niedziela, 23 kwietnia 2023

Panele na niedzielę: pomiędzy cyklami #4!

Nadal jesteśmy pomiędzy cyklami Paneli na niedzielę! Szczerze mówiąc, czuję się już w pełni gotowy do wskoczenia w nową erę Tytanów i mógłbym to pewnie zrobić już dzisiaj, ale ostatnim razem mieliśmy dwa wpisy przerwy - trzymajmy się więc tej struktury! No i co tu ukrywać, nadal mam na dysku worek zapisanych grafik, którymi chętnie się podzielę. Bo jak mógłbym, na przykład, nie podzielić się crossoverowym komiksem Harley and Ivy Meet Betty and Veronica?

"The bad girls of Gotham meet the good girls of Riverdale!" Okładka jest oczywiście w Amandy Conner - trudno nie poznać tego stylu.

Potrzebowałem jakiegoś odmóżdżacza i ta sześciozeszytowa miniseria z 2017 wstrzeliła się w te potrzeby idealnie. To fanowska zabawa w stanie czystym - pretekstowa fabuła pozwala spotkać się postaciom z różnych wydawnictw and get into some wacky hijinx (jeśli chcecie więcej podobnych głupotek - rzućcie okiem na antologię DC Meets Looney Tunes). Jak to często w takich komiksach bywa, w Riverdale odbywa się impreza kostiumowa... na której pojawiają się akurat panie z Gotham:

Selina jest fanką Josie and the Pussycats? Oczywiście!

Piszą to Paul Dini (znany z animowanego serialu z Batmanem) oraz Marc Andreyko (scenarzysta kochanej w latach '00 serii Manhunter), zaś rysuje Laura Braga, która pracowała przy serii Bombshells (powoli czuję, że stałe wspominanie o Bombshells bez poświęcenia im pełnego wpisu staje się running joke tego bloga). I, jak wspomniałem - nie jest to ani wybitny scenariusz, ani wybitne rysunki... ale fanowskich żarcików jest tyle, że chichrałem się przy każdej stronie!

Zatanna i Sabrina robią wspólny magiczny show? Oczywiście!

A że na imprezie - poza Harley i Ivy - znajdują się Betty oraz Veronica przebrane za Harley i Ivy, szybko kończy się to chaosem i mordobiciem...

...którym próbuje zaradzić Sabrina!

Rzecz jasna, zgodnie z tradycją Archie Comics "Sabrina próbująca rozwiązać problemy magią" oznacza bezdyskusyjnie "Sabrina tworzy nowe problemy - większe, lepsze, bardziej efektowne"! W tym przypadku - dochodzi do zamiany ciał czterech tytułowych bohaterek. Betty i Veronica będą musiały poradzić sobie na bezlitosnych ulicach Gotham, co jest dla nich zaskakująco proste (w końcu nie z takimi problemami dziewczyny już się mierzyły); ciekawszym pytaniem jest jednak, jak Harley i Ivy poradzą sobie w prawdziwym mieście szaleństwa i bezprawia...w Riverdale!

Zaiste, "it's Riverdale" to nowe "it's Chinatown"!

Nacieszmy się więc kilkoma kadrami z tej wspaniałej sagi!

Veronica stawia czoła starości!

Dobry chłopiec Archie intryguje nawet Harley!

Brytyjski lokaj Smithers wzywa na pomoc brytyjskiego lokaja Alfreda!

Jughead mówi jak jest!

Powtórzę: nad fabułą nie ma co się rozpisywać, ale Betty and Veronica Meet Harley and Ivy to laff-a-minute, bezpretensjonalna humorystyczna fanservice. Przechodzimy od jednej humorystycznej scenki do drugiej, by zmieścić jak najwięcej interakcji postaci oraz gościnnych występów; Jughead i Harley, oboje znani big eaters, mierzą się na przykład pod koniec serii w pojedynku na wciąganie hot-dogów: 

"Fill your mouth, Jones!"

Kolejny smaczek: jedną z alternatywnych okładek narysowała Bilquis Evely, rysowniczka świetnej serii Supergirl: Woman of Tomorrow!

Za kolory odpowiada Mat Lopes, jej stały współpracownik! I just love their style so much.

Swoją drogą: rok premiery tej serii, 2017, to zarazem rok premiery serialowego Riverdale - i serial mrugał do niej nawet okiem w jednym z późniejszych sezonów, kiedy Cheryl i Toni przebrały się za bohaterki DC!

Ach tak, Cheryl i Toni przebrane za Ivy i Harley debatują, co zrobić z nawiedzoną lalką i szykują seans spirytystyczny - któż mógłby zapomnieć! Riverdale to dzieło sztuki oraz trzeci najlepszy serial komiksowy, zaraz po Legends of Tomorrow (💖) i Doom Patrol.

Naprawdę, mało która marka potrafi tak cudownie puszczać się poręczy jak Archie Comics! Archie spotykał się już z Punisherem...

Jestem nieodmiennie przekonany, że obecny przez chwilę w serialowym Riverdale "wujek Frank z sił specjalnych" to nawiązanie do tego komiksu!

...Predatorem...

Archie namierzony!

...i to nawet dwa razy!

Predator dobrze wie, który sztandar jest najbardziej wartościowy!

Po przygodzie z paniami z Gotham dziewczęta z Riverdale załapały się też na bardziej krwawy crossover

Okładka w formie grindhouse'owego plakatu jest przepiękna!

Szczególnie ten oto młodzieniec:

Nie ma wyjścia, muszę zobaczyć!

Coś czuję, że nakręciłem się właśnie na lekturę pozostałych crossoverów Archie Comics! Jeśli więc ktoś wam powie, że serialowe Riverdale jest dziwaczne, to: a) faktycznie jest, i w tym tkwi jego czar; b) mogłoby bez problemu być jeszcze dziwniejsze.

A w nieco poważniejszym tonie: o jakich seriach komiksowych nie miałem jeszcze okazji napisać? Nadrobiłem na przykład najnowszą Spider-Woman, gdyż bardzo dobre komiksy Denisa Hopelessa zrobiły ze mnie najwyraźniej fana Jessiki Drew:

Nową serię pisze Karla Pacheco, zaś rysuje Pere Pérez!

Trudno mi jednak polecić tych dwadzieścia jeden numerów; są one raczej przykładem narracyjnej inercji, która prześladuje czasem komiksy superbohaterskie. Spider-Woman Hopelessa była ciekawa, gdyż wywróciła do góry nogami status quo bohaterki: zmieniła ona kostium, doczekała się dziecka i tak dalej. Nowa scenarzystka - Karla Pacheco - nie odkręca może tych zmian, ale nie robi z nimi nic ciekawego. Porcupine - partner Jessiki - zostaje zepchnięty na margines, dziecko to bardziej kartofel-gadżet, a świetny zmodernizowany strój (ten z okularami i kurtką) trafia z powrotem do szafy na rzecz klasycznej piżamy:  

Nie jestem fanem, to taki standardowy - jak humorystycznie ujmuje się rzecz w branży - "spray-on costume".

Powyżej jedna z rzeczy, które honestly stumped me - Spider-Woman standardowo ma pod pachami pajęczynowate "skrzydła" (czasem nawet dzięki nim szybuje); w najnowszej serii Jessica... odpina je i korzysta z nich niby Kitana z wachlarzy w Mortal Kombat.  

I mean, huh?

Ciekawe jest za to, że seria startuje w miarę poważnie - superhero drama, rodzinne perypetie, takie tam - ale im dalej w las, tym bardziej scenarzystka widzi chyba, że to nie działa i że dryfuje w nudną sztampę. Z każdym kolejnym numerem coraz bardziej odpina więc wrotki, aż w końcu wchodzimy w pełen festiwal absurdu (co rozumiem absolutnie pozytywnie) i dochodzimy do...

...Jessiki Drew znęcającej się nad łotrami emocjonalnie...

...czy ujeżdżania dinozaurów z gatlingami.

A co mi szkodzi, wydaje się myśleć scenarzystka, it's going nowhere anyways, so let's have some fun at least! I taką właśnie fun - loud and messy - serwuje nam z biegiem serii w coraz większych dawkach. Nie kupiło mnie to stuprocentowo za sprawą tonalnego chaosu, ale mam nadzieję, że Karla Pacheco wypracuje jeszcze swój indywidualny głos; na łamach Spider-Woman wydaje się dopiero go szukać.

Pere Pérez, rysownik, też eksperymentuje z biegiem serii coraz mocniej - i często robił na mnie wrażenie przy co bardziej kreatywnych kompozycjach! Spójrzcie na przykład na Jessikę wykorzystującą wózek do mordobica...

Isn't it neat?

...albo na plansze tytułowe, które wydają się być niemal hołdem wobec klasycznego stylu Willa Eisnera:

Tytuł upleciony z pajęczyny, po której Spider-Woman fizycznie się wspina; trochę jak w The Spirit!

Ale właśnie: podczas lektury czułem, że obcuję z treningową proving ground, na której scenarzystka i artysta mogą dopracować rzemiosło. Trzymam kciuki za ich przyszłe sukcesy!

Serią bardziej równą jest za to nowa Captain Marvel, z której wyciągnąłem ostatnio tę sekwencję z Lauri-Ell oraz kotem Carol. To solidna superbohaterska zabawa, może bez niezwykłych fajerwerków, ale za to odprężająca i bez wybojów. Jak tu się nie ucieszyć, kiedy Carol oraz Doktor Strange - oboje absolutni control freaks - zamieniają się ciałami w wyniki asgardzkiego zaklęcia?

Już było dziś o zamianie ciał, ale nie bez powodu jest to komediowy klasyk!

Są tu kosmici, magia, alternatywne rzeczywistości - słowem, cały ten superbohaterski nonsens. Kiedy zbierze się więcej numerów, zapewne do tej serii wrócę... a póki co nacieszmy się Kamalą Khan przynoszącą Carol planszówki:

Muszę założyć specjalny folder, "planszówki w komiksach"! Coraz częściej widać już nie tylko archaiczne Monopoly, ale też bardziej nowoczesne klasyki w rodzaju Ticket to Ride czy Settlers of Catan (powyżej w tzw. lawyer-friendly version).

Inną dość solidną serią byli The Terrifics z wydawnictwa DC. Skusiłem się na nią przez obecność Phantom Girl, weteranki Legionu Superbohaterów, ale Phantom Girl z tego tytułu to nie Tinya Wazzo... a jej współczesna przodkini, nastolatka Linnya. Ten poziom historycznego zamieszania ukazuje chyba, z jakim tytułem mamy do czynienia! Inni członkowie zespołu to... 

No właśnie, narracyjnym haczykiem jest, że tajemnicza siła nie pozwala tej czwórce bardzo odmiennych osobowości oddalić się od siebie o więcej niż milę; są więc niejako zmuszeni do dogadania się i współpracy. Pretekstowe? Pewnie, ale funkcjonalne.

Co ciekawe, The Terrifics wciągają też do multiwersum DC samego Toma Stronga:

Nie jest to wiekopomna fabuła, bardziej okazja do zaprezentowania przez wydawnictwo nowego nabytku!

Tom Strong doczekał się więc losu postaci z wydawnictw Fawcett, Charlton czy WildStorm, które również zostały wciągnięte na orbitę DC! The Terrifics robili w ogóle trochę ciekawych rzeczy - walczyli z Bogiem (not really) czy przenieśli się w lata '90...

"Earth nineties were weird" - you said it, Linnya!

...ale, koniec końców, nie znalazłem w tej serii niczego wyjątkowo pamiętnego (no, poza kostiumami zespołu: lubię zestawienie czerni i bieli). Rysunki są solidne, fabule niczego niby nie brakuje, a postacie są dość sympatyczne - ale po prostu nie zazębiło mi się to nigdy w prawdziwą magię. Overall, it was pretty OK, though.

Dobrze, dosyć już tego siedzenia przed komputerem na dzisiaj! Skorzystajcie z ładnej pogody, a za tydzień (mam nadzieję - kto wie, może wynikną jakieś szalone majówkowe plany!) spotkamy się już po raz pierwszy z Tytanami w latach '70!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz