Czas zakończyć trylogię Neala Adamsa! By ekspresowo przypomnieć dwa poprzednie zeszyty: redakcja nie puściła pewnej historii do druku jako zbyt kontrowersyjnej, więc Adams wskoczył na doraźne zastępstwo. Chociaż Tytani nie byli jego ulubieńcami, podszedł do sprawy ambitnie i sklecił trylogię o inwazji z innego wymiaru! Sama fabuła to raczej wór bzdur; ambicję widać jednak w zastosowaniu formy trylogii (wcześniejsze zeszyty Tytanów były done-in-one stories), crossovera (w poprzednim numerze prym wiedli Hawk i Dove) oraz czerpaniu z pomysłów i postaci Boba Haneya. Finał trylogii nie zmieni raczej waszego jej postrzegania - ale zobaczmy, co tam upichcił nasz młody scenarzysta i rysownik zarazem! Historia: Halfway to Holocaust, autor: Neal Adams, data: lipiec-sierpień 1969!
![]() |
To już druga z rzędu okładka, w której Wonder Girl jest przeciągana pomiędzy dwiema stronami! Dajcie tej dziewczynie spokój, geez. |
I, na dokładkę, sceny tej nie ma w zeszycie; jeśli ktoś jest ratowany z innego wymiaru, są to porwani w zeszłym numerze Robin i Kid Flash. Oh well! Wygląda na to, że rysujący okładkę Nick Cardy zdecydował się przyciągnąć czytelnicze oko klasyczną damsel in distress... chociaż rola ta bardzo średnio pasuje do Donny. No trudno! Co więc dziś słychać w latach sześćdziesiątych?
Otóż słychać Robina, który - pojmany - złorzeczy zielonoskórym obcym! We offer you freedom -- power -- riches -- in your own dimension -- in return for a little cooperation! End this barbarism -- accept our offer!, kusi naukowiec, na co Boy Wonder odpowiada stanowczo:
![]() |
Kid Flash - jak zwykle - wygadany! |
Oferta naukowca stanowiła marchewkę; rolę kija pełni pełni niejaki Rangor, dowódca inwazji. Zielonoskórzy wymieniają ograne łotrowskie kwestie, ale mają jeden uroczy znak szczególny: wplatają do nich porównania i metafory związane z jajami. I hold the eggshell of your life within my grasp!, straszy więc Rangor, a my przenosimy się do... Berlina, gdzie (w poprzednim numerze) Wonder Girl i Speedy rozpykali ziemskich kolaborantów obcych:
![]() |
Jak na erpegowej sesji: "w nagrodę możecie przeszukać i wyszabrować loch złoczyńcy!" To piękne, że niemiecka policja respektuje tę zasadę. |
Speedy chciałby zamienić słówko z szefem kryminalnej organizacji, ale ten - jak w poprzednim numerze - zaraz po usłyszeniu pytań zamyka usta, puchnie i robi się czerwony na gębie (nie ze złośliwości, ustalają Tytani - ma jakiś zaprogramowany hipnotyczny blok). Donna i Roy muszą rozpracować zagadkę na własną rękę... i szybko stwierdzają, że kluczem do podróży pomiędzy wymiarami jest konsoleta zamaskowana w formie szachownicy:
![]() |
Yo, Speedy, stop fat-shaming the villians! |
Portal się otwiera - i natychmiast wypada z niego całkiem fajna bestia! Oto Demogorgon naszych Strendżer Thingsów, w apetycznym kolorze gumy do żucia:
![]() |
Bestia posiada zdolność absorbowania energii - najpierw przysysa się do konsolety i pobiera z niej prąd... |
...a później wchłania zarówno energię ciosów Donny, jak i wybuchowej strzały Speedy'ego (yeah, a monster-tamer arrow makes a comeback!):
![]() |
Roy kombinuje na gorąco! |
Hipoteza, eksperyment, efekt!
![]() |
No powiedzcie, że nie jest to fajny projekt stwora! Postura dinozaura, krostowata skóra i te szczelinowate receptory dźwięku zamiast oczu - far out, jak powiedzielibyśmy w latach '60. |
Tymczasem w wymiarze Strendżer Thingsów: męczenie Robina i Kid Flasha nie przyniosło rezultatów, dowódca inwazji zakłada im więc elektrochomąta z metalowymi kablami-pępowinami:
![]() |
"Witless Earthling!" - poszukajcie w przyszłym tygodniu okazji do wykorzystania tej frazy! |
Long story short, Strendżer Thingsy mają problem z samodzielnym podróżowaniem pomiędzy wymiarami - dlatego muszą wysługiwać się ludzkimi kolaborantami. Tytani mają być świnkami doświadczalnymi; żywymi sondami wysłanymi pomiędzy wymiary, by pomóc obcym rozgryźć zagadkę takich podróży. Będzie się to pewnie wiązało ze zgonem chłopaków, ale nawet lokalny naukowiec nie ma już do nich cierpliwości! Your wisdom is the color of the Great Egg, przyznaje dowódcy inwazji, który od początku chciał ich poświęcić.
Chłopaki wskakują w otwarty portal, bo co innego mają zrobić? Ale - zamiast na Ziemię - trafiają do bubblegum dimension:
![]() |
Plusem jest jednak to, że żyją! |
Ledwie znikają z oczu zielonym, Robin próbuje wyswobodzić się z elektrochomąta. Sięga do pasa, wyciąga miniaturowy palnik acetylenowy - jego pas, podobnie jak ten Batmana, zawiera przecież wszystko - i bierze się do przecinania metalowej pępowiny. Wtem!
![]() |
Pfffhahaha! Sorry, these eyes are just so goofy. |
Latający dron zżera palnik Robina - przecież Strendżer Thingsy nie wypuściłyby ich w podróż bez nadzoru! No i jest to dobry pomysł, i służy to narracyjnemu celowi, ale te wielkie, wyłupiaste gały podkopują całą dramaturgię. Spójrzcie - gdyby tylko wywalić z projektu białe oczy, dron byłby całkiem spoko projektem; nawet koparkowa żuchwa by przeszła!
Moja hipoteza: naukowcy byli tak wkurzeni oporem Robina i Kid Flasha, że - by dodatkowo ich pognębić - wysłali dosłownie najgłupiej wyglądającego drona. Kiedy twój plan ucieczki został pokrzyżowany przez coś tak koślawego - co za psychologiczny cios!
Niedługo potem chłopaki zostają ściągnięci pępowinami do bazy:
![]() |
Kid Flash - tradycyjnie najmniej bystry członek zespołu! |
Okazuje się, że obcym chodziło właśnie o potwierdzenie istnienia bubblegum dimension pomiędzy ich wymiarem a Ziemią:
![]() |
Dowódca Rangor tłumaczy fabułę, a my zwróćmy uwagę na układ paneli - nakładają się na siebie, sugerując dodatkowo kolejność czytania. |
Eksperymentowanie z panelami oraz odejście od grzecznej siatki prostokątów widzieliśmy już na łamach Tytanów dużo wcześniej - jak choćby szałowy układ a'la Union Jack w zeszycie z Mad Modem - ale eksperymenty formalne Adamsa wyraźnie zapowiadają koniec konwencjonalnej stylistyki z Silver Age.
Czas połączyć wątki! Po pierwsze: dowódca inwazji oraz jego grono przydupasów są tak zaabsorbowani odkryciem, że Tytanom udaje się wywinąć; pozbawieni innych opcji, ponownie wbiegają w portal do bubblegum dimension. Szybko wpadają na Donnę i Roya, którzy trafili tam z Ziemi ścigając różowego Demogorgona... ale, nim uda im się pogadać, na scenę wlatuje zaadaptowana do nowych warunków flota obcych!
Rakiety odpalone w stronę Tytanów zostają momentalnie zeżarte przez faunę bubblegum dimension. Pamiętajmy, absorbowanie energii to ich popisowy trik!
Czas na wielką bitwę w różowym wymiarze! Odpalanie rakiet nie ma sensu, więc zieloni przerzucają się na odmienny typ broni: działa soniczne emitujące wspaniały dźwięk HUNNGAAAAAAAAA. Speedy już wie, co się kroi, i nawet mu nie żal najeźdźców:
![]() |
Bubblegum Demogorgons: attack! |
Flota jest związana bojem z lokalną fauną, ale oddziałowi zielonej piechoty udaje się zaskoczyć Tytanów (dzięki czemu mamy obowiązkową porcję mordobicia). Donna czuje się dziwnie osłabiona (wrócimy do tego w kolejnym wpisie!), a Roy buduje napięcie; jego wybuchowe czy dźwiękowe trick arrows są tu bezużyteczne - ściągną tylko bestie - musi więc polegać na klasycznych strzałach...
![]() |
...a te właśnie się kończą! Fajne zbliżenie, swoją drogą; pomysłowo przełamuje klasyczny oddalony plan scen akcji. |
Przewaga liczebna zielonych robi swoje - Tytani walczą z coraz większym wysiłkiem... i najwyraźniej Neal Adams znowu nie ma pomysłu na eleganckie rozwiązanie, gdyż ucieka się do deus ex machina - dosłownie! Oto na placu boju pojawia się gigantyczny boski łucznik:
![]() |
WHAMP! Oraz rzadka strzała-zmiotka. |
Finał jest niesamowicie pośpieszny; czyżby Adamsa goniły inne terminy? Pamiętajmy, wskoczył tu tylko na zastępstwo! Tak czy inaczej, Tytani też nie wiedzą, o co chodzi - otrzymują więc ekspresowe wytłumaczenie:
![]() |
"Peace!" "Peace, baby!" |
Ten ostatni panel to jednak perełka silly Silver Age - któż poza Tytanami potrafiłby pożegnać świecącego łucznika-giganta z innego wymiaru słowami peace, baby!
Ogólnie jednak cieszę się, że trylogię Neala Adamsa mamy już za sobą. Nie chcę być nieuczciwy wobec młodego wówczas twórcy, który dostał fuchę na szybko i musiał samodzielnie napisać oraz narysować całą historię - ale czuć, że Tytani to nie jego specjalność. Druga i trzecia część trylogii rezygnują praktycznie z tak ważnego pierwiastka teen; jego obecność w pierwszej to zaś wyraźnie pozostałość pierwotnego scenariusza Wolfmana i Weina.
Czytając te zeszyty trudno wyobrazić sobie, że Neal Adams stanie się później legendą branży. Spójrzmy na nie jako na treningową robotę, na której zdobywał szlify! Wiadomo, niepowodzenie potrafi nauczyć więcej niż sukces - a tutaj nawet niepowodzeniu nie sposób odmówić ambicji. Adams zabiera Tytanów w kompletnie nietypowym kierunku... ale nie wydaje się rozumieć, co stanowiło o uroku wcześniejszych historii Boba Haneya. Brak tu humoru, mrugania okiem do czytelnika; brak nastoletnich problemów oraz dekoracji. Teen Titans młodego Adamsa są modern, edgy and serious - ale gubią przez to swój markowy czar. Rzecz jasna, podejście "modern, edgy and serious" nie jest z automatu złe - sprawne popchnięcie Batmana w tym kierunku i odejście od campu lat '60 to jedno z głównych osiągnięć Adamsa - ale... no właśnie, gdzie Batman, a gdzie Teen Titans!
Wpis za tydzień będzie raczej krótki - ale za to bardzo istotny z perspektywy historycznej. Ach, i jeszcze jedno - żałuję, że tak idealne pożegnanie pojawiło się dopiero pod sam koniec naszego cyklu o Tytanach w Silver Age, ale...
...peace, baby!
~.~
Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz