Jeśli wywalić z rankingu kolorową superbohaterszczyznę, Obcy to moje ulubione uniwersum science-fiction; przede wszystkim z racji na to, że jest konsekwentnie o czymś. Diuna - również stojąca na moim osobistym podium - jest historią o religii, ekologii oraz polityce; centralnym zagadnieniem Obcego jest zaś krytyka kapitalizmu. Wiem, wiem, napuszone słowa - ale zobaczmy, jak tematyka ta jest realizowana na łamach najnowszej komiksowej serii!
![]() |
Przez długie lata komiksy z Obcym wychodziły pod sztandarem wydawnictwa Dark Horse; w 2021 marka została przejęta przez Marvela. |
Komiksy Dark Horse są ciekawym artefaktem - pierwszy pojawił się w 1988, a więc niedługo po premierze filmowego sequela (1986). Alien 3 istniał wtedy może w odległych planach, wydawnictwo nie czekało więc na wytyczne i stworzyło własną ścieżkę historii. Przykładowo - Newt oraz Hicks nadal żyją; któż mógł wiedzieć, że zostaną bezceremonialnie zabici w pierwszych minutach kolejnego filmu! Kiedy Alien 3 trafił do kin w 1992, wydawnictwo nie wiedziało szczególnie, co z tym fantem począć... i w próbie ratowania "kanoniczności" dokonało manewru, który wprowadził chyba więcej zamieszania niż korzyści: w reprintach zmieniło imiona postaci (Newt została przerobiona na "Billie", chociaż było przecież doskonale jasne, kim była w momencie pisania).
Kolejną ciekawostką był model wydawniczy. Dark Horse nie poszło w kierunku spójnej serii i nigdy nie zobaczyliśmy na przykład zeszytu Alien #17 czy #35; historie z Obcym były wydawane w formacie limited, czyli zamkniętych, zwykle czterozeszytowych fabuł, z których każda opatrzona była osobnym tytułem. Mieliśmy więc właściwie do czynienia z antologią - różni scenarzyści, różni rysownicy - i jak to z antologiami bywa, poziom meandrował dosyć znacznie.
Gdy w 2021 ukazał się pierwszy numer marvelowskiego Obcego, nie obiecywałem sobie za dużo, lecz byłem zaintrygowany - na tyle, by zapisać sobie serię w głowie i po kilku latach wrócić zbadać teren. Nie chcę tu sugerować niczego nieładnego o wydawnictwie Dark Horse, ale jednak co Marvel, to Marvel; mówimy tu o jednym z największych komiksowych graczy na rynku, byłem więc przekonany, że Alien będzie przynajmniej odpowiednio dopieszczony i dofinansowany. Za stronę wizualną odpowiadać miał Salvador Larroca, hiszpański rysownik, którego pamiętam głównie z serii Invincible Iron Man (2008) - statki kosmiczne oraz potwory to dla niego doskonały angaż; scenariusz miał stworzyć Phillip Kennedy Johnson, który w 2018 załapał się nawet na nominację do Eisnera (...za komiksowy tie-in do Adventure Time - ale Eisner jest Eisner!).
Wyszło super!
![]() |
No powiedzcie, że nie jest to świetny Obcy! |
Z Obcym jest trochę jak z Godzillą: potwory są fajne, ale bez dobrego pierwiastka ludzkiego wszystko to traci impet (są ludzie narzekający, że nie ma sensu pakować ludzi do filmu o Godzilli - ale, z całym szacunkiem, ludzie ci mają zwykle po dwanaście lat). W oryginalnym filmie Ridleya Scotta (1979) mieliśmy na przykład robotniczą załogę frachtowca Nostromo, basically space truckers, jak wiele razy zauważono - co stanowi antytezę innego popularnego wtedy nurtu science-fiction reprezentowanego przez Gwiezdne wojny (1977). Oba te filmy wyrastały z kryzysu ekonomicznego lat '70, ale Gwiezdne wojny były fantazją eskapistyczną (kosmiczni rycerze, kosmiczna arystokracja!), podczas gdy Obcy stanowił ekstrapolację tych ponurych kryzysowych realiów w przyszłość. W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku to ikoniczne hasło, ale rdzeniem horroru nie był sam straszny kosmita; Scott mówił tak naprawdę, że w kosmosie nadal będziesz harował przy rurach, korporacja nadal cię wydyma, a twoje życie nadal będzie warte mniej niż zawartość ładowni. Marines z drugiej części, chociaż wchodzą w skład eisenhowerowskiego military-industrial complex, to podobnie blue-collar protagonists; nie chwalebni herosi, a mięso armatnie do bezceremonialnego poświęcenia - o czym z przerażeniem szybko się orientują (i nie zapominajmy, że bronią ostatecznej konfrontacji jest nie jakieś super działo, a futurystyczny wózek widłowy). Alien 3 (wybitnie niedoceniany w momencie premiery) idzie jeszcze dalej, ukazując skazańców z genetycznymi defektami; i tak dalej, i tak dalej.
We wszystkich tych historiach korporacja Weyland-Yutani to zło wcielone - z miejsca robi się więc interesująco, gdy Phillip Kennedy Johnson decyduje się uczynić protagonistą Gabriela Cruza: przechodzącego na emeryturę oficera bezpieczeństwa tejże korporacji, a company man through and through. Poznajemy go w trakcie sesji ze znajomo wyglądającym psychologiem:
![]() |
Czy podobizna Lance'a Henriksena jest teraz własnością wielkiej korporacji, tak jak android Bishop jest własnością Weyland-Yutani? Ot, paliwo do rozważań. |
Szybka dygresja: w dobrej historii z tego uniwersum powinniśmy mieć, według mnie, cztery centralne figury: Człowieka, Androida, Firmę oraz Obcego, które w sieci powiązań stanowią wzajemny komentarz. Rzadko uciekam się na tym blogu do wykresów, ale zaoszczędzi nam to czasu:
Zewnętrzne linie trójkąta to osie opozycji, głównych narracyjnych konfliktów; wewnętrzne - translacji, tłumaczenia; android jest w takim ujęciu nieco kamieniem z Rosetty, i wyjęcie go z narracji zubożyłoby całą sieć komentarza. Dobrze, koniec wywodu teoretycznego!
Wracając do samej historii: Gabriel poświęcił firmie tyle, że jego relacje rodzinne są fatalne. Gdy odwiedza go dorosły syn, spotkanie nie kompletnie się nie klei:
Android stara się pośredniczyć pomiędzy przyzwyczajonym do języka firmy starym pracownikiem a językiem człowieka, jego syna. Już tu kryłaby się potencjalnie intrygująca historia, ale Johnson idzie o krok dalej: syn ma tak naprawdę gdzieś odbudowywanie relacji z ojcem i jest gotowy przecierpieć domową wizytę wyłącznie po to, by ukraść dane eks-szefa ochrony korporacji Weyland-Yutani.
OK, pomyślałem w tym miejscu, czyli to antykorporacyjny syn jest naszym faktycznym protagonistą? A guzik; to przykład lekarstwa niemal równie złego, co choroba - syn należy do radykalnej organizacji, która w walce z korporacją nie cofnie się ani przed szpiegostwem, ani przed morderstwami.
Ale para techników (a pamiętajmy, w aksjologii Obcego robotnicy to jedne z najbardziej pozytywnych postaci) nie zginie od szponów kosmity, a rozstrzelana przez szturmującą stację wywrotową komórkę (dowódczyni uspokaja sumienia podkomendnych: ich ofiary to tylko "korporacyjni faszyści"). Jak łatwo się domyślić, na stacji dochodzi niedługo potem do incydentu z udziałem Obcego; i jak łatwo się domyślić, do zażegnania go zostaje wezwany Gabriel, który w przeszłości miał już przejścia z ksenomorfami. Firma doskonale wie, że za atak jest współodpowiedzialny jego syn - to doskonała karta przetargowa, by ściągnąć weterana do akcji. Ale czy Gabrielem kieruje lęk przed odpowiedzialnością (w końcu to z jego winy wyciekły firmowe dane), czy może jednak faktycznie chęć ocalenia uwięzionego w kosmosie potomka - choć ten ma krew na rękach? A to dopiero jeden zeszyt!
Bloodlines - tak zatytułowana jest pierwsza historia Johnsona, i dostajemy bardzo efektowne otwarcie nowej ery komiksowego Obcego. Kluczowe motywy i dylematy są tu inteligentnie zrealizowane, a zarazem nie mamy do czynienia z autokanibalistycznym pastiszem. Wielokrotnie sięgałem po powieści z tego uniwersum i ledwie dobijałem do końca, gdyż postacie były zbyt wyraźnym echem filmowej Ellen Ripley oraz kompanii - ot, more Alien for fans of Alien and that's about it. W Bloodlines widzimy świeże, pełnokrwiste charaktery (poza androidem Bishopem, ale to nasz znajomy wyłącznie wizualnie - ten sam model, ale inna osoba); cieszę się, że Johnson podjął ten wysiłek.
Alien Marvela kontynuuje tradycję komiksów Dark Horse: to tak naprawdę antologia kolejnych limited series, luźno tylko połączonych w jedną continuity. No cóż, taki już urok horrorów z Obcym; krwawy przemiał bohaterów bywa taki, że niekiedy potrzebujemy świeżej obsady lub wręcz nowej planety! Kolejna historia - Revival - rozgrywa się na innej planecie właśnie: kolonii Euridice, która akurat kończy proces terrraformacji. Zamieszkują ją wyznawcy tradycjonalistycznej religii, która odrzuca nowoczesną technologię, tworzenie androidów na ludzkie podobieństwo w szczególności - jesteśmy więc gdzieś w okolicach Diuny oraz przykazania "thou shalt not make a machine in the likeness of a human mind". Czuć również echo historycznego okrętu Mayflower: religijni emigranci opuścili Ziemię, by udać się do nowego świata; świata, który - zgodnie z obietnicą złożoną przez rząd - po zakończeniu wieloletniej pracy miał oficjalnie stać się ich domem.
Revival rozpoczyna się w dniu ceremonialnego wyłączenia tytanicznych stacji terraformacyjnych; Euridice jest już nadającą się do życia, samowystarczalną planetą. Protagonistką serii jest jedna z przywódczyń kultu, Jane, której przypadł niełatwy kawałek chleba: cierpi na chroniczne schorzenie powodujące degenerację nerwów. Choroba jest uleczalna, ale nie w kolonialnych warunkach; Jane musiałaby wrócić na Ziemię, a ponieważ była sygnotariuszką aktu o przekazaniu praw do Euridice - obawia się, że jej powrót byłby dla ziemskiego rządu wytrychem pozwalającym na anulowanie umowy. Stawiając dobro społeczności ponad własnym staje się mojżeszową prorokinią, której nie dane będzie wejść do Ziemi Obiecanej.
Obserwacja ta jest fundamentalna dla wszystkich fabuł Johnsona: Obcy wymyka się moralnej ocenie jako kierujące się instynktem zwierzę; jest nie tyle aktywną stroną, co fabularnym katalizatorem, który uwydatnia najgorsze cechy ludzkości (tak jak w klasycznych historiach o zombie).
Celebrację samowystarczalności Euridice zakłóca katastrofa statku kosmicznego - który, oczywiście, transportował Obcych. Areną krwawych łowów będą więc tym razem nie klaustrofobiczne korytarze oraz ładownie, a pola malowane zbożem rozmaitem:
![]() |
Salvador Larroca naprawdę się tu sprawdza! |
Revival to kolejna bardzo dobra historia, w której Phillip Kennedy Johnson znów tworzy z powodzeniem interesującą obsadę kierowaną własnymi celami oraz emocjami; to nie gromada anonimowych muppetów do krwawego rozszarpania, you actually care about these guys. Osadzenie akcji w nietypowych dla serii dekoracjach to kolejny doskonały pomysł - i muszę dodatkowo z osobna pochwalić Marca Aspinalla, którego okładkowe ilustracje są jednymi z najlepszych, jakie widziałem w komiksach z Obcym:
![]() |
Jestem zachwycony kontrastem sielskiego amerykańskiego realizmu z figurą Obcego! |
Ostatnia z historii Johnsona, Icarus, z pewnością przypadnie do gustu fanom drugiego filmu - Aliens. W zwieńczeniu luźno powiązanej trylogii będziemy śledzić losy Steel Team: drużyny bojowych androidów wysłanych na opanowaną przez Obcych planetę. Mają z niej odzyskać owoce eksperymentów, które mogą pomóc w ocaleniu milionów kolonistów zagrożonych chorobą popromienną po eksplozji reaktora na jednym z rolniczych światów... a konsekwencji ponad miliarda ludzi, których owoce pracy tej kolonii chronią przed głodem. Złożony z androidów Steel Team jest niechętny do współpracy z rządem, ale otrzymuje gwarancję, że sukces misji będzie oznaczał nadanie im pełnych praw obywatelskich - lecz nawet to nie przekonuje ich w stu procentach: nie byłby to pierwszy raz, gdy rząd by ich wydymał.
Still, there are millions of lives on the line - a maszyny mogą okazać się bardziej moralne od ludzi.
W serii Icarus zmienia się rysownik: Salvador Larroca opuszcza stanowisko, a na jego miejsce wchodzi Julius Ohta. Co ciekawe w komiksie o androidach, jego styl jest bardziej ludzki: więcej tu odręcznej kreski, mocnych konturów, pracy liniami i nieco szkicowego crosshatchingu.
![]() |
Pierwsze strony to wybitnie Ohta demonstrujący swoją technikę - jak tutaj, gdy Freya, dowódczyni drużyny, z ponadludzką sprawnością ćwiczy wspinaczkę. |
Icarus to wysokooktanowa akcja z mechanicznymi marines w roli głównej; mamy tu zwroty akcji, mamy obowiązkową konfrontację z królową roju, a chociaż androidy są fizycznie niemal superbohaterami - to i tak nie obędzie się bez ofiar.
W fandomie Obcego zwykło się pytać, czy ktoś jest bardziej fanem filmu Alien - klaustrofobicznego horroru - czy Aliens, dynamicznej akcji; osobiście jestem w tej pierwszej grupie, więc Icarus trafił do mnie mniej, niż dwie poprzednie fabuły... ale hej, miłośnicy bug hunts też muszą coś mieć od życia!
![]() |
Johnson znowu radzi sobie ładnie z postaciami, nawet w krótkich scenach dając im sporo charakteru. |
Chociaż to moja najmniej ulubiona z fabuł tego scenarzysty, obiektywnie i tak mamy do czynienia ze sprawnie opowiedzianą historią: zwroty akcji są angażujące, dialogi dotykają centralnej problematyki serii (szczególnie podobała mi się rozmowa androidów określających ludzi jako stale dokonujących autokonstrukcji), a całość wraca ładną klamrą do koszmarów oficera Gabriela Cruza z Bloodlines.
Jestem pod wrażeniem całego stażu Phillipa Kenney'ego Johnsona w marvelowskim Alien! No disrespect to Dark Horse, ale cieszę się, że marka ta przeszła pod skrzydła Marvela - nowe komiksy są dopracowane, doinwestowane oraz ze starannie dobranym zespołem twórczym; wszystko tak, jak tylko mógłbym sobie jako fan życzyć. Doceniam też format połączonych limited series; fabuły są na tyle krótkie i intensywne, by mieć suspens oraz odpowiedniego kopa. Wydaje mi się, że Obcy działa średnio w medium powieści, gdyż wszystkie atrakcje załadowane są do gry wstępnej; kiedy już w 1/3 książki Obcy będzie na wolności, autorzy nie mają często pomysłu, co z tym zrobić. oOoOo, scaaaary stuff, kids! I wtedy on mu odgryzł głowę i temu drugiemu też i android sikał białą krwią i w końcu wcale-nie-Ripley uciekła do szalupy ratunkowej ale może Obcy nadal żyje, THE END...
...or is it...?
Johnson wykracza poza remiks największych hitów dwóch pierwszych filmów - a przede wszystkim nigdy nie wpada w pułapkę przekonania, że to cool, Giger-designed Alien jest prawdziwym bohaterem serii. Scenarzysta pamięta, jak ważna jest barwna ludzka obsada, i dba, by historie zawsze były o czymś, by nie przeistoczyły się w zerokaloryczną serię makabrycznych scen. Jeśli przed sierpniową premierą najnowszego filmu (Alien: Romulus) macie ochotę na więcej Obcego, mogę śmiało polecić marvelowską serię!
Na koniec szybki bonus: jak radzili sobie kolejni scenarzyści, aż do roku 2024?
Po Johnsonie stery przejmuje Declan Shalvey (bardziej znany jako rysownik), w ściśle powiązanych miniseriach Thaw oraz Descendant. Jest OK, ale brakuje mu subtelności poprzednika - podtekst zbyt często zostaje wyłuszczony w dialogach jako tekst, a postaciami trudniej się przejąć. Szczególnie po uwolnieniu Obcego dryfujemy już w obszar oOoOo scary stuff kids!; kogoś tam ten Obcy morduje, ale co z tego?
![]() |
Pochwalę jednak wątek ciąży jednej z bohaterek; wiadomo, ciąża, noszenie w sobie obcego organizmu, to również jeden z tematycznych kluczy całej marki. |
Podobały mi się dekoracje - baza badawcza na skutym lodem księżycu - lecz to jednak niezaprzeczalnie remiks starych złotych przebojów: w tym przypadku Obcego oraz The Thing. Ale hej, działa!
![]() |
Dziękuję, androidzie, za wytłumaczenie wszystkiego jak krowie na rowie! |
Kluczowa tematyka jest więc obecna, ale zrealizowana bez lekkości poprzednika; u Shalveya zbyt to wszystko łopatologiczne. Przewróciłem też oczami widząc...
![]() |
Hej, pamiętacie te sceny z wykrywaczem ruchu z filmów? Declan Shalvey pamięta! |
Jak mówiłem: łopatologiczne; tematyka jest podana w ciężkich bryłach, schlebianie nostalgii - podobnie. Rysunki Andrei Broccardo wydawały mi się z początku zbyt kreskówkowe jak na kosmiczny horror, ale z czasem je doceniłem; nigdy nie wydają się może perfect fit... but they do work.
Stroną wizualną błyszczy za to kolejna miniseria: Black, White & Blood (oOoOo scary stuff kids!). Skupienie na trzech kolorach to w ogóle ciekawa rzecz, przyjrzyjmy się więc podobnym komiksom! Otóż od dawna wiadome było, że wizualnie Batman działa bardzo dobrze w czerni i bieli; stąd popularność serii Batman Black and White. W roku 2020 wydawnictwo pociągnęło koncept o krok dalej: do serii Harley Quinn: Black + White + Red, która rozszerzała paletę kolorów o uderzającą czerwień: w sam raz do kostiumu Harley, włosów Poison Ivy oraz - oczywiście - krwi.
Marvel, sobą będąc, saw a good thing working and rushed to ape it: najpierw w komiksie Wolverine: Black, White & Blood (data okładkowa: 2021), później w Vader: Black, White & Red (2023).
Tylko to hasło marketingowe ździebko niefortunne! Lecz mniejsza już z historią; tegoroczna seria Alien: Black, White & Blood to antologia wewnątrz antologii, króciutkie historie połączone konceptem wizualnym. Najdłuższą z nich (oraz jedyną kontynuowaną przez wszystkie cztery numery) jest Utopia autorstwa Collina Kelly'ego oraz Jacksona Lanziga (scenariusz) oraz Michaela Dowlinga (rysunki) i Chrisa Sotomayora (kolory). Nic dziwnego, że to flagowa fabuła tej miniserii - historia socjalistycznego społeczeństwa na statku pokoleniowym - wypala na wszystkich cylindrach!
![]() |
Opiekunką społeczności jest tam Siostra - android będący "głosem ludu"; celowo zaprogramowana, by być wyłącznie mediatorką i koordynatorką, nie udzielną królową. |
To świetna dłuższa historia, a i pozostałym krótkim etiudkom niczego nie brakuje: kilkustronicowe historie to dla twórców dobra okazja, by zdobyć szlify lub błysnąć na wydawniczych łamach, and they never overstay their welcome. Uroczy drobiazg: poza czerwienią bywa wykorzystywana również zieleń, ponieważ - wicie, rozumicie - krew Obcych.
Najnowszą (niezakończoną jeszcze!) miniserią jest zaś - w prawdziwie komiksowej tradycji - Aliens: What If...?, a konkretnie What If Carter Burke Had Lived? - współautorstwa samego Paula Reisera, aktora portretującego tę postać w filmie. Przyznam, że podchodziłem do niej jak do jeża - znowu babranie się w nostalgii i dwóch pierwszych filmach, pomyślałem - ale zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie!
![]() |
Burke jest tu odmalowany jako postać bardziej godna współczucia, ofiara firmowego szantażu. |
Główna fabuła to na szczęście nie marginalnie odmienna wersja starych dziejów, ale ich konsekwencje 35 lat później. Burke został wykorzystany przez korporację jako kozioł ofiarny, na którego zrzucono winę za całe zamieszanie z Obcymi; wysłano go karnie na zadupie wszechświata, gdzie pracuje jako zapomniany biurokrata i spędza dni na segregowaniu papierów (za wyjątkiem okazji, gdy ktoś akurat przypomni sobie o nim jako o współczesnym Judaszu). Ale wiadomo - Obcy powraca, i być może Burke będzie miał szansę na odkupienie! Całość jest zaskakująco dowcipna; głównym scenarzystą serii jest Hans Radionoff, i oddaję mu honor - nie sądziłem, że będę parskał śmiechem nad komiksem z Obcym... a tym bardziej, że nie będzie to wcale jakiś straszny tonalny zgrzyt. Czekam niecierpliwie na ostatni numer!
Na komiksowym froncie los był więc przez ostatnie lata łaskawy dla fanów i fanek Obcego. Co przyniesie kinowy Alien: Romulus? Przekonamy się już niedługo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz