niedziela, 30 kwietnia 2023

Panele na niedzielę: here we go again!

It's the '70s, baby!

Po raz pierwszy wchodzimy w Panelach na niedzielę w lata '70 i cóż to będzie za zmiana - już od pierwszego numeru! Dekadę tę często pamiętamy współcześnie przez kolorowy, popkulturowy filtr muzyki disco, kung-fu craze, kinowych horrorów czy rewolucji seksualnej; warto jednak pamiętać, że wszystkie te barwne atrakcje stanowiły w dużej mierze formę eskapizmu wobec trudnej codzienności. Lata '70 to dekada największego niżu ekonomicznego od czasów Wielkiego Kryzysu; wyraźnie skończyła się powojenna prosperity, a inflacja oraz wysokie bezrobocie dotykały niemal każdego. Do miast zaczął wkradać się tzw. urban decay; zamykane miejsca pracy oraz brak funduszy miejskich przekładały się na obniżenie jakości życia - lub czasem wręcz powstawanie dzielnic biedy oraz ruin. Chociaż Zimna Wojna wydawała się przystopować, a widmo nuklearnej zagłady nieco odsunąć - cynizm społeczeństwa rósł; skandal Watergate nieodwracalnie nadwerężył zaufanie społeczeństwa do dotychczasowego ładu. Jeśli z latami '50 i '60 może kojarzyć się idylliczny obraz małomiasteczkowej Ameryki - Smallville czy Riverdale o słonecznych ulicach, schludnych jednorodzinnych domkach i gościnnym dinerze serwującym milkshake'i oraz tanie burgery - to popularnym symulakrum lat '70 będą ciemne alejki wielkiego miasta nocą, ze śmieciami rozrzuconymi przez wiatr oraz neo-noirową figurą samotnego mściciela z pistoletem za pasem (jak Clint Eastwood w Brudnym Harrym czy Charles Bronson w Życzeniu śmierci, by wspomnieć o najbardziej emblematycznych przykładach).

Wszystko to musiało znaleźć odbicie również w branży komiksowej. Rozpoczyna się tak zwana Bronze Age - kolejna era po złotej (lata '30 i '40, pierwszy wielki boom popularności komiksu oraz superbohaterów) oraz srebrnej (późne lata '50 oraz całość '60; drugi superbohaterski boom). Warto pamiętać, że jedną z przyczyn dominacji wesołych i optymistycznych superbohaterów w Silver Age była moralna panika rozkręcona dookoła komiksów; jej naczelnym prowodyrem był psychiatra Fredric Wertham, zaś manifestem - jego książka Seduction of the Innocent z 1954. Wertham załamywał w niej ręce nad obecnością w komiksach przemocy, seksu i horroru - a chociaż naciągał fakty aż furczało, to moralnym panikom nie potrzeba wiele. Branża komiksowa została w rezultacie zmuszona do autocenzury; powstało nawet specjalne ciało - Comics Code Authority - które miało strzec moralności na łamach komiksów (bardzo w stylu wcześniejszego filmowego kodeksu Haysa).

Comics Code był nieustannie nagryzany już w latach '60, w miarę słabnięcia medialnego moralnego oburzenia; w latach '70 sprzeciwiano mu się już w pełni otwarcie - czego symbolem jest zaangażowana społecznie i politycznie seria Green Lantern/Green Arrow, na łamach której wprost poruszano problematykę rasową czy narkotykową. Każdy magazyn ukazywał nową dekadę na swój indywidualny sposób, ale wspólnym trendem było coś, co osobiście lubię nazywać "4S":

  • Sex - jako owoc rewolucji obyczajowo/seksualnej;
  • Scares - społeczeństwo było spragnione różnego rodzaju strachów po wcześniejszym moratorium na horror;
  • Society - zmiany społeczne rozgrywano głównie na dwóch frontach: relacji rasowych oraz równouprawnienia płci;
  • Seriousness - i, ogólnie, wszystko to stawało się poważniejsze; rysunek psychologiczny postaci, śmierć, bardziej realistyczna strona wizualna. 

Podróżując wraz z Tytanami przez lata '70 będziemy nieustannie sprawdzać, jak trzyma się powyższa mała teoria mediów według Anglisty! And so, without further ado...

Seriousness widać z miejsca!

...historia: The Titans Kill a Saint, autor: Bob Kanigher, data: styczeń-luty 1970! Naprawdę, wygląda to, jakby ktoś przestawił wajchę - nadchodzi styczeń roku 1970 i bach, Tytani najwyraźniej kogoś zabili, a teraz stoją osaczeni i winni w mrocznej okładkowej kompozycji. Cały ten numer, jak zobaczymy, to bardzo świadoma deklaracja założeń nowej ery; nie uświadczymy już racej, jak w ostatnim zeszycie, Czarnego Narciarza i potężnych wibratorów, które work heap good. 

Co tam więc dziś słychać w latach '70? Otóż wskakujemy do akcji in media res, co samo w sobie jest już pewną innowacją; wcześniej na łamach Tytanów nie widzieliśmy tego manewru zbyt często. I, jak zapowiada okładka, nasza drużyna najwyraźniej wysłała kogoś do parku sztywnych:

Hej, to nasi dobrzy koledzy - Hawk i Dove! Witajcie z powrotem, chłopaki!

Tak jest, Hawk i Dove - po skasowaniu ich własnego magazynu - będą teraz częstszymi gośćmi u Tytanów! Tak czy inaczej, zwróćcie uwagę na styl wizualny; naszym artystą jest niezrównany Nick Cardy, którego eksperymenty z cieniami oraz mocnym tuszowaniem już wcześniej wydawały mi się zapowiadać te nadchodzące konwencje Bronze Age. O Cardym pisałem już często-gęsto w Silver Age, więc przypomnę tylko, że to mój ulubiony rysownik Tytanów z tego okresu - o talentach sprawdzających się zarówno przy dynamicznej akcji, jak i humorystycznej karykaturze lub sekwencji o emocjonalnej wadze.

Na stole operacyjnym leży nieznany nam wąsaty dziadek; Tytani siedzą jak na szpilkach, czekając na diagnozę. Kiedy dostojny wąsacz budzi się po kilku godzinach, udaje mu się wykrztusić tylko kilka słów: don't... blame... yourselves... -- you... were... the... victims... of... your... own... s--

S...trength? S...uperpowers? S...tupidity? Nie dowiemy się nigdy! To powiedziawszy, dziadek wyzionął ducha.

Mówiłem, że Nick Cardy potrafi poradzić sobie z emocjonalnymi sekwencjami?

Zauważmy też, że w Silver Age mielibyśmy raczej jeden panel rozpaczy Donny; wraz z nadejściem nowej ery widzimy coraz więcej przyzwolenia na dekompresję, może wręcz filmowość kadrów. Powolne zbliżenie, skupienie na łzach i szeroko otwartych oczach - widać, że artystycznie dzieje się tu coś nowego!

It's all over!, mówi pielęgniarz, przykrywając zmarłego; he's gone! There's nothing more to be done! Tytanom nie jest lekko... a do tego nagle zostają wezwani do kostnicy. Gdy Robin otwiera drzwi, widzimy tylko jego szok - ale okładka zdradza, przed jakim trybunałem stanie nasza drużyna! Póki co, nie zobaczymy jednak tej sceny; następuje kolejne cięcie, tym razem do Tytanów już opuszczających szpital.

Na zewnątrz czeka na nich...

Lilith!

Pamiętacie, jak w ostatniej porcji listów pojawiła się wzmianka o nowej postaci kobiecej na łamach magazynu? Oto właśnie ona, i niech nie zwiedzie was demoniczne imię - ani się zorientujemy, a Lilith będzie już pełnoprawną członkinią zespołu! Póki co, rudowłosa dziewczyna wprowadza na łamy Tytanów kolejne z moich haseł na "S" - scares. Otóż ma ona supernatural powers; widzi przyszłość, szczególnie tę złą, i ostrzegła wcześniej Tytanów, że wisi nad nimi widmo śmierci. I chociaż nasza drużyna nieco się ciska - a najbardziej ciska się oczywiście Hawk - muszą jednak uznać swoją winę. She's right about us, mówi Robin, gdy urażona Lilith w obliczu wyrzutów obraca się na pięcie i odchodzi; we're guilty all right!, dodaje Kid Flash.

Poczucie winy zżera Tytanów do tego stopnia, że trudno im z czystym sumieniem dać autografy spotkanemu na ulicy młodemu fanowi:

Chłopak woła po imieniu wszystkich poza Hawkiem i Dove - widać ma jakieś standardy!

Modern saint! Celebrated winner of Nobel Peace Prize! W końcu dowiadujemy się, kim właściwie był wąsacz ze szpitala. Ale jak właściwie doszło do tej tragicznej śmierci, i gdzie w tym wina Tytanów? Czas na...  retrospekcję!

I przenosimy się, I kid you not, do roztańczonego go-go club z paniami w negliżu:

Lilith, poza scares, wnosi też do magazynu inny pierwiastek na "S" - sex!

Wyrażenie go-go ma podwójną etymologię - w pierwszym rzędzie z francuskiego, a konkretnie od tytułu filmu Whisky à gogo! z 1949 (à gogo plus-minus w znaczeniu anglojęzycznego galore - obfitości, bogactwa). Kiedy film ten był wyświetlany we francuskich kinach, zgrało się to z pojawieniem się pierwszych dyskotekowych klubów tanecznych - które, w rezultacie, doczekały się slangowego określenia whisky à gogo właśnie. Gdy kluby podobnego typu pojawiły się w Stanach, zaimportowano je razem z nazwą; nazwą, która po angielsku brzmiała dodatkowo dobrze, bo (druga, wtórna część etymologii) kojarzyła się przecież z go, go!, dajesz!, oraz rolą go-go girls - zatrudnionych przez klub tancerek, których rolą było keep the party going.

Go-go girls zaczęły potem kojarzyć się z burleską lub striptizem, ale w latach '60 występowały raczej (skąpo, bo skąpo) ubrane - często na specjalnych podwyższonych scenach lub, jak Lilith powyżej, w zawieszonych klatkach (by były widoczne ponad tłumem na parkiecie).

So anyways, Lilith kończy występ i podchodzi do stolika Tytanów. I knew you'd come here tonight, mówi, po czym z miejsca przechodzi do konkretów: I want to be a Teen Titan! Drużyna próbuje niezręcznie coś tam ściemniać, ale sekretne tożsamości nie przydają się na wiele: Lilith bez trudu wskazuje, który z gości klubu to Kid Flash, a który - Robin. Oburzona Donna pyta tancerki: what is your unique super power -- swinging it?

Hej, Donna, it's as good a power as can be! Ale poza swinging it Lilith potrafi również przewidywać przyszłość, i padają wtedy brzemienne słowa: I know that tonight Titans will open the door for death. Tytani są lekko wstrząśnięci, ale jeszcze nie wierzą Lilith; ta wraca do pracy mówiąc, że niedługo zmienią zdanie.   

Zauważcie też, że w całej retrospekcji panele mają zaokrąglone w telewizyjnym stylu narożniki!

A kogóż to można spotkać na wiecu pokojowym? Tak jest, to nasi ulubieni (?) wiecznie kłócący się bracia - Hank i Don Hall, Hawk i Dove!

"Peace is my thing! Hope is my bag!" - przynajmniej różnica poglądów braci zostaje zarysowana błyskawicznie, bez przegadanych scen znanych z ich własnego komiksu!

Ruch antywojenny oraz podzielone opinie - oto nasze czwarte "S", society! Na scenie pojawia się noblista, doktor Swanson - ale publika nie kupuje jego przesłania; cóż tam warte Noble, jeśli jego rymy są słabe:

O, Kid Flash - niczym sam Barry Allen - korzysta z pierścienia ze skompresowanym w środku kostiumem!

Gasną światła, wywiązuje się zadyma... a sceny akcji są całkiem niezłe!

Duże kadry - niemal na całą stronę - są efektowne, a czarne tło pozwala ładnie wybić się sylwetkom postaci!

Ale w końcu ktoś wyciąga rewolwer, wywiązuje się szamotanina...

...i doktor Swanson zostaje przypadkowo postrzelony w głowę.

Modern day saint nawet umierając stara się trzymać filozoficzny fason:

Jego rymy były słabe, a bit bez wyrazu - ale czy zasługiwał na taki los?

Koniec retrospekcji! No, prawie; przenosimy się jeszcze do kostnicy, w której plemienna rada starszych herosów naciera Tytanom uszu:

ZŁÓŻCIE SAMOKRYTYKĘ

Zauważcie, że kształt ramek wrócił już do normy! Tak czy inaczej, Tytani są zniszczeni poczuciem winy; wędrują po tonących w deszczu ulicach miasta, a konkretnie - po dzielnicy portowej. Żalą się, żalą, aż nagle do kei przybija motorówka, a na niej...

"Meet Mr. Jupiter!"

Nie, nic wam nie umknęło! Mr. Jupiter pojawia się tu po raz pierwszy - wprowadzony od razu jako kontrahent Bruce'a Wayne'a oraz - bagatela - najbogatszy człowiek na świecie. Będzie on odtąd pełnił rolę podobną co R. J. Brande w futurystycznych przygodach Legionu Superbohaterów - czyli filantropa-sponsora młodej drużyny, bo w latach '70 najwyraźniej trudno już uwierzyć, że Tytani utrzymują się z nagród za ujmowanie przestępców. Jupiter zaprasza Tytanów do swojej siedziby:

OK, rozumiem, że chcemy podkreślić, że to nowoczesny zespół na nowe czasy... ale "prejudice and greed" to nie są niby "age-old problems"?

The young people of today must be trained to cope with the world they will inherit!, podsumowuje Mr. Jupiter - a my, pięćdziesiąt lat później, nadal próbujemy! Miliarder-filantrop oferuje Tytanom świeży start i zaangażowanie w nowy program szkoleniowy; to dokładnie nowy początek, którego drużyna potrzebuje. Wyłamuje się tylko Robin - ale nie z powodów ideologicznych; Dick chce po prostu skończyć college, nie może więc zniknąć na kto wie, jak długo.

We understand, Robin!, zapewnia go Donna; everybody's got to make up their own minds as to what they are going to do in life! We wish you luck! 

Nie martwcie się, nie żegnamy Robina na długo!

Tytani stawiają tylko jeden warunek - po tragicznej historii z doktorem Swansonem nie mają zamiaru korzystać już więcej ze swoich supermocy; chcą odnaleźć się, przede wszystkim, jako ludzie. We want to find out who we really are -- and what our thing really is!, podsumowuje Donna.

Niedługo potem Tytani zostają zaproszeni na (oficjalnie nieistniejące) trzynaste piętro wieżowca pana Jupitera, gdzie mieści się kompleks treningowy - stuprocentowo uczciwy, gdyż obsługiwany nie przez ludzi, a wyłącznie przez maszyny. A tam...  

Witaj w drużynie, Lilith!

Czas na symboliczną scenę; Tytani odwieszają kolorowe, superbohaterskie kostiumy z Silver Age... i zakładają nowoczesne, bardziej przyziemne i realistyczne uniformy treningowe:

Lilith jeszcze nie jest pewna, ale ja znam przyszłość - oczywiście, że superbohaterskie kostiumy wrócą... ale zarazem dużo częściej niż w latach '60 będziemy widywać Tytanów w realistycznych, codziennych ciuchach! 

A na koniec...

Zakończenie kompletnie odmienne niż obowiązkowy "suchar na koniec i Tytani szczerzący się do czytelników" z lat '60!

Wow! That was honestly a blast; pierwszy numer z lat '70 - Teen Titans #25 - czyta się dosłownie jak deklarację programową nowej ery. Nowe dylematy, nowe ciuchy, nowa tożsamość zespołu, nowe status quo; nie żartowałem, kiedy pisałem na początku o przestawieniu wajchy! Sex, scares, society and seriousness; te cztery pierwiastki będą kotłować się w różnych proporcjach przez całą nową erę Teen Titans. Dużo można by tu jeszcze powiedzieć, na wiele rzeczy zwrócić uwagę, ale nie ma co się śpieszyć - mamy przed sobą całą nową dekadę! I'm super excited, y'all; będzie przyjemnością przeprowadzić was przez tę - mam wrażenie - często niedocenianą erę w historii komiksu.

It will be experimental; it will be vibrant. Will it always be good? Nah... but it will never be dull!

Ladies and gentlemen, and all the rest - Panele na niedzielę are back in business!


BOOOO YOUR RHYMES ARE NOT FRESH


~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz