piątek, 21 lipca 2023

Batgirls

Wszyscy wiemy, że Robinów na przestrzeni lat była cała chmara - ale i Batgirls były przynajmniej cztery! W głębokiej Silver Age mieliśmy Betty/Bette Kane, która dosyć szybko wypadała z magazynu i funkcjonuje raczej jako historyczna ciekawostka; pod koniec lat '60 - pod wpływem telewizyjnego serialu - zdecydowano się powrócić do konceptu i osadzono w tej roli Barbarę Gordon, rudowłosą córkę znanego komisarza. Gdy Barbara straciła władzę w nogach i zasiadła za komputerową konsoletą jako Oracle, tytuł przeszedł w ręce ciemnowłosej Cassandry Cain (debiut w 1999), nastolatki wychowanej w oderwaniu od społeczeństwa na maszynę do zabijania (czuć paralele z późniejszą o cztery lata marvelowską X-23); w 2009 nową Batgirl została zaś Stephanie Brown, blondynka wcześniej działająca jako Spoiler (gdyż w swojej pierwszej superbohaterskiej tożsamości "psuła" plany ojca-złoczyńcy).

Podkreślam te kolory włosów, gdyż już parę razy wspominałem, że to tradycyjna komiksowa metoda odróżniania postaci - nawet, gdy wychodzą spod ręki różnych rysowników na przestrzeni lat. Nieważne jednak, czy ktoś preferuje Barbarę, Cassandrę czy Steph - na łamach najnowszej serii autorstwa Becky Cloonan występują wszystkie trzy!

Michael W. Conrad to współscenarzysta, zaś Jorge Corona i Sarah Stern odpowiadają za niezwykle efektowną stronę wizualną!

Becky Cloonan to znana figura w historii komiksów z Batmanem: nie tylko artystka (jako pierwsza kobieta rysowała flagowy tytuł Nietoperza), ale też scenarzystka (współtwórczyni np. uroczej serii Gotham Academy). Becky wydawała komiksy własnym sumptem, pracowała dla Dark Horse, DC i Marvela, był nominowana do Eisnera... słowem, nic dziwnego, że to głównie jej nazwisko firmuje serię Batgirls. A chociaż na pewno i tak sięgnąłbym po ten komiks z entuzjazmem (teenage superheroes are my jam, after all), byłby on z pewnością mniejszy, gdyby nie wyjątkowa strona wizualna! 

Jorge Corona korzysta tu z kanciastej, dynamicznej kreski inspirowanej graffiti oraz street artem, a Sarah Stern wie dokładnie, jak ten styl kolorować! To nie klasyczne ciemnobure Gotham; seria dziewczyn błyszczy barwami jak świeży mural.

Batgirls rozpoczynają w tej serii nowy rozdział wspólnego życia - Magistrate, zła paramilitarna organizacja wynajęta do zaprowadzenia porządku w Gotham, wypłoszyła je ze starej siedziby; dziewczyny zostały nawet wrobione w jej wysadzenie (przy pomocy deepfake'ów, żeby było nowocześnie). It's time to lay low; Cass oraz Steph przenoszą się do innej dzielnicy, pozbywają się sprzętu elektronicznego (co jest dla nastolatek wyrzeczeniem) i trafiają pod opiekuńcze skrzydła starszej Batgirl, wiecznie przemęczonej i napędzanej w 90% kawą Barbary "Babs" Gordon.

Graffiti stanowi w Batgirls inspirację nie tylko wizualną, ale i fabularną!

Ale fabuła nie jest tu najważniejsza; kolejny łotr czy kolejna kryminalna intryga to tylko pretekst do pokazania relacji Babs, Cass i Steph. Dziewczyny nudzą się bez elektroniki jak mopsy, zaczynają więc odwiedzać lokalną bibliotekę; odżywiają się makaronem instant, bo żadna z nich nie ma głowy ani ochoty do brania się za gotowanie; podczas fali upałów siedzą na dachu w dmuchanym basenie, bo co innego ma robić Batgirl w trakcie dnia (OK, z basenu można szpiegować przez lornetkę sąsiadów, więc jest to łączenie przyjemnego z "pożytecznym"). A do tego wszystkiego - dzięki mentorce Cass i Steph łapią się na nowe pojazdy:   

>>SAD TROMBONE<< - narracja jest bardzo wyluzowana, z okazjonalnym redaktorskim przełamywaniem czwartej ściany i podobnymi żartami. Batgirls wiedzą, czym są: to przede wszystkim kolorowa, letnia rozrywka!

Dziewczyny nie są szczególnie przekonane do skuterków... więc, dzięki uprzejmości lokalnego gangu (który był uprzejmy wejść z nimi na wojenną ścieżkę), chętnie zamieniają je na zdobyczny muscle car:

Samochód staje się nieoficjalnym czwartym członkiem zespołu; "nieoficjalnym" tylko dlatego, by Babs o nim nie wiedziała! (Babs i tak wie, ale - jak na dobrą mentorkę przystało - chce dać dziewczynom nieco własnej przestrzeni.)

Pierwszy numer Batgirls ukazał się w 2021; można więc przypuszczać, że mocna tożsamości wizualna serii jest po części rezultatem sukcesu Into the Spider-Verse z 2018, gdzie widzieliśmy podobne zabawy z estetyką street artu. Niezależnie od źródeł inspiracji (samej Becky Cloonan też zdarzało się malować murale), patrzenie na te kadry to czysta radość! To nadal wyraźnie ulice Gotham, ale sportretowane nie w klasycznej wersji crime noir, a kolorowej, letniej, upalnej przygody. Summer in the city, krótko mówiąc; nawet noce skrzą się kolorem.  

"LET'S RUMBLE!"

Niebo nad miastem jest jasne od łuny świateł, a zresztą - ile latem mamy godzin faktycznej ciemności? Czuć, że nawet gang cybernajemników poci się w swoich zbrojach: 

Konwersacyjne, zwracające się wprost do czytelnika ramki narracji przypominają tradycje Marvela z lat '60!

Becky Cloonan zachowuje tu jednak dobre wyczucie tonu. Jeśli na stronach komiksu mamy akurat lekkie nawalenie się z łotrem odcinka, autorka pozwala sobie na dowcipy i komentarze; gdy dochodzi do scen bardziej uczciwie emocjonalnych, odautorski głos zostaje stonowany i pozwala im odpowiednio wybrzmieć.

Mamy też dowcipne zabawy formą!

Staram się zazwyczaj unikać analizy trendów bez przynajmniej dekady dystansu wobec materiału źródłowego, ale tym razem zaryzykuję - Batgirls wydają mi się reprezentatywne dla stylu, który prawdopodobnie będzie kojarzony z nowymi latami dwudziestymi (a przynajmniej ich początkiem). Fabuła jest tu pretekstowa, jak to zresztą często w superbohaterskim miesięczniku; nacisk jest położony na relacje postaci, na psychologię. Obecny okres w komiksie superbohaterskim opisałbym pewnie jako "superbohaterów zrzucających maski" - podtekst staje się tekstem, a postacie w otwarty sposób mówią o swoich emocjach, uczuciach, kształtujących je traumach. Jessica Cruz, Green Lantern, zmaga się z zaburzeniami lękowymi; pajęcza bohaterka Silk regularnie odwiedza terapeutę. Być może to echo pandemii, która uwypukliła rolę zdrowia psychicznego - a być może po prostu rezultat stałej ewolucji w społecznym podejściu do tej tematyki? Everyone feels so broken right now, mówi w pewnym momencie Steph, i to właśnie wydaje mi się jednym z kierunków współczesnego komiksu superbohaterskiego. Oczywiście, Batgirls to koniec końców raczej light and fluffy experience - ale nawet tutaj problematyka stanu psychicznego obecna jest jak stałe promieniowanie tła.    

Cała trójka bohaterek wycierpiała swoje w przeszłości; chociaż to dosyć komediowa seria, nikt nie zamiata tego pod dywan. Mimo tych wszystkich blizn i traum nadal mogą być jednak szczęśliwe, nadal mogą otworzyć się na siebie nawzajem; to właśnie ta optymistyczna, terapeutyczna twarz współczesnych narracji superbohaterskich.

Użyłem powyżej słówka fluffy, które może sugerować pewien brak treści (dobrym przykładem takiego fluffy komiksu może być seria Wovlerine and the X-Men Jasona Aarona); może powinienem zamiast tego napisać po prostu feel-good. W żadnym miejscu nie znajdziemy tu rewolucyjnych wniosków: przyjaźń jest dobra, przeszłość nie musi nas definiować, nawet dla nas jest nadzieja. Wybrzmiewają one jednak o tyle bardziej autentycznie, że przez ostatnich 20-30 lat postacie te dostawały po głowie raz za razem; tragedia to motor napędowy dramatyzmu, więc dziewczyny przeżywały w swoich seriach traumę za traumą (jasne, nie bez jaśniejszych momentów, jak choćby Steph kumplująca się z Supergirl, but you get my drift). Po prostu przyjemnie tym razem zobaczyć dziewczyny... regenerujące się i spędzające razem czas. 

Jak zwykle: wszystko to rezonuje zapewne tym lepiej, im lepiej znamy już te postacie... ale nie widzę też przeszkód, by nie poznać ich dopiero w tej serii!

Powyżej widać, że na przestrzeni dziewiętnastu numerów (tyle, plus jeden Annual, liczy zakończona już seria) kreska się zmienia: Jorge Corona stale rysuje okładki, ale po pierwszych sześciu zeszytach - tych fabularnie związanych z graffiti, swoją drogą - daje już błyszczeć innym artystom. I chociaż sama kreska jest odmienna, to jej emocjonalny charakter pozostaje zadziwiająco podobny: Batgirls stale są dynamiczne i wybuchowe!

Hey, we even have a KGBeast sighting here!

A gdy kreska robi się bardziej poważna - niekiedy ton historii tego wymaga - to kolorowanie nie pozwala zapomnieć, z jakim tytułem obcujemy:

Za rysunki oraz kolory odpowiada tu Jonathan Case - i radzi sobie doskonale! To zresztą "cichy" zeszyt (działająca tu solo Cass ledwie potrafiła mówić, gdy została bohaterką), przywodzący na myśl podobny manewr z mojej ukochanej serii Hawkeye.

Batgirls to seria, którą bardzo łatwo polubić. Wizualnie wybija się z rodziny Bat-tytułów jak chyba nic od czasu... może solowej serii Batwoman z 2011? Bardzo też cieszy mnie sposób, w jaki Becky Cloonan odpowiada na fanowskie boje o to, która Batgirl jest najlepsza - they're all awesome; let's put them all in one book! Pozwala to podkreślić, jak bardzo różnią się od strony charakteru: weteranka Babs, która nawet w tej serii nawiguje pomiędzy tożsamościami siedzącej za konsoletą Oracle oraz działającej w terenie Batgirl; cicha i metodyczna mistrzyni sztuk walki Cass; chaotyczna i radosna Steph. Wszystko to ładnie się zazębia, wszystko działa; i nawet, jeśli fabuła nie wspina się nigdy wyżej, niż standardowy poziom komiksowego miesięcznika - it's still a fun ride.  

Becky Cloonan nie powstrzymuje się też przed nawiązaniami do swojej poprzedniej serii, Gotham Academy - tutaj w miarę subtelnie (graffiti), ale później pojawiają się nawet postacie z tamtej serii!

Wszystko to jednak jest poprowadzone organicznie i naturalnie; ani przez moment nie czułem, że w narracji zgrzytają biegi, ponieważ it's crossover time. Po prostu ktoś wpadał z sensownym gościnnym występem - jak na przykład Alyssia Yeoh, przyjaciółka Barbary z serii autorstwa Gail Simone, czy sympatia Babs: Dick Grayson (niegdyś Robin, dziś Nightwing).

Wrzucenie na łamy serii klasycznych łuskowych majtek Robina z lat '60 przyniosło mi nieopisaną radość!

Mamy więc wzajemne relacje trzech Batgirls; mamy odrobinę powracającej przeszłości oraz family drama; mamy też w końcu fabułę z zamianą ciał, co nieodmiennie jest jednym z moich ulubionych komediowych manewrów. Jak na lato - czego chcieć więcej? Może tylko poezji:

...well, I don't think she means "chips"!

Nie może więc być inaczej: Batgirls autorstwa Becky Cloonan otrzymują pieczęć dobrego punktu wejścia! Owszem, sam początek wydania zbiorczego może być nieco dezorientujący (Batgirls startowały jako backup na łamach Batmana i jest tam nieco odniesień do szerszej fabuły z tego okresu), ale już od oficjalnego numeru #1 seria wchodzi w porządny rytm. Jeśli znacie którąkolwiek z Batgirls - jest okazja, by spotkać się z nimi ponownie; jeśli nie - skończycie lekturę z solidnym wyczuciem what these characters are all about. A czy nie o to właśnie chodzi w punktach wejścia?

And it's just so much fun to look at!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz