Nazbierało się trochę głupotek, każda z innej beczki - czas więc na variety show! Obiecuję też, że w ramach detoksu w dzisiejszym wpisie nie padnie ani słowo o X-Menach; można wręcz nawet powiedzieć, że to swego rodzaju... detoX.
Oh crap, it's starting to creep in already! Better move on.
![]() |
Dziś edycja bez komiksowych trailerów! |
Na początek - przystaweczka! Po miesiącach oczekiwania otrzymałem w końcu paczkę od wydawnictwa Cryptozoic, a w niej - najnowszy pakiet dóbr systemu DC Deck Building:
![]() |
Tematyka wiodąca: Justice League Dark - seria, która bardzo mi się spodobała! |
DC Deck Building to od lat ulubiony deckbuilder mój i żony, rokrocznie zajmujący miejsce w pierwszej trójce najczęściej trafiających na nasz stół gier. Świetnie obserwuje się rozwój i ewolucję tego zapoczątkowanego w 2012 systemu; zdradzę, że najnowsze duże pudło - Justice League Dark - wydaje mi się po paru partiach najlepiej zaprojektowaną podstawką do tej pory, ze snajperską precyzją rozbrajającą wiele problemów tego gatunku gier. Ale nie będę się dziś rozpisywał - rozszerzenie to doczeka się z pewnością własnego wpisu!
Wkleiłem zdjęcie całego otrzymanego zestawu, gdyż wydaje się zabawnym zajrzeniem w alternatywną gałąź historii - taką, w której filmy Black Adam, Flash oraz Shazam: Fury of the Gods okazały się hitami. Dwuosobowe pudło linii Rivals to właśnie Shazam! vs. Black Adam, zaś mały crossover pack poszedł w tematykę komiksowego Flashpoint. No cóż, czasami stawia się na konkretną kartę i przegrywa - żaden z wymienionych filmów nie zapisał się raczej w publicznej percepcji... ale jestem przekonany, że zespół projektantów karcianki wywiązał się z zadania (jak zwykle) śpiewająco!
Karciane wydanie Justice League Dark skłoniło mnie do nadrobienia serii z Zatanną z 2010 - co było tym wygodniejsze, że w tym roku ukazała się reedycja jej zbiorczego wydania. Głównym scenarzystą był Paul Dini, znany z pracy przy oryginalnym serialu animowanym z Batmanem (1992-1995) - i to właśnie będzie danie główne dzisiejszego wpisu!
![]() |
To Zatanna w wersji jeszcze sprzed Justice League Dark, sprzed praktycznego warkocza i długiego płaszcza; raczej czarodziejka sceniczna w cylindrze i kabaretkach. |
Kolekcję otwiera 48-stronicowa historia pod tytułem Everyday Magic, wcześniej wydana jako osobny one-shot... i jest chyba najsłabszą częścią całego tomu. Cały problem stąd, że dostała kategorię for mature readers i realizuje tę "dojrzałość" na najbardziej gówniarskie sposoby: pierwsze fuck pada już na drugiej stronie, mamy alkoholowe rzyganie, sporo też golizny; nic szczególnie graficznego, ale w negliżu widzimy Johna Constantine'a, główną bohaterkę, menedżera Zatanny wraz z jego chłopakiem, główną antagonistkę... and it's not even a particularly sexy brand of nudity, gdyż kreska Ricka Maysa jest zdecydowanie kreskówkowa. Jest pewien walor komiczny w tym, że Zatanna znajduje Constantine'a skacowanego i leżącego z gołym dupskiem do góry w jej skotłowanej pościeli - ale, chociaż wszyscy piją, palą i chodzą w negliżu, it all feels more juvenile than mature.
![]() |
Constantine spędzający kawał w zeszytu w samym płaszczu, jak jakiś magiczny ekshibicjonista, jest nawet zabawny; ale to "bitch" w ustach Zatanna brzmi już jak fałszywy akord. |
Yeah, we're off to a rough start here, pomyślałem - ale główna seria Diniego jest już na szczęście w lepszym tonie. Nie jest to też ton idealny; szczególnie na początku there are a lot of kinda pointless cheesecake shots, z czasem jednak sytuacja raczej się poprawia.
![]() |
Główną serię otwiera francuski rysownik Stephane Roux - i nie żartuję mówiąc o "lots of cheesecake". |
Nie mam bynajmniej purytańskiej wrażliwości - I enjoy good pin-up art and all - ale tutaj widzimy klasyczny przykład rozjeżdżania się tonu narracji oraz rysunków. Scenariuszowo mamy już na starcie dobry supernatural horror; są tam demony, morderstwa, niepokojący antagonista. Graficznie zaś jest, jak widać... i owszem, ktoś mógłby powiedzieć, że krwawy horror oraz bohaterka w relatywnym negliżu to sprawdzona kombinacja, ale ten horror musiałby być bardziej klasy B: autoironiczny, humorystyczny, pisany z przymrużeniem oka. As it is, it doesn't really work.
W kolejnych numerach Dini wydaje się korygować kurs: cheesecake factor goes down, comedy factor goes up. Za cześć zeszytów odpowiada nawet Cliff Chiang, jeden z moich ulubionych rysowników - i w jego interpretacji Zatanna nadal jest piękną superbohaterką, ale już nie w stylu boobs out:
![]() |
Widoczny powyżej Fuseli to demon sterujący koszmarami ofiar... |
...co jest uroczym nawiązaniem do słynnego obrazu:
![]() |
The Nightmare, 1781; autor: Henry Fuseli! |
Obraz ten często jest interpretowany jako przedstawienie koszmarów oraz paraliżu sennego, związanego z uczuciem ucisku w piersi oraz wrażeniem czyjejś obecności. Z językowej perspektywy - interesująca jest głowa konia po lewej! Anglojęzyczne słówko nightmare zawiera wprawdzie element mare (jak "klacz"), ale etymologicznie nie ma z końmi nic wspólnego: wywodzi się od słowiańsko-germańskiego mara, ducha sprowadzającego złe sny. Mara nadal istnieje w polszczyźnie - a anglojęzyczne wtórne powiązanie z homofoniczną "mare" można obserwować też u wielu innych artystów.
Jakie koszmary dręczą Zatannę? Otóż - w historii Pupaphobia - dowiadujemy się, że cierpi na lęk przed różnego rodzaju lalkami i marionetkami. Próbowała go nawet przełamać występując w lokalnym odpowiedniku Ulicy Sezamkowej, ale nie skończyło się to najlepiej:
![]() |
Biedny Oskar! Nie dajcie się jednak zwieść głupkowatemu humorowi; to (w udany sposób) jedna z mroczniejszych historii w całym zbiorze. |
Inną pomysłową fabułą jest ta, w której naprzeciw Zatanny staje łotr zdolny do krótkoterminowego cofania czasu. Ponieważ modus operandi naszej bohaterki to tak zwana backwards magic - recytowanie zaklęć wspak - jest on w stanie anulować jej moce... aż do momentu, gdy Zatanna zmienia swoje inkantacje w palindromy. Jak jest stack cats od tyłu?
![]() |
It's cute, it's clever, it's visually silly - czego chcieć więcej! |
Co do backwards magic - widzimy też warsztat Zatanny od kuchni; recytowanie słów wspak wcale nie jest nadnaturalną umiejętnością: wymaga ćwiczeń, ćwiczeń i jeszcze raz ćwiczeń. Na szczęście pomaga jej w tym wierna stagehand:
![]() |
Powtórka z fiszek - jako nauczyciel mogę tylko przyklasnąć! Jeśli nie chce wam się robić klasycznych kartonowych fiszek z materiałem, jest współcześnie sporo przeznaczonych do tego aplikacji. |
W kolekcji znajdziemy też uroczą historię o młodej Zatannie - niezdolnej do rzucania zaklęć, gdyż właśnie... założono jej aparat ortodontyczny, nici więc z wyraźnego wysławiania się. Na szczęście udaje się jej kreatywnie obejść również i to ograniczenie, a łotr numeru kończy w klatce z tego właśnie aparatu:
![]() |
"Cool. Gross, but cool." |
Tę jednozeszytówkę - o tytule, jakżeby inaczej, Brace Yourself - pisał akurat nie Dini, a Adam Beechen!
Czy mógłbym więc polecić zbiorcze wydanie Zatanny z 2010? Chyba jednak nie do końca, głównie z racji na nierówny poziom. Ta konkretna historia jest udanym horrorem, ta jest zabawną charakterologiczną etiudką, ale ostatecznie wszystko lawiruje od Sasa do lasa, nie klejąc się w spójną kolekcję. Łatwiej byłoby zarekomendować lekturę, gdyby pozbyć się tej kinda sleazy otwierającej historii; w stanie obecnym muszę więc usiąść nieco na płocie i uciec do tego strasznego komunału: nie jest to zły zbiór... ale raczej wyłącznie dla fanów postaci.
A skoro już mówimy o komiksie humorystycznym - dorwałem w końcu nowy tom Damage Control!
Oryginalne cztery miniserie - te autorstwa Dwayne'a McDuffiego - to, mimo upływu lat, wciąż jedne z najlepszych humorystycznych komiksów Marvela: pełne nie tylko żartów, ale też komentarza społecznego (McDuffie był ważną postacią dla reprezentacji czarnej kultury) oraz autentycznie ostrej satyry. Niestety, McDuffie odszedł w 2011; po okresie żałoby markę Damage Control powierzono zaś Adamowi F. Goldbergowi, komediowemu scenarzyście telewizyjnemu.
Goldberg miał przed sobą trudne zadanie i nie spodziewałem się, by dorównał poprzednikowi. No i cóż, faktycznie nie zdołał; jego Damage Control to - szczerze mówiąc - a nothing story. Mamy świeżaka w robocie, przedstawienie konceptu dla nowych czytelników, garść gościnnych występów, trochę żartów; interesującej treści w tym jednak co kot napłakał.
![]() |
Ach, Edifice Rex; trochę wspomnień dla kumatych! |
Najlepszym żartem całości jest chyba stałe darcie łacha z Trenton, stolicy stanu New Jersey:
![]() |
Pamiętacie być może ten żart z rodzimego podwórka! "Ależ straszne te wojenne zniszczenia", mówił nasz prezydent w trakcie podróży do Kijowa... ..."panie prezydencie, to Rzeszów." |
Ostatni kadr to przykład głównej słabości w stylu Goldberga: idzie o krok za daleko, żart byłby bez niego zwyczajnie lepszy, zostawiając puentę w sferze niedopowiedzenia. No i cóż, trzeba spojrzeć faktom w oczy: jeśli najlepszym dowcipem serii jest nabijanie się z New Jersey, nie jest to szczególnie nowatorski czy ryzykowny humor.
![]() |
Ale jednak bawi! |
McDuffie he's not, ale i Goldberg ma swoje urocze frazy; bardzo podobał mi się Kingpin mówiący...
![]() |
"...kindly show these gentlemen out using light violence." Muszę dodać do własnego nauczycielskiego banku słownictwa! |
Chociaż mam na półce stare serie Damage Control, nie skuszę się na własny egzemplarz najnowszej; scenarzysta gra zbyt zachowawczo, zbyt sitcomowo, a w konsekwencji tęskni się za ostrzejszym pazurem McDuffiego.
Zdecydowanie częściej chichrałem się przy serii Fire & Ice: Welcome to Smallville!
![]() |
Hej, to te dwie buły z Justice League International! A do tego okładki rysuje Terry Dodson, którego znamy z X-Menów i Generation X... aw heck, spaliłem! |
Awww! Może uda się następnym razem. Tak czy inaczej, Fire & Ice: Welcome to Smallville to pod wieloma względami seria bliźniacza wobec nowej Damage Control - ale wszystko robi lepiej. Po pierwsze, to kontynuacja starej humorystycznej Justice League International, komiksu równie formatywnego pod kątem humoru dla DC, co Damage Control dla Marvela (a może i bardziej!); po drugie, oryginalny scenarzysta - w tym przypadku Keith Giffen - odszedł już z tego świata; pożegnaliśmy go w zeszłym roku. Pałeczkę przejęły scenarzystka Joanne Starer oraz rysowniczka Natacha Bustos.
![]() |
Ponownie mamy "pozdro dla kumatych" - wyspa Kooey Kooey Kooey była istotną częścią oryginalnej serii! I zgadza się, lepiej nie skracajmy tej nazwy. |
Z przyjemnością donoszę, że obie panie knock it out of the park - i jestem przekonany, że sam Keith Giffen byłby dumny z ich roboty! Widać u nich nie tylko znajomość postaci oraz historii tytułu, ale też podobny styl humoru: durnowate dowcipy podszyte jednak pazurem wartościowego komentarza. Dwayne McDuffie czerpał dużo humoru z dialogu z komiksowym przedstawieniem czarnych; Joanne Starer skupia się zaś na kobiecej perspektywie. And there's a ton of sex jokes, too.
Starer bierze wiele z tych starych konceptów i kłuje je igiełką humoru. Weterani odnajdą tu postacie sprzed lat, jak brytyjskiego Beefeatera - ale scenarzystka nie bawi się wyłącznie cudzymi zabawkami i daje nam na przykład komiczną Linkę, siostrę Goryla Grodda:
![]() |
Beefeater nie kłamie, to naprawdę celebrated cultural tradition! Tym niemniej, Linka też ma rację: *snort*. |
Główne bohaterki są dokładnie takie, jak sugerują ich pseudonimy: Fire - Beatriz da Costa - to ognista Brazylijka, ekstrawertyczna i wybuchowa; Ice - Tora Olafsdottir - to władająca lodem wrażliwa, introwertyczna Norweżka. Słowem, to klasyczny komediowy duet, który sprawdza się już od 1988, kiedy pojawiły się na łamach Justice League International!
W najnowszej przygodzie przyjaciółki przenoszą się do Smallville - ojczystego miasteczka Supermana - by rozpocząć w życiu nowy rozdział i otworzyć wspólnie salon urody. Beatriz, standardową sobą będąc, wymyśla jednak durny plan na durnym planie, a wszystko to durnym planem pogania. Ale czego właściwie pragnie Fire? Popularności? Pieniędzy? Dobra oraz komfortu wszystkich dookoła? Well, two out of three ain't bad!
![]() |
Fire oraz King Shark to, pod pewnymi względami, mniej więcej ten sam poziom! |
A ponieważ otwierającą sceną komiksu jest Beatriz siedząca na krawężniku przed płonącym salonem - możecie się domyślać, że panie osiągają sukcesy mniej więcej takie, jak Booster Gold oraz Blue Beetle - inny duet matołków z JLI! Solidne żarty, goryle, dobra karykaturalna kreska - a do tego bardzo barwna zróżnicowana obsada, nawet nie wliczając goryli.
![]() |
Lokalny barman porusza się na przykład na wózku - ale nie jest przez to definiowany; to przede wszystkim postać o własnych przywarach i poczuciu humoru. Serio, osiem dolców? |
Znając komiksowy internet - nie mam też pojęcia, jakim cudem poniższe panele nie stały się jeszcze viralowym evergreenem. Jaka jest główna metoda rozwiązywania problemów Beatriz?
![]() |
I mean, if it works...? |
Dlaczego więc sex jokes działają bezproblemowo w Fire & Ice, a w Zatannie były jednym ze słabszych aspektów? Po pierwsze: these are actually jokes, something that an actual adult would say; to nie tylko pretekst do wrzucenia w kadr kolejnej rozebranej postaci (Fire & Ice nie epatują zresztą fizycznością). Po drugie, kwestia autorska; tak jak McDuffie mógł - z racji na pochodzenie - swobodnie żartować z rozmaitych "czarnych" toposów, tak i żarty obecne tutaj wybrzmiewają inaczej, gdy są autorstwa dwóch kobiet. Można mówić o śmierci autora aż po blady świt, ale fakt pozostaje faktem: kiedy dwóch facetów robi sex jokes na temat bohaterki, it can easily come off as creepy; kiedy są to dwie panie, kwestia agency, sprawczości oraz tożsamości rozkłada się zupełnie inaczej.
Ale dość już komiksowych wspominków, kolega V. woła właśnie na wspólne granie - a więc weekend czas rozpocząć! Oby i wam humor dopisywał; see you in the funny pages!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz