niedziela, 12 grudnia 2021

Panele na niedzielę: The King of the Legion!

Jaka jest - zaraz po klepaniu suerłotrów - druga ulubiona rozrywka superbohaterów i superbohaterek? Klepanie się między sobą, oczywiście! Podczas naszych niedzielnych spotkań widzieliśmy już jedną historię tego typu - Legion girls vs. Legion boys - a dziś wracamy do podobnej zabawy. Nie będą to już jednak mistrzostwa drużynowe, a indywidualne! A do tego sama okładka zapowiada, że zwycięzcą zostanie... niepozorny Bouncing Boy? Nasza dzisiejsza historia to The King of the Legion; autor: Jim Shooter, data: grudzień 1968!

Wszyscy zrywają sobie symbole z piersi - chłopaki demonstrują klaty, Saturn Girl strategicznie ukryta z tyłu!

No właśnie, skoro wszyscy mają się wesoło naparzać, to czy nie za szybko na zdradzenie wyniku? A może okładka, jak to w Silver Age często bywało, znowu próbuje nam wepchnąć jakąś ściemę? Jest tylko jeden sposób, by się przekonać; co tam dziś słychać w trzydziestym wieku?

Dzisiejsza historia zaczyna się sceną pełną napięcia; w głębinach kosmosu, na jałowej asteroidzie, Legion i nieznana nam druga grupa stoją naprzeciw siebie, mierząc się spojrzeniami. Nikt nie robi kroku wstecz. Mrugnąć aż strach. Bez słowa zbliżają się do siebie...

...dzień dobry, dzień dobry, miło mi poznać, a to kolega...

...westernowe napięcie szybko zostaje jednak rozładowane - to po prostu inna heroiczna grupa, z którą Legion wymienia uprzejmości. Fajny manewr na początek historii, nie powiem! We have heard great things about the Legion! We are honored!, mówi Celebrand, na co Ultra Boy słodzi w drugą stronę: We've heard that you Wanderers are pretty terrific yourselves! Na pamiątkę spotkania obie grupy wznoszą wspólnie pamiątkowy obelisk i, przy pożegnalnym uścisku dłoni, składają wzajemną przysięgę wiecznej przyjaźni - oczywiście pod warunkiem, że żadna z grup nie zejdzie ze ścieżki dobra i sprawiedliwości.

CZYŻBY KTOŚ MIAŁ ZARAZ ZEJŚĆ ZE ŚCIEŻKI DOBRA I SPRAWIEDLIWOŚCI?

No jasne, i to już na następnej stronie! Podczas podróży powrotnej Wanderers ładują się rakietą w jedną z tych tajemniczych mgławic, które mieszają ludziom w głowach - i pod wpływem dziwacznego promieniowania tracą zmysły. Wrócimy do nich za chwilę, teraz zobaczmy, co porabia Legion! 

Tym razem służba w ochronie Zjednoczonych Planet to nie tłuczenie łotrów, a praca nad nową technologią - a konkretnie testowanie rzekomo niezniszczalnych płyt pancerza, którymi mają zostać pokryte statki Galactic Security Force. Nasza młodzież bierze się do tego z entuzjazmem:

Spójrzcie na włosy Supergirl i Brainiaca 5 na pierwszym panelu - pamiętacie, co mówiłem ostatnio o reprintach fałszujących nieco kolory i ogólnie stronę wizualną? Tutaj doskonale widać, jak tusz Wina Mortimera wydaje się przez to gruby i ciężki!

Nim jednak dojdzie do super-kolizji, pojawia się błysk światła - i, niczym w biblijnej historii, nadnaturalna ręka wypisuje na płycie tajemnicze przesłanie:

To już drugi raz, gdy Shooter korzysta z tego biblijnego motywu! Chyba coś mu się w nim wyjątkowo podobało. "Shades of Belshazzar!"

Z jednej strony mamy więc trochę biblijnego mane, tekel, fares, z drugiej - wiadomość staje się dla Legionu metaforycznym złotym jabłkiem bogini Eris. No bo kto w końcu jest the mightiest Legionnaire? Kiedy Princess Projectra zaczyna analizować, kto stoi za wiadomością i jakie motywy nim kierują, chłopaki już dostają małpiego rozumu: ja! A właśnie, że ja! Nie, bo ja!

Dziewczęta nie pakują się osobiście w przepychanki, ale nie przeszkadza im to podkreślać zalet swoich aktualnych sympatii!

Dyskusja szybko nabiera rumieńców - i praktycznie wszyscy przyłażą, żeby wtrącić swoje trzy grosze:

Oof, bardzo niecharakterystyczne smutne słowa Bouncing Boya! A może w zamierzeniu było to pisane jako taki kokieteryjny, samokrytyczny humor? Ogólny ton sceny jest raczej wesoły, więc ten komentarz wybija się tu mocno!

W tym momencie przychodzi komunikat od Science Police - Legion dowiaduje się, że grupa Wanderers, będąc pod wpływem promieni z tajemniczej mgławicy, ukradała drogocennych siedem kamieni i rozdzieliła się, by ukryć łupy. Nikt jednak nie robi z tego wielkiej afery; wszyscy mają świadomość, że to po prostu good guys got mind-controlled again. Komisarz prosi Legion o bezpieczne wyłapanie Wanderers, by nie odstawili jakiejś gorszej maniany pod wpływem mgławicy - a nasza grupa decyduje, że zrobią z misji zawody, które wyłonią the mightiest Legionnaire. Koniec końców na środku sali zostają osoby, które chcą brać udział w szrankach:

No, to już bardziej charakter Bouncing Boya!

Reszta Legionu deklaruje, że zostanie w kwaterze głównej, aby pełnić rolę sędziów - lub być na posterunku, jeśli podczas rywalizacji pojawi się nagle jakiś prawdziwy galaktyczny kryzys.

Zauważycie też pewnie, że wśród osób stających do rywalizacji o tytuł the mightiest Legionnaire mało jest dziewcząt - tylko jedna Saturn Girl podejmuje wyzwanie. Shadow Lass zadaje Supergirl oczywiste pytanie - ej, a czemu nie ty, przecież jako Kryptionianka rozsmarowałabyś większość z nich po ścianach? Supergirl twierdzi, że nie chce ingerować w konkurs, żeby jej chłopak - Brainiac 5 - mógł się wykazać samodzielnie i podbudować sobie nieco samoocenę. Akrobata Timber Wolf rozumie zielonoskórego kolegę:

Chemical King i Timber Wolf dopiero niedawno otrzymali rangę pełnoprawnych legionistów, czują więc potrzebę pokazania się od jak najlepszej strony!

Faktyczny powód stojący za przeniesieniem Supergirl na trybuny jest zapewne jeszcze prostszy - pod kątem mocy ona i Superboy to przecież dokładnie to samo, więc z narracyjnej perspektywy wystawienie obojga do zawodów byłoby mniej barwne, niż danie szans różnorodnym osobom. To stary problem Legionu; dlatego zresztą kryptoniańskie kuzynostwo otrzymuje coraz mniejsze i mniejsze role.

Mały udział dziewcząt w zawodach - jedna Saturn Girl na jedenastu chłopaków - może też współcześnie wyglądać jak a bit of '60 casual sexism w wykonaniu Jima Shootera. Pamiętajmy jednak, że dopiero co widzieliśmy pisane przez niego Shadow Lass czy Duo Damsel, które były absolutely badass - moim zdaniem niedociągnięcia w tym numerze wiążą się więc nie tyle ze złą wolą, co z faktem, że Shooter ma w momencie pisania tej historii dopiero siedemnaście lat. Widać, że dziewczyny to dla niego trochę nieznane terytorium i - jeśli może - woli trzymać się pisania o chłopakach! Tym niemniej warto zauważyć, że nie pada tu nigdzie żadne obciachowe it's too dangerous for a girl!; najbliżej tego jest niepokój Lightning Lada o partnerkę w panelu powyżej, ale nawet tam Imra zbywa go szybkim pff, spoko rudy, będzie fajnie.

(I zanim przejdziemy dalej, jeszcze jeden szybki aside - wspomniany wiek Shootera to właśnie jeden z powodów, dla których Legion jest dla mnie fascynujący; przez dobry kawał swojej historii był to komiks o heroicznych nastolatkach pisany przez autentycznego nastolatka. Jeśli ktoś jest z nami dopiero od niedawna - tutaj możecie przeczytać więcej o tej niezwykłej sytuacji!)

No dobra, dosyć tych rozważań! Legion przygotowuje sobie elegancką rozpiskę, kto będzie polował na kogo: 

Bardzo bawi mnie teleturniejowość tego panelu - spójrzcie tylko na pozy Invisible Kida, Duo Damsel i Matter-Eater Lada! Szczególnie Duo Damsel stoi w pozie, jakby zaraz miała wziąć się za odwracanie liter w Kole Fortuny.

Wytypowane zespoły ruszają do akcji, ale nie wszystkim jest równie wesoło:

Podręcznik mowy ciała: jeżeli martwicie się o swojego chłopaka, możecie wyrazić to zakrywając dłonią ucho!

No nie da się ukryć, dziewczyny w tym numerze dostają tylko role tła; oh well, nie w każdym zeszycie Shadow Lass może ratować Legion odważnie stając naprzeciw Fatal Five - i to z ręką na temblaku! Invisible Kid stara się pocieszyć dziewczęta i mówi, że przecież to po prostu competing, not fighting; the Legionnaires would never turn against their buddies! Jeśli waszą reakcją jest na to  PFF HAHA FAT CHANCE, to macie dużo lepiej skalibrowane wyczucie rzeczywistości!

Spójrzmy bowiem jak wyglądają łowy na Dartalga, jednego z Wanderers; w pościg za nim ruszają Mon-El, Element Lad oraz Bouncing Boy. Zlokalizowanie uciekiniera to dla nich pryszcz; problem zaczyna się przy podziale łupów decyzji, kto ma schwytać uciekiniera.

"The Legionnaires would never turn against their buddies!" - Lyle Norg, Invisible Kid, otrzymuje prestiżową nagrodę dla pierwszego naiwniaka Legionu

Jak można było się spodziewać - dwóch bystrzaków powyżej nokautuje się wzajemnie, a na placu boju zostaje samotny Bouncing Boy. Czy da radę on ująć Dartalga? I kim w ogóle jest Dartalg? Widzicie, dart w jego pseudonimie nie znalazło się przypadkiem; jest to taki Green Arrow (nawet kubraczek ma również zielony), który zamiast trick arrows ma trick darts - i dmucha nimi z dmuchawy.

Koleś, twój "deadly blow gun" to zwykły bambus, nie wymyślaj!

Wszyscy w tym numerze nie doceniają Bouncing Boya! Ale pamiętajmy, że bycie underestimated to jego wręcz druga superpower:

Wkurzony Chuck looks kinda scary

Niby więc była to grupa śmierci - Mon-El i Element Lad to zdecydowanie heavy hitters - ale to Bouncing Boy przechodzi dalej!

Na kolejnej planecie Saturn Girl, Chemical King oraz Chameleon Boy tropią niejakiego Ornitho, którego mocą jest - zero zaskoczenia - przyjmowanie form różnych ptaków, od małej papużki po potężnego kosmicznego roka.

...OK, these guys are not really impressive. Dartalg to jakaś piąta woda po Green Arrow, a Ornitho to jak jeszcze bardziej zawężona wersja Beast Boya... który sam w sobie jest zawężoną wersją Chameleon Boya. Bardziej kręcę tu nosem na brak oryginalności niż na same moce - nieraz widzieliśmy przecież, że można napisać ciekawą postać z kiepskimi umiejętnościami; często będzie wręcz dzięki temu dodatkowo interesująca! Wanderers jednak, co tu kryć, to po prostu grupka postaci tła wymyślonych na szybko, na potrzeby jednego zeszytu.

...or are they?

Trzynastozeszytowa seria z 1988!

No dobra, tak naprawdę niczego to nie zmienia; Wanderers zostali wymyśleni jako postacie tła i Jim Shooter nie miał planów na żaden ich większy powrót. Mówimy jednak o komiksach - i każdy koncept zostanie w końcu przez kogoś odkopany! Pod koniec lat '80 Wanderers wrócili więc w dosyć dziwacznej serii, w której na początku giną, ale później ich dryfujące w kosmosie ciała zostają odzyskane przez tajemniczego mocodawcę, a oni sami - sklonowani.  

Co, jaki Mass Effect 2? The Wanderers did it first!

W procesie klonowania zmieniają trochę swój wygląd i parę innych detali; Ornitho, przykładowo, przyjmuje teraz imię Aviax (is it really an upgrade?), a Dartalg nazywa się Dartalon i zamiast dymać w swój bambus strzela teraz kolcami z własnego ciała, a'la Porcupine Pete. Mówiłem, że to dziwna seria! Ma chociaż przynajmniej jeden fajny panel, który dla podkreślenia niepokojącej atmosfery wykorzystuje iluzję optyczną: 

Neat! Niestety, ogólnie rysunki w tej serii są raczej... ujmijmy rzecz dyplomatycznie, "charakterystyczne dla pewnej epoki".

Ale wróćmy już do łowów na Ornitho! Są one nawet całkiem zabawne, bo jedyną kompetentną tropicielką jest w tej grupie Saturn Girl; Chemical King stara się w miarę niezauważenie skradać po prostu za nią, by pasożytować na ciężkiej pracy koleżanki, a Chameleon Boy... idzie zaś w ślad za Chemical Kingiem. To fajny komediowy moment - a w końcu zagnany w kozi róg Ornitho przechodzi do kontrataku!  

Ptak z nogami w formie dżdżownic - cudom trzydziestego wieku nie ma końca!

W obliczu zagrożenia Chemical King ujawnia się i wykorzystuje swoją moc przyspieszania reakcji chemicznych - tym razem po to, by konar nad głową ptaszora szybko zbutwiał i spadł mu na łeb. Kiedy on pomaga koleżance, Chameleon Boy cichaczem łapie znokautowanego Ornitho i ulatnia się z nim, zarazem wygrywając - nie ciężką pracą czy umiejętnościami, a odrobiną cwaniactwa w dobrym momencie. Prawdziwie życiowy morał!

Kolejna na liście zbiegów jest Quantum Queen, która potrafi zmieniać ciało w różne formy promieniowania. Ruszają za nią Karate Kid, Ultra Boy i Sun Boy; ten ostatni wykonuje lwią część roboty, ale gdy przychodzi co do czego...

Quantum Queen niby trzyma się za głowę oszołomiona przez słoneczną energię - ale powiedzcie, że nie wygląda jakby robiła facepalm patrząc na rywalizujących chłopaków!

Karate Kid zwycięża!

Bardzo podoba mi się tu realistyczna mimika opatrywanego Karate Kida!

Ostatnim zbiegiem z pierwszej fazy polowania jest Immorto, który jest - ponownie obędzie się bez zaskoczeń - nieśmiertelny. W pościg ruszają Superboy, Brainiac 5 oraz Timber Wolf:

Naciągane z tym wiatrem, ale dobra, niech będzie

Timber Wolf jest doskonałym akrobatą, ale podczas wspinaczki Immorto paraliżuje go ogłuszającym strzałem z blastera; Brainiac 5, osłaniany przez swój pas z polem siłowym, już ma schwytać uciekiniera... ale ten, nieśmiertelny w końcu, ze śmiechem rzuca się z wieżowca. Kończy się jednak śmiać, gdy w locie ku chodnikowi przechwytuje go Superboy! Brainiac 5 jest oczywiście niepocieszony:

Kolejny dobry przykład tego, jak tusz Wina Mortimera w reprincie i po zmianie kolorów wydaje się bardzo ciężki. Spójrzcie tylko na fryzurę Supergirl - to, co w oryginalnym gazetowym druku wychodziło jako fajne cieniowanie, tutaj wydaje się brudnymi, rozmazanymi liniami!

Przechodzimy do fazy drugiej! Szermierz Elvo - nie mam pojęcia, dlaczego tak się nazywa, ale przynajmniej nie jest to Swordo - ukrył się na Marsie. W pojmaniu go będą rywalizować Karate Kid oraz Superboy; Karate Kid już niemal go ma, ale dzięki podstępnej sztuczce Elvo wytrąca legionistę z równowagi...

Superboy to the rescue! Jak zwykle.

"Gay blade"? Oczywiście mowa to o słowie gay w starszym znaczeniu: wesoły, barwny i energiczny. Ciekawostką jest jednak - segment edukacyjny na dziś - że fraza gay blade była wówczas w języku angielskim ustalonym frazeologizmem! Spójrzcie:

Szczególnie interesuje nas ta druga definicja, "dashing youth"

Gay blade było na przykład wykorzystywane jako określenie bardziej luzackiej stylówy...

...i był to idiom na tyle zakorzeniony w publicznej świadomości, że odwoływał się do niego tytuł komedii o hokeju z 1946!

Tutaj dodatkowo "blades" jako łyżwy, więc mamy podwójną grę słów!

Tak czy inaczej, to Superboy przechodzi do ścisłego finału! My zaś widzimy, jak Psyche - Mistress of Emotions - manipuluje Bouncing Boyem i Chameleon Boyem, by ci tłukli się między sobą. Naiwna! Wiemy już przecież, że nie potrzeba absolutnie żadnych zewnętrznych manipulacji, by legionowe chłopaki zaczęły sobie obijać gęby.

Pojmanie Psyche nie doczekało się nawet własnego panelu!

Satelita medyczny to całkiem niezły koncept! Bouncing Boy udziela poobijanemu koledze pierwszej pomocy:

Bouncing Boy - he'll mess you up, but he'll also take care of you afterwards!

Docieramy więc do finału: w ufortyfikowanej wieży na rubieżach kosmosu zabunkrował się przywódca Wanderers, Celebrand; wykorzystuje on tam moc siedmiu mistycznych kamieni, żeby...

...ej, chwila. Czy nie brzmi to jakoś znajomo? Może to zwykły przypadek, ale ta wieża jak z jakiegoś fantasy nasuwa mi skojarzenia z Władcą Pierścieni - a konkretniej nawet z Celebrimborem, który tytułowe pierścienie wykuł. Celebrand, Celebrimbor? Pierścienie mocy, kamienie mocy? To rzecz jasna czyste zgadywanki z mojej strony, ale być może Jim Shooter był wówczas po lekturze Tolkiena - szczególnie, że (spoiler!) kolejny numer to straight-up Dungeons & Dragons stuff

To magiczna wieża (oczywiście), więc Superboy nie może jej po prostu rozwalić

Celebrand zagląda w przyszłość i wie, że opór przed potęgami w rodzaju Superboya czy Bouncing Boya jest daremny - wychodzi więc z wieży i oddaje się w ręce tego drugiego. Sam bym pewnie tak zrobił! Może więc jest to najbardziej techniczne z technicznych zwycięstw, ale reguły to reguły - i tak oto Bouncing Boy zostaje ukoronowany czempionem Legionu!

Nie ma tu rozdzierania ciuchów jak na okładce! Czy te emblematy są na rzepy, czy co?

Ale pamiętajmy, dlaczego w ogóle Legion miał wyłonić czempiona:

O, Ultra Boy faktycznie bez emblematu na klacie!

What! Czas na twist ending; Bouncing Boy ujawnia się niespodziewanie - i...

...hm, gdyby był w Legionie ktoś, kto z łatwością umie podszywać się pod innych... 

Yup, of course it's Chameleon Boy! Ale dokąd właściwie został on przetransportowany - i jakim wyzwaniom będzie musiał stawić czoła? Przygotujcie się więc w przyszłym tygodniu na solową przygodę naszego zmiennokształtnego kolegi oraz potężną porcję Dungeons & Dragons stuff... ale to już, jak zwykle, w przyszłości! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz