niedziela, 19 września 2021

Panele na niedzielę: It's a g-g-ghost!

Lata '60 to nie tylko era wyścigu kosmicznego i naukowych przełomów, ale i trendów kontrkulturowych: hipisowskiej fascynacji mistycyzmem, spirytyzmem i generalnie tym, czego mędrca szkiełko i oko nie dostrzega. Intrygująca alternatywa dla konwencjonalnej nauki - czy wór bzdur? Dylemat ten w dzisiejszym numerze będzie fabularną osią kolejnej przygody Legionu! W narożniku naukowym stanie, co zaskoczyć nikogo nie powinno, Brainiac 5; pozycji pro-mistycznej będzie zaś bronić Princess Projectra, pochodząca z planety Orando - albo, jak lubię ją nazywać, Dungeons & Dragons planet, z królami, zamkami i czarodziejami. Rok: 1967, autor: Jim Shooter; historia: The Ghost of Ferro Lad!     

It's a g-g-ghost, Scoobs! Ucieczka Legionu prawdziwie w stylu drużyny z animowanego Scooby Doo (swoją drogą, późniejszego o dwa lata od tego numeru)

Że magia istnieje w uniwersum DC, wiadomo; Zatanna, John Constantine, Doctor Fate i zastęp innych postaci są tego najlepszym dowodem. Nawet Legion miał już przecież swoje starcia z kilkoma magicznymi przeciwnikami! Tym razem jednak pytanie będzie dotyczyło bardziej kwestii egzystencjalnych; czy istnieje życie pozagrobowe? Co dzieje się z martwymi bohaterami? Opcji jest sporo; podobnie jak u Marvela, wszystkie mity są przecież prawdziwe - w serii z Wonder Woman będziemy więc mieć grecki panteon, a gdzie indziej Lucyfera na tronie piekła. Sprecyzujmy zatem pytanie: co dzieje się z martwymi bohaterami w przyszłości?

Najpierw, jak już wiemy, wypada ich pochować na cmentarnej planetoidzie o nazwie Shanghalla.

Cóż więc dziś słychać w trzydziestym wieku? Otóż Legion odwiedza mogiłę poległego Ferro Lada; mutanta, który oddał własne życie, by powstrzymać zagrażającego galaktyce Sun-Eatera. Przylecieli nawet z eleganckim wieńcem:

Podczas gdy wszyscy wzruszają się losem poległego kolegi, my widzimy serię paneli z tajemniczym obiektem, którzy wchodzi w ziemską atmosferę... nadlatuje nad lśniące Metropolis... by w końcu spocząć pomiędzy maszynerią super-hero club.

Panele w rodzaju tego drugiego budują fajnie nastrój... może nie grozy, w końcu to Legion, ale niepewności i niepokoju!

Ten wątek na razie jednak zostawimy - tak jak Legion zostawia Clarka w clubhouse, by dać mu chwilę prywatności:

Bardzo prosto produkuje się takie popiersie Ferro Lada! Wystarczy wziąć bryłę w miarę przypominającą kształtem głowę, wydziabać oczy - et voilà!
W tym miejscu następuje jednostronicowa retrospekcja, ale wy - jeśli nie pamiętacie historii Ferro Lada - możecie po prostu udać się tutaj! Ciekawsze jest jednak poczucie winy Superboya. Did I subconsciously fear the Sun-Eater so much that I let poor Ferro Lad overpower me... only to doom himself doing my job? I nie jest on jedyną osobą w zespole zmagającą się z survivor's guilt - Cosmic Boy, choć ma okazję odprężyć się w domu, też nie może spać spokojnie.
Uroczy detal na przyszłość: w jednej z późniejszych inkarnacji Legionu magnoball to wielki sport nadawany na całą galaktykę, a Rokk jest jego nastoletnią gwiazdą i cieszy się uwielbieniem jak najlepsi amerykańscy futboliści. "Cosmic Boy" w tym wydaniu to po prostu jego sportowy pseudonim!
To już zdecydowanie moment, gdzie continuity pomiędzy historiami jest już w pełnej mocy - już nie w formie krótkich wzmianek czy detalu w rodzaju mechanicznej ręki jednego z bohaterów, ale całej struktury historii. Nastoletni Shooter podchodzi tu do tematu z paradoksalnie większą dojrzałością, niż starsi scenarzyści mieli w zwyczaju przez poprzednią dekadę; Legion zwyciężył w heroicznym boju, jeden z jego członków zapłacił życiem... ale reszta niesie teraz już tę traumę.
 
Nie chcę tu sugerować, by poprzedni scenarzyści - Otto Binder, Jerry Siegel, Edmond Hamilton - tego nie rozumieli bądź nie potrafili. Myślę, że powstrzymywali się przed pewnym poziomem psychologicznego realizmu z dwóch powodów - po pierwsze, wydawniczego mandatu (tworzyli w końcu w okresie jednozeszytowych fabuł) - po drugie, przez świadomość, że pisali głównie dla nastoletnich czytelników i czytelniczek. Shooter moim zdaniem pokazuje tu starą zasadę - kids don't like being talked down to; doskonale rozumie, że śmierć kolegi will mess you up. Rokk jest więc pogrążony w swoich myślach tak bardzo, że nawet muzyka go nie porusza:
 
See, the parents are squares, they mean well, but they just don't understand
Hej, a czego to słucha Rokk? Czas na dzisiejszy segment edukacyjny!

Music Tapes from the Broadway Play "Superman", 1966 - tak jest, wydawnictwo dyskretnie (?) reklamuje tu swoją sceniczną produkcję z poprzedniego roku! Pełen jej tytuł to It's a Bird...It's a Plane... It's Superman; kompozytorem był Charles Strouse, który wcześniej wsławił się muzyką do Bye Bye Birdie. Czy był to sukces? I tak, i nie. Recenzje były przychylne, koszta się zwróciły, ale sztuka nie stała się jakąś przyciągającą widzów atrakcją i po niecałych czterech miesiącach zeszła z afisza. A że było to przedsięwzięcie, w które wpakowano sporo kasy, i do tego wykorzystujące jedną z najbardziej znanych postaci na świecie - "dostało dobre recenzje" i "zwróciło się" stanowiły zdecydowanie zbyt mało; wszyscy liczyli na superhit, na musicalowy evergreen, na wydarzenie roku. Stąd też za przedstawieniem tym ciągnie się reputacja klapy - chociaż potem było wystawiane jeszcze wielokrotnie! No ale cóż, dla Supermana just OK is not enough.

Poczujmy się więc teraz jak sam Rokk Krinn, Cosmic Boy, słuchający taśm w trzydziestym wieku! Jemu ten musical nie pomógł, ale może pomoże nam? Tutaj na przykład mamy Supermana (w tej roli Bob Holiday) prezentującego swoje mission statement:
Gwiazdor brzmi naprawdę sympatycznie, i nie chodzi mi tu tylko o jego głos! According to author Bruce Scivelli, "Holiday remained in his Superman costume after the matinees and invited the kids backstage for autographs. Towering over his young fans, the 6-foot-4-inch actor signed their programs and admonished them to drink their milk and be good." 
 
Tutaj z kolei muzyczny dialog, w którym  Lois Lane nie zgadza się, że ludzie są w obliczu ogromu kosmosu bez znaczenia:

No i który musical byłby kompletny bez zabawnej villain song? Wiecie, że chcecie posłuchać szalonego naukowca śpiewającego o swoich niepowodzeniach!

Czy nie ma czegoś ujmującego w musicalach z tego okresu? Zawsze podziwiam tę czystą, aktorską dykcję. Wracajmy jednak do trzydziestego wieku!

Cosmic Boya dręczą wyrzuty sumienia, których manifestacją jest Ferro Lad objawiający mu się we śnie. Czy moje ciało nie jest metalowe?, pyta poległy; czy nie mogłeś mnie z łatwością powstrzymać swoją magnetyczną mocą? Ze snu wyrywa go sygnał alarmowy dochodzący z clubhouse; gdy Legion przybywaja biegiem na miejsce, zastają tam Clarka...

POLTERGEIST
Chaos! W powietrzu unosi się nie tylko kryptonit (wszędzie worki kryptonitu), ale i rozmaite niebezpiecznie urządzenia - w tym atomowe generatory, które zderzają się, eksplodują i niemal kończą karierę naszej grupy.
Properly ominous! Dosłowne "writing on the wall" - idiom biblijnego pochodzenia. Pamiętacie, mane, tekel, fares - lub mene mene tekel upharsin
Kryzys wygląda poważnie - na miejsce docierają więc również Brainiac 5 oraz Saturn Girl. Co zrozumiałe, mają pewne wątpliwości co do stanu mentalnego reszty grupy:
Podoba mi się oddanie dyskretnej, telepatycznej wiadomości od Saturn Girl do Brainiaca 5!
Brainiac 5 widzi tylko jedno wytłumaczenie - może to Princess Projectra, świadomie lub nie, wykorzystała swe moce tworzenia iluzji i sprawiła, że reszta grupy zaczęła widzieć duchy i latające przedmioty. By sprawdzić swoją hipotezę, cichaczem przypina jej do peleryny neutralizator mocy - ot tak, by sprawdzić, czy w takich warunkach "duch" znowu się pojawi. I wszystko niby idzie dobrze - Brainiac odpręża się wręcz w trakcie warty z nogami na konsolecie, ziewając i myśląc ghost... ridiculous!, gdy nagle rozbrzmiewa kolejny alarm! 
 
Intrygujące jest jednak to, że Brainiac 5 i Saturn Girl niczego niezwykłego nie widzą; telepatka wyczuwa co prawda jakąś obecność, ale próba nawiązania łączności kończy się dla niej nieprzyjemnym szokiem.
 
Skoro skanery i aparaty Brainiaca 5 niczego nie zarejestrowały, inicjatywę przejmuje Princess Projectra. I'm for resorting tu supernatural, mówi, i przypomina, że sama przecież jest autentycznym medium ze swojej Dungeons & Dragons planet. Brainiac 5 strasznie co prawda w myślach bluźni na taki obrót spraw (This is the most idiotic thing I've ever heard of! Ghosts! Seances!), ale zjawia się jednak późną nocą na spirytystycznym seansie. 

Klasyczny seans!
Ferro Lad ma w końcu okazję wyłuszczyć swoje żale przed całą drużyną:
Ferro Lad mówi oczywiście o czwórce, która razem z nim stawiała czoła Sun-Eaterowi
Legion jest na tyle wstrząśnięty seansem, że podejmują decyzję o rozwiązaniu organizacji. Brainiac 5 nie może w to uwierzyć, ale w obliczu odejścia czwórki centralnych członków musi jednak przyznać, że perspektywy są ponure.
Czy nie brzmi to po prostu jak jakiś supervillain scheme, by pozbyć się Legionu? Czy całe to zamieszanie z "duchami" to nie rezultat działania tajemniczego urządzenia z początku numeru? Ależ oczywiście; poznajmy więc naszego superłotra!
Co istotne, "a" Controller, a nie "the" Controller!
Historia Kontrolera - czy właściwie Kontrolerów - jest actually kinda cool:
Kontroler (bileciki do kontroli!) tłumaczy, że odkąd planety w trzydziestym wieku zaczęły działać wspólnie i stworzyły własne organizacje pokojowe, jego misja dobiegła właściwie końca; inni Kontrolerzy powrócili do rodzimego wszechświata, lecz on - jako ostatni - poczuł się pijany władzą i znudzony postanowił wykorzystać Sun-Eatera. W jakim celu? Ot tak, żeby poniszczyć trochę gwiazd; jak pijany władzą, to pijany władzą.
 
Gdy Legion zniszczył jego ulubieńca, Kontroler postanowił zrobić z nich swoje kolejne narzędzie - ale jego obca maszyneria mogła wpływać tylko na umysły w stanie rozchwiania i niepokoju, stąd też cały teatr z duchem. Mamy więc kulminację; Superboy stoi sparaliżowany promieniem mocy; maszyny do kontroli umysłów już się rozgrzewają; Clark nie może nawet sięgnąć do swego klubowego pierścienia, by wezwać przyjaciół na miejsce. 
  
...slowly... inexorably... inexplicably...
Jakaś siła sprawia, że pierścień obraca się i wzywa na miejsce Legion! Kontroler salwuje się ucieczką do zamkniętego pomieszczenia, gdzie...
Co więc sprawiło, że klubowy pierścień Superboya obrócił się i wysłał sygnał ratunkowy? Co przeraziło Kontrolera tak, że ten zszedł na zawał? Was is a real g-g-ghost after all, Scoobs? Przybyły nie po to, by robić przyjaciołom wyrzuty, ale by jeden ostatni raz pomóc im zza grobu? Legion się tego nie dowie, ale my - gdy bohaterowie opuszczą już statek Kontrolera - dostajemy jeszcze jedną sekwencję:
Narracja jest bardzo nastrojowa... poza tym kompletnie zbędnym ostatnim kawałkiem. Yes, we get it!
Solidna historia! Podoba mi się, że mimo wszystko jest w niej nieco dwuznaczności - nie mamy nigdzie w ostatnich panelach wprost występującego Ferro Lada, który mówi uuu jestem teraz zielonym duchem ale super; nadal zostaje przestrzeń do interpretacji. Kto wie, może Superboy sam obrócił pierścień, nie wiem, mikrodrganiami supermięśni palców? Może obraz Ferro Lada w ostatnim panelu to tylko szwankująca maszyneria szalonego Kontrolera? Kto wie, kto wie. Ciekawa jest też struktura podwójnego narracyjnego blefu: to duch! - oczywiście, że to nie duch, to znowu jakiś superłotr! - ...unless... 
 
Najważniejszy z perspektywy ewolucji Legionu jest tu jednak stopniowy wzrost realizmu psychologicznego. Trauma to już nie tylko jeden panel i szybkie ujęcie postaci we łzach; to coś, co towarzyszy naszym nastolatkom dzień w dzień, nawet we śnie, nawet w pozornie spokojnych momentach z rodziną. Nie można dzień w dzień zmagać się o los galaktyki i nie zapłacić ceny, mówi tutaj Shooter. A że jest to podane w formie kolorowej scary ghost story? Tym lepiej!
 
By oderwać się jednak o myślenia o śmiertelności i traumach, pożegnajmy się inaczej niż zwykle - optymistyczną uwerturą z musicalowego Supermana! Play the tape, Cosmic Boy!

W ogóle taśma z nagraniem musicalu z 1966 musiała być niezłym rarytasem w trzydziestym wieku! Czy dowiemy się, w jaki sposób trafiła w ręce Rokka? Cóż; wiecie, jak jest - odpowiedź poznamy, być może... w przyszłości!



(nie, nie poznamy)
 
 

(...no i jeszcze jeden detal - elementy tej fabuły zostały wplecione w serial animowany Legionu! Kontroler doczekał się lekkiego unowocześnienia designu:

...i chociaż detale są akurat na tyle odmienne, by historia była interesująca, to najważniejsze jej elementy - jak ofiara Ferro Lada - wciąż są obecne:

I - co tu kryć - nadal mam ciary, gdy słyszę jego finałową deklarację przed śmiercią: Long Live the Legion!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz