niedziela, 8 sierpnia 2021

Panele na niedzielę: The Legionnaire Who Killed!

Ostatnio zajmowaliśmy się ocenianiem łotrów stworzonych przez Jima Shootera - dziś jednak oderwiemy się od tego cyklu! Dlaczego? Bo jeśli chcemy, by kolejna historia łotra miała ręce i nogi (i tak raczej nie będzie), wypadałoby odrobić nieco praco domowej i zaznajomić się najpierw z The Legionnaire Who Killed, czyli legionową wariacją na temat Dwunastu gniewnych ludzi - lub w sumie dowolnego innego dramatu sądowego.

WE ARE ALL POINTING FINGERS AT YOU
Legion nie zabija - podobnie jak większość superbohaterów. Edgy nastolatki zastanawiają się czasem, jakby odkryli jakiś zupełnie nowy ląd - w sumie to dlaczego Batman nie zabije po prostu Jokera, może i to moralnie wątpliwe, ale byłby spokój. No i to właśnie jest główny powód, dla którego do takiego rozwiązania nie dochodzi - nie po to scenarzysta tworzy fajnego, barwnego łotra, żeby był spokój, żeby go potem bezceremonialnie uśmiercać! Postać musi wracać i wracać, by zbudować swoją mitologię - czy to po tej dobrej, czy złej stronie barykady. 

To może chociaż uśmiercić jakiegoś wynajętego zbira czy pomniejszego ulicznego rzezimieszka, żeby pokazać, jaki dany bohater jest hardcore? Skoro już wspomniałem o Batmanie, to trzymajmy się go; zwykle kojarzy nam się z dwiema regułami, Batman doesn't kill oraz Batman doesn't use guns. Cofnijmy się więc dalej niż zwykle - do Golden Age, Złotej Ery Komiksu - i zobaczmy, co tam Człowiek-Nietoperz wyprawiał w latach '30 i '40:

"A fitting end for his kind", komentuje bez litości Batman (już w swoim pierwszym zeszycie!)

Nie wychylajcie się za okno - Bat-pięta czyha

Spitting death - the Batman! RAT-TAT-TAT-TAT

Ten ostatni panel, opublikowany w 1940, stanowił już punkt zwrotny. Bill Finger - twórca postaci Batmana (o raczej większym wkładzie, ale słabszym marketingu niż bardziej znany Bob Kane) - wspominał potem ówczesnego redaktora, Whitney'a Ellswortha, wzywającego go na dywanik i stanowczo podkreślającego, by Batman już nigdy więcej nie odbierał złoczyńcom życia. Był to bowiem okres, kiedy w komiksach pojawił się obliczony na przyciągnięcie młodszych czytelników Robin - a musiały za tym iść ostrzejsze wytyczne natury etycznej. Komiksy i tak nie miały wtedy dobrej reputacji; w oczach społeczeństwa stały na tej samej półce, co pulp magazines pełne krwawych przestępczych perypetii czy girlie mags z pin-upowymi paniami w negliżu. Swoją drogą, trudno zresztą się temu dziwić - założyciele DC, wtedy jeszcze pod nazwą National Allied Publications, trudnili się bowiem drukowaniem również takiego materiału. Harry Donenfeld - jedna z ważnych postaci z początków DC - ledwie wywinął się od więzienia za nieobyczajność!

Krótko mówiąc - poza kwestiami czysto etycznymi superbohaterska zasada niezabijania ma też łatwe do znalezienia początki w latach '40, kiedy brutalne materiały wypadały z wielu tytułów, by poszerzyć potencjalny krąg odbiorców. Dekady później przyszła też oczywiście moda na antybohaterów w rodzaju Punishera, którzy bez żalu pociągali za spust - to jednak zupełnie inna historia! Teraz skupmy się na okresie, gdy no killing rule była w pełnej mocy. Co tam dziś słychać w trzydziestym wieku?

Sun Boy, tradycyjnie cierpiący w służbie Legionu, został wysłany na planetę Comar. Jestem przekonany, że wrócił cały pokąsany!

Otóż Star Boy wybiera się w odwiedziny do rodziców, co jest okazją do zaprezentowania aktualnej rozpiski członków i członkiń Legionu. Najbystrzejsze osoby zauważą, że nie ma wśród nich nieocenionego Bouncing Boya, który akurat tymczasowo stracił swoje moce! Generalnie jednak w siedzibie Legionu króluje radość, wesołość i smooching, ale Star Boy jakoś nie ma ochoty brać udziału w tych zabawach. Dlaczego?

Ze współczesnej perspektywy zabawne jest, że na niechęć Star Boya do romance żali się Invisible Kid - który lata później zaczął być pisany jako gej

 Star Boy rusza więc na spotkanie rodziców - ale ich obserwatorium okazuje się puste...

Kim może być tajemniczy podróżnik? Otóż...

Kenz Nuhor tłumaczy, że pragnie zdobyć miejsce w sercu Dream Girl zabijając Star Boya. Nie wiem, czy Kenz rozumie najlepiej, jak działają romantyczne interakcje - wiem jednak, że Star Boy w ostatnim momencie sięga po leżącą na ziemi broń...

Fajny panel, wydłużenie w poziomie nadaje mu dynamiki! W tle ląduje Dream Girl.

Star Boy ocalił więc życie, spotkał się z Dream Girl - nienajgorzej! Gdy wraca do super-hero clubhouse, czekają na niego jednak raczej ponure miny:

"Dude, you just killed a guy"

Użycie zabójczej siły to jednak poważna sprawa. Brainiac 5 - ówczesny przywódca grupy - decyduje, że uczciwym będzie przeprowadzić proces; sam bierze na siebie niewdzięczną funkcję oskarżyciela. 

W sumie całkiem niezłe uzasadnienie pozycji Superboya

To jednozeszytowa historia, więc intryga postępuje szybko; w kolejnych kadrach widzimy już, jak wszyscy siedzą na zaimprowizowanej sali sądowej:

Brainiac 5 podaje na to serię przykładów, w których użycie zabójczej siły wydawało się konieczne, ale jednak nie było. Nie pamiętasz, mówi do oskarżonego Star Boya, jak Element Lad już miał zostać zadźgany sztyletem przez dzikiego obcego, ale w ostatniej chwili zmienił jego broń w gaz? Nie pamiętasz, jak Colossal Boy zamiast zabijać dziką bestię uwięził ją w kanionie?

Podoba mi się, że we wszystkich tych historiach zabicie kogoś byłoby bułką z masłem, ale Legion wybiera trudniejszą opcję - i wydaje się przez to even more awesome. Trochę jak przejście jakiegoś Deus Exa bez zabijania kogokolwiek!

Może więc i ty mogłeś zrobić coś lepszego w tej sytuacji? Star Boy zaprzecza - zabity przez niego napastnik miał w końcu tarczę, która odbijała jego moce - ale Brainiac 5 nalega na eksperyment procesowy. Buduje dioramę przedstawiającą scenę wydarzenia i każe Star Boyowi użyć mocy na konarze drzewa...

Zaznaczmy jedno - międzygwiezdne policja uniewinniła Star Boya od zarzutów, uznając że działał on w samoobronie; Dream Girl była na szczęście na miejscu, by potwierdzić tę wersję wydarzeń. Widzimy więc wyłącznie wewnętrzne dochodzenie Legionu, które ma ustalić, czy Star Boy może pozostać w jego szeregach.

Sam oskarżony poddaje się procesowi bez gadania; zostaje nawet tymczasowo osadzony w legionowym detention room.

Krótki romance bit - i lecimy dalej z procesem!

"Octopoidal plant pests"? Sound fun

Następnego dnia proces nabiera tempa. Zaangażowani zostają nie tylko członkowie i członkinie Legionu na miejscu, ale również wszyscy na misjach - oraz nawet Substitute Heroes!

Superboy, obrońca Star Boya, decyduje się na śmiałą linię obrony:

PRAWO OPARTE NA MOCY PRECEDENSU

Niby mocny argument, ale...

Clark, masz super-speed, co robiłeś cały ten czas

Krótko mówiąc: Superboy nie obejrzał nawet do końca taśmy, którą wykorzystywał jako swój koronny dowód. Nie zmieni to pewnie naszej opinii o tym młodzieńcu (leń, leser, podglądacz) - ale najwyżej przypomni, że jeśli Superboy miałby być waszym obrońcą, to może lepiej od razu przyznajcie się do winy w nadziei na niższy wymiar kary.

Clark nie ma jednak zamiaru poddać się tak łatwo...

Nie, Clark, to głupi pomysł

Żaden pomysł nie jest jednak zbyt głupi dla Superboya - namawia on Proty'ego, zmiennokształtnego zwierzaka Chameleon Boya, by ten wpadł na salę sądową w formie straszliwego wenusjańskiego skorpiona.

Brainiac 5 niewzruszony, wręcz lekko zażenowany

Jaki jest cel tego super-gambitu? Otóż ma on sprawić, by Brainiac 5 na oczach wszystkich sięgnął po broń i spróbował zgładzić morderczą bestię (Superboy wtedy skorzystałby ze swojej super-speed i zasłonił Proty'ego własną piersią). Brainiac 5 i jego 12th level computer mind są jednak ponad takie dziecinne zagrywki:

"Why, it is Proty!" - krótkie podsumowanie wielu fabuł z Silver Age

Mimo to, w jednym Brainiac 5 oddaje rację Clarkowi:

PRAWO NIE DZIAŁA WSTECZ SZANOWNY KOLEGO

Czas więc na kulminacyjny moment każdego dramatu sądowego - głosowanie! Postępowanie to jest określone jako court martial i w związku z tym nie wymaga pełnej zgody wszystkich przysięgłych, jak w standardowym amerykańskim procesie; zamiast tego mamy zwykłe głosowanie większościowe. Sprawdziłem, bo to dobra okazja - w postępowaniu przed realnym amerykańskim sądem wojskowym do skazania wymagane są dwie trzecie głosów powołanych członków ławy przysięgłych; Legionowi wystarczy jednak zwykła większość. Zaczynajmy!

Superboy: leń, leser, podglądacz, a także najwyraźniej okazjonalny seksista!

A cool little touch - Element Lad, Colossal Boy oraz Cosmic Boy, o których Brainiac 5 wspominał w trakcie procesu, wszyscy głosują za winą Star Boya

Czas na decydujące głosy!

PROSZĘ O SPOKÓJ NA SALI SĄDOWEJ

Guilty! Czy czas teraz na ostatni zwrot akcji, na unieważnienie procesu, na nowy dowód wyciągnięty z niebieskiego rękawa super-obrońcy?

Nie, Star Boy jest winny i wylatuje z Legionu, kropka.

Pisałem już kiedyś, że Legion był jednym z pierwszych komiksów superbohaterskich, który pozwalał sobie na zakończenie odcinka bez obowiązkowego happy endu - i tu ponownie mamy dobry przykład. Star Boy opuszcza super-hero club w smutnej ceremonii:

Teraz nie róbcie smutnych min, doskonale wiemy, kto jak głosował

 Ale, by nie było kompletnie dobijająco, i w tym smutnym zakończeniu jest drobna porcja optymizmu:

"4th legionnaire to meet disaster"? Owszem: trzy poprzednie ofiary to Lightning Lad tracący rękę, Triplicate Girl tracąca jedno z ciał oraz Bouncing Boy tracący moce

Ach, the Legion of Substitute Heroes - zawsze można na nich liczyć, gdy mimo wszystko trzeba wnieść w historię nieco optymizmu! Star Boy i Dream Girl rozpoczynają więc nowy rozdział swojej kariery, ale nie ma co kryć - wrócą w końcu do głównego Legionu. Scenarzysta - Edmond Hamilton - radzi sobie w tej historii całkiem sprawnie; jego fabuły cierpią czasem przez skupianie się na detalach, ale w historii sądowej roztrząsanie detali, historii postaci i kodeksów ma jak najbardziej logiczne uzasadnienie. I chociaż Superboy jest napisany jako najgorszy obrońca w historii, rozumiem, że jego rolą było wzbogacenie zeszytu o trochę wizualnie ciekawych super-hijinks; kto inny ściągnąłby na salę sądową wenusjańskiego skorpiona? Samo słodko-gorzkie zakończenie to kolejny mocny punkt; to właśnie ten klasyczny Legion flavor - win some, lose some; odrobinę zmienia się status quo, zachodzi jakaś ewolucja, nie kończymy zeszytu dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zaczynaliśmy. 

Co więc w tej historii było potrzebne, by przejść dalej z ocenianiem wczesnych łotrów Jima Shootera? Czy następnym razem wrócimy właśnie do tego cyklu, czy może zostaniemy na chwilę z Substitute Heroes i ich przygodami? Kto wie! Dowiemy się, jak zwykle... w przyszłości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz