środa, 3 sierpnia 2022

Angela, Queen of Hel: Journey to the FUNderworld

W ostatnio omawianej przeze mnie książce All of the Marvels Douglas Wolk twierdzi, że ogromną radością związaną z komiksem superbohaterskim jest podróż - wytyczanie własnych ścieżek, odnajdywanie własnych kontekstów, achronologiczna wędrówka; nasza indywidualna reader's agency. Jakie więc tropy zawiodły mnie do tytułowego FUNderworld? Well, it's actually a cute little story!

A więc... najnowszy filmowy Thor, pamiętacie? Przenosił on na ekran komiksy Jasona Aarona, postanowiłem zatem dokończyć cały run tego autora - w trakcie wydawania jakoś od niego odpłynąłem na rzecz innych lektur, a teraz jest już ładny, zamknięty i kompletny. Czytałem więc sobie i czytałem, aż tu nagle w komiksie pojawiła się poboczna wzmianka o tym, że aktualnie Hel is under new management. Jak mógłbym nie ruszyć w tę boczną ścieżkę? Aaron na tym etapie męczył już trochę bułę, a Hela to jedna z moich ulubionych marvelowskich villains - uwielbiam jej projekt wizualny, z koroną-porożem i w ogóle!

Jest w końcu autorstwa Jacka Kirby'ego - one could even say... it's hella design!

I tak właśnie dotarłem do komiksu Angela, Queen of Hel: Journey to the FUNderworld, który kupił mnie już samym tytułem... i, trochę poważniej, nazwiskiem Marguerite Bennett na okładce. Marguerite to sprawna autorka związana mocniej z DC; jej największym projektem była tam seria DC Bombshells, która skupiała się na kobiecych bohaterkach w alternatywnych wojennych latach '40 - a very cute comic that's more than just pretty pictures, i któremu planuję poświecić osobny wpis już chyba od roku. W końcu się uda!

Anyways, specjalnością Marguerite są female-led stories with really kickass protagonists - i nie inaczej jest w przypadku Journey to the FUNderworld. Założenia? Wyobraźcie sobie Orfeusza i Eurydykę... but they are lesbian warrior angels, i zamiast chyłkiem uciekać z zaświatów - bardziej jest im na rękę zrzucić Helę z tronu i zostać tam królowymi!

Now THIS is an opening!

Nasza narratorka ma rację - let's back up! Kim właściwie jest Angela, tytułowa bohaterka? Słuchajcie, to cała osobna historia.

W 1992 rysownik i scenarzysta Todd McFarlane, zdegustowany ówczesną sytuacją w branży komiksowej (w szczególności brakiem poszanowania praw autorskich) zdecydował się założyć, wraz z grupką podobnie myślących kolegów, wydawnictwo Image Comics. Misją założycielską Image było umożliwiać artystom swobodną pracę nad osobistymi projektami - no bo wiadomo, pisząc Batmana czy Spider-Mana artysta jest często pod kątem prawnym tylko wynajętym wyrobnikiem, nieważne ile własnej pomysłowości i duszy włożyłby w te postacie.

Główną marką McFarlane'a pod szyldem Image był Spawn - demoniczny antybohater bardzo w stylu lat '90: kolce, łańcuchy, zawarty w szczytnych intencjach pakt z diabłem, the whole package

McFarlane bardzo jasno pokazywał, że robi teraz "na swoim" - po lewej: okładka zeszytu Spawn #8, po prawej - rysowana również przez niego wcześniejsza okładka Spider-Mana.

I tu zaczyna się chichot historii, ponieważ McFarlane dosyć szybko zaprosił do współpracy innych artystów: w tym Neila Gaimana, który na łamach zeszytu Spawn #9 powołał do życia Angelę - anielską łowczynię piekielnych stworów (a więc, w tym układzie, antagonistkę Spawna). Angela nie była jakimś super kluczowym elementem tego tytułu - ot, supporting character z późniejszą kilkuzeszytową miniserią - ale... McFarlane i Gaiman pożarli się o prawa do niej. Wynikła prawna batalia, która w oczach wielu obserwatorów była groteskowym widowiskiem - bo czy wydawnictwo Image nie powstało właśnie, by podobnych niesnasek unikać?

Nie była to zresztą jakaś wybitna praca Gaimana: Angela była typową bohaterką w stylu lat '90, ledwie ubraną "warrior sex kitten". Zwróćcie jednak uwagę na unoszące się dookoła niej wstążki - tak jak Spawn małpował pajęczynę Spider-Mana w formie łańcuchów, tak Angela małpowała Spawna chwytnymi, lewitującymi wstążkami!

Lata leciały, aż w końcu batalię sądową udało się zakończyć na korzyść Gaimana - lecz najwyraźniej w rezultacie autor stracił serce do postaci, gdyż... sprzedał prawa do niej wydawnictwu Marvel. A Marvel - jak to Marvel - nie dumał za długo i w 2013 wrzucił Angelę do własnego uniwersum.

Alternatywna okładka komiksu Age of Ultron #10 z - poza tytułem nie ma nic wspólnego z filmem!

A że trzeba ją było jakoś wkomponować w szerszą tkankę historii, dosyć szybko zrobiono z Angeli Asgardiankę: i to nie byle jaką, bo zaginioną w dzieciństwie siostrę Thora. Napisano dookoła tego całą fabułę: okazało się, że w uniwersum Marvela istnieje niebo z aniołami - ale nie takie stricte religijne, a będące zapomnianym Tenth Realm (w odniesieniu do klasycznych Nine Realms z nordyckiej mitologii). Tenth Realm nazywa się - posmakujcie to - Heven (tak, bez "a") i zostało dosłownie odrąbane od Yggdrasila w akcie zemsty za zabicie księżniczki Asgardu; księżniczka ta, jak jednak się okazało, została porwana i wychowana na anielicę-wojowniczkę.

Z początku doklejono ją do Guardians of the Galaxy, którzy (po jednym z "wielkich marvelowskich wydarzeń") znaleźli ją w kosmosie:

"Species unknown", gdyż wtedy jeszcze sam autor komiksu nie wiedział, że koniec końców Angela zostanie Asgardianką - taki już urok pisania na żywca!

So they had some adventures, but it was all rather forgettable - cała era Strażników Galaktyki autorstwa Briana Michaela Bendisa w ogóle była moim zdaniem mocno średnia, ale to już dyskusja na kiedy indziej! Najprzyjemniejszym elementem związanym z Angelą tego okresu była jej przyjaźń z Gamorą, noszącą w końcu szałowy przydomek "najbardziej niebezpiecznej kobiety w galaktyce":

They become best stabbing/slashing buddies!

And my point in all this longish tale is: Marguerite Bennett wzięła ten cały hot mess i dokonała niemożliwego: zrobiła z Angeli jedną z moich ulubionych postaci Marvela! Jako bohaterka ma ona całkiem fajny narracyjny hook: została wychowana na anielicę, więc postrzega świat wyłącznie w kategoriach cen i transakcji; there is nothing for nothing. W jej anielskiej wizji świata nie ma altruizmu czy dobrych uczynków: wszystko musi mieć swoją cenę, albo jest głęboko podejrzane. Nawet zwrot piłki ziemskiej dziewczynce:

"If I come for the debt, and you do not repay me, I will reclaim the ball." - słowa grozy!

And while it's a cool hook, sama Angela to na dłuższą metę dosyć monotonna fantasy warrior princess; lepsza jako postać tła niż protagonistka. Marguerite Bennett znalazła na to prostą receptę! Angela potrzebowała po prostu odpowiedniej narracyjnej foil - i rolę tę otrzymała Sera, inna zbuntowana anielica oraz romantyczna partnerka głównej bohaterki. Podczas gdy Angela jest mrukliwą i zimną wojowniczką, Sera to ekstrawertyczna czarodziejka-pieśniarka: przywodziły mi na myśl dynamikę Geralta i Jaskra - z tym, że they are actually and overtly a couple.

Same vibe!

It's peanut butter and jelly. Nie powinienem więc właściwie pisać, ze Marguerite Bennett zrobiła z Angeli jedną z moich ulubionych postaci Marvela; zrobiła ona z Angeli i Sery jedną z moich ulubionych marvelowskich par! Jako narratorka, Sera (kontynuując tradycję Kaczora Howarda, She-Hulk czy Deadpoola) nie stroni od dowcipnego przełamywania czwartej ściany:

Jane Foster nawet jako Thor nie powinna w ogóle startować do przegadania Sery, it's a losing battle!

Samo to byłoby już zabawne, ale perypetie Angeli oraz Sery w zaświatach są wzbogacone o obecność innej postaci, którą bardzo lubię! Leah - jej imię to oczywiście anagram imienia "Hela" - była kluczową postacią w Journey into Mystery autorstwa Kierona Gillena; serii o młodym Lokim, który próbuje przeciwstawić się własnemu przeznaczeniu.

Yup, these ARE the best origin stories! Jak widzicie, Angela doczekała się też upgrade'u "space bikini" z lat '90!

So, for me - it's like peanut butter and jelly... and another third thing that goes really well with them! Seria ta ujęła mnie też jeszcze jednym: przygody w zaświatach kończą się, biorąc pod uwagę tytuł wydania zbiorczego, zaskakująco szybko. Na co więc poświęcone są późniejsze zeszyty? Jak mówi sama Sera: what happens next is life

Wyprowadzanie na spacer gadającego hellhound (take a sweater!) i ekspedycje do IKEI - są to rzeczy, które uwielbiam w komiksie superbohaterskim! Anielice czy nie, trzeba sobie jakoś ogarnąć mieszkanie.

I just love it all to pieces - a w każdym kadrze widać, że Marguerite Bennett jest w swoim żywiole. Bardzo ładnie buduje na fundamentach Gillena, zachowuje charakter jego postaci, ale nadaje wszystkiemu własny twist - krótko mówiąc, dla takich właśnie komiksów cały koncept superbohaterskiej continuity i shared universe ma sens.

Hellhound Thori mówi jak jest!

Bennett pisała wcześniej dwie miniserie z Angelą - Angela: Asgard's Assassin (z Kieronem Gillenem) oraz 1602 - Witch Hunter Angela (już właściwie samodzielnie, z drobnym wkładem ze strony Gillena). Dlaczego więc zachęcam do rozpoczęcia od - jakby na to nie patrzeć - trzeciego tomu? Journey to the FUNderworld stanowi bowiem destylację samodzielnego stylu autorki: jest najbardziej spójną, najciekawszą tematycznie i zwyczajnie najzabawniejszą częścią sagi! If you read it and like it - you can go back to see what happened earlier; to właśnie ta achronologiczna podróż, o której pisał Douglas Wolk. Nie trzeba chłonąć wszystkiego zgodnie z kolejnością wydawania; nie ma żadnego obowiązku odhaczania występów Angeli w wydawnictwie Image (chyba, że kogoś interesuje styl lat '90) albo w średniawych Guardians of the Galaxy Bendisa. Go start with the best stuff! Przed erą Bennett i tak nie ma Sery, więc wiecie; it's like half a book is gone.

Tym razem to Sera podaje fakty!

Miniseria Asgard's Assassin jest dosyć prostolinijna w zamyśle (Angela, Sera, Thor, family matters), ale 1602 - Witch Hunter Angela to już bardziej złożona sprawa. Tytuł ten stanowi część wydarzenia Secret Wars, w którym Doktor Doom napisał rzeczywistość na nowo jako zbitkę odrębnych, dziwacznych mini-światów; Angela trafia w wyniku tego zamieszania do szekspirowskiej Anglii, gdzie ona sama jest świętą inkwizytorką - łowczynią potworów, Guardians of the Galaxy to wędrowna teatralna trupa...

Goodman Root!

...zaś Sera (w alternatywnej rzeczywistości - "Serah") zabawia publiczność trawestując Szekspira i sztukę Miarka za miarkę - w roli Angela osadzając oczywiście Angelę, because such opportunity is just too good to pass upon

"Serah, pride is a sin"

Ostatni panel to Angela i Sera w stanie czystym!

It's such a wild ride - tym słodszy, że autorka bierze później ten epizod z alternatywna rzeczywistością i wplata go gładko w resztę narracji! Angela, Queen of Hel: Journey to the FUNderworld to mój marvelowski hit tego lata; creative, funny, clever and touching. Będzie to pewnie jedna z moich bardziej ryzykownych rekomendacji - trzeci tom z lekką sugestią, by ruszyć później do wcześniejszych - ale... a, co tam!

I spójrzcie tylko na zamykającą ten tom notkę autorki:

Well, I sure did - and I never even knew I wanted it before!

Marguerite Bennett - z początkową pomocą ze strony Kierona Gillena! Postać odratowana z kompletnego kreatywnego niebytu! 17 issues of smooching Shakespearean space angels!

It's peak superhero comics, everyone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz