piątek, 3 maja 2024

Academy X

New Mutants byli pokoleniem z lat '80; pierwszym nastoletnim spin-offem X-Menów, kochanym już racji wyłącznie na to - a nie przeszkadzało, że autorem był sam Chris Claremont! Lata '90 dały nam z kolei pełną kontestacyjnego ducha Generation X, która - jak to cool teenager - stała nieco na uboczu, rzucała sardoniczne komentarze i podgryzała karmiącą ją wydawniczą rękę, nabijając się z szerszego marvelowskiego marketingu czy "wielkich crossoverów". Ta seria również doczekała się fanowskiej miłości i do tej pory uważana jest za przełomową dla Emmy Frost, która na dobre zaczęła tam być pisana przede wszystkim jako nauczycielka oraz mentorka. Dziś zobaczymy przekazanie międzypokoleniowej pałeczki dalej, do lat '00; skupimy się na Academy X, najbardziej - moim zdaniem - niedocenianym ze szkolnych tytułów X-Menów! 

X-Millennialsi!

Już sama wydawnicza historia Academy X domaga się wytłumaczenia. W roku 2003 małżeństwo scenarzystów - Christina Weir oraz Nunzio DeFilippis - wrócili do klasycznych New Mutants. Na przestrzeni lat Dani, Sam, Rahne czy Amara rozeszli się w swoje strony; komiks ten był ich swego rodzaju klasowym zjazdem po latach. Dani sama była już nauczycielką; Rahne, wcześniej guilt-ridden good Catholic girl, odbiła w drugą stronę i zredefiniowała się jako grająca w bilard tough biker chick w obcisłych ciuchach. Ale - niezależnie od upływu lat i pomimo drobnych zgrzytów - niegdysiejszy młodzieżowy zespół profesora Xaviera nadal stanowił znającą się na wylot rodzinę.  

Rok 2003, a więc era Granta Morrisona - łatwo to poznać po ciuchach! Morrison poszedł w stronę filmowej, post-matrixowej stylistyki: czarne skóry, długie płaszcze, cały ten '00s cool. Trudno powiedzieć, by Profesor X nosił zwykle "barwny kostium", ale nawet on wskoczył tu w skórę - z żółtą kurtką sugerującą "X".

W trzynastozeszytowej serii ekipa z lat '80 nie tylko odnowiła kontakt, ale też spotkała na swojej drodze kolejne pokolenie młodych mutantów; it was not only a reunion, but also assembling a new class. W 2004 przyszła pora na formalne już przekazanie pałeczki: nowa grupa młodzieży otrzymała swój własny magazyn, New X-Men. Problem był tylko jeden: New X-Men to również tytuł flagowej serii Granta Morrissona, która w 2004 skończyła właśnie cykl wydawniczy - więc, by uniknąć zamieszania, młodzieżową serię opatrzono podtytułem Academy X. Tak też właśnie będę o niej pisał!

...z jednym wyjątkiem: Academy X to dobry tytuł komiksu, ale jako nazwa grupy brzmi nieco niezgrabnie; dlatego też przyjęło się mówić o tym pokoleniu jako o Young X-Men - i tak właśnie otagowałem tę serię wpisów. Termin "Young X-Men" (2004) pozwala też na lepszą historyczną orientację, gdyż to ten sam okres, co Young Avengers (2005) - a więc dekada '00 to dekada bycia young! Pamiętam, pamiętam, sam byłem wtedy young (...-er than today).

Nomenklaturę rozpracowaliśmy już na wszystkie strony - poznajmy więc nowy zespół!     

Oto nasza wiodąca postać: Surge, w cywilu Noriko Ashida! Pochodzi z Japonii, ma niebieskie włosy, pracuje w kawiarni i pyszczy na temat szkoły - krótko mówiąc, wedle wszystkich metryk tej ery trudno o bycie cooler.

Cały ten cykl wpisów jest okazją do refleksji nad teorią pokoleń. Noriko - wraz z resztą Academy X - należy już do grupy millennialsów; chronologicznych następców pokolenia X. O millennialsach pisano szeroko jako o grupie przełomowej głównie za sprawą rosnącego dostępu do internetu; to pokolenie, które jako pierwsze dorastało online, digital natives z wielu analiz. Z jednej strony - millennialsi (szczególnie w amerykańskim ujęciu) dorastali w czasach względnego dobrobytu i spokoju, co pozwalało im na pracę na polu tożsamości społecznej: wzrastała akceptacja osób LGBT, otwartość i tolerancja były jednymi z najwyższych cnót (to trochę rezultat tej new age'owej "małej ery Wodnika" z przełomu millenniów), spadała stygmatyzacja schorzeń psychicznych, a internet miał tworzyć pełną wzajemnego zrozumienia idylliczną "globalną wioskę".

Z drugiej strony - millenniallsi są też określani jako unluckiest generation. Ta idealistyczna młodzież karmiona ideałami pokoju i harmonii na wejście w dorosłość dostała w 2001 kopa w brzuch - atak terrorystyczny na World Trade Center; ludzi skaczących ku śmierci z okien, serce demokratycznego świata w ogniu, gruzach i pyle. Nie mniej ważne było to, co wydarzyło się potem: zupełnie nieidealistyczny Patriot Act, kontrole na lotniskach, wojna z terrorem, podejrzliwe obserwowanie ludzi o innym kolorze skóry; gdzie podziały się te ideały światowej koegzystencji? Rok po roku, millennialsi inkasowali kolejne buły: globalny kryzys ekonomiczny (największy od wielkiego kryzysu z lat '30), rosnące koszta życia, kredyty studenckie, sypiący się amerykański system opieki zdrowotnej.

Teoria pokoleń to grząski grunt, gdyż nad wyraz często wykorzystywana jest przez pop-psychologów do sprzedawania generalizujących, płytkich bestsellerów schlebiających "chłopskiemu rozumowi" czytelników: młodzież jest inna niż kiedyś (często z marketingowym spinem "ale nasze pokolenie było lepsze, co nie?"). Nie da się jednak zaprzeczyć, że warunki socjoekonomiczne, kulturowe oraz technologiczne mają wpływ na profil kolejnych generacji - sam widzę to jako nauczyciel! Jak zwykle, proszę was tylko o ostrożność: kiedy mówimy o pokoleniach, mówimy często językiem stereotypów - który bywa przydatny, by dostrzec pewne trendy, ale nie róbmy z niego prawdy objawionej.

Academy X błyszczy moim zdaniem w ukazaniu dwoistości millennialsów. Początek serii to jasny, bardziej optymistyczny obraz tej ery: szkoła dla młodzieży z niezwykłymi zdolnościami, podział na rywalizujące co roku drużyny (niemal jak domy z Harry'ego Pottera), worek wątków obyczajowych i romantycznych. Kto będzie w której drużynie, kto będzie się z kim całować? - od takiej problematyki zaczynamy; wszystko nie jest może kompletnie upstrzone kwiatkami i tęczami, ale nawet problemy oraz osobiste tragedie są do rozpracowania. Mniej więcej w połowie serii przychodzi jednak moment krytyczny: nasi mutanci-millennialsi zaczynają, jak w prawdziwym życiu, inkasować cios po ciosie. Terroryzm, szemrane agencje, porwania, śmierci - i to w skali, której nie widzieliśmy nigdy wcześniej na łamach szkolnych X-tytułów.

So, buckle up; it's time for the millennial experience.

Academy X zaczyna się w najbardziej oczywisty sposób: grupa młodych ludzi przechodzi szkolną orientation, spotyka grono pedagogiczne, poznaje się nawzajem. Pod koniec New X-Men Granta Morrisona Profesor X odszedł z zespołu i zostawił szkołę w rękach Cyclopsa oraz Emmy Frost:

Szybkie zarysowanie postaci dla nowych czytelników! "You shouldn't provoke Miss Frost" to słowa prawdy; sam bym tak wprowadził nową klasę w szkolne realia.

Co więc robi Noriko? Z miejsca zaczyna siłować się z Emmą! It's such a fun moment; z perspektywy uczniowskiej mamy tę cool, rebellious girl, która nie daje się zastraszyć groźnej wychowawczyni; z perspektywy nauczycielskiej - można tylko chichrać się pod nosem i myśleć girl, what are you even doing, you're so out of your league here. Pamiętajmy; to Emma, która wychowała już dwa pokolenia mutantów, która raptem parę lat wcześniej - stojąc w centrum ataku na Genoshę - mimowolnie wciągała w płuca prochy swoich tragicznie zamordowanych studentów. Jak dobra nauczycielka, stara się teraz nie pokazywać niepotrzebnie tej strony swojej osobowości, nie epatować minionymi tragediami i doświadczeniem - ale jeśli znamy ten kontekst, rozumiemy, jak urocza z jej perspektywy może być buntownicza Noriko. 

Not really, Noriko, you couldn't even handle her shoes!

Zwróćmy też uwagę na odniesienie do Harry'ego Pottera. Seria książek J. K. Rowling była wtedy u szczytu popularności, dopiero co ukazał się piąty z siedmiu tomów; w kategorii "magicznej szkoły" był to kulturowy punkt orientacyjny, do którego już zwyczajnie nie sposób było się nie odnieść. Od zawsze powtarzałem, że szkolne x-menowskie komiksy to Hogwart przed Hogwartem, ale lepszy: przede wszystkim, bez przebijającego z narracji niesympatycznego brytyjskiego klasizmu. Krytyk Pottera napisano już sto milionów, nie będę więc wchodził w to zagadnienie - ale myślę, że warto zwrócić uwagę na pewną paralelę: podobnie jak z Academy X, jego pierwsze tomy to generalnie cute school stuff, a potem wchodzą już morderstwa, tortury i przyspieszone dorastanie. Millennial experience, eh?

Jest też jeszcze jedna paralela pomiędzy Potterem a Academy X - podział na domy/drużyny. W erze Morrisona mutanci są pełnoprawną, otwartą kulturą, szkoła dla mutantów ma więc dużo więcej studentów niż wcześniej; to już nie piątka czy szóstka postaci! Oczywiście, trudno byłoby śledzić losy wszystkich - nowa młodzież zostaje więc podzielona na drużyny, każda z własnym wychowawcą lub wychowawczynią. Opiekunką naszej centralnej grupy zostaje Dani Moonstar, Mirage; ta sama, która w młodzieńczych latach była - jak Noriko - buntowniczką gotową nagadać Profesorowi X. By uhonorować stary zespół, Dani decyduje się nazwać nową drużynę... New Mutants. 

So we have New Mutants - who also are New X-Men - who also are in Academy X, and who are generally known as the Young X-Men. Tak tylko podsumowuję - ale to już na szczęście ostatnie zawirowanie w nomenklaturze!  

Ceremonia przydziału! Zwróćcie uwagę na kostiumy; dorośli X-Meni nosili w tym okresie głównie czarne skóry ze złotymi akcentami; młode pokolenie wskakuje w sugerującą nadzieję, optymizm i niewinność biel.

Jak z każdym kolejnym pokoleniem, kocham i tę grupę dzieciaków - ale muszę być uczciwy: pod kątem mocy nie są to najbardziej innowacyjne postacie. Przyjrzyjmy się nowej klasie!

Academy X to już nowoczesny styl komiksu - technicznie dopracowany, przypominający współczesny serial. Nie będę więc odkrywał koła na nowo; oto budujące tło postaci profile z komputera Cyclopsa!

Surge, Noriko Ashida: nasza point of view character! Noriko po manifestacji genu X została zostawiona przez rodzinę i żyła na ulicy jako bezdomna - głównie z drobnych kradzieży, w czym pomagało jej bycie ledwie widoczną dla postronnych speedster. Gdy niechcący zdemolowała lokalną kawiarnię, X-Meni trafili na jej trop - i Surge została wciągnięta do szkoły, gdzie naukowiec Beast skonstruował dla niej masywne rękawice pomagające w kontroli elektryczności.

Budżetowa wersja Storm - kontroluje tylko wiatr, nie pogodę ogółem!

Wind Dancer, Sofia Mantega: córka biznesmena, dla którego mutantka w rodzinie to przede wszystkim okropny PR; wychowana w dużej mierze przez służącego rodziny, który jako jedyny udzielał jej prawdziwego ciepła, trochę Alfred-style. Złe relacje rodzinne doprowadziły do tego, że Sofia odpaliła superpowered temper tantrum w centrum handlowym ojca - który (właściwie z ulgą) wysłał ją wtedy do aresztu, a potem do zagranicznej szkoły. 

Budżetowa wersja Syncha - ale kopiuje nie supermoce, a wiedzę i umiejętności osób dookoła.

Prodigy, David Alleyne: David pochodzi z kolei z akceptującej, kochającej rodziny, której status mutanta nie przeszkadza nijak w docenieniu syna. Charakterologiczny problem leży gdzie indziej - David is Impostor Syndrome: the Kid. Jak ma wierzyć w swoje umiejętności, jeśli podczas zajęć mimowolnie kopiuje po prostu tymczasowo wiedzę nauczycieli? David siedzi więc z nosem w książkach i orze jak może, by nie dać się zdefiniować - i ograniczyć - swoim mocom.

Budżetowa wersja Empatha, jednego z pierwszych uczniów Emmy Frost!

Wallflower, Laurie Collins: jej ojciec był mutantem o podobnych mocach: potrafił kontrolować emocje otaczających go osób, w ten sposób uwodząc zresztą jej matkę. Gdy ta - być może w wyniku ciąży - nabrała na to odporności, zostawiła go i wychowała córkę samotnie. It's a straight-up supervillain power, a świadoma tego Laurie jest nią przerażona; trudno jej uwierzyć w szczerość jakiejkolwiek ludzkiej interakcji, nieustannie podejrzewa, że (być może nawet podświadomie) manipuluje emocjami otaczających ją osób. Staje się więc odizolowana, wyciszona i samotna; trafia do szkoły z nadzieją, że coś na tym froncie się zmieni. Jedna z tych świetnych metaforycznych postaci, tym razem nastoletniej paranoi szepczącej "wszyscy tylko udają, że mnie lubią".

Budżetowa kopia... chyba nikogo, wydaje mi się, że to oryginalna moc! Trudno jednak uciec od myśli, że drużyna była konstruowana z erpegowymi założeniami w głowie; "ej, potrzebujemy jeszcze uzdrowiciela!" - i tak właśnie narodził się Josh.

Elixir, Josh Foley: Josh - tak jak Cannonball lata przed nim - rozpoczął karierę jako antagonista; dał się wciągnąć koledze do organizacji Reavers, grupy skupionej na walce z mutantami dzięki cybernetycznym modyfikacjom. Nie zdążył jednak dać sobie nic wszczepić czy nikogo zabić, gdyż podczas pierwszej misji objawiły się jego moce - instynktownie uzdrowił najpierw rannego kolegę, a później dźgniętą przez jego dowódcę Wallflower. Bycie w rasistowskiej organizacji to wybitnie błąd młodości oraz rezultat złego wpływu otoczenia, ale - jak łatwo się domyślić - trafienie do szkoły dla mutantów jest dla niego pewnym dysonansem.

Dosyć szybko do stałej obsady dołączają też...

Wither, budżetowa wersja Rogue!

Wither, Kevin Ford: dotyk Kevina rozkłada materię organiczną; chłopak otacza się więc metalem i tworzywami sztucznymi. Podczas manifestacji mocy miał większego pecha niż Rogue: gdy ojciec próbował go uspokoić, próba objęcia chłopaka zmieniła go po prostu w pył. Było to dla Kevina tak traumatyczne, że uciekł z domu i ukrywał się przed policją - która, jak się obawiał, nie przyjęłaby do wiadomości, że śmierć ojca była tragicznym wypadkiem. 

Icarus, budżetowa wersja Angela!

Icarus, Joshua "Jay" Guthrie: hej, każde pokolenie musi mieć swojego reprezentanta klanu Guthrie! W New Mutants był to Sam, w Generation X - Paige; na łamach Academy X występuje Jay. Wygląda jak wesoły chłopak i jest przede wszystkim artystą - kocha śpiewać i grać na gitarze - ale bezpośrednio przed trafieniem do szkoły próbował popełnić samobójstwo po śmierci dziewczyny. Na szczęście, poza skrzydłami ma healing factor, więc nie doszło ono do skutku... ale chłopak i tak przeszedł więcej, niż pozwala innym zobaczyć.

Nabijam się tu stale pisząc o "budżetowych wersjach", i faktycznie: Christina Weir oraz Nunzio DeFilippis nie eksplorują raczej żadnego nowego terytorium (coraz zresztą o to trudniej, skoro komiksy z X-Menami były już wtedy wydawane od ponad czterdziestu lat). Ważne jednak, że wszystkie te dzieciaki są interesującymi postaciami! Moce to nie wszystko, grunt, by charakter, historie oraz interakcje były przekonujące - a pod tym względem wszystko wypada solidnie.

Academy X zapisała się w x-menowskiej historii przez wprowadzenie dosłownie dziesiątek nowych postaci. Nie wszystkie były centralne od razu, ale wiele z tych dzieciaków doczekało się ewolucji i przestało być prostymi postaciami tła! Taki los czekał na przykład Pixie (z drużyny Paragons, wychowawczyni: Rahne Sinclair, Wolfsbane) czy Anole'a (z drużyny Alpha Squadron, wychowawca: Jean-Paul Beaubier, Northstar). Hej, a która drużyna mogła być głównym rywalem naszych nowych New Mutants?

Why, of course...  

Hellions!

They were your favorite students, right?, tłumaczy Julian Keller na łamach New Mutants #10, próbując namówić mentorkę do nadania mu hasła kodowego "Hellion"; I promise, I won't let the name down. Emma daje się przekonać - i w końcu nazywa cały zespół ku czci poległych studentów. Tak jak w latach '80, New Mutants i Hellions są rywalami, ale niekoniecznie wrogami; mamy ruchy interpersonalne (Icarus, jak widzicie, zaczynał właśnie tutaj), mamy międzyzespołowe romanse; to nie prosty bad guy house jak z Harry'ego Pottera.

Wśród Hellions warto zwrócić uwagę na Soorayę Qadir, hasło kodowe: Dust. Sooraya to tradycyjnie ubrana muzułmanka wywodząca się z Afganistanu; pojawiła się po raz pierwszy w 2002 w serii Granta Morrisona. We wpisie o Ms. Marvel wspominałem, że żarna popkultury mielą zazwyczaj powoli; przerobienie traumy po atakach na WTC zabrało tyle czasu, że istotne muzułmańskie postacie pojawiły się generalnie u DC w roku 2012 (Simon Baz, jeden z Green Lanterns), zaś u Marvela w 2013 (Kamala Khan). Morrison dał nam bohaterską muzułmankę w rok po tych wydarzeniach - trafnie identyfikując, że tacy właśnie powinni być X-Meni; challenging with their diversity. Jeśli ktoś w roku 2002 czuł się niekomfortowo widząc Soorayę... no cóż, o to właśnie chodziło!

Sooraya trafiła do jednego pokoju z Noriko, i dziewczyny miały oczywiście z początku sporo tarć: nie tylko wywołanych przynależnością do rywalizujących zespołów, ale też kulturą oraz spojrzeniem na rolę kobiet w społeczeństwie:   

Później zwrócono uwagę, że strój Dust to raczej niqab, nie burka.

To progresja, o której już wspominałem przy okazji Luke'a Cage'a - pierwsza fala pozytywnej reprezentacji inności jest zwykle bardzo stereotypowa: Luke to czarny zbir o złotym sercu, średnio wyedukowany eks-skazaniec; Sooraya to okutana od stóp do głów muzułmanka, która reprezentuje głownie kontrast z zachodnią kobiecością. Nie jest to rys postaci szczególnie subtelny, ale jest to ten przecierający późniejsze drogi pierwszy krok! Drugim krokiem pozytywnej reprezentacji byłby, moim zdaniem, na przykład Dwayne McDuffie wchodzący na łamach Damage Control w otwartą polemikę z pierwszą falą przedstawień; trzecim etapem byłaby zaś właśnie Ms. Marvel, gdzie problematyka kulturowa jest już zintegrowana: nie jako prosty stereotyp, nie jako parodia i dyskusja, a jako naturalny element charakteryzacji, który mamy po prostu z czytelniczej perspektywy zaakceptować - nie dziwić mu się jako czemuś "obcemu".

Większość początkowych przedstawień Dust - której mocą jest zmienianie się w świadomą burzę piaskową, więc też mocno stereotypowo - to właśnie podobne sceny podkreślające jej kulturową obcość oraz reakcje innych postaci. Jay jest jak zwykle spoko; mama Guthrie wychowała go porządnie.

Cessily Kincaid - Mercury - oraz Santo Vacarro, Rockslide, to kolejne ciekawe postacie. Ciało Cessily to płynny metal, trochę w stylu robota T-1000 z Terminatora 2, zaś Rockslide (choć wygląda jakby miał kamienną skórę a'la Thing z Fantastycznej Czwórki) to w rzeczywistości psychic being: po prostu animuje dowolny stos kamieni jak golema, który pozwala mu wchodzić w fizyczną interakcję ze światem. Rockslide to ponadto jedna z najbardziej wybijających się postaci; niezbyt lotny, szorstki w obejściu, ale nieodmiennie zabawny! To ważna lekcja konstruowania obsady: jeśli wszyscy będą inteligentni i empatyczni, może się zrobić nudno; dla urozmaicenia potrzeba też bucowatego ćwoka (ale na tyle sympatycznego, by nie zmienić go w jakiegoś dumb bully).

Patrzcie, jak znokautowany feromonowymi mocami Wallflower Santo płacze! Nie martwcie się o niego, zrobi sobie nową rękę - to dla niego jak zgubienie paznokcia.

A co do bycia ćwokiem - oto przywódca konkurencyjnego zespołu, Julian Keller! Christina Weir z mężem idealnie balansują różnymi aspektami jego osobowości; to utalentowany telekineta, który wie doskonale, jak bardzo jest potężny. Jest arogancki, porywczy i powierzchowny w osądach; jeśli zespoły wchodzą na tor kolizyjny - to często dlatego, że Julian unosi się ambicją, że nie odpuszcza jakiejś pierdoły, że za wszelką cenę musi pokazać, że jest lepszy. Ale ponownie: he's not just a bully; nie jest w tej fabule wyłącznie po to, by zawołać haha Harry, teraz ci pokażę! Kiedy Kevin ma zostać zaaresztowany jako podejrzany w sprawie śmierci ojca, Julian jest pierwszy, by bronić kolegi; nieważne, New Mutant czy Hellion:  

Cessily patrzy na Juliana jak w obrazek, i nawet chronicznie ponury Wither pozwala sobie na lekki uśmiech!

Tak, Julian jest aroganckim buntownikiem; tak, nie brzmi zbyt sympatycznie, mówiąc o rządowych agentach "some flatscans"; tak, pewnie znowu wpakuje wszystkich w tarapaty. Ale serce ma po właściwej stronie - i o ile to lepsze okazanie buntowniczego ducha niż rozwalenie szkolnego telewizora!

Obiecałem też cute school romance; trzymajcie się, bo mamy tego na kopy. Zacznijmy od wątku kontynuowanego jeszcze z kart New Mutants z 2003: Elixir romansuje z... nauczycielką, Wolfsbane?

Rahne była najmłodszą członkinią oryginalnego zespołu - a że komiksowy czas płynie powoli, to w 2004 (ponad 20 lat po swoim pierwszym występie) nadal ma raptem 19 lat. Nie myślcie o tym zbyt głęboko!

Student/teacher romance to dla mnie zawsze - jako nauczyciela - icky stuff, ale na szczęście Christina Weir z mężem traktują sprawę podobnie. Tak, dystans wieku pomiędzy Elixirem i Wolfsbane nie jest duży, ale nie da się kontynuować tego związku z racji na nierówną dynamikę ich ról. Rahne szybko rzuca Josha, i wychodzi to wszystkim na zdrowie.

No, po pierwszych trudnościach; Josh przekierowuje uczucia w stronę Laurie (...ale czy nie zrobi jej krzywdy, skoro to dla niego związek na pocieszenie?), zaś Rahne... no, Rahne to już doświadczona mutantka, poradzi sobie.

A kogo to widać w odbiciu szyby? To Wither, którego dotyk niszczy materię organiczną, oraz Mercury, dosłownie zbudowana z rtęci. Hey, what a lucky coincidence! Tak przynajmniej myśli Cessily, ale Kevin wzdycha raczej do Laury - która randkuje z Joshem. Tak jest, to właśnie te soap operowe romantyczne wielokąty, po które przychodzi się do X-Menów!

I czy jest lepszy romantyczny motyw, niż przywódcy rywalizujących grup flirtujący w życiu prywatnym? No, there is not, i dostajemy kiełkujące wzajemne zauroczenie Sofii - przywódczyni New Mutants - oraz Juliana z Hellions:

Jay wie, jak jest! Artystą jest tu Michael Ryan; to zdecydowanie mój ulubiony rysownik tej serii - od początku mieliśmy tu rotację ilustratorów, ale gdybym miał wskazać na najbardziej emblematyczny dla tytułu styl - byłby to właśnie Ryan. Nie jest artystycznie tak ciekawy, jak Bill Sienkiewicz w The New Mutants czy Chris Bachalo w Generation X - ale dobrze sprzedaje nastoletniość oraz emocje postaci!

David - Prodigy - ma słabość do Noriko... ale nie tylko! A Dani Moonstar, nauczycielka-weteranka z lat '80, musi okazjonalnie wojować z tropiącym mutantów FBI... ale co zrobić, kiedy przypisany do niej agent jest akurat przystojny?!

Aż staje przed oczami agent Cooper z Twin Peaks i jego "damn fine cup of coffee" - pewnie zresztą nieprzypadkowo! Swoją drogą: Noriko - by zadośćuczynić za stare winy - pracuje w kawiarni, którą kiedyś niechcący zdemolowała.

Academy X to soap operowy tygiel w stopniu przewyższającym wszystkie poprzednie szkolne x-tytuły - and I love it so much! To dosłownie serial czekający na ekranową realizację, ze wszystkimi rozgrywającymi się równolegle wątkami i romansami; dlatego stale jestem zdania, że adaptacja narracji superbohaterskich lepiej sprawdza się w telewizji niż na kinowym ekranie.

Smooching! Holding hands! Superpowers! Ghost seances in the school cafeteria! This is the teenage X-Men flavor.

Jestem zafascynowany tym, że podobne elementy fabuły - nastoletnie romanse, supermoce, duchy! - widzieliśmy już w latach '50 i '60 na łamach Legionu Superbohaterów; komiksu, który wraz z Doom Patrol stanowił bezpośredniego przodka X-Menów. W kadrze powyżej zamiast Laurie mogłaby z satysfakcją uśmiechać się Princess Projectra uwodząca Karate Kida; komiksy te bardzo wyraźnie dzielą wspólne geny, kontynuują jedną tradycję.

Inną kontynuowaną tradycją jest wielka saga X-Menów ogółem. Osoba świeżo wchodząca w to uniwersum może z powodzeniem śledzić losy nowych mutantów i traktować ich jako swoje postacie; mamy jednak dosyć smaczków również dla weteranów. Oczywiście, że Dani pamięta Emmę z czasów The New Mutants i ufa jej plus-minus wcale (przynajmniej początkowo); jako czytelnicy wiemy jednak, że na przestrzeni lat '90 Emma zmieniła się dość mocno jako opiekunka Generation X. Ale Dani nie ma przecież o tym pojęcia, więc jej brak zaufania wydaje się przekonujący:    

Zachodzenie ludziom za skórę jest kolejną supermocą Emmy - i Rahne też jest już gotowa wskoczyć w swoją wilczą formę!

Jako fan oryginalnych New Mutans czułem się naprawdę, jakbym spotykał po raz kolejny starych znajomych - ale już doświadczonych, dojrzalszych. Najdalej od oryginalnej charakteryzacji jest właśnie Rahne, która porzuciła szkocki akcent (celowo) i odbija sobie lata restrykcyjnego katolickiego wychowania zakładając skóry, wsiadając na motor i romansując w barach. Jestem w stanie to łyknąć; it's not a totally unrealistic story beat. W pewnym momencie Rahne decyduje się opuścić szkołę i przenieść na świeży grunt, do agencji detektywistycznej przyjaciela...

...które to przygody można później śledzić na łamach serii X-Factor! Obiecałem, że i o niej napiszę; nieważne, ile lat mi to zajmie - wiecie, że ostatecznie jestem słowny!

Poza tym niefortunnym romansem z Elixirem Rahne sprawdzała się nieźle jako nauczycielka. Oto jej drużyna, Paragons!

Wstawiam tutaj te kadry, by podkreślić mój jedyny problem ze stylem Michaela Ryana - czasami jego postacie wydają się aż nazbyt młodzieńcze. Dziewiętnastoletnia Rahne wygląda tu, jakby miała ledwie czternaście lat; będącej pod jej opieką Pixie hojnie dałbym z osiem.

Ale gdy przymknąć na to oko, Micheal Ryan posługuje się jedną z moich ulubionych kresek w szkolnych x-komiksach. Jego ujęcia mimiki oraz mocna praca konturami przypominają nieco Terry'ego Dodsona, ale bardziej stonowanego, nie aż tak pin-upowego w stylu:

Dani też ma swoje momenty - nie tylko jako wychowawczyni, ale też na przykład przy okazji wspomnianego seansu... kiedy przypomina wszystkim, że długo była ze śmiercią za pan brat jako asgardzka walkiria.

Dobrze; na dziś już wystarczy! Zarysowaliśmy już chyba charakter Academy X, trzeciego pokolenia młodych mutantów; to nasza komiksowa grupa millennialsów. Po raz pierwszy rolę nauczycielek pełnią absolwentki; Mirage, Wolsfbane, Karma i Magma, które poznaliśmy jeszcze jako imprezujące gówniary w latach '80. Moim zdaniem - przekazanie pokoleniowej pałeczki wcześniej nigdy nie było tak emocjonalnie interesujące; za edukację millennialsów odpowiada już nie dostojny Profesor X czy zreformowana Emma Frost, a postacie, które same doskonale pamiętamy ze szkoły!

Academy X to również wylęgarnia całego pokolenia postaci - część została zapożyczona z innych tytułów, cześć powstała pod piórem Weir oraz DeFilippisa, ale ogromna ich liczba nadal występuje w x-menowskich komiksach. Od czasów kreatywnych szaleństw Chrisa Claremonta w latach '80 mało który tytuł może poszczycić się takim trwałym wkładem! Zakończmy to pierwsze spotkanie adekwatną fotką klasową:

Szarfa przy pasie Sofii to uroczy detal, budujący wizualną ciągłość z klasycznym claremontowskim kostiumem Phoenix!

So, these are all cute, wonderful kids - growing, smiling, learning, romancing.

Next time - we'll see them all absolutely broken.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz