niedziela, 21 sierpnia 2022

Panele na niedzielę: Large Trouble in Space-Ville!

Rok 1967 - wyścig kosmiczny pomiędzy Stanami a Związkiem Radzieckim trwa, a większość kamieni milowych przełamano za Żelazną Kurtyną! Wystrzelenie Sputnika, podróż Łajki, pierwsza misja księżycowa i planetarna, Jurij Gagarin, Walentina Tierieszkowa... Amerykańskie osiągnięcia również były istotne, ale nie stanowiły podobnej medialnej sensacji. Oczywiście, to wielka rzecz, że Alan Shepard odbył lot w przestrzeń... ale bycie drugim człowiekiem w kosmosie to już jednak bycie drugim. Potężną zmianą na froncie kosmicznej rywalizacji miała być dopiero nadchodząca misja Apollo i transmitowane w telewizji lądowanie na księżycu w 1969! 

W dzisiejszym numerze Teen Titans lądowanie  to jest jednak pieśnią przyszłości: musimy zadowolić się krążącym na orbicie didżejem, kosmitami kradnącymi pomniki... oraz sucharami takimi, że i wam pewnie zabraknie tlenu. Autor: Bob Haney, historia: Large Trouble in Space-Ville, data: listopad-grudzień 1967!

O, kosmita duszący Robina wygląda trochę jak Kilowog, późniejszy o niemal dwadzieścia lat sierżant-szkoleniowiec Green Lanterns! Raczej przypadek, ale czujność zawsze popłaca.

Co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych? Otóż hen, wysoko na orbicie unosi się kapsuła kosmiczna, zaś w niej... dzielny astronauta? Otóż nie do końca - z przestrzeni nadaje niejaki D.J. Deejay, the first disk jockey in space!

"Your frabjous one!" - szybki segment językowo-edukacyjny: "frabjous" to oczywiście słówko stworzone przez Lewisa Carrolla w poemacie "Jabberwocky", pełnym zresztą podobnych neologizmów - tak zwanych nonce words. Innymi  sławnymi nonce words (choć z odmiennych przyczyn), są bouba oraz kiki. Eksperyment nadal świetnie działa! "Paulina, który z tych kształtów to bouba, a który kiki?"

Kapsuła, w której unosi się D.J. Deejay, wyraźnie inspirowana jest wczesnymi modelami z projektu Mercury:

Strona historicspacecraft.com ma masę fajnych zdjęć - spójrzcie:

Kapsuła Mercury MA-7, rok wystrzelenia: 1962!

Można nawet zajrzeć do środka przez okienko! Nie będę kłamał, ten styl pojazdów kosmicznych zagnieździł mi się w głowie pewnie za sprawą rodzimego Tytusa, a konkretnie - trzeciej księgi jego przygód. Tytus kosmonautą został wydany w 1968, a więc rok po dzisiejszej przygodzie Tytanów - nic więc pewnie dziwnego, że widzimy na jego stronach podobną technologię!

Miałem swego czasu stare wydanie - jeszcze to, w którym z oszczędności tylko co druga strona była kolorowa; przekopię chyba strych w poszukiwaniu tego skarbu!

Wróćmy jednak do Tytanów, bo zdryfujemy gdzieś w kosmos jak D.J. Deejay! Do jego nadawanych z orbity imprezowych rytmów bawi się młodzież całego świata - Londyn, Paryż, Stany. I can't orbit without you, babe!

Ouch!, mówi Robin w reakcji na suchar Aqualada - i wy się na to przygotujcie, bo dzisiejszy zeszyt ma ich straszliwe stężenie. Czy zresztą Aqualad może w ogóle, jako wodny chłopak, sadzić suchary? Czy jego suchary są rozmiękłe? Ouch!

Mamy więc z początku zeszytu klasyczny luźny wstęp i goofing around, ale kryzys uderza jeszcze na tej samej stronie:

Pierwszy raz widzimy salę treningową Tytanów! Ten mały basenik nie stanowi chyba dla Aqualada przesadnego wyzwania.

Tytani gromadzą się przy odbiorniku, gdzie Deejay nadal nadaje - ale jakby stracił swój flow i dziwnie akcentuje słowa. You may not see me -- but you can sure hear old D.J. any day in space, rockin' the zingy wavelengths!

"A code pattern in his patter!"

Tytani biorą się więc za słuchanie Deejaya w poszukiwaniu szyfrowanych przekazów. Zabawmy się razem z nimi! And now, greedy ones, old D.J. is gonna groove a disc that'll really steal your uncle Teddy's mustache! Whoops! I goofed! Haven't got that one! Must have left it on ever-lovin' Mother Earth! Hey, down there! Rush more platters up here, you-all hear? Yeaaaaah!

Ouch! Nie wydaje mi się, żeby w Dakocie Południowej działo się wtedy coś szczególnego - Kid Flash sugeruje więc chyba po prostu, że to trochę zadupie

Zagadka nie była trudna - Tytani ruszają ku Mount Rushmore, gdzie można podziwiać wąsiska wujka Teddy'ego (Roosevelta)! Zwróćcie też uwagę, że pojazd naszej drużyny doczekał się własnej nazwy - Batman może mieć batmobil, ale Tytani mają teencopter!

A cóż to za laserowy desperado? Also, LASEROWY DESPERADO is my new superhero identity!

Tajemniczy złoczyńca celuje w pomnik swoim raygunem... i góra wznosi się w powietrze! Jest tylko jedno miejsce, gdzie Tytani mogą wylądować - na wspomnianych wąsach Teddy'ego Roosevelta:

Ouch, Donna!

Akcja jest dosyć chaotyczna - Laserowy Desperado dostrzega Tytanów i celuje w nich zielonym promieniem; Mount Rushmore zaczyna spadać, a nasza drużyna - lecieć w kosmos. Aqualad coś tam jęczy, że jest daleko od wody, ale Robin stawia go do pionu; amerykański pomnik jest ważniejszy niż jego nędzny żywot. Right now, four great guys need help! Wonder Chick -- can you stop Tom, Teddy, Abe and George from Smashville?

Ouch again, Donna! Frazą "I cannot tell a lie" nasza Amazonka nabija się z klasycznego mitu związanego z dzieciństwem Waszygtona, kiedy to miał uczciwie przyznać się ojcu do ścięcia drzewka owocowego.

Robin jest widać przerażony out of his mind, bo wpadł w jakiś nerd trance i tłumaczy wszystkim pojęcie stazy. Zanim Wonder Girl puści lasso, Kid Flash jakimś cudem wskakuje na zielony antygrawitacyjny promień jak na naprężony sznur i biegnie po nim do laserowego bandyty. It's kinda crazy, y'all - ale desperado reaguje z szybkością godną rewolwerowca:

Pfffhaha! OK, Kid Flash, that one was actually pretty good!

Wonder Doll! You gotta save the whole gig! Typowe, Robin; ain't she always? Generalnie dzieją się rzeczy niesłychane - Donna spowalnia jakoś opadającą górę, desperado daje dyla, a nasza drużyna zjeżdża po nosie Jeffersona:

Ouch! Mieszanie "KN" oraz "N" to w ogóle piękna tradycja anglojęzycznego humoru. Dowcip ten z oczywistych względów lepiej wypada na żywo, ale wiecie, czemu uniwersytecka drużyna futbolowa Nebraski ma na hełmach literę "N"? It stands for "knowledge".

Drużyna znajduje Kid Flasha dyndającego z konaru drzewa, więc suchary sypią się oczywiście niczym prosto z pudełka - well, well! I've heard of hang-ups before... but this?, i tak dalej. Poza pokiereszowaną dumą młody speedster jest jednak w niezłym stanie - drużyna zaczyna więc, z braku lepszych pomysłów, ponownie nasłuchiwać Deejaya. 

Pewnie żeby zrekompensować mu wiszenie na drzewie, Kid Flash choć raz odnosi jakiś triumf intelektualny - może i nieduży... ale mówimy w końcu o Kid Flashu!

Drużyna buja się zatem w stronę Egiptu, a my w międzyczasie otrzymujemy wyjaśnienie intrygi. Dlaczego Laserowy Desperado kradnie sławne pomniki? Otóż otrzymał rozkazy i technologię od kosmity z okładki - który wysługuje się agentem, gdyż sam nie może wejść w ziemską atmosferę. Uh, dude, that's kinda what the spacesuit is for? Nasz space invader woli jednak wisieć na orbicie i terroryzować Deejaya oraz zmuszać go do wysyłania agentowi kodowanych instrukcji.    

No nie ukrywajmy - fabuła jest tu zlepiona z patyków i gumy do żucia, więc lepiej zbyt długo nad nią nie myśleć!

Meanwhile in Egypt!

Laserowy desperado jest teraz pustynnym rozbójnikiem!

Trafieni antygrawitacyjnym promieniem Tytani lecą w różne strony: Robin wpada prosto w piramidę, u szczytu której atakują go sępy, zaś Kid Flash trafia w sam środek pustyni, gdzie przez brak znaków orientacyjnych biega w kółko - widać skończyła się już jego intelektualna złota passa. Pozostała dwójka stawia czoła innym zagrożeniom z miejsca kojarzonym z Egiptem...

...krokodylom oraz ofertom matrymonialnym!

Po rozważeniu wszystkich za i przeciw Donna decyduje się jednak nie zostać oblubienicą szejka:

"I've no choice but to offend thee, effendi!" - ouch!

Wszystko - jak zwykle - w rękach Donny; pamiętajmy o bardziej precyzyjnym tytule magazynu, Teen Titans: Wonder Girl i jej trzech przydupasów. Na przestrzeni kilku szybkich paneli Amazonka odnajduje chłopaków, lokalizuje teencopter, a Laserowy Desperado dostaje w zęby - dowiadujemy się, że to tak naprawdę notorious crook known as The Deliverer. Wolę mój własny nickname, ale OK! A ponieważ The Deliverer wysłał już Sfinksa w kosmos, zaś w zeszycie zostały jakieś cztery strony, Robin wyprowadza drużynę z Egiptu (...z domu niewoli...) do najbliżej U.S. rocket base.  W bazie wsiadają do rakiety i lecą w kosmos - ot tak, po prostu!

"Boy Wonders have a way of getting their way" - pokuszę się tu o sformułowanie Pierwszego Prawa Tytanów: odpowiedzią zawsze jest granat-cytrynka!

Załóżmy więc, że Robin sterroryzował dowódcę bazy; panie generale, albo my robimy three-two-one-liftoff, albo ja panu zrobię liftoff tym granatem! Czas na tytułowe large trouble in Space-ville:

Patrząc na te pojazdy nadal mam mocny Tytus-vibe

Go, Teen Titans, go!

W ogóle prawie cała kapsuła jest przeszklona, widać to wersja deluxe

Szczerze mówiąc trochę mi szkoda, że łotrem numeru jest jakiś randomowy kosmita, a nie sowiecki astronauta - współpraca ze szpiegiem-agentem na ziemi miałaby może wtedy więcej sensu. A może nie... ale na pewno więcej klimatu zimnej wojny i wyścigu kosmicznego!

Ouch! Ale w sumie mogę zapisać ten gryps na plus Wally'ego - ile można słuchać tych morskich opowieści Aqualada?

Trochę się tam tłuką, aż w końcu Robin wymyśla swój edukacyjny finishing move - przypomina sobie o bezwładności w przestrzeni i taranuje kosmitę Sfinksem:

Nie widzimy kosmity już później, więc dopiszmy go do listy śmiertelnych ofiar Tytanów. Most cool!

A skoro kości obcego zostały już pogruchotane, a jego organy rozmaślone - czas już się wesoło żegnać! Sfinks zostaje sprowadzony z powrotem do Egiptu ("Now the Sphinx has a new secret... it's been in orbit!"), zaś Tytani żegnają bezpiecznego już didżeja Deejaya:

YOK! YOK!

Far out! Dzisiejsza historia to istne monstrum Frankensteina; czyta się to zupełnie, jakby Bob Haney wyciągnął z maszyny losującej serię haseł...

  • space race!
  • teen music!
  • jokes about the U.S. presidents!
  • Egypt!
  • aliens!

...po czym powiedział sobie "co, ja nie napiszę?", odpalił cygaro... and the rest is history, kinda sorta, for a certain meaning of "history". Nie jest to fabuła dobra per se, ale fajnie jednak zobaczyć kulturowe echa podboju kosmosu w latach '60! A że pasuje to nastoletnim Tytanom jak płetwy wiewiórce - to już kompletnie inna sprawa. Wątek "młodzieżowy" też był w tym zeszycie ledwie obecny - didżej Deejay o tyle łapał się w youth culture, że nadawał fajną dla młodych muzykę.

Zapowiem za to - nasza następna historia is a blast; zupełnie inny ton, zupełnie inny styl - ale to już zobaczycie podczas kolejnego spotkania w cyklu Panele na niedzielę!

 

~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz