niedziela, 21 maja 2023

Panele na niedzielę: Nightmare in Space!

Nareszcie - sprawdzanie matur z głowy, można usiąść w niedzielę z kawką oraz kolejną przygodą Tytanów za piętnaście centów! Dziś przed nami finał trylogii Boba Kanighera, w którym Tytani lecą w kosmos - but will Bob stick the landing? Widzieliśmy już na przykładzie Neala Adamsa, że zwieńczenia wielozeszytowych fabuł nie zawsze są łatwe! Historia: Nightmare in Space, autor: Bob Kanigher, data: maj-czerwiec 1970.

Wonder Girl w mackach bestii z księżyca! To właśnie ten topos "damsel in distress", o którym wspominałem we wpisie o fetyszyzmie w The New Mutants

Angażowanie Wonder Girl do tej roli zawsze mi zgrzyta; jest przecież najpotężniejszą fizycznie członkinią zespołu, co wielokrotnie widzieliśmy od początku naszej przygody z Tytanami! Rozumiem rolę efektownej grafiki (bardzo fajne kolorowanie, swoją drogą), ale mam wrażenie, że Kanigher nie czuje za bardzo charakteru Donny: w tych trzech zeszytach pisana jest po prostu jako the girl, i można by pewnie zamiast niej podstawić dosłownie dowolną inną postać kobiecą. Wzdycha, płacze, całuje chłopaków na szczęście - i to właściwie tyle; już nawet świeżo wprowadzona Lilith ma w tej trylogii więcej charakteru. Powody są zapewne dwa: po pierwsze, Kanigher dopiero co wskoczył do Teen Titans; po drugie, nasz autor to scenarzysta raczej starej daty - urodził się w 1915. Bob Haney, twórca Tytanów i ich wiodący autor, też nie był w momencie ich pisania młodzieniaszkiem - ale nawet on był ponad 10 lat młodszy od Kanighera! Nie dziwi mnie więc szczególnie, że widzimy tu raczej konwencjonalny obraz postaci kobiecej.  

Ale co tam dziś słychać w dekadzie disco? Ano krzyki Donny budzącej się z koszmaru, w którym widziała Mala płonącego w atmosferze Wenus. Wonder Girl is waking up screaming again!, zauważają chłopaki w swojej kwaterze - a skoro już się obudzili, to ruszają do centrum dowodzenia misji po wieści na temat czarnego kolegi.

Mal stabilizuje pojazd i na razie nic więcej nie wynika z tego "strange cone of light"... na razie!

Całę centrum dowodzenia misji kosmicznej pracuje nad ściągnięciem Mala z powrotem, ale ten jest pogodzony ze swoim losem: Titans -- my sister's just a kid! Try to tell her why I've bought this one-way ticket! No właśnie, dlaczego, Mal? Nie mogłeś poczekać parę dni na wspólny, dużo bezpieczniejszy lot zgodnie z harmonogramem? I tak byłbyś przecież pierwszym chłopakiem z getta w kosmosie! Tak czy inaczej, Donna (ze łzami w oczach) obiecuje: we -- we will, Mal! Ech, Kanigher, Kanigher; where's the kickass girl from the Silver Age?

Czas przygotować się do misji ratunkowej - oraz zapytać Lilith, czemu właściwie pozwoliła koledze na samotny lot. Przecież o wszystkim wiedziała!  

I tak właśnie będzie często wyglądała kasandryczna rola Lilith - zna przyszłość (lub przynajmniej jej fragmenty), ale nie może lub nie chce na nią wpływać.

Tytani nie łykają tej odpowiedzi, ale nie czas na żale i wyrzuty! Zanim wystartują w kosmos, Donna - zgodnie z obietnicą - odwiedza jeszcze małą siostrę Mala:

"Donna, dlaczego mój brat wybrał śmierć w kosmosie?" "Kurde, no nie wiem, młoda."

Później, bladym świtem, czas już się przebrać i wyruszyć na misję! Wake up, Wonder Girl!, mówi Lilith; no more nightmares after tonight!

Przy okazji mamy nieco wczesnej Bronze Age sexiness; niby to tylko kontur sylwetki przebierającej się Donny, ale konstrukcja panelu  nie pozostawia wątpliwości, że ma on stanowić główną atrakcję. 

Może kawa nie zaczęła jeszcze działać, ale tego dialogu też za bardzo nie rozumiem! Czy to jakiś szok lub tajemnica, że Tytani lecą w kosmos? Przecież wszyscy ćwiczyli wspólnie, stanowią jedną załogę oraz działają według oficjalnie ustalonego harmonogramu. Może wiec Lilith ma na myśli, że wszystko skończy się dobrze - ale w takim razie skąd to podkreślenie ...now!, jakby reszta drużyny została złapana na gorącym uczynku? Wybacz, Bob, nawet te przebierające się Donna i Lilith nie odciągają uwagi od faktu, że w dymkach dialogowych mamy jakieś mambo dżambo.

Grunt, że start rakiety idzie sprawnie i Tytani są już w kosmosie!

Może na scenariusz trochę kręcę dziś nosem, ale strona wizualna bardzo mi się podoba - szczególnie wszystkie te sceny w czerni kosmosu, które teraz się zaczynają! Dobrze udaje się ująć w tych kadrach wyobcowanie i zimno przestrzeni.

To nie pierwszy wypad Tytanów w kosmos - w 1967 widzieliśmy przygodę Large Trouble in Space-Ville, która była utrzymana w stylistyce Silver Age na całego: z kapsuły kosmicznej nadawał rockowy didżej, laserowy desperado kradł ziemskie zabytki, a w finale było mordobicie na orbicie. Tytani, szczerząc japy, wskoczyli wtedy do przypadkowej rakiety bez żadnego treningu - skontrastujmy to więc z dzisiejszą przygodą! Na przestrzeni trzech lat dokonała się widoczna ewolucja; to właśnie ta Bronze Age seriousness, kolejne z naszych haseł na "s". Cały dzisiejszy zeszyt będzie pełen technicznej terminologii zainspirowanej autentycznymi lotami kosmicznymi; napięcie będzie płynęło z niepewności, czy uda się delikatny manewr - nie ze strzelania się na lasery z pomarańczowym kosmitą.

No, prawie.   

W trakcie loty Donna rozmyśla nad wydarzeniami ostatnich dwóch numerów, co jest okazją do retrospekcji! Jak już ostatnio wspomniałem, z początku lat '70 branża dopiero eksperymentowała z formatem wielozeszytowych, ciągłych fabuł; redakcja obawiała się mocno, że historie takie mogą wyalienować osoby rozpoczynające dopiero lekturę. W poprzednim zeszycie mieliśmy retrospekcję-montaż wplecioną w narrację; tym razem dostajemy bite dwie strony zatytułowane WHAT HAS GONE BEFORE... - oto druga z nich:

By podkreślić, że nie są integralną częścią dzisiejszej fabuły - są obwiedzione grubą, czerwoną ramką!

Interesujący jest też styl narracji w formie tekstu towarzyszącego panelom! Daje nieco więcej swobody w podsumowaniu wydarzeń - i co tu kryć, dymki dialogowe mogłyby być nieczytelne w tych zmniejszonych panelach.

Następnie dostajemy porcję dialogów stylizowanych na "poważną misję kosmiczną" - do not deviate from navigational profiles! ETA from launch to lunar touchdown 72 hours 47 minutes! Przełączniki, instrumenty, moduły, transmitery; zdecydowanie nie jest to już Robin wskakujący na dziko do rakiety. 

Czas na podział zadań; część drużyny zajmie się zaplanowaną misją księżycową, część ruszy dalej na ratunek Malowi. It's time for some good luck smooches: 

Hawk i jego lęk wysokości w kosmosie!

No właśnie, spory braci oraz lęk wysokości Hawka to właściwie jedyne elementy przeniesione z ich własnej serii! Nie dowiadujemy się na przykład, co skłoniło ich do opuszczenia rodzinnego miasteczka; są to problemy, które każda osoba czytająca komiksy musi sobie czasem rozwiązać w głowie samodzielnie. Ja na przykład lubię myśleć, że poszli na swoje nie mogąc już znieść obiektywistycznego marudzenia sędziego Halla:

"Chłopcy, wytłumaczę wam raz jeszcze naturę dobra, zła i moralności. Otóż widzicie..."
"Ja pierdzielę, tego się nie da słuchać! Lecimy w kosmos, Don!"

Widać jednak, że Bob Kanigher czytał ostatnie przygody Tytanów - odnosi się na przykład do romantycznej rywalizacji chłopaków o względy Donny. Tytani się rozdzielają, a my możemy nacieszyć się kolejnymi efektownymi panelami:

Zeszyt rysują George Tuska oraz Carmine Infantino; Cardy tym razem zrobił tylko okładkę. Zdecydowanie dają radę; dużo pracy liniami nadaje grafikom realizmu!

Ziemia w tle nie jest tylko banalną kulką z kilkoma konturami kontynentów; widzimy atmosferyczne formacje pogodowe! Jestem też pod wrażeniem kolorowania; kosmos naszych rysowników jest pod tym względem dalece bardziej złożony, niż czarne tło - żółte gwiazdy. To co, jeszcze trochę astronautycznej narracji?

SAMOTNOŚĆ ASTRONAUTY

Nabijam się, ale dobrodusznie; to właśnie ta samotność, pustka, zimno oraz dystans od Ziemi są tu podkreślane jako źródło grozy. Ale mamy też nieco zabawnych ciekawostek:

No właśnie, główną misją Tytanów było ponownie odwiedzić miejsce lądowania misji Apollo 11... ale na miejscu okazuje się, że ktoś zajumał instrumenty zostawione przez Neila Armstronga i Buzza Aldrina !

Misja Apollo 11 odbyła się  w czerwcu 1969 - nasza dzisiejsza fabuła jest więc dosłownie wyrwana z nagłówków gazet! Kiedy Tuska i Infantino rysują rakiety oraz moduł księżycowy, rysują supernowoczesną technologię; świętują historyczny sukces Stanów w wyścigu kosmicznym.

SAMOTNOŚĆ ASTRONAUTKI

Czas na odmienną porcję horroru - owszem, samotność jest straszna... ale co, jeśli Donna wcale nie jest sama?  

"What is this, some kind of a Nightmare in Space?" - Speedy, byłeś tak blisko zafundowania nam tytułu zeszytu!

Przenieśmy się do drugiego modułu, w którym Kid Flash oraz Lilith próbują ocalić Mala! Przed nimi klasyczny dylemat: wiara czy szkiełko i oko?

"I know... I know... I know!"

Całkiem fajny dialog - mówię wam, świeżo wprowadzona Lilith ma tutaj więcej charakteru niż Donna! Pojazd Mala zostaje namierzony; dochodzi do zbliżenia, ale o dokowaniu nie ma mowy: brakuje do tego zarówno sprzętu, jak i precyzji. Kid Flash musi więc odbyć spacer kosmiczny po kolegę... ale niespodziewanie pojazd obraca się i zrywa kabel bezpieczeństwa!

Emocjonująca scena i świetne kadry - ponownie, warto docenić wrażenie pustki oraz kolory (szczególnie na kombinezonach)!

We'll be swinging cats in this funny space-disco! Oj, tak, szykujcie się na jive-talk ze strony Mala; to w końcu lata '70! Ale ważne, że kolega został uratowany z narażeniem życia (...z tarapatów, w które sam się wpakował na wyraźne własne życzenie - ale nie bądźmy już tacy czepialscy)!

A na księżycu - impreza! GREETINGS!

ZABAWNE NIEPOROZUMIENIE, ODDAJEMY WAM WSZYSTKO, ZIEMIANIE! Tylko czemu kosmiczne misie niosą Donnę jak wór kartofli?

Widać tu jeszcze echa Silver Age! Obecność kosmitów jest tym bardziej osobliwa, że nie wnosi żadnych szczególnych fabularnych komplikacji - ot, zabrali aparaturę misji Apollo 11, po czym oddali ją bez niepotrzebnych ceregieli. Rozumiem, co Kanigher chciał zrobić: "Tytani przylatują na miejsce i widzą, że ślady poprzedników zniknęły" to fajny narracyjny haczyk, ale rozwiązanie wydaje mi się nieco bez ikry - jakby chciało pogodzić silly space aliens z lat '60 z niepokojącym horrorem z lat '70. 

Historia misiów to sztampowe kosmiczne mambo dżambo, ale zamieszczam kadr z racji na zbliżenie na twarz: spójrzcie, to w 100% kosmiczny miś!

Wszystko dobre, co się dobrze kończy etc., etc.:

Wonder Girl Kanighera: 40% crying, 40% kissing, 10% undressing, 10% experiencing existential dread in space

A-ha, mam was! To wcale jeszcze nie koniec, czas na jedną ostatnią komplikację! Gdy Tytani wracają na Ziemię, na pokładzie modułu zaczyna dziać się coś niedobrego. Wh-what's happened? Gasp-gasp-wh-who are those horrible creatures?

Oh no!

Ale i ten problem zostaje wyjaśniony i rozwiązany w dwóch panelach:

Kid Flash, to ty? Tradycyjnie to średnio rozgarnięty chłopak, a tu proszę! Albo Kanigher nie trzyma się charakteryzacji, albo nasz młody sprinter nieco dorósł.

All in all, it wasn't too bad! Chociaż finał historii wydaje mi się rozdarty pomiędzy erami, jest to jednak całkiem efektowna przygoda - i to bardzo ładnie zaprezentowana wizualnie. Najwięcej zastrzeżeń mam do charakteryzacji: motywacja Mala jest raptem naszkicowana, Donna zachowuje się zupełnie jak nie ona, Kid Flash nagle prezentuje się jako kompetentny astronauta... krótko mówiąc: widać, że Bob Kanigher nie czuje tych postaci tak dobrze, jak Haney. Ale Haney nie wróci jeszcze przez dobrych kilka numerów - kreatywne stery przejmie teraz Steve Skeates, którego znamy już z serii The Hawk & The Dove! Spodziewajcie się więc, że Hank i Don będą nadal odgrywać całkiem istotną rolę... a jak będzie wyglądał ton? Zapowiedzi dostarcza nam after-credits scene z dzisiejszego zeszytu:   

Cool, let's get ready for some scares!
 

~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz