Kolejne Knédżi? Wakacje to czas lektur, więc jak najbardziej! Ostatnio mieliśmy przewagę nonfiction, dziś za to wahadło odbija w drugą stronę.
Gdzieś, w oderwaniu od zwykłej rzeczywistości, istnieje dom złożony z nieskończonej liczby komnat. Część z nich jest zrujnowana; część zajęta przez ocean, który faluje na najniższych jego poziomach; część wypełniona posągami o nieznanym pochodzeniu i znaczeniu. Mieszkańcem tego domu jest tytułowy Piranesi, który nieśpiesznie wędruje po jego zakamarkach, prowadzi dzienniki, łowi ryby i opiekuje się nielicznymi ludzkimi szkieletami, które udało mu się odnaleźć. Choć spędza większość czasu samotnie, poświęcając czas kontemplacjom i dochodzeniom na temat natury swego otoczenia, okazjonalnie spotyka się z innym mężczyzną, którego określa po prostu jako the Other - inne imiona są zbędne, gdyż nikogo innego po prostu w tym domu nie ma. The Other bywa jego partnerem dyskusji i okazjonalnym dobroczyńcą, gdy przekazuje mu anachroniczne skarby w rodzaju nowych butów, notatników czy śpiwora; z biegiem czasu dowiadujemy się coraz więcej o jego motywacji oraz relacji łączącej go z Piranesim. Okazuje się też, że być może wcale nie są oni jedynymi żywymi ludźmi w domu.
To przede wszystkim nastrojowa książka. Samotność głównego bohatera nie jest podana jako tożsama ze smutkiem i wyobcowaniem, ale spokojem i refleksją; w prowadzeniu swoich dzienników i rozważań przypomina on dziewiętnastowiecznego entuzjastę nauki, gentleman scholar, któremu w końcu wszyscy dali święty spokój i który może oddawać się intelektualnym wysiłkom. Wrażenie to potęgują klasycystyczne dekoracje - często opisywane figury i pomniki, których dom jest pełen; samotny Piranesi (nazwany tak przez the Other, co oczywiście też ma swoje symboliczne znaczenie) przemierza zalany oceanem dom nieco jak lekko zdziczały Odyseusz z muszlami wplecionymi w brodę, nieco jak dociekliwy Charles Darwin na pokładzie badawczej ekspedycji. Szum fal, gładkość marmuru, samotne wędrówki i przewracanie strony notatników - z tymi skojarzeniami zostałem po lekturze, i działało to jak odprężający masaż dla mózgu.
Nie spoilerując - jak na tajemniczą atmosferę całości, zakończenie wydawało mi się aż nazbyt klarowanie wszystko wyjaśniać i tłumaczyć. Osobiście chętnie zostałbym na koniec z większą dozą niepewności i nierozwiązanych zagadek. Przez to też, gdy skończyłem słuchać ostatniego rozdziału, miałem moment wait, that's really it?, jakbym spodziewał się jeszcze jakiegoś wielkiego twistu, który postawi to wszystko na głowie - a tymczasem zagadka została na koniec klasycznie wyjaśniona i tyle. W trakcie lektury oniryczna atmosfera kojarzyła mi się często z Imajicą Clive'a Barkera - w której podobnemu finałowi, mam wrażenie, towarzyszyłoby hasło the end of book one, zaś book two (w głębszym wtajemniczeniu czy perspektywie innej postaci) wywracałaby całą tę wiedzę do góry nogami. To już jednak tylko moje osobiste przemyślenia; koniec końców, Piranesi to spokojna, odprężająca lektura.
W odróżnieniu od wielu historii postapokaliptycznych, ta nie skupia się na społeczeństwie (jego rozpadzie, zmianach, ukazaniu go w krzywym zwierciadle), a na indywidualnych problemach, traumach i doświadczeniach garstki bohaterów. Koniec świata to dla nich czas nie budowania nowej rzeczywistości i reguł, a introspekcji; analizowania historii własnego życia, rodziny, relacji z innymi. Zarówno Augustine, jak i Sullivan - astronautka z misji kosmicznej - funkcjonowali (z różnych perspektyw) w raczej zimnych, chłodnych rodzinach, gdzie praca naukowa brała prymat nad relacjami uczuciowymi; to, jak radzą sobie z wynikłymi z tego schematami jest główną osią narracji. Więcej czasu spędzamy tu w głowie postaci, które analizują swoją przeszłość, niż przygodowej walce o przetrwanie. Chłód stacji arktycznej i chłód głębokiego kosmosu w klarowny sposób odzwierciedlają chłód emocjonalny - Augustine myśli o przeszłości i sobie jako o egoistycznym kochanku i fatalnym ojcu, który chłodem tym emanował na innych; Sullivan pokazuje zaś z kolei perspektywę dziecka, które w okresie dorastania takiego chłodu doświadczyło. Nie jest to jednak zerojedynkowa sytuacja; na różne sposoby, ale chłód rani zawsze - i wszystkich. Augustine orientuje się, że krzywdząc innych krzywdził też sam siebie; Sullivan doświadczając chłodu sama też zaczęła nim emanować.
To powolna, refleksyjna i psychologiczna narracja. Nie spodziewajcie się po tej książce zawiłego science-fiction; Ziemia gasnąca w ciszy to tylko tło. Powiedziałbym wręcz, że z racji na intymną atmosferę całość nadawałby się dobrze na deski teatru. Najwyraźniej nie ja jeden pomyślałem o adaptacji - na podstawie tej książki George Clooney nakręcił film The Midnight Sky - ale po recenzjach widzę, że gubi on pewne główne aspekty tematyczne i lepiej chyba pozostać przy książce.
Ale znowu, historia nie jest czarno-biała. Relacje polsko-kaszubskie to też wspólne cele i tradycje; Niemcy to nie tylko wróg z czasów wojny, ale i członkowie rodzin i wieloletni przyjaciele oraz sąsiedzi; nawet w historiach o Armii Czerwonej jeden opowie o rabunkach i gwałtach, a kto inny o oficerach, którzy ratowali ludziom życie, a na doniesienia o żołnierskich występkach reagowali sądem polowym - lub wręcz od razu kulą - dla winowajcy. Pomiędzy tragicznymi historiami zdarzają się też i dające nadzieję, jak te o Kaszubach pomagających prześladowanym Żydom i ratujących więźniów różnych nacji z marszu śmierci.
Od opisów tej trudnej historii i polityki autor przechodzi później do ujęcia współcześniejszego - opisuje los rybaków, którzy starają się utrzymać morską kulturę tego regionu (i jest to punkt wyjścia do dyskusji o zmianach ekologicznych); odwiedza kamienne kręgi i skupioną wokół nich pogańsko-new age'ową grupę duchową (co stanowi punkt wyjścia do omówienia najstarszej historii regionu); wędruje przez kaszubskie szlaki i rozmawia z ludźmi pytając, dlaczego określają się przede wszystkim jako Kaszubi, a dopiero na drugim miejscu (lub wręcz wcale) jako Polacy. Każdy rozmówca ma opinię; każdy rozmówca ma historię.
Jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o Kaszubach - książka ta stanowi dobry crash course. Gdy już przekopiecie się przez początkowe zarysowanie realiów politycznych oraz wprowadzenie istotnych dla kaszubskiej historii figur i wydarzeń - praca domowa będzie w dużej mierze wykonana; stąd przejdziecie do autentycznych ludzkich historii i wspomnień. Czy są one smutne i traumatyczne? Tak, ale na szczęście nie tylko. Ja sam w ostatnim spisie powszechnym wpisałem narodowość najpierw kaszubską, potem dopiero jako drugą polską - i autor cierpliwie tłumaczy tu, czym właśnie jest podwójna tożsamość i jak właściwie rozumieć identyfikację narodowościową, tożsamościową, obywatelstwo. Polska jest współcześnie krajem dosyć monokulturowym - myślę więc, że to ważna dyskusja! I chociaż autor dryfuje czasem odrobinę chaotycznie i pozwala sobie na nieco poetyckiej interpretacji - duch tego, co pisze, wydaje mi się bardzo prawdziwy. Są traumy, które potrzebują kilku pokoleń na przepracowanie; są traumy, które odbijają się w relacjach rodzinnych, w kształcie społeczności nawet dekady później. Po co to rozdrapywać?, pojawia się czasem w książce pytanie ze strony rozmówców; ano właśnie po to, żeby - kiedy jesteśmy już kilka pokoleń dalej - tym razem miało szansę zarosnąć i zaleczyć się w bardziej zdrowy sposób.
A skoro już mowa o zaleczaniu traumatycznych doświadczeń, jedna z moich ulubionych autorek - Catherynne M. Valente - bierze się za to w lżejszej i bardziej umownej wersji. O komiksowej sztampie women in refrigerators wspominałem już w tym wpisie; krótko mówiąc, chodzi o traktowanie postaci kobiecych jako rekwizytu w historii męskiego bohatera - i najczęściej zabijanie, okaleczanie lub innego rodzaju krzywdzenie rozmaitych dziewczyn, sióstr czy żon tylko po to, by pierwszoplanowy heros był teraz SAD and ANGRY i miał więcej dramatycznego paliwa. Nazwanie i omówienie tego zjawiska sprawiło, że coraz rzadziej widujemy je współcześnie jako leniwą kliszę - jest to więc świetny dowód na to, że analiza mediów może mieć na nie bardzo pozytywny wpływ!
The Refrigerator Monologues to - zero zaskoczenia - seria monologów kobiet, które właśnie na różne sposoby zalodówkowano. Tworzą one w zaświatach Hell Hath Club, gdzie spotykają się opowiadać o swoich doświadczeniach i starać się je wspólnie przepracować. Catherynne M. Valente zakłada tu naszą znajomość głównych komiksowych tekstów kultury - postacie bohaterek są bowiem czytelnymi odniesieniami do klasycznych fabuł. Jedna z nich jest odpowiedniczką Gwen Stacy, nastoletniej miłości Petera Parkera; inna stanowi odbicie Jean Grey przeistaczającej się w Phoenix; inne to Harley Quinn, Mera czy Alexandra DeWitt - ta ostatnia to partnerka Green Lantern, od której śmierci i wepchnięcia ciała do lodówki nazwano całe zjawisko.
W swoim monologu "Gwen Stacy" opowiada o poczuciu marginalizacji i poczuciu bycia zamienioną na "lepszy model" - po jej śmierci bohater związał się z klasyczną pięknością wzdychającą i czekającą w domu na powrót herosa. "Jean Grey" skupia się na tym, jak wszyscy ją lubili i szanowali, aż stała się potężniejsza niż koledzy z zespołu - wtedy nagle zaczęła być traktowana jako niebezpieczna i potrzebująca kontroli. "Harley Quinn" opowiada o toksycznym związku, zaś "Mera" o rodzicielstwie. Głosy postaci są rozpoznawalnie odmienne, styl barwny, a całość osadzona jest w rzeczywistości, której nawiązania będą czytelne dla każdej osoby choćby pobieżnie kojarzącej komiksowe pierwowzory.
It's fun, clever, angry and critical, wszystko w jednym pakiecie. Ciekawie też patrzy się na The Refrigerator Monologues ze świadomością, że komiksowe scenariusze zrobiły postęp od czasu tych krytykowanych wzorców: Gwen Stacy doczekała się powrotu jako zadziorna i aktywna Ghost-Spider; w przypadku Harley Quinn wyrwanie się z toksycznego związku i odnalezienie własnej tożsamości zmieniło ją w antybohaterkę i feministyczną ikonę, zaś Mera stała się równorzędną - a czasem i pierwszoplanową - bohaterką serii z Aquamanem. Nie chcę tu sugerować, że autorka nie ma świadomości tych zmian - raczej to, że ostatnie dwadzieścia lat to okres dynamicznej ewolucji pod tym względem.
Wersja audio is a delight - narratorka ma sporo pola do zabawy głosami kolejnych postaci, i jej Gwen Stacy, Harley Quinn i Alexandra DeWitt brzmią kompletnie odmiennie. Jeśli macie zaś ochotę na więcej spojrzenia na postacie kobiece i ich portretowanie w komiksie, mogę śmiało polecić też pozycję The Supergirls: Fashion, Feminism, Fantasy and the History of Comic Book Heroines - będącą już nonfiction ciekawą analizę historii medium pod tym właśnie kątem.
Może i dużo w dzisiejszej porcji o chłodzie i traumach, ale i tak wszystkie lektury oceniam jak najbardziej pozytywnie! Czy następnym razem będzie weselej? Kto wie, może osłodzę sobie koniec okresu wakacyjnego czymś bardziej radosnym. Pamiętajmy jednak, że czytelnictwo kwitnie wszak nie tylko w wolne - nie miejcie więc wątpliwości, że Knédżi powrócą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz