niedziela, 9 lipca 2023

Panele na niedzielę: trzy historie w jednym pakiecie!

Nareszcie! Otwieramy okres wakacyjny nowym wydaniem Paneli na niedzielę - i to z jakim ciekawym zeszytem! Zawiera on bowiem aż trzy historie: Greed... Kills, Whirlwind oraz okładkową Some Call It Noise, wszystkie autorstwa Steve'a Skeatesa; data wydania: listopad-grudzień 1970. Let's go! 

Steve Skeates znowu daje błyszczeć swojemu ulubieńcowi - Aqualadowi!

Fine by me, Steve, ja też bardzo lubię Aqua-postacie! Oddanie okładki Aqualadowi jest tym ciekawsze, że występuje on w krótkim backupie, nie w głównej historii numeru. Nasze danie główne na dziś nosi tytuł... 

Rysownik: niezrównany Nick Cardy! Nadal uwielbiam jego cienie: w Silver Age jego styl zapowiadał nadchodzący zwrot w stronę realizmu, a teraz doskonale pasuje do wrażliwości wczesnych lat '70.

Noc, inner city; jakieś cwaniczaki pracują łomem nad frontowymi drzwiami lombardu, a Tytani czają się pomiędzy poobijanymi, przepełnionymi śmietnikami. Widać te lata kryzysu, ten urban decay; ostatnio była nawalanka z kolorowymi kosmitami, ale dziś dostajemy już początku Bronze Age jak z podręcznika. By przypomnieć moją teorię "czterech S" tej ery, skupia się ona na sex, scares, society and seriousness; dziś Steve Skeates zafunduje nam przede wszystkim te dwa ostatnie elementy. Zadajmy zatem ceremonialne pytanie: cóż tam dziś słychać w dekadzie disco?

Ano słychać casual sexism, bo chłopaki lecą sklepać włamywaczy... ale to zabawa tylko dla chłopców! 

"HMMPH!"

Trudno dziwić się niezadowoleniu Donny - bo co to ma być? Wchodzimy w dekadę feminizmu i women's lib, a tu Wally - Kid Flash - wyskakuje z takim tekstem. Warto w tym momencie podkreślić, że charakteryzacja Wally'ego zaczyna nieco ewoluować: wcześniej był pisany jako najmniej lotny z Tytanów (trochę jako fun jokester, trochę jako średnio bystry foil dla detektywa Robina), zaś teraz dryfuje w stronę bycia tokenowym konserwatystą zespołu. Zarówno twórca Teen Titans, Bob Haney, jak i aktualny scenarzysta - Steve Skeates - hołdowali zdecydowanie progresywno-liberalnym poglądom, nie spodziewajcie się więc nagłej zmiany Kid Flasha w jakąś karykaturę; jeśli ktoś po prostu w coraz częstszych dyskusjach społecznych miał reprezentować bardziej tradycjonalistyczny światopogląd, był to zwykle Wally. You girls stay here!, jak możecie się domyślać, wróci niedługo wołem do naszego młodego sprintera.      

Męska część zespołu, od góry: rudy Roy Harper, Speedy; Mal Duncan, jeszcze bez superbohaterskiego pseudonimu; Wally west, Kid Flash!

To właśnie powód, dla którego kolorowe kostiumy to sprawdzona konwencja: chociaż znam przecież Tytanów, to przebrani w identyczne uniformy potrafią być trudni do odróżnienia - szczególnie, jeśli zmieni się rysownik. Jedną z komiksowych recept na taki stan rzeczy było różnicowanie kolorów włosów postaci (metoda Betty/Veronica/Cheryl z Archie Comics), ale nawet to potrafi czasem zawodzić! Roy jest rudy, a Wally to brunet, ale w wielu kadrach barwa ich czupryn jest niemal nieodróżnialna.

Jeszcze jedna ciekawostka/komplikacja po drodze: Wally w tym okresie też był naturalnie rudy! Ponadprzeciętna liczba rudzielców w komiksach wynikała właśnie z niedoskonałości druku oraz chęci łatwej wizualnej identyfikacji postaci; rudy był kolorem zarezerwowanym zazwyczaj dla sidekicks or love interests. Dlaczego więc włosy Wally'ego są raz rude, a raz brązowe? I to doczekało się komiksowego wyjaśnienia: 

Trochę jak Black Canary - naturalna brunetka zakładająca blond perukę jako element kostiumu!

Oczywiście - najprawdopodobniej całe to zamieszanie to próba usprawiedliwienia kolorysty, który gdzieś tam się zamotał. Teraz przecież Wally nie jest w kostiumie... ale może zagustował po prostu w farbowaniu włosów?

Skończmy już tę dygresję i wróćmy do fabuły! Wally dostaje z kapcia w szczękę, a włamywacz ucieka; gdy Roy pyta, co się stało, młody sprinter tłumaczy: Yeah, I asked for it! That guy is older than those other two! I hoped I might be able to talk him into giving up! No cóż, wyszło jak wyszło; tym gorzej, że w trakcie panicznej ucieczki pan starszy wpakował się pod pędzący samochód:

KLOMP! Kolejna ofiara Tytanów? Uff, na szczęście nie; jeszcze przecież się nie pozbierali po doktorze Swansonie!

Pan starszy zostaje przetransportowany do szpitala, a Wally próbuje wyciągnąć nieco informacji z Lilith: w jaki sposób to włamanie do lombardu ma być powiązane z ich najnowszym zadaniem od pana Jupitera? To właśnie mediumiczne moce Lilith ściągnęły zespół na scenę przestępstwa; według niej, musi ono być jakoś związane z niejakim Hargoodem P. Toutem - biznesmenem, którego mają nakłonić do przekazania darowizny na cele charytatywne. Ale jak? Tego już Lilith nie wie.

Może więcej informacji na temat rannego będą mieli boys in blue? W szpitalu widzimy policjanta i detektywa w cywilu:

Bardzo fajne twarze autorstwa Cardy'ego!

Intryga gęstnieje - zgodnie z dokumentami Kevin Murphy jest martwy od dziesięciu lat!

Opuśćmy jednak szpital i przenieśmy się do gabinetu pana Touta:

Krótka piłka ze strony rekina biznesu!

Nie ma wątpliwości, że pan Tout to antagonista dzisiejszego numeru: nie tylko jest średnio przyjemny, ale też (jak na kapitalistycznego krwiopijcę przystało) kopci cygara oraz ma włosy ułożone w fale a'la Norman Osborn:

TWARZ WIELKIEGO BIZNESU

You're asking me to give my money to crooks? You can't rehabilitate criminals! It's impossible! Once a criminal, always a criminal! Pan Tout o mało nie połyka ze złości cygara, drze japę jeszcze trochę (kwestionując moralność Tytanów), po czym prawie na kopach wywala ich z biura. No, drużyno - jeśli chodzi o zdobywanie sponsorów, to nie był to przesadny sukces!

Mal dokłada nieco kontekstu związanego z society:

Mal woli nie wracać do rozmowy, by - jak to ujmuje - nie trzasnąć Touta w sypiącą uprzedzeniami gębę.

Tytani nie widzą jednak, że zaraz po ich wyjściu Tout przeczytał w gazecie o Kevinie Murphym, który odnalazł się żywy w szpitalu... a biznesmen jest przerażony. I... I've got to do something about this - right now!, myśli.

Na szczęście Lilith jest czujna!

Wally nie jest przesadnym miłośnikiem "hunches" koleżanki...

...ale z faktami trudno dyskutować - wizje jednak się sprawdzają. Nocą szpital odwiedza dwójka zawodowych morderców: są ubrani w kombinezony, wyposażeni w wytłumione pistolety, ześlizgują się po linie z dachu... generalnie - bardzo serious bad guys for a serious era

Serious do tego stopnia, że z zimną krwią mordują stojącego na straży policjanta - a towarzyszący mu detektyw ledwie uchodzi z życiem!

Kombinezony morderców są z niejasnych przyczyn zielone, nazwijmy ich więc Frog & Toad!

Chłopaki znów chcą ruszać do konfrontacji... ale nie tym razem!

O Wonder Girl nie ma co w ogóle wspominać, ale po raz pierwszy widzimy, że Lilith nie jest tylko mimozowatym medium - nawet w plisowanej spódniczce jest w stanie rąbnąć łbem zamachowca prosto w ścianę!

Konwersacja z początku zeszytu wraca tu echem; tym razem to dziewczyny wysyłają chłopaków na ławkę rezerwowych. Jak w licznych komiksach z tej epoki, krytyka seksizmu jest tu zrealizowana przez proste odwrócenie: boys do something sexist - and now girls do something sexist in return. Intencje są oczywiście szczytne i fajnie zobaczyć, jak to dla odmiany dziewczyny dają chłopakom posmakować kiepskiego traktowania, ale łatwo też odczytać podobne sekwencje nie jako krytykę całego szkodliwego schematu, a dziecinne przekomarzanie z gatunku "take that". Tym niemniej, i tak sto razy wolę taki uproszczony schemat (który przynajmniej zwraca uwagę na problem!), niż wiecznie zapłakaną Wonder Girl pisaną przez Bob Kanighera.

Uratowany detektyw zgadza się dopuścić Tytanów do rannego Murphy'ego:

Okazuje się, że gryzący cygara pan Tout sam ma przestępczą przeszłość!

Murphy tłumaczy wszystko od początku: dawno temu on oraz Tout działali razem w półświatku, ale Tout wziął swoją dolę i zdecydował się zostać poważanym biznesmenem. Murphy stał się dla niego wyrzutem sumienia i starym wstydem; zaczął więc wysyłać cyngli, którzy mieli go zlikwidować, zanim zacznie sypać. Murphy postanowił w rezultacie upozorować własną śmierć - i dopiero teraz, po wypadku, Tout namierzył go ponownie.

Szybko, bez sprawdzania: w panelu na dole to Roy czy Wally?

Wally, ale momentami naprawdę muszę porównywać kolor włosów z innymi kadrami! Tak czy inaczej, czas na morał:

Oh cool, za tydzień będą klepać Kid Flasha!

Nie no, śmieję się tylko; Wally to dobry chłopak, może pokaże nam się od lepszej strony w kolejnym numerze. Dzisiejsza historia całkiem mi się podobała - skorzystała na pewno na wyplenieniu elementów pozostałych po Silver Age! Nie było dziś spisków głupkowatych kosmitów ani włochatych rybożółwi; zamiast tego dostaliśmy czystą intrygę kryminalną, gdzie jedynym elementem fantastycznym były tak naprawdę mediumiczne moce Lilith (stanowiące też, jak zwykle, wygodną drogą na skróty dla scenarzysty). Ciemne, brudne miasto realizowało pierwiastek seriousness; elementy dyskusji o seksizmie, rasizmie oraz rehabilitacji przestępców pokazywało zaś całkiem sporo society, problematyki społecznej. Kolejny niezły scenariusz Skeatesa!

I co - myślicie, że to wszystko? Fat chance! Skeates zmieścił się z powyższą historia na trzynastu stronach; przed nami druga połowa zeszytu! A jest na co czekać, bo przed nami bardzo niezwykła jak na lata '70 wstawka: opowiadanie napisane prozą:      

Nie będę tu wklejał całości, gdyż nie jest to wybitna literatura; ot, superłotr wpada do banku, Kid Flash przychodzi z odsieczą, koniec.

Dynamice całości najbardziej szkodzi brak dialogów; w całym opowiadaniu mamy dosłownie jedną kwestię dialogową (jest to do tego Wally mówiący sam do siebie). Ale co to w ogóle za pomysł, by w komiksie zamieszczać prozę?

Otóż widzicie, w latach '30 i '40 - Golden Age of Comics - była to powszechna praktyka! Nie chodziło jednak o artystyczne ambicje, a o... obniżenie kosztów. Jeśli publikacja zawierała przynajmniej dwie strony tekstu, łapała się prawnie na klasyfikację jako "magazyn" - co wiązało się z preferencyjnymi stawkami podczas dystrybucji pocztą. Zeszyty komiksowe poświęcały więc te dwie strony na krótkie opowiadania, które przeważnie nie były traktowane zbyt poważnie ani przez czytelników, ani przez samą redakcję. Najlepszym dowodem niech będzie to, kto pisał te teksty!     

Evelyn Gaines była później samodzielną scenarzystką, ale nie oszukujmy się - przy publikacji takich opowiadanek ważniejsze było pewnie, że jej wujek (Max Gaines) był założycielem oraz właścicielem wydawnictwa! Materiał z All-Star Comics #1, 1940.

Ale może to Evelyn robiła wujkowi uprzejmość, dostarczając mu materiału potrzebnego do pocztowej optymalizacji kosztów? Kto wie!

A któż taki zaczął komiksową karierę w 1941 jako osiemnastolatek - pisząc właśnie te dwustronicowe opowiadanka?   

Niejaki Stanley Lieber, szerzej znany jako Stan Lee! Materiał z Captain America Comics #3, maj 1941.

Lata później Lee - bez większych złudzeń, chociaż z właściwym sobie optymizmem - wspominał te opowiadania w autobiografii: “Nobody ever took the time to read them, but I didn’t care. I had become a published author. I was a pro!” 

Co skłoniło Skeatesa do powrotu do tej archaicznej w latach '70 formy? Nie mam pojęcia! Nie było to już z pewnością podyktowane względami biznesowymi; może był to hołd dla minionej ery, próba wskrzeszenia trendu lub wyciągnięte z szuflady stare opowiadanie, które zwyczajnie chciał opublikować? Dwustronicowe opowiadanie w komiksie było starociem już dla samego Skeatesa, który urodził się w 1943, a zaczął pisać komiksy w połowie lat '60! To naprawdę intrygująca zagadka - i kto wie, być może w moich komiksowych podróżach uda mi się znaleźć coś więcej na ten temat. Niestety, nie zapytam już o to samego Steve'a Skeatesa; odszedł od nas 30. marca tego roku. Uczcijmy go zanurzając się w kolejne jego historie!

Heh, it's "zanurzając" time again - czas na ulubieńca Steve'a, Aqualada! Ostatnia historia tego numeru wraca do medium komiksu; otwieramy in media res, w szpitalu, gdzie jedyną szansą na uratowanie pacjenta jest podanie mu eksperymentalnego hormonu:

Długonoga blond pielęgniarka dostarcza lekkiej porcji Bronze Age sexiness! To już nie Nick Cardy; rysownikiem ostatniej historii jest Carmine Infantino.

Pacjent doznał wstrząśnienia mózgu - I kid you not - ratując kota z drzewa i przy okazji spadając na łeb. Dlatego właśnie takie zadania należy zostawić Supermanowi!

Fale! Latarnia! Koncert w małym miasteczku na wybrzeżu! Jak zwykle - dwie strony historii i Aqualad już zdobył moje serce; to moje klimaty.

Hej, poznajcie Tulę! Tula - Aquagirl, Aquachick, what have you - to pochodząca z Atlantydy sympatia Gartha, którą na tym blogu widzieliśmy do tej pory tylko raz: jako fanart w zinie The Heroine Addict. She's wild, wet and whacky - i nie, to nie ja wymyślam te barwne epitety:

Aquaman #33, pierwsze pojawienie się naszej bohaterki!

Aqualad znał Tulę jeszcze jako cherlawą dziewczynkę, all knees and elbows, ale na przestrzeni lat zdążyła dojrzeć - i wchodzi na karty komiksu z impetem. Oto dosłownie jej pierwsza scena! 

Pamiętajcie, by nie użalać się nigdy na bycie samotnym nastolatkiem - konsekwencje widać powyżej: a hot girl might jump out from nowhere and kiss you!

Aqualad nie ma tu nic do gadania! Ale wróćmy już do naszej dzisiejszej przygody; Garth i Tula docierają na koncert i dostajemy jeden z moich ulubionych paneli z tą parą postaci:

Come on, it's perfect: ciepła noc, koncert na świeżym powietrzu, dwójka nastolatków z Atlantydy ma okazję się wyluzować!

Tymczasem niefortunny koci ratownik dostaje zastrzyk hormonów i zrywa się jak opętany, machając łapami i roztrącając personel medyczny! Czy to aby na pewno były hormony, doktorze?

Uh... OK? Nie są to wyżyny scenopisarstwa, ale hej - to tylko szybka backup story, musimy ekspresowo naszkicować antagonistę!

Pacjent-uciekinier jest więc porażająco silny i nadzwyczaj wrażliwy na dźwięk. Watch your hormones, kids! Zorganizowany w pobliżu koncert jest dla niego źródłem udręki, rusza zatem roztrzaskać wzmacniacze... i bierze Gartha oraz Tulę z zaskoczenia:

"I guess she's OK..." - wzorcowa pierwsza pomoc!

Garth czym prędzej dogania uciekiniera i dostajemy obowiązkową scenę akcji; przy okazji pojawia się standardowe wytłumaczenie, na czym właściwie polegają moce Aqualada:

Gorzej tylko, że mieszkańcy Atlantydy mogą spędzić na lądzie tylko godzinę - a oszołomiona Tula oddala się od życiodajnych fal!

To prosta fabułka, więc nie ma co przedłużać - Garth nokautuje pacjenta (pamiętajmy, bezwolną ofiarę naukowych eksperymentów... ale skąd nasz chłopak może to wiedzieć), po czym rusza na gorączkowe poszukiwanie koleżanki. Po drodze wpada na starszą parę, która jest wyjątkowo krytyczna wobec these kids nowadays:

Implikacja jest dosyć jasna: starsze pokolenie jak zwykle uważa, że młodzież jest w kółko pijana lub znarkotyzowana... co o mało nie kończy się dla uderzonej Tuli tragicznie.

Trochę wiary w młodzież, zdaje się mówić Skeates! Końcówka to już klasyczne zmagania z własnymi słabościami, mind over matter i tak dalej:

Nogi odmawiają już posłuszeństwa, ale Garth zmusza się do marszu!

And so...

Życiodajna woda! Zdecydowanie, muszę w te wakacje wrócić do starego Aquamana.

Backup kończy się krótkim dialogiem wodnych nastolatków - już w głębinach:

Maybe!

Nie było to więc nic głębokiego (heh), ale rysunki Infantino są całkiem niezłe - ten panel z Aqualadem i Tulą na koncercie naprawdę mógłbym zawiesić sobie nad biurkiem; it's such a chill, cozy scene. Miło też, że Skeates dostał miejsce na realizowanie swoich Aqua-sympatii - i ciekawe, że okładka numeru ilustruje właśnie scenę z tego krótkiego backupu, nie z głównej historii!

Ale pamiętajmy: za tydzień biją Kid Flasha. Be here or regret missing it!

💖

~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz