Hej, to drugie urodziny bloga! Oto, przed waszymi własnymi oczami, trzysta osiemdziesiąty dziewiąty wpis od mojego powrotu do blogowania.
Powyższy panel z wydanego w 2021 zeszytu Batman Black & White #5 - i cała zawarta w nim historia z Dickiem Graysonem - to chyba najlepsze podsumowanie mojego mijającego roku blogowania. Oh, there was some adveristy - szczególnie w drugiej jego połowie - ale przez to wszystko blog nieodmiennie stanowił dla mnie tę przystań pełną wondrous joy!
Jestem wśród tych szczęśliwych osób, którym udało się w jakimś momencie życia zidentyfikować swoją wieloletnią pasję. W moim przypadku - spróbujcie udawać zdziwienie - jest to amerykański komiks superbohaterski; ta nieustannie ewoluująca, wciąż żywa od ponad ośmiu dekad tkanina połączonych historii; ta najbardziej żywotna ze współczesnych mitologii. It's such a wonderful source of fun, hope and joy, of inspiration and comfort! Kiedy wracam do domu wypluty po ciężkim dniu, jak to ostatnio bywało - to właśnie z tych starych zeszytów (lub nowych!) czerpię radość i energię: czasem śmiejąc się z nich, ale częściej razem z nimi; wędrując po nieskończonych sieciach zarówno fabularnych powiązań, jak i historycznych kontekstów.
Dwa lata pisania bloga pozwoliły mi uświadomić sobie, jak mało tak naprawdę wiem o czymkolwiek - nie tylko o komiksach. Oczywiście, pisząc tutaj staram się zaprezentować od jak najbardziej kompetentnej strony... but there is always more to learn, more to know, more to discover. Już powyżej określiłem moje pole zainteresowań nie jako komiks - to byłoby absurdalnie szerokie pojęcie - ale amerykański komiks superbohaterski. Ale - szczerze mówiąc - nawet ta definicja jest przerażająco pojemna; może więc powinienem zawężać jeszcze mocniej, i pisać na przykład, że interesuje mnie przedstawienie nastoletnich postaci w amerykańskich komiksach superbohaterskich okresu Silver Age? Ale przecież nawet na tym zawężonym polu, po latach kopania, trudno mi uznawać się za autorytet; im więcej sam czytam, im lepiej orientuję się w zawiłościach historyczno-personalnych, tym szersze odsłaniają się horyzonty rzeczy, o których nie mam absolutnie bladego pojęcia.
Jak ujął to John Constantine, I used to fancy myself a master of the dark arts, but (...) I feel more like a bloody petty dabbler.
Ale nie ma nic złego w etykietce petty dabbler; jeśli chcemy być intelektualnie uczciwi wobec samych siebie, trudno o lepszą metodę na zachowanie pokory. Wiem, wiem, brzmi to wszystko pewnie jak kokieteryjne "och, jestem takim Buddą komiksiarstwa, że osiągnąłem prawdziwą skromność i nirwanę"... ale gwarantuję, że nie o to chodzi! Jeśli chcę tu powiedzieć coś głębszego, to może... understanding your limits and not knowing things can also be fun, because it means there are still - always! - new things to discover.
Hey, it's my blog, I can say cheesy things from time to time!
![]() |
Kadr z tego samego komiksu, by przełamać ścianę tekstu! A że pisanie bloga to dla mnie nieco medytacyjna przyjemność, uznajmy hojnie, że i tematyka się zgadza. |
I takie właśnie nowe odkrycia oraz poszerzanie horyzontów towarzyszyły mi dzięki blogowi cały rok. Czym innym jest kojarzyć nazwiska twórców Teen Titans jako suche historyczne detale, a czym innym czuć ich styl, gust oraz inne osobiste idiosynkrazje! No właśnie, TEEN TITANS - tegoroczny cykl Paneli na niedzielę (jak zwykle: oto link do indeksu) - przyniósł mi tony zabawy i relaksu... ale i zachęcił do pogłębienia wiedzy o komiksowych latach '60! Zbliżamy się już do jego zakończenia (jesteśmy w końcu w roku 1969), a ja już powoli zastanawiam się nad kolejnym wielkim cyklem. Czy w końcu wyrwę się z lat '60... czy ich magnetyzm znowu okaże się nieodparty? Czas pokaże!
(Swoją drogą: w tę niedzielę znowu nie będzie Paneli..., gdyż umówiliśmy się na karty z kolegami. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a czas spędzony w dobrym towarzystwie zdecydowanie zalicza się do tych drugich! Nie martwcie się więc; cykl żyje, po prostu ostatnie niedziele wypadały jakoś niefortunnie: święta, nowy rok, sesja egzaminacyjna... ale w końcu wracam do formy!)
Doskonale bawiłem się w wakacje pisząc o marvelowskich Swimsuit Specials! Był to właśnie jeden z tych zaskakujących learning moments; siadałem do klawiatury nastawiony na wesołą żenadę, a koniec końców zafundowałem sobie naprawdę nostalgiczną perspektywę na komiksowe lata '90. Kiedy potrzebuję rozweselenia, powrót do tych wpisów nigdy mnie nie zawodzi; nie dość że to wakacyjna silliness, to od razu przypominam sobie ich pisanie; słonko, woda, dmuchany materac... dzięki cudom współczesnej techniki mogę w końcu pisać także na dworze! Byle do kolejnych słonecznych wakacji, a póki co - wszystkie roczniki tego dziwacznego magazynu możecie łatwo znaleźć na tej podstronie bloga!
Tak jak Swimsuit Specials dały mi kopa, by pogrzebać w komiksowych latach '90 i docenić tę dekadę (odświeżyłem sobie na przykład komediową serię Damage Control), tak lektura zinu The Heroine Addict wysłała mnie w podróż po latach '70. Z pewnością przyniosę stamtąd więcej skarbów - i podzielę się nimi na tych łamach!
Mój największy żal tego roku to, rzecz jasna, ograniczenie cotygodniowej liczby wpisów (nie będę po raz kolejny smęcił, ale pamiętacie - nienajłatwiejszy rok w pracy, takie tam). Czuję, że od września wiele fajnych tematów przeciekło mi przez to przez palce! Brakuje mi głównie pisania o średnich komiksach; nie historycznych kamieniach milowych czy współczesnych Eisner-winners, ale tych wszystkich miesięcznikach będących po prostu reasonably fun i tyle: Black Cat, Inkblot, Jughead... Wiecie, ten kaliber komiksów, które mogę polecić znajomym ze słowami go grab it, it's silly fun, i nikt nie poczuje się speszony słysząc ooo, toż to uznany przez krytykę klasyk, lektura obowiązkowa, absolutny szczyt formy, artystyczny triumf i tym podobnego srutututu.
Rozwiązanie? Po prostu pisać o tych wszystkich seriach, bo przecież cały czas i tak je czytam! Od września wciągnąłem na przykład nowe serie Captain Marvel oraz Spider Woman, West Coast Avengers (Kate Bishop! 💖), solową serię Starfire, szkolno-marvelowską Strange Academy, Silk - serię najnowszej (chyba wciąż?) pajęczej postaci... a blog o tym wszystkim głucho milczy (nie wszystkie te komiksy zasługują na polecenie, swoją drogą - ale od czasu do czasu fajnie też napisać bardziej krytyczny tekst). Przy ograniczonej liczbie wpisów czuję chyba potrzebę zachowania tematycznej różnorodności - tu fajna planszówka, tam gra komputerowa, od czasu do czasu magazyn literacki Knédżi - i w konsekwencji wpisów komiksowych robi się jakby mniej.
A zatem - postanowieniem na trzeci rok blogowania niech będzie właśnie więcej pisania o podobnych pierdółkach! To, i większy luz odnośnie trzymania się rozkładów - założenie, że w tym roku szkolnym ustaliłem sobie określony tryb pisania nie oznacza przecież, że nie mogę w luźniejszym tygodniu napisać jednego wpisu więcej! Yeah, yeah, sounds funny/obvious, ale ścisłe (może i zbyt?) trzymanie się wszelkiej maści planów i harmonogramów to moja druga natura. Może ma to coś wspólnego z pracą w edukacji?
Zostańmy dziś wizualnie z tym Batmanem Black & White! Chociaż z wielu przyczyn rok ten był trudny, trzymajmy się tych wszystkich rzeczy, które dają nam radość; dla mnie jest to najwyraźniej czytanie komiksów, książek, granie w gry i klepanie potem jak szympans w klawiaturę, by ugruntować w mózgu przyjemność płynącą z powyższych. Z blogowaniem jest jak z każdym innym hobby - czasem odpoczynek wymaga wysiłku, a zabawa - pracy. Ale, koniec końców, nawet w trudnych chwilach pozwala to...
![]() |
Czego, z okazji tych urodzin, sobie i wam z całego serca życzę! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz