków Legionu zapewne wewnętrznie wiwatuje; tak jest, Matter-Eater Lad wie, że nadeszło jego pięć minut:

A co z porwanym Lighning Ladem? Trafia on do kosmicznego Tartaru bez większych urazów - poza zjedzoną przez kryształowe żółwie robo-ręką. Gdy tylko Prince Evillo opisuje mu swój Devil's Dozen, chłopak zadaje sensowne pytanie:

Czasem dociera do mnie, że łotrem tej historii jest jasełkowy diabeł w czerwonej pelerynie

Butelkowana evil force!
Lightning Lad składa przysięgę lojalności swojemu nowemu panu i zaczynają wspólnie knuć napad na kopalnię platyny. Czyżby nasz młody heros faktycznie zszedł na ścieżkę bezprawia? Gdzie tam! 

Impossible!, woła Evillo; how did you manage to overcome the evil force? Lightning Lad odpowiada, że było to proste:

...i może i Legion nie zabija - było z tego ostatnio duże zamieszanie - ale gdy Lightning Lad znajduje pod ręką miotacz energii, decyduje się chociaż lekko postrzelić diabła:

Czarci imidż kompletny!

Tak więc chłopak postrzelił diabła promieniami, od których wyrosły mu rogi - a następnie rogi te znokautowały Lighntning Lada pociskami ciemności, którymi najwyraźniej Evillo potrafi strzelać. Cóż mogę powiedzieć, trudno się idzie przez tę historię na trzeźwo, ale i po drinku wątpię, by zrobiła się bardziej sensowna! Really, folks, I've got nothing here.

Może więc lepiej po cichu się wymiksujmy z planetoidy Tartarus i zobaczmy, czy przygody zespołu walczącego w obronie R. J. Brande'a zachowują więcej ładu i logiki! Wiedźma ucieka się tam do wojny psychologicznej:

Legion powstrzymuje się jednak przed pokusą podejrzenia wszystkich płócien - zresztą to i tak pewnie było najciekawsze, pokazuje w końcu śmierć, która faktycznie stanie się udziałem Ferro Lada już w jednym z kolejnych zeszytów! Ciekawe, czy Bridwell zapytał Shootera o plany związane z postacią, czy może Shooter zaaranżował śmierć zamaskowanego bohatera tak, by zgadzała się wcześniejszym obrazem - Ferro Lad zginie przecież samobójczo w ogniu bomby, którą zaniesie do serca Sun Eatera.

Sun Eater jednak jeszcze daleko - jak pokonać będącą tu i teraz wiedźmę? 

Cosmic Boy ściąga swoimi magnetycznymi mocami satelitę, a Ferro Lad ugniata metal w elegancki kocioł:

Myślicie, ze do tej pory było dziwnie? Well, you ain't seen nothing yet! Bridwell w tym momencie popuszcza wodze fantazji jeszcze dalej i angażuje do tej fabuły chyba wszystkie postacie, które kojarzyły mu się z Legionem - od Substitute Heroes począwszy:

Legion ma wziąć się za zdobycie włosów czarodzieja, a rolą Subs jest zdobycie odcisków enchanted shoe. Wymaga to podróży w przeszłość! Legion wraca po swojego najpotężniejszego członka - Superboya - ale ten za sprawą kryptonitowej kapsułki w mózgu kompletnie ich nie pamięta. Element Lad zmienia więc kapsułkę w harmless helium - harmless o tyle, o ile wpuszczanie komuś helu do mózgu może być nieszkodliwe.

Superboyowi hel w mózgu chyba jednak nie zaszkodzi!
A jakiego to czarodzieja może znać Superboy? Przynajmniej jednego - tego, który należy do jego osobistej galerii łotrów: 

Wiesz, że siedzisz w komiksiarstwie już długie lata, kiedy nie musisz się nawet szczególnie zastanawiać nad zapisem imienia Mxyzptlk
Mxyzptlk to imp z piątego wymiaru - postać prosto ze starych funny cartoons, która miała nadać Supermanowi nieco więcej humoru i lekkości. To taki trickster spirit, praktycznie wszechmocny - i jedyną metodą na odczynienie jego czarów i odesłanie go do własnego wymiaru jest, niczym w klasycznej baśni, zmuszenie go do wymówienia własnego imienia od tyłu. Tym razem to jednak Superboy i Mon-El udają się z gościną do komediowego piątego wymiaru:

Nim Clarkowi żyłka pęknie, z pomocą przychodzi Mon-El:

Wiecie, kogo nie widzieliśmy od początku tej historii? Tajemniczego Sugyna! Walijski heros wpada na Bouncing Boya, który akurat utracił moce - nie była to żadna wielka fabuła, po prostu wlazł w nie ten promień co trzeba - i nokautuje Chucka stuprocentowo organiczną armatką wodną:

No to żeśmy się napatrzyli na Sugyna, nie ma co

Dodane do nauczycielskiego banku słownictwa! To bezsprzecznie mój ulubiony panel tej historii, chyba za sprawą tego przebijania czwartej ściany i grożenia wprost czytelnikom
Substitute Heroes również ruszają w przeszłość spotkać się z Supergirl. Nie mają jednak szybkiej recepty na przywrócenie jej pamięci - a Maid of Might, nie wierząc w dobre intencje grupy dziwaków w kostiumach, szczuje na nich The Legion of Super-Pets. Widzę oczyma wyobraźni Bridwella poklepującego się samego po plecach, że udało mu się wpleść tu również i tę pod-grupę Legionu!   

Jest to - kto by się spodziewał? - moment chwały Chlorophyll Kida:

Przygotowany jak sam Batman

Mój drugi ulubiony panel!
Walka trwa...

...ale w tym momencie Subs zdobywają to, co było im potrzebne - nie ma więc sensu toczyć dalszych bojów.

Maid of Might! Steed of Steel!
Bardzo urocze jest swoją drogą, że Night Girl myśli też o naprawieniu chodnika, z którego wyrwała podczas walki płytę! Takiego właśnie odpowiedzialnego bohaterstwa potrzebujemy współcześnie. A dlaczego podkowy liczą się jako enchanted shoes? Bo Comet, koń Supergirl, jest magicznym koniem o historii tak zawiłej, że opowiem ją lepiej kiedy indziej. Grunt, że wszystkie składniki potrzebne do rytuału są już w rękach Legionu!

what

wait what

Dream Girl i Star Boy dopiero co opuścili Legion w (całkiem niezłej) historii spod pióra innego scenarzysty, co najwyraźniej nie spodobało się Bridwellowi - który odkręcił tu zmianę z impetem takim, jakby chciał powiedzieć a właśnie, że nie, oni mają być w Legionie! Kwestia tego, że Star Boy zastrzelił przeciwnika zostaje od tego momentu dyskretnie przemilczana.

Czas na finałową konfrontację!

Shocking!

wait wait what

W jednym posunięciu Bridwell odkręca tu wszystkie zmiany, które mu się najwyraźniej nie podobały: Lightning Lad odzyskuje prawdziwą rękę, Bouncing Boy odzyskuje moce (i staje się bardziej kulisty niż kiedykolwiek), zaś Matter-Eater Lad przestaje być otyły. Dziwne aż, że Duo Damsel nie odzyskała tu trzeciego ciała zabitego przez Computo! Powiedzieć o Bridwellu, że wszedł do tej serii z subtelnością młota - to jak nie powiedzieć nic.

Ale dlaczego w ogóle supernaukowiec pod komendą Evillo pomógł Legionowi? Czas na reveal kompletnie znikąd:

Ach, klasyczna flesh-like mask
Po drodze jest tam też niezbyt emocjonująca scena akcji z germańskim Wild Huntsmanem, ale siły zła szybko dostają w ucho i Legion może triumfalnie wrócić do swej siedziby - w odpowiednio większym składzie. A ten detal z kryptonitową mgławicą spowijającą Ziemię na najbliższe dwa lata?

Pyk i załatwione!
No, dobrnęliśmy do końca tej straszliwej podróży! Nie chcę tu szafować przesadnie mocnymi słowami, ale moim zdaniem dzisiaj omówiliśmy jedną z najgorszych fabuł z Legionem w jego historii. The Revolt of Girl Legionnaires, o której wspominałem na początku wpisu, was kinda bad - but it was fun, even charming kind of bad. Tutaj mamy historię, która jest po prostu bad, plain and simple; fabuła się nie klei, a nastrój - pomimo odhaczania kolejnych postaci - kompletnie nie pasuje do Legionu. Po co spędzać pół zeszytu na wysyłaniu Superboya i Supergirl w przeszłość i wymazywaniu im pamięci, żeby odkręcić to potem dosłownie od niechcenia? Dlaczego Legion od razu nie zadzwonił w sprawie kryptonitowej mgławicy do Color Kida? Rozwiązanie z supernaukowcem to deus ex machina na całego, i zostaję z wrażeniem, że cały ten cyrk był tylko wehikułem zapewniającym, że E. Nelson Bridwell pozmieniał w Legionie to, co mu się osobiście nie podobało - niestety pozbawiając na przykład wątek utraconej ręki Lightning Lada satysfakcjonującego zwieńczenia. Tak to już w komiksach bywa, że czasem ktoś przyjdzie i namiesza - zazwyczaj zapędy takie powstrzymuje redaktor danego tytułu; Bridwell był jednak na tyle szanowany jako spec od continuity, że najwyraźniej zabrakło w wydawnictwie kogoś mówiącego ej, chłopie, spasuj.   

Nie chcę sprawiać wrażenia, że Bridwell wszedł na łamy Legionu jak jakiś nie przymierzając Prince Evillo - pisał później dużo bardziej składne fabuły i wniósł swój uczciwy wkład w mitologię tytułu - ale podejrzewam, że czytelnikom i czytelniczkom wyrwało się westchnienie ulgi, gdy Jim Shooter wrócił do sterów w następnym zeszycie. Zakończmy więc - dla porządku - oceną łotrowskich dokonań naszego dzisiejszego antagonisty!

  • STRÓJ: dosłownie diabeł z jasełek. Śmiałe, owszem, ale do futurystycznego Legionu pasuje to jak świni siodło. Meh.
  • STYL: SO PERISH ALL WHO BUNGLE THEIR ASSIGNMENTS! Plus!
  • PLAN: jaki plan? Zaatakować kosmiczny bank oraz najbogatszego człowieka we wszechświecie, żeby zwabić Legion i porwać jego członków, by przerobić ich dzięki evil force na członków Devil's Dozen, żeby... żeby właściwie co? Znów zaatakować kosmiczny bank? Meh.
  • SIEDZIBA: planetoida Tartarus zamieszkała przez złoczyńców tak strasznych, że można z nich destylować evil force! Plus!
  • MOMENT CHWAŁY: dosłownie żaden, Evillo dostał w zęby od jednorękiego nastolatka, a potem został zdradzony przez własnego naukowca. Kryształowe drapieżne żółwie były fajne, ale to inicjatywa własna Apolla! Meh.

Oto więc, z niechlubnym wynikiem zaledwie dwóch plusów, Prince Evillo oddala się w niesławie.
SO PERISH ALL WHO BUNGLE THEIR ASSIGNMENTS! Czy odszedł na zawsze? Skąd; to komiksy, więc nawet tak słaby łotr powróci. Na szczęście - nie za szybko! 

W ten sposób kończymy przegląd łotrów wczesnej ery Jima Shootera - i nawet ja dowiedziałem się dzisiaj czegoś nowego! Zwracam honor, Jim, nigdy więcej nie będę już cię kojarzył z Devil's Dozen. A czego jeszcze dowiem się pisząc o Legionie? Odpowiedź poznamy, jak zwykle... w przyszłości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz