niedziela, 1 sierpnia 2021

Panele na niedzielę: łysy łajdak, łobuz, łotr - Universo!

Kontynuujemy dziś naszą przygodę z wczesnymi łotrami autorstwa Jima Shootera! Dla przypomnienia - Jim zaczął pisać Legion w wieku 14 lat, gdyż po przesłaniu próbek dostał pracę zdalnie - i nikt nie wiedział, że podpisują kontrakt z nastolatkiem. Legion ma więc w swojej karierze wcale nie tak krótki epizod bycia komiksem o nastolatkach pisanym przez autentycznego nastolatka!

Jeśli chodzi o postacie antagonistów, jego najbardziej trwałym wkładem w mitologię Legionu było stworzenie The Fatal Five - grupy łotrów tak ikonicznej dla Legionu, jak Joker dla Batmana, a Lex Luthor dla Supermana. Najpierw było jednak trochę ćwiczeń i wprawek - ostatnio poznaliśmy doktora Regulusa, a dziś na nasz warsztat trafi...

"ONE-OF-US! ONE-OF-US!"
Universo - jak widać na powyższym panelu wprowadzającym - dołącza do grona łysych łotrów (a także - by kontynuować aliterację - łebskich łajdaków i łapczywych łobuzów)! Skąd to narracyjne skojarzenie pomiędzy łysiną a niegodziwymi skłonnościami?

Lex Luthor, Doktor Sivana, Universo - trzech spośród licznych przykładów łysych łotrów

Potencjalnych odpowiedzi na to pytanie jest wiele. Łysina kojarzona jest ze starością - nic więc dziwnego, że atrakcyjnemu i pełnemu sił witalnych herosowi często przeciwstawiany jest symbolizujący przeciwne aspekty łotr. Pod archetypicznym kątem, można pewnie szukać śladów już w biblijnej historii o Samsonie, która tę metaforykę traktuję jak fizyczną rzeczywistość - i długie, bujne włosy dosłownie są źródłem siły herosa. W klasycznych komiksach łysina jest też oznaką pewnej fizycznej deformacji - zauważmy, że Lex Luthor jest wciąż mężczyzną w sile wieku, który stracił włosy w wyniku wypadku; w silly Silver Age winił nawet nawet za tę utratę włosów Superboya i to właśnie było źródłem jego nienawiści do niego, nie żadne filozoficzne rozważania o roli ludzkości we wszechświecie i tak dalej! Pojawiający się na centralnym panelu powyżej doktor Sivana to przeciwnik Kapitana Marvela, postaci wydawnictwa DC współcześnie znanej jako Shazam (ze względów, których z pewnością się domyślacie); trudno o przykład bardziej ikoniczny - w kontraście do potężnego, muskularnego Najpotężniejszego Śmiertelnika Na Świecie jest on małym, łysym pokurczem w okularach grubych jak denka od butelek i z wystającymi zębami.

Oczywiście mamy też heroiczne łyse postacie - ale i w ich przypadku łysina często bywa metodą podkreślenia, że w jakiś sposób nie są one ludźmi. Najbardziej chyba ikoniczny Profesor X? Mutant, i to do tego poruszający się na wózku - mamy więc kombo symbolicznych "deformacji". Łysy doktor Manhattan z Watchmen? Utrata człowieczeństwa to główny wątek jego postaci. Red Tornado, Robotman, Vision? Dosłownie roboty. Swamp Thing czy The Thing - po prostu potwory! Interesujące jest, że łysina jest bardziej akceptowalna u czarnych mężczyzn - by przypomnieć współczesne ujęcia bohaterów takich jak Luke Cage czy Nick Fury - i w kontekście powyższych przykładów aż ciekawe byłoby, na ile ich łysina w kombinacji z kolorem skóry może być traktowana - świadomie lub nie - jako reprezentacja tożsamościowej Inności... ale to już materiał na głębszą analizę.

Tymczasem, żeby nie zrobiło się zbyt poważnie - Legion! Co tam dziś słychać w trzydziestym wieku? Otóż nasza heroiczna grupa została zaproszona na szkolny pokaz talentów naukowych, gdzie mają ocenić skonstruowane przez uczniów i uczennice projekty - takie na przykład, jak niewyobrażalny Digital Computer:

Pośród wielu cudów szkolnej kreatywności największe wrażenie robi na Legionie urządzenie do podróży w czasie - tak zwana time cube.

No właśnie, Legion jest grupą z przyszłości, podróże w czasie to więc dla nich chleb powszedni - na tyle, że Superboy i Supergirl są w stanie przełamywać bariery czasu o własnych siłach, reszta grupy posiłkuje się zaś podróżowaniem w time bubble, przejrzystym bąblu latającym jak UFO po czasie i przestrzeni. 

Ledwie jednak Legion zdecyduje, że time cube zasługuje na pierwsze miejsce, rozlega się sygnał alarmowy - ktoś próbuje włamać się do ich super-hero clubhouse! Nie mogą więc zostać na ceremonii wręczenia nagród; pędzą do siedziby, gdzie - obok dziury w ścianie świeżo wypalonej miotaczem energii - znajdują takiego oto przystojnego dżentelmena:

"You're too old!" - krótka piłka! Jesteś stary i łysy, Legion is a cool teenage club.
I cóż to za demonstracja!

Mistyczne oko na piersi przypomina trochę amulet powstałego trzy lata wcześniej doktora Strange'a
Tak jest, ostatnio była amnezja, dziś czas na hipnozę! Nawet telepatka Saturn Girl nie jest w stanie pokonać kontroli łysego łotra; jedynym, który zachował resztki wolnej woli, jest Brainiac 5 - zapewne za sprawą jego 12th-level computer mind. Zielonoskóry młodzieniec sam jeden nie daje jednak rady powstrzymać napastnika:

Superboy jest tym razem wyłączony z zabawy, bo hipnotyczne promienie były połączone z cząsteczkami kryptonitu - kryptonit, wszędzie kryptonit
A jakby problemów było mało, odzywa się jeszcze niejaki profesor Huxton, szycha związana z kontrolą podróży w czasie:

To już okres budowania na wcześniejszych konceptach; skoro podróże w czasie są możliwe, to logiczne, że ktoś ma na nie oko! W późniejszych interpretacjach Legionu położony na to jest jeszcze większy nacisk - podróże w czasie stają się mniej dostępne i trudniejsze, również pod kątem wyzwań najstraszniejszych dla nastolatków - podań, zezwoleń i papierkowej roboty. Dla scenarzystów też jest to na pewno wygodniejsze, gdyż nie trzeba gimnastykować się tyle nad uzasadnieniem w kółko, dlaczego Legion w obliczu dowolnych trudności nie mógł po prostu cofnąć się w czasie i rozegrać wszystko od nowa.

Ale...

♫ Dun - dun - duuuun! ♫
Mimo to - jest przecież rozwiązanie! Choć time bubble został zniszczony, jest przecież jedna maszyna, która umożliwi odnalezienie Universo - time cube ze szkolnego pokazu! Legion udaje się więc do młodocianego wynalazcy, który tłumaczy, że wykorzystanie urządzenia wiąże się z ryzykiem:

Ale, jak wiadomo, no risk - no fun! Albo innymi słowy rzecz ujmując: no danger - no funky!, jak głosił napis na znalezionej kiedyś przede mnie koszulce. Pierwszy w przeszłość zostaje wysłany Chameleon Boy, który trafia do Ameryki Południowej w erze świetności tamtejszego imperium. Widząc zagrożoną karawanę dokonuje jednej z moich ulubionych transformacji w całej historii tej postaci:

Stara reguła - jeśli pytają, czy jesteś bogiem, mów "tak"

Budzi to jednak zazdrość lokalnego władcy, który - po krótkich perypetiach - decyduje się rzucić na Chameleon Boya i zgładzić go w wulkanie:

Już, już spadają do krateru, gdy narracja przenosi nas do starożytnego Egiptu! Na jego ulicach Shrinking Violet również trafia na bezwolne sługi Universo:

Gdy próbuje uciec, najpierw zmniejsza się - co jest w końcu jej mocą - a później próbuje odlecieć, korzystając z będącego na standardowym legionowym wyposażeniu flight ring; dopada ją jednak tresowany ptak lokalnego sokolnika. Uderzenie szponów powala ją na ziemię:

Uwielbiam ten ostatni panel i towarzyszący mu komentarz! Historia nie jest tu niczym wybitnym, ale Jim Shooter potrafi nadać jej odpowiednio dużo tonu campowej zabawy 
Kolejnym podróżnikiem w czasie jest Colossal Boy, który trafia w okres średniowiecza. I wszystko byłoby pewnie OK, gdyby tylko nie pojawił się tam w swojej gigantycznej formie:

Colossal Boy mógłby oczywiście paroma kopami roznieść rycerzy i ich machiny oblężnicze, ale kodeks Legionu zabrania mu przecież krzywdzenia niewinnych. Na szczęście kostium chroni go całkiem dobrze, zasłania więc tylko wrażliwą twarz przed rojem strzał... i nie zauważa, że na polu bitwy pojawia się katapulta.

Nim uderzy o przybrzeżne skały, czas na kolejny skok narracji - time cube realizuje marzenia każdej nastolatki i przenosi ją do piwnicy pełnej alkoholu! Ale nie czas na imprezy:

Rok, do którego trafiła Saturn Girl to 1812; zamiast jednak w sielskim Soplicowie pojawia się w napoleońskiej Francji. Jedną zmianę ciuchów później widzimy ją więc jako literal French maid - a i obsługiwać ma nie byle kogo:

Agent zahipnotyzowany przez Universo ukradkiem podrzuca jej mapę kampanii, przez co Imra zostaje uznana za zdrajczynię i trafia przed pluton egzekucyjny:

Żołnierze faktycznie są posłuszni jej telepatycznym rozkazom, ale ich przywódca pozostaje lojalny wobec łysego łotra numeru - i strzela do niej z futurystycznego miotacza energii. Znowu czas na szybką przebitkę - tym razem na chińską przygodę Brainiaca 5!

Zostajemy tu uraczeni nad wymiar klasyczną Chinese death trap - z tłumaczącym zagrożenie monologiem oraz wyrafinowaną metodą egzekucji. Klasyk!

Egzotyczne zniewagi Brainiaca 5, który oczywiście włada płynną chińszczyzną!

Darzę ogromną sympatią tego chińskiego kata: jego skupione spojrzenie, kontrolowana bokserska poza! Brainiac 5 myśli, że go podpuszcza, ale dla kata-profesjonalisty jest to po prostu kolejny dzień pracy w zawodzie zgodnym z wykształceniem; "jeszcze ze dwadzieścia ciosów i przerwa na kanapkę", myśli pewnie.

Cios uruchamia pas z polem siłowym, uderzenie w gong gruchocze tylko kajdany Brainiaca 5, nie jego kości - i nasz bohater ucieka z pułapki. Niestety, niedługo później jego pas zostaje uszkodzony, a na drodze staje mu...

"Greetings, doomed one!"

Strumień ognia spowija legionistę... a my wracamy do trzydziestego wieku, gdzie Universo - pozbywszy się podróżujących w czasie teen heroes - hipnotyzuje strażników i staje przed obliczem United Planets Council:

UPC - od skromnych początków jako provider internetu i telewizji do wiodącej roli w międzyplanetarnej polityce
Członkowie i członkinie rady ani jednak myślą słuchać złowrogiego hipnotyzera! Spotyka się to z pewną jego frustracją:

Czas na kulminacyjną niespodziankę!

LIFELIKE RUBBER MASKS!

Plan Universo wcale nie był taki najgorszy; zgodnie z nim, Brainiac 5 miał oprzeć się hipnozie, by przekonująco wciągnąć resztę zespołu w śmiertelne niebezpieczeństwo. Cute!

I wszystko by się udało, gdyby nie ten jeden wścibski dzieciak!
Czas podwiązać wszystkie wątki - i szybko wyjaśnić, w jaki sposób zespołowi udało się ocaleć:

Znowu time monitor - pamiętajcie, w przyszłości będzie można podglądać każdego, zawsze, w dowolnym miejscu i czasie!
To jednak tylko przewidywalne fabularne porządki; prawdziwa niespodzianka dopiero nadchodzi:

Kwestia ta dzisiaj jest wjeżdżona w popkulturowy grunt przez Gwiezdne Wojny i przewidywalna tak, że parodiowano ją już setki razy; pamiętajmy jednak, że jesteśmy tu kilkanaście lat przed tym, jak Luke i Vader pojawili się na ekranie!
Zakończenie jest również ciekawe - daleko mu od triumfalnego tonu. Co prawda Legion przekazuje łotra władzom i uwalnia Superboya od kryptonitowego paraliżu, ale finałowa scena poświęcona jest Rondowi - chłopakowi, który ocalił Legion:

Zarówno Universo, jak i jego syn - Rond Vidar - będą wracać w przyszłych przygodach Legionu!
Sam Universo działał tu bardziej zza kulis, ale jego pierwsze pojawienie się jest nadal całkiem przyjemną historią. I nie był to nawet two-parter - na przestrzeni jednego zeszytu mamy zabawną sekwencję legionowego slice of life na szkolnym konkursie talentów, poznajemy nowego łotra, odwiedzamy pięć historycznych epok i otrzymujemy tragiczny rodzinny dylemat. Powiedzcie, że te strony nie są napakowane! Czuć jednak, że Jim Shooter szuka tu jeszcze nieco odpowiedniego głosu i tonu; campowa high adventure miesza się z finałową goryczą, a plan Universo - wysłanie Legionu w różne epoki - pasowałby pewnie bardziej do spowitego w purpurowe szaty Time Trappera niż do przestępczego mistrza hipnozy. Ogólnie jednak - not a bad effort at all, szczególnie, że to jeden z pierwszych zeszytów tego nastoletniego autora. 

Oceńmy więc łysego Universo i jego łotrowskie kwalifikacje!

  • STRÓJ: łysa czacha, kozia bródka, monokl w oku niczym u pruskiego barona i spiczaste uszy? Potężna kombinacja, szczególnie razem z peleryną w stylu Drakuli. Plus!
  • STYL: za mało go jeszcze tu widzieliśmy, by mówić o własnym stylu, i nie przyjął porażki z łotrowską godnością! Nie dowiadujemy się nawet, dlaczego nazywa się Universo! Meh.
  • PLAN: ponownie, "pokonać Legion i zahipnotyzować UPC" is kinda basic, ale dodatkowa fałdka w postaci zmanipulowania Brainiaca 5 nadaje mu nieco oryginalności. Plus!
  • SIEDZIBA: brak, i to jeszcze próbował wprosić się super-hero clubhouse! Meh.
  • MOMENT CHWAŁY: being Vader before Vader oraz danie nam Chameleon Boya jako wielkiej soczewy, Saturn Girl w roli francuskiej pokojówki oraz Braniaca 5 w chińskiej pułapce śmierci! Plus plus!
Cztery plusy Universo to niezaprzeczalnie mniej niż sześć doktora Regulusa - ale dajmy mu się rozkręcić, to dopiero pierwsze jego koty za płoty! Zobaczymy jeszcze, jak robi użytek ze swoich talentów jako manipulator i hipnotyzer, przekonamy się, jak skomplikuje się jego relacja z synem... ale najpierw, w naszej przygodzie z wczesnymi łotrami ery Jima Shootera, spotkamy jeszcze jedną grupę - i to tak słabą, że aż zęby bolą. Nazywa się ona The Devil's Dozen, i wiecie, ile osób wchodzi w jej skład? The Dozen...?
 
Pięć. Niech już to będzie zapowiedzią klasy straszliwych scen, które zobaczycie na tych łamach...  w przyszłości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz