Dziś w nieco spokojniejszym, bardziej refleksyjnym tonie - w sam raz na spokojny dzień w domu po weekendowych szaleństwach!
Zespół Greensky Bluegrass przekonał się, że niebezpiecznie jest używać określenia gatunku w nazwie zespołu! Wikipedia podaje już w pierwszym akapicie:
Partly because of their name, many articles written about the band address the fact that what Greensky does is "not quite" bluegrass. In their own promotional material, GSBG describes their sound as "their own version of bluegrass music, mixing the acoustic stomp of a string band with the rule-breaking spirit of rock & roll".
Rygorystyczne trzymanie się muzycznych definicji to wbieganie na pole minowe - zawsze ktoś będzie niezadowolony z danej klasyfikacji! Znajomym pytającym o różnicę pomiędzy country i bluegrass odpowiadam zazwyczaj, że country to wielki termin-worek, a bluegrass to jedna z jego odmian - bardziej folkowa, akustyczna, z korzeniami w regionie Appalachów. Za jednego z ojców gatunku uznaje się Billa Monroe (z zespołem The Blue Grass Boys), który pięknie określał ten styl jako Scottish bagpipes and ole-time fiddlin' (to ważny trop: szkoccy i irlandzcy emigranci osiedlali się w Appalachach, co mocno w bluegrass słychać).
A skąd w ogóle "niebieska trawa"? Jedna wersja mówi o tym, że Poa pratensis - po naszemu wiechlina łąkowa, bo jest to w ogóle roślina przywleczona do Stanów z Europy - przy odpowiednim świetle wydawała się osadnikom zielono-niebieskawa; druga - że jeśli pozwolić tej trawie wyrosnąć, to wypuszcza małe, niebieskie kwiatki. Oceńcie samodzielnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz