piątek, 12 sierpnia 2022

Marvel Swimsuit Specials: rok 1992!

Marvel Swimsuit Specials! You already know what the deal is, ruszajmy więc z wycieczką po kolejnych rocznikach. Dzisiaj - rok 1992! Bill Clinton wygrywa wybory, w kinach można obejrzeć Aladyna lub Powrót Batmana, zaś album Nevermind Nirvany wspina się na szczyty list przebojów. W tym właśnie kulturowym krajobrazie pojawia się drugi marvelowski magazyn z postaciami w strojach plażowych, i to po raz pierwszy noszący taki właśnie tytuł: Marvel Swimsuit Special

Niezłe pióra! Papuga też fajna.

Ostatnio fabularnym pretekstem do wsadzenia wszystkich w kostiumy była superolimpiada w Savage Land, krainie dinozaurów i majt w panterkę. Dziś, jak zapowiada okładka ze Storm, we'll take a Wakanda wild side - Black Panther się zaręcza, a wszyscy wbijają do niego na imprezę oraz plażowanko!

Nie był to jednak jedyny rozważany pomysł. Wstępniak donosi, o jakich jeszcze lokacjach myślała Janet van Dyne - która przecież jest nie tylko członkinią Avengers jako Wasp, ale również wziętą projektantką mody: 

Wszystkie te pomysły - poza górą Wundagore - będą wykorzystane w kolejnych edycjach!

Jest też kolumna z korespondencją! Wiecie, jak zawsze mnie cieszą takie fanowskie opinie z epoki, więc przyjrzyjmy się choć dwóm listom:

"The new guy Bishop" był jeszcze wtedy new!

Ha, czyli Wonder Man i jego wielki gruby wąż znaleźli fankę! Vicki ma jednak rację: włochaci Beast i Wolverine to nie do końca klasyczne ciacha, w przeciwieństwie do Gambita - czołowego sexy boya Marvela tej dekady!

"The new Thor" z lat '90 to niejaki Thunderstrike - pogadamy o nim kiedy indziej!

Wrażenie Robbiego są całkiem blisko moich własnych! Trochę więc szkoda, że z każdym wydaniem Swimsuit Special odchodził od parodii w stronę bycia zwykłym artbook; w 1992 zniknął już tytuł Marvel Illustrated (będący zgrywą ze Sports) oraz humorystyczne artykuły. Jedynym echem początkowego formatu są reklamy fikcyjnych produktów - jak na przykład ta:

"Don't just kill them. Punish them!"

Like, get help, man! Wzmianka o przedłużaniu cierpienia karaluchów przypomina mi książkę Fuzz: When Nature Breaks the Law, gdzie autorka podkreślała, że w rzeczywistości panuje odwrotna reguła: współczesne pestycydy i trutki mają zabijać nie tylko efektywnie, ale też szybko oraz ładnie. It's just marketing: tak naprawdę nikt nie chce oglądać nawet szkodników w konwulsjach i toczących pianę z pyska. No, poza Punisherem, ale this dude has issues - and not just comic book ones!

"King T'Challa's only request is that you bring your bathing suit and have a time of your life!" Postawny kolega po prawej to niejaki Strong Guy - czekam właśnie na przesyłkę z omnibusem X-Factor, serii, w której jest jedną z głównych postaci!

Szybka scena grupowa, by zaznaczyć temat imprezy - ale stroje wieczorowe szybko zostaną porzucone na rzecz letnich ciuchów. Swoją drogą, nic za bardzo nie wyszło z tego związku T'Challi; później wziął ślub ze Storm z X-Men, ale i ten związek nie wypalił. Trudno być królem!

Łatwo za to być mutantem w latach '90!

Pierwsza plażowa scena to oczywiście harce i figle headliners Marvela z tej ery. Chyba mniej znana Opal to ówczesna dziewczyna Icemana - widok o tyle interesujący, że mniej więcej od połowy ubiegłej dekady Iceman jest pisany jako gej. Sytuacje takie zmieniają percepcję starych zeszytów - wiadomo, z początku lat '90 scenarzyści tego nie planowali, ale można dziś retroaktywnie odczytywać związek z Opal jako przykład tak zwanej beard

Gorset z pajęczyny jak gorset, ale włosy Mary Jane upięte są w tak zwanym snood!

Rysowniczka Jan Duursema inspiruje się nieco popularnym wtedy stylem Todda McFarlane'a - zarówno jeśli chodzi o pozę Spider-Mana, jak i projekt jego sieci: z tymi drobnymi pętelkami i owinięciami. Określa się je często żartobliwie jako "spaghetti webs" i chociaż ten styl pajęczyny najczęściej kojarzony jest z McFarlanem, on sam oddaje honor pomysłu Michaelowi Goldenowi - tak jest, temu samemu, który w poprzednim swimsuit special narysował kolonialnego Kapitana Amerykę! Spójrzcie przy okazji na znany rysunek Todda:

Splątana sieć Spider-Mana jest tu... jedną, ciągłą liną - spróbujcie prześledzić jej przebieg!

Sam McFarlane pisał, że teraz nie miałby już pewnie cierpliwości do takiej koronkowej roboty - ale jako młodszy artysta zarwał noc nad rysowaniem pajęczyny!

Fantastyczna Czwórka na wakacjach! Gdzie leży Wakanda? Ilustracja dostarcza nam wskazówek: musi to być miejsce, gdzie wspólnie występują żyrafy, słonie, hipopotamy oraz jakieś włochate naczelne! 

Urocza komediowa scena, ale wsadzenie narracyjnej ramki w to miejsce to czystej wody zbrodnia! Zasłania bowiem fajny wizualny gag: The Thing oraz hipopotam, godni rywale, mierzą się wzrokiem podczas kąpieli.

Pamiętacie kolorowane na cytrynowo-żółto azjatyckie postacie z poprzedniego wydania?

Jim Lee postanowił najwyraźniej odwrócić od tego uwagę jeszcze bardziej żarówiaście żółtym kostiumem! Lee był w latach '90 megagwiazdą jeśli chodzi o ilustrowanie X-Menów, wziął się więc za Psylocke - megagwiazdę tej właśnie ery: brytyjską arystokratkę w ciele azjatyckiej wojowniczki who's a telepath and also a ninja. Nie chcę nadużywać jednego żartu, ale... mówiłem już, że lata '90 były EXTREEEEMEEEE? Anyways, żadna ilość telepatycznych mocy ani tłumaczenia perspektywą czy foreshortening nie zamaskuje faktu, że z talią Psylocke jest tu coś lekko nie tego.

A skoro już wspomniany został Jim Lee, spójrzcie na jedną z jego najsłynniejszych prac - okładkę zeszytu X-Men #1 z 1991: 

A właściwie cztery okładki... lub nawet pięć!

Problemy finansowe oraz popularność X-Menów skłoniły wówczas Marvela do manewru, który miał stać się symbolem tej dekady w branży komiksowej. Rozpoczęcie nowej serii z X-Menami od numeru #1 miało skłonić do zakupu spekulantów, którzy kupowali wszystkie numery #1 z nadzieją, że któryś z nich stanie się kiedyś wartościowy jak pierwsze pojawienie się Supermana. Była to oczywiście mrzonka, gdyż zawrotna cena starych komiksów była rezultatem niewielkiej ich liczby zachowanej od lat '30 - a pierwszego numeru X-Men z 1991 sprzedano sklepom komiksowym... ponad 8 milionów egzemplarzy (z czego klienci kupili potem około trzech). Z mojej pierwszej ery blogowania pamiętam jeszcze właściciela sklepu komiksowego, z którym byłem w kontakcie; zawsze opowiadał on o X-Men #1 z ogromną wesołością, gdyż jego sklep tonął w tych zeszytach... do tego stopnia, że rozdawał je później ludziom za darmo lub dokładał do innych zamówień, byle tylko pozbyć się tej makulatury. Podkreślmy - po sklepach komiksowych walało się przez lata bite pięć milionów tego "rzadkiego zeszytu".  

A makulatury było tym więcej, gdyż Jim Lee narysował dla Marvela okładkę w formie tetraptyku. Kolekcjonerzy musieli więc (nie oszukujmy się - obsesyjni kolekcjonerzy właśnie muszą) nabyć cztery różne wersje tego samego zeszytu z różnymi okładkami ($1.50 sztuka), a najlepiej jeszcze zeszyt z okładką deluxe oraz kompletną grafiką (jedyne $3.95). Był to dla Marvela niewątpliwy zastrzyk finansowy, ale zarazem symboliczny początek ery "alternatywnych okładek i kolekcjonerskich numerów #1" - skupienie na stronie biznesowej, nie artystycznej na jakąś dekadę wdeptało branżę w ziemię.

Ale o tym - jak zwykle - porozmawiamy jeszcze innym razem! Dziś wracajmy lepiej do plażowych pin-upów:     

Such a chill moment!

Kosmiczny bohater Quasar w interpretacji Grega Capullo (oraz w rozgwieżdżonych kosmicznych slipach) to, moim zdaniem, drugi najlepszy męski pin-up tego numeru - pierwszy dopiero zobaczymy! He's really cute here; jasne, umięśniony - lecz bardziej smukły niż standardowy dla tych czasów nadmuchany kloc. To wyluzowany uśmiech jest jednak tym, co kompletnie sprzedaje klimat tej grafiki! 

Joe Chiodo specjalizuje się w oldschoolowym pin-upie...

... i ten właśnie styl przynosi na łamy Swimsuit Special! It's a cute throwback, ale powiem szczerze: gdybym nie przeczytał, że widzimy tu Sersi, to  - za sprawą twarzy zrealizowanej w konwencji humorystycznej karykatury - pewnie bym się nie domyślił. Czas na reklamę!

Piszą "Volstagg the Valiant", ale ten potężny Asgardczyk częściej określany był z podziwem jako "Volstagg the Voluminous"!

Drużyna Warriors Three to element, którego trochę brakuje mi w ekranizacjach Thora. Tak, byli tam niby obecni, ale wyłącznie jako tło - a tymczasem w komiksach zawsze dodawali oni przygodom Boga Gromów nieco kolorytu!

Wersja komiksowa i filmowa! Na ekranie Hela rozpykała ich tak szybko, że łatwo w ogóle przeoczyć ich występ.

Douglas Wolk pisze w All of the Marvels, że autorstwo tej drużyny jest trudne do ustalenia: Stan Lee przypisuje tę zasługę sobie (Volstagg miał według niego być odpowiednikiem Falstaffa, Fandrall - Errola Flynna, zaś Hogun... Charlesa Brosona), zaś Jack Kirby - sobie (on z kolei twierdzi, że połączył Trzech Muszkieterów z szekspirowskim klimatem). Jak było faktycznie? Kto wie; pracowali w końcu razem, więc prześledzenie idei do samiutkiego ziarenka to często niemożliwe zadanie.

WOOO it's Mike Mignola again!

Cóż mogę powiedzieć? Lubię styl twórcy Hellboya! Alan Moore opisał jego preferowaną estetykę jako połączenie niemieckiego ekspresjonizmu z fantazją Jacka Kirby'ego, i moim zdaniem podsumowanie to jest spot-on. Jeśli jednak myślicie, ze Sasquatch, Beast i małpy to najbardziej owłosione stwory na plaży... 

"TO JEST PLAŻA DLA WŁOCHATYCH MISIÓW, SZANOWNY PANIE, PROSZĘ UDOWODNIĆ SWOJĄ KUDŁATOŚĆ"

Nick Fury (tak, jeszcze biały - czarny Nick pojawił się w alternatywnym świecie linii Ultimate niemal dokładnie dekadę później) nawet na plaży nie rozstaje się z giwerą i cygarem! Być może coś sobie tym rekompensuje, ale na pewno nie stopień owłosienia - im dłużej patrzę na tę grafikę, tym bardziej mam ochotę samemu iść się ogolić.

Mark Silvestri - poza okładką tego wydania - narysował też pin-up z Rogue!

Rogue skacze z wodospadu, a ja zamyśliłem się nad cyklicznością epok na przykładzie losów właśnie jej oraz Carol Danvers. Carol to postać dużo starsza - pojawiła się po raz pierwszy w 1968 (jeszcze bez mocy), zaś w 1977 otrzymała własną serię komiksową (która, jak na swoje czasy, była dosyć progresywna - zauważcie, że nawet w tytule nie mieliśmy tradycyjnych Miss ani Mrs. Marvel, a bardziej nowoczesną Ms.). Rogue zadebiutowała jako czarny charakter w 1981, ukradła moce i wspomnienia Carol... ale potem przeszła drogę ku odkupieniu i na jakieś 20 lat kompletnie zaćmiła ją pod kątem popularności, w czym ogromną rolę miały telewizyjne kreskówki z X-Menami oraz cała seria filmów. Gdy kinowy Marvel znowu położył nacisk na Avengersów i pokrewne postacie, Carol wróciła do łask - w rezultacie jestem więc ciekawy, czy licealna młodzież w ogóle kojarzy jeszcze jako tako Rogue. Trzeba sprawdzić!    

Joe Jusko poprzednio rysował rozkładówkę z Mary Jane!

I honestly think that Colossus here is my favorite piece in this issue! Jest coś hipnotycznego w tym, jak barwy zachodzącego słońca odbijają się na jego metalicznej skórze. Zwróćcie też uwagę, że mamy tu gacie w panterkę obiecane w kolumnie z listami... oraz cytat z Hamleta, a co!

Finałowa już scena - wieczór na plaży!

Adam Hughes - autor powyższej grafiki - miał za sobą wówczas ledwie kilka lat kariery w branży, ale obecnie (trzydzieści lat później!) jego nazwisko jest synonimiczne z pin-upami. Nie rysuje już nawet wnętrz komiksów, a same okładki i plakaty - jak mówi, w takich formach może się bardziej kreatywnie wyszaleć oraz poświęcić więcej uwagi detalom. What we see above is far from his best work, ale to niezaprzeczalnie on! 

Okładki i pin-upy są fajne, ale jedną z najbardziej rozpoznawalnych jego prac jest plakat The Real Power of the DC Universe, który był exclusive promującym San Diego Comic-Con w roku 2008:

I pomyśleć, że miałem wtedy okazję go kupić za kilka naszych stówek, ale pomyślałem "ech, zgięcia plakatowe - gdyby nie to, to bym brał". Teraz widzę egzemplarz na ebay za siedemset dolców!

Tym wspomnieniem zakończmy podróż po plażowym roku 1992! It's still cheesy fun, ale brakuje humorystycznych artykułów; tego jednak chciał rynek - w czytelniczych listach i opiniach powtarzały się prośby o więcej grafik, a mniej tekstu. A że całe to przedsięwzięcie to komercyjny fanservice w stanie czystym, cóż mógł zrobić Marvel? Wyłącznie się ugiąć... i liczyć jakże potrzebną kasę!

Skoro już i tak mówimy o aspekcie finansowym - pożegnajmy się jeszcze jedną reklamą:

Parodia znanej reklamy baterii Energizer - "imp", gdyż zielonym bohaterem jest tu Impossible Man; psotny kosmita nieco a'la Mr. Mxyzptlk z DC!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz