Kontynuujemy dziś naszą przygodę z wczesnymi łotrami autorstwa Jima Shootera! Dla przypomnienia - Jim zaczął pisać Legion w wieku 14 lat, gdyż po przesłaniu próbek dostał pracę zdalnie - i nikt nie wiedział, że podpisują kontrakt z nastolatkiem. Legion ma więc w swojej karierze wcale nie tak krótki epizod bycia komiksem o nastolatkach pisanym przez autentycznego nastolatka!
Jeśli chodzi o postacie antagonistów, jego najbardziej trwałym wkładem w mitologię Legionu było stworzenie The Fatal Five - grupy łotrów tak ikonicznej dla Legionu, jak Joker dla Batmana, a Lex Luthor dla Supermana. Najpierw było jednak trochę ćwiczeń i wprawek - ostatnio poznaliśmy doktora Regulusa, a dziś na nasz warsztat trafi...
 |
"ONE-OF-US! ONE-OF-US!"
|
Universo - jak widać na powyższym panelu wprowadzającym - dołącza do grona łysych łotrów (a także - by kontynuować aliterację - łebskich łajdaków i łapczywych łobuzów)! Skąd to narracyjne skojarzenie pomiędzy łysiną a niegodziwymi skłonnościami?
 |
Lex Luthor, Doktor Sivana, Universo - trzech spośród licznych przykładów łysych łotrów
|
Potencjalnych odpowiedzi na to pytanie jest wiele. Łysina kojarzona jest ze starością - nic więc dziwnego, że atrakcyjnemu i pełnemu sił witalnych herosowi często przeciwstawiany jest symbolizujący przeciwne aspekty łotr. Pod archetypicznym kątem, można pewnie szukać śladów już w biblijnej historii o Samsonie, która tę metaforykę traktuję jak fizyczną rzeczywistość - i długie, bujne włosy dosłownie są źródłem siły herosa. W klasycznych komiksach łysina jest też oznaką pewnej fizycznej deformacji - zauważmy, że Lex Luthor jest wciąż mężczyzną w sile wieku, który stracił włosy w wyniku wypadku; w silly Silver Age winił nawet nawet za tę utratę włosów Superboya i to właśnie było źródłem jego nienawiści do niego, nie żadne filozoficzne rozważania o roli ludzkości we wszechświecie i tak dalej! Pojawiający się na centralnym panelu powyżej doktor Sivana to przeciwnik Kapitana Marvela, postaci wydawnictwa DC współcześnie znanej jako Shazam (ze względów, których z pewnością się domyślacie); trudno o przykład bardziej ikoniczny - w kontraście do potężnego, muskularnego Najpotężniejszego Śmiertelnika Na Świecie jest on małym, łysym pokurczem w okularach grubych jak denka od butelek i z wystającymi zębami.
Oczywiście mamy też heroiczne łyse postacie - ale i w ich przypadku łysina często bywa metodą podkreślenia, że w jakiś sposób nie są one ludźmi. Najbardziej chyba ikoniczny Profesor X? Mutant, i to do tego poruszający się na wózku - mamy więc kombo symbolicznych "deformacji". Łysy doktor Manhattan z Watchmen? Utrata człowieczeństwa to główny wątek jego postaci. Red Tornado, Robotman, Vision? Dosłownie roboty. Swamp Thing czy The Thing - po prostu potwory! Interesujące jest, że łysina jest bardziej akceptowalna u czarnych mężczyzn - by przypomnieć współczesne ujęcia bohaterów takich jak Luke Cage czy Nick Fury - i w kontekście powyższych przykładów aż ciekawe byłoby, na ile ich łysina w kombinacji z kolorem skóry może być traktowana - świadomie lub nie - jako reprezentacja tożsamościowej Inności... ale to już materiał na głębszą analizę.
Tymczasem, żeby nie zrobiło się zbyt poważnie - Legion! Co tam dziś słychać w trzydziestym wieku? Otóż nasza heroiczna grupa została zaproszona na szkolny pokaz talentów naukowych, gdzie mają ocenić skonstruowane przez uczniów i uczennice projekty - takie na przykład, jak niewyobrażalny Digital Computer:
Pośród wielu cudów szkolnej kreatywności największe wrażenie robi na Legionie urządzenie do podróży w czasie - tak zwana time cube.
No właśnie, Legion jest grupą z przyszłości, podróże w czasie to więc dla nich chleb powszedni - na tyle, że Superboy i Supergirl są w stanie przełamywać bariery czasu o własnych siłach, reszta grupy posiłkuje się zaś podróżowaniem w time bubble, przejrzystym bąblu latającym jak UFO po czasie i przestrzeni.
Ledwie jednak Legion zdecyduje, że time cube zasługuje na pierwsze miejsce, rozlega się sygnał alarmowy - ktoś próbuje włamać się do ich super-hero clubhouse! Nie mogą więc zostać na ceremonii wręczenia nagród; pędzą do siedziby, gdzie - obok dziury w ścianie świeżo wypalonej miotaczem energii - znajdują takiego oto przystojnego dżentelmena:
 |
"You're too old!" - krótka piłka! Jesteś stary i łysy, Legion is a cool teenage club.
|
I cóż to za demonstracja!
 |
Mistyczne oko na piersi przypomina trochę amulet powstałego trzy lata wcześniej doktora Strange'a
|
Tak jest, ostatnio była amnezja, dziś czas na hipnozę! Nawet telepatka Saturn Girl nie jest w stanie pokonać kontroli łysego łotra; jedynym, który zachował resztki wolnej woli, jest Brainiac 5 - zapewne za sprawą jego 12th-level computer mind. Zielonoskóry młodzieniec sam jeden nie daje jednak rady powstrzymać napastnika:
 |
Superboy jest tym razem wyłączony z zabawy, bo hipnotyczne promienie były połączone z cząsteczkami kryptonitu - kryptonit, wszędzie kryptonit
|
A jakby problemów było mało, odzywa się jeszcze niejaki profesor Huxton, szycha związana z kontrolą podróży w czasie:
To już okres budowania na wcześniejszych konceptach; skoro podróże w czasie są możliwe, to logiczne, że ktoś ma na nie oko! W późniejszych interpretacjach Legionu położony na to jest jeszcze większy nacisk - podróże w czasie stają się mniej dostępne i trudniejsze, również pod kątem wyzwań najstraszniejszych dla nastolatków - podań, zezwoleń i papierkowej roboty. Dla scenarzystów też jest to na pewno wygodniejsze, gdyż nie trzeba gimnastykować się tyle nad uzasadnieniem w kółko, dlaczego Legion w obliczu dowolnych trudności nie mógł po prostu cofnąć się w czasie i rozegrać wszystko od nowa.
Ale...
Mimo to - jest przecież rozwiązanie! Choć
time bubble został zniszczony, jest przecież jedna maszyna, która umożliwi odnalezienie Universo -
time cube ze szkolnego pokazu! Legion udaje się więc do młodocianego wynalazcy, który tłumaczy, że wykorzystanie urządzenia wiąże się z ryzykiem:
Ale, jak wiadomo, no risk - no fun! Albo innymi słowy rzecz ujmując: no danger - no funky!, jak głosił napis na znalezionej kiedyś przede mnie koszulce. Pierwszy w przeszłość zostaje wysłany Chameleon Boy, który trafia do Ameryki Południowej w erze świetności tamtejszego imperium. Widząc zagrożoną karawanę dokonuje jednej z moich ulubionych transformacji w całej historii tej postaci:
 |
Stara reguła - jeśli pytają, czy jesteś bogiem, mów "tak"
|
Budzi to jednak zazdrość lokalnego władcy, który - po krótkich perypetiach - decyduje się rzucić na Chameleon Boya i zgładzić go w wulkanie:
Już, już spadają do krateru, gdy narracja przenosi nas do starożytnego Egiptu! Na jego ulicach Shrinking Violet również trafia na bezwolne sługi Universo:
Gdy próbuje uciec, najpierw zmniejsza się - co jest w końcu jej mocą - a później próbuje odlecieć, korzystając z będącego na standardowym legionowym wyposażeniu flight ring; dopada ją jednak tresowany ptak lokalnego sokolnika. Uderzenie szponów powala ją na ziemię:
 |
Uwielbiam ten ostatni panel i towarzyszący mu komentarz! Historia nie jest tu niczym wybitnym, ale Jim Shooter potrafi nadać jej odpowiednio dużo tonu campowej zabawy
|
Kolejnym podróżnikiem w czasie jest Colossal Boy, który trafia w okres średniowiecza. I wszystko byłoby pewnie OK, gdyby tylko nie pojawił się tam w swojej gigantycznej formie:
Colossal Boy mógłby oczywiście paroma kopami roznieść rycerzy i ich machiny oblężnicze, ale kodeks Legionu zabrania mu przecież krzywdzenia niewinnych. Na szczęście kostium chroni go całkiem dobrze, zasłania więc tylko wrażliwą twarz przed rojem strzał... i nie zauważa, że na polu bitwy pojawia się katapulta.
Nim uderzy o przybrzeżne skały, czas na kolejny skok narracji - time cube realizuje marzenia każdej nastolatki i przenosi ją do piwnicy pełnej alkoholu! Ale nie czas na imprezy:
Rok, do którego trafiła Saturn Girl to 1812; zamiast jednak w sielskim Soplicowie pojawia się w napoleońskiej Francji. Jedną zmianę ciuchów później widzimy ją więc jako literal French maid - a i obsługiwać ma nie byle kogo:
Agent zahipnotyzowany przez Universo ukradkiem podrzuca jej mapę kampanii, przez co Imra zostaje uznana za zdrajczynię i trafia przed pluton egzekucyjny:
Żołnierze faktycznie są posłuszni jej telepatycznym rozkazom, ale ich przywódca pozostaje lojalny wobec łysego łotra numeru - i strzela do niej z futurystycznego miotacza energii. Znowu czas na szybką przebitkę - tym razem na chińską przygodę Brainiaca 5!
Zostajemy tu uraczeni nad wymiar klasyczną Chinese death trap - z tłumaczącym zagrożenie monologiem oraz wyrafinowaną metodą egzekucji. Klasyk!
 |
Egzotyczne zniewagi Brainiaca 5, który oczywiście włada płynną chińszczyzną!
|
 |
Darzę ogromną sympatią tego chińskiego kata: jego skupione spojrzenie, kontrolowana bokserska poza! Brainiac 5 myśli, że go podpuszcza, ale dla kata-profesjonalisty jest to po prostu kolejny dzień pracy w zawodzie zgodnym z wykształceniem; "jeszcze ze dwadzieścia ciosów i przerwa na kanapkę", myśli pewnie.
|
Cios uruchamia pas z polem siłowym, uderzenie w gong gruchocze tylko kajdany Brainiaca 5, nie jego kości - i nasz bohater ucieka z pułapki. Niestety, niedługo później jego pas zostaje uszkodzony, a na drodze staje mu...
 |
"Greetings, doomed one!"
|
Strumień ognia spowija legionistę... a my wracamy do trzydziestego wieku, gdzie Universo - pozbywszy się podróżujących w czasie teen heroes - hipnotyzuje strażników i staje przed obliczem United Planets Council:
 |
UPC - od skromnych początków jako provider internetu i telewizji do wiodącej roli w międzyplanetarnej polityce
|
Członkowie i członkinie rady ani jednak myślą słuchać złowrogiego hipnotyzera! Spotyka się to z pewną jego frustracją:
 |
Czas na kulminacyjną niespodziankę!
|
 |
LIFELIKE RUBBER MASKS!
|
Plan Universo wcale nie był taki najgorszy; zgodnie z nim, Brainiac 5 miał oprzeć się hipnozie, by przekonująco wciągnąć resztę zespołu w śmiertelne niebezpieczeństwo. Cute!
 |
I wszystko by się udało, gdyby nie ten jeden wścibski dzieciak!
|
Czas podwiązać wszystkie wątki - i szybko wyjaśnić, w jaki sposób zespołowi udało się ocaleć:
 |
Znowu time monitor - pamiętajcie, w przyszłości będzie można podglądać każdego, zawsze, w dowolnym miejscu i czasie!
|
To jednak tylko przewidywalne fabularne porządki; prawdziwa niespodzianka dopiero nadchodzi:
 |
Kwestia ta dzisiaj jest wjeżdżona w popkulturowy grunt przez Gwiezdne Wojny i przewidywalna tak, że parodiowano ją już setki razy; pamiętajmy jednak, że jesteśmy tu kilkanaście lat przed tym, jak Luke i Vader pojawili się na ekranie!
|
Zakończenie jest również ciekawe - daleko mu od triumfalnego tonu. Co prawda Legion przekazuje łotra władzom i uwalnia Superboya od kryptonitowego paraliżu, ale finałowa scena poświęcona jest Rondowi - chłopakowi, który ocalił Legion:
 |
Zarówno Universo, jak i jego syn - Rond Vidar - będą wracać w przyszłych przygodach Legionu!
|
Sam Universo działał tu bardziej zza kulis, ale jego pierwsze pojawienie się jest nadal całkiem przyjemną historią. I nie był to nawet two-parter - na przestrzeni jednego zeszytu mamy zabawną sekwencję legionowego slice of life na szkolnym konkursie talentów, poznajemy nowego łotra, odwiedzamy pięć historycznych epok i otrzymujemy tragiczny rodzinny dylemat. Powiedzcie, że te strony nie są napakowane! Czuć jednak, że Jim Shooter szuka tu jeszcze nieco odpowiedniego głosu i tonu; campowa high adventure miesza się z finałową goryczą, a plan Universo - wysłanie Legionu w różne epoki - pasowałby pewnie bardziej do spowitego w purpurowe szaty Time Trappera niż do przestępczego mistrza hipnozy. Ogólnie jednak - not a bad effort at all, szczególnie, że to jeden z pierwszych zeszytów tego nastoletniego autora.
Oceńmy więc łysego Universo i jego łotrowskie kwalifikacje!
- STRÓJ: łysa czacha, kozia bródka, monokl w oku niczym u pruskiego barona i spiczaste uszy? Potężna kombinacja, szczególnie razem z peleryną w stylu Drakuli. Plus!
- STYL: za mało go jeszcze tu widzieliśmy, by mówić o własnym stylu, i nie przyjął porażki z łotrowską godnością! Nie dowiadujemy się nawet, dlaczego nazywa się Universo! Meh.
- PLAN: ponownie, "pokonać Legion i zahipnotyzować UPC" is kinda basic, ale dodatkowa fałdka w postaci zmanipulowania Brainiaca 5 nadaje mu nieco oryginalności. Plus!
- SIEDZIBA: brak, i to jeszcze próbował wprosić się super-hero clubhouse! Meh.
- MOMENT CHWAŁY: being Vader before Vader oraz danie nam Chameleon Boya jako wielkiej soczewy, Saturn Girl w roli francuskiej pokojówki oraz Braniaca 5 w chińskiej pułapce śmierci! Plus plus!
Cztery plusy Universo to niezaprzeczalnie mniej niż sześć doktora Regulusa - ale dajmy mu się rozkręcić, to dopiero pierwsze jego koty za płoty! Zobaczymy jeszcze, jak robi użytek ze swoich talentów jako manipulator i hipnotyzer, przekonamy się, jak skomplikuje się jego relacja z synem... ale najpierw, w naszej przygodzie z wczesnymi łotrami ery Jima Shootera, spotkamy jeszcze jedną grupę - i to tak słabą, że aż zęby bolą. Nazywa się ona The Devil's Dozen, i wiecie, ile osób wchodzi w jej skład? The Dozen...?
Pięć. Niech już to będzie zapowiedzią klasy straszliwych scen, które zobaczycie na tych łamach... w przyszłości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz