Silver Age - po raz kolejny - dobiega końca! Dziś, w zeszycie Teen Titans #24, po raz ostatni spotykamy się z Tytanami w latach sześćdziesiątych. Również i tym razem zostawmy podsumowania na koniec; teraz ruszajmy ku przygodzie, którą niechybnie znajdziemy pośród śniegów! Historia: Skis of Death, autor: Bob Haney, data: listopad-grudzień 1969.
![]() |
NARTY ŚMIERCI! |
A cóż to za złowrogi Czarny Narciarz na okładce? Czyżby to sam Black Racer, kosmiczne uosobienie śmierci?
![]() |
Black Racer w pełni chwały! |
Nie, to tylko jakiś koleś w czarnym swetrze! Warto jednak przypomnieć, że w 1971 Jack Kirby stworzył w wydawnictwie DC postać Black Racera - kosmicznego boga-żniwiarza poruszającego się na latających z prędkością światła nartach. Napomknąłem o nim przy okazji Eternals, gdzie wspominałem, że ta marvelowska grupa jest w dużej mierze autoplagiatem wcześniejszych New Gods Kirby'ego; trudno nie zauważyć, że kosmiczny bóg o dziwnie sportowej metodzie transportu wydaje się z kolei autoplagiatem względem stworzonego w 1966 Silver Surfera. Żeby nie było, charakterologicznie są to zupełnie odmienne postacie (całym konceptem pędzącego za tobą Black Racera jest to, że śmierci nie można uciec)... ale oczami wyobraźni widzę Kirby'ego odpalającego cygaro i kombinującego: OK, mój kosmiczny heros będzie zasuwał... na desce surfingowej! ...na nartach z kijkami! Kto wie, co wymyśliłby dzisiaj? Obstawiam hulajnogę!
Ale zostawmy narciarzy kosmicznych - i przyjrzyjmy się tym bardziej przyziemnym! Co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych?
Otóż Tytani w cywilu zażywają nieco zasłużonego relaksu na ośnieżonych stokach Medicine Mountain. Czy to prawdziwe miejsce? Na upartego może być - Medicine Mountain, jak znalazłem, to jedenasty najwyższy szczyt Dakoty Południowej - ale "jedenasty najwyższy szczyt Dakoty Południowej" oznacza zaskakująco mało: może i osiąga wysokość 2096 metrów nad poziomem morza, ale jego wysokość względna to całe 388 stóp (czyli jakieś 103 metry). W komiksie widzimy zaś piękny górski szczyt, prawdziwie kurortową okolicę:
![]() |
Skiers, snow, sun, schuss! My mamy "szusować", ale i angielski zapożycza narciarskie słówka z niemieckiego. |
Sitzmark to z kolei - jak pewnie się domyślacie - ślad będący rezultatem wywalenia się tyłkiem na śnieg; jak podaje Merriam-Webster, it is most likely a creation made in English from the German verb sitzen, meaning "to sit," plus the English noun mark, as in "impression.".
I tak, to kolejna historia, w której Bob Haney nie wykazuje się najwyższą wrażliwością kulturową - lecz, jak zwykle, zamiary ma jak najlepsze; po prostu wykonanie (szczególnie ze współczesnej perspektywy) może budzić obiekcje. Postacie wywodzące się z rdzennych plemion mówią tu w dość karykaturalny sposób, ale niech nie przesłoni nam to najważniejszego: Bob Haney przedstawia Eddiego Tallbowa jako równorzędnego kumpla Tytanów i sympatycznego, zaradnego chłopaka. Eddie nie nosi już frędzli i paciorków; jak każdy nastolatek pod koniec lat '60 woli modną kurtkę i czapkę z daszkiem. He's dreamy, wzdycha nawet Wonder Girl; he can wax my slats anytime--!!
Wow, that sounds dirty, Donna!
To z kolei wampum:
![]() |
Zdjęcie ze strony Onondaga Nation |
Wampum to tradycyjne dzieło sztuki stworzone z polerowanych muszli; paciorki są nawlekane na sznury, by stworzyć mozaikę. Oryginalnie wampumy pełniły rolę w trakcie zawierania umów; każdy paciorek reprezentował wypowiedziane podczas negocjacji słowa i obietnice, i z tego właśnie powodu wampum bywał trzymany w rękach jako symbol prawdy - trochę jak składanie sądowej przysięgi na świętą księgę. Później wampumy - wartościowe, no bo ileż pracy potrzeba na stworzenie jednego - były wykorzystywane jako środek płatniczy, i w takim właśnie kontekście wspomina je Eddie.
Eddie rusza załatwiać swoje sprawy, a Tytani udają się do lokalnego baru. Wita ich tam niejaki Anson Larson, jowialny właściciel przybytku w szkockiej czapie. I całe szczęście, że Tytani przybyli na miejsce, gdyż nagle puszcza łańcuch utrzymujący pod sufitem dekoracyjne koło woźne:
![]() |
Taki szkocki beret nazywa się tam o' shanter, od bohatera poematu Roberta Burnsa. Z komiksowych tropów: podobny nosił Flintheart Glomgold, rywal Sknerusa McKwacza! |
Hej, no tak; Tytani są w cywilu, jak więc wytłumaczyć nadludzką siłę koleżanki? Ano płynie ona z... filozofii zen:
![]() |
Spójrzcie na twarz Dicka - to już wyraźnie młody mężczyzna, nie dzieciak w szortach z naszych pierwszych spotkań! |
Ale czas na zawiązanie fabuły kryminalnej! Eddie Tallbow pędzi na stoku i niesie straszne wieści...
![]() |
Looks like a job for... the Teen Titans! |
Gdy Tytani dowiadują się o zaginięciu, próbują pomóc Eddiemu w poszukiwaniach. Pierwszym krokiem ich dyskretnego dochodzenia jest wziąć helikopter, przylecieć na miejsce zdarzenia i obniżyć maksymalnie lot, by wirnik zdmuchnął świeży śnieg i odkrył starsze ślady. Podkreślmy: Eddie nie ma pojęcia, że ma do czynienia z Tytanami; musi podczas całej akcji myśleć pewnie huh, white people:
![]() |
UGH! |
Ugh! było książkowym wykrzyknieniem kojarzonym z rdzennymi mieszkańcami Ameryki; najprawdopodobniej pierwszym jego wykorzystaniem była powieść Ostatni Mohikanin Jamesa Fenimore Coopera. Miało to być emfatyczne podkreślenie lub sygnał zgody, ale Cooper wziął swoje ugh! raczej z powietrza - w żadnym z głównych rdzennych języków zawołanie takie nie występuje. Było to też wyraźne podkreślenie "dzikości" - gardłowy, prosty odgłos z tej samej półki co ugabuga. Eddie podchodzi jednak do sprawy z humorem!
Drugi ciekawy trop z tego panelu to Charlie Chan:
Analiza podobnych postaci jest zawsze trudna - Charlie Chan był również niezaprzeczalnie stereotypowym Azjatą, honorowym i uprzejmym do bólu. Jak trafnie pisze Michael Omi w In Living Color: Race and American Culture - wymieniając nawet naszego bohatera z nazwiska - "Each stereotypical image is filled with contradictions: the
bloodthirsty Indian is tempered with the image of the noble savage; the bandido exists along with the loyal sidekick; and Fu Manchu is offset by Charlie Chan." To oczywiście racja, ale warto też pamiętać, że Charlie Chan zrobił jednak wiele dobrego w kontekście relacji rasowych w latach '20 i '30; może mało subtelnymi środkami, ale jednak! A stereotype on the side of angels, sformułowanie Dave'a Kehra, równie dobrze mogłoby odnosić się do wielu komiksowych historii Boba Haneya. Czy dzisiejszego Eddiego Tallbowa możemy odczytać jako obraźliwą karykaturę? Tak, ale jej obraźliwość była ze strony Haneya niezamierzona; przez 10% ciężkiego humoru nie skreślajmy 90% pozytywnej autorskiej intencji: przedstawienia zaradnego, przystojnego i dowcipnego nastolatka, który wcale nie różni się tak bardzo od Tytanów.
Ale wróćmy już do samej fabuły! Zanim Tytanom udaje się ustalić cokolwiek sensownego w kwestii zniknięcia narciarzy, w kurorcie wybucha kolejny kryzys:
![]() |
Jean-Claude Killy - francuski narciarz, zdobywca trzech złotych medali na olimpiadzie w 1968. Ależ dzisiaj Bob Haney ładuje ciekawostek! |
Uderzenie wody z gejzeru niemal doprowadza do kraksy helikoptera, ale sytuację ratuje Kid Flash. Gdy po wszystkim Eddie dochodzi do siebie (bo walnął się w głowę na pokładzie maszyny)...
![]() |
"Our friends, Dick and his pals, sent for us!" - i wyglądamy też identycznie, Donna nie nosi nawet żadnej maski! Eddie faktycznie musiał ostro się potłuc, skoro łyka takie farmazony. |
A może nie łyka, tylko na widok przebranych w dziwne kostiumy znajomych znowu myśli huh, white people i decyduje, że szkoda sił na drążenie tematu. Tym razem drużyna ma więcej szczęścia: znajdują grzechotkę należącą do starego Charliego, plemiennego szamana, i ślady rakiet śnieżnych. Tytani zostają na miejscu ogarnąć sytuację z gejzerami, zaś Kid Flash gives chase:
![]() |
Z jedną rzecz warto Boba Haneya pochwalić: może i mocno wplata w dialogi karykaturalny często pidgin rdzennych Amerykanów, ale w całym zeszycie nie znajdziemy ani jednego stereotypowego pióropusza! |
A cóż to za urządzenie w dłoniach szamana? Chyba nie żadna plemienna magia, a całkiem nowoczesna technologia!
![]() |
Doskonały panel do wyjęcia z kontekstu! Nic, tylko udać się na stronę jakiegoś sklepu dla dorosłych i wykorzystywać do recenzji produktów. |
Szaman Charlie wywoływał właśnie kolejną katastrofę - spływające kry miały dotrzeć do kurortu i narobić szkód. Kid Flash roztapia je błyskawicznie dzięki temperaturze uzyskanej za sprawą super-tarcia, ale zaraz potem traci czujność i dostaje gonga w potylicę drewnianą pałą. Typowe!
Tytani jeżdżą tymczasem po okolicy w efektownym traktorku i szukają zaginionych narciarzy:
![]() |
"That's a very hairy scene--!" Pfffhahaha |
Dlaczego Robin wskoczył bez wahania do niedźwiedziej gawry; czy życie mu niemiłe?
![]() |
"Any dummy knows..." - OCZYWIŚCIE JA TEŻ WCZEŚNIEJ WIEDZIAŁEM TAK JEST BEZ WĄTPIENIA |
Tytani oddają traktorek uwolnionym narciarzom; niestety, ci nie są w stanie wskazać napastnika - była burza śnieżna, mówią, i zbyt szybko zostali znokautowani. Ledwie tylko oswobodzeni odjeżdżają w stronę kurortu, Tytani muszą stawić czoła kolejnemu zagrożeniu - ktoś zaczyna do nich strzelać! A właściwie nie bezpośrednio do nich, a w pobliski stok. No bo co to by była za przygoda w śnieżnych górach bez lawiny?
![]() |
Speedy, poważnie, ogarnij się |
Na szczęście Wonder Girl ekspresowo buduje zaporę z pali...
![]() |
Swoją drogą, narracja nazywa ją już "the amazing adopted Amazon" - Bob Haney wziął sobie do serca nową historię postaci autorstwa Marva Wolfmana! |
Ocaleni Tytani proszą uzbrojonych napastników do tańca:
![]() |
"Injuns on the war path agin--?" "Something more scalp-tingling!" - oof, Bob, oof; staram się podchodzić do tych dialogów z historyczną wyrozumiałością, ale czasem nie ułatwiasz |
Ej, a gdzie obiecany na okładce Czarny Narciarz? Ano dostaje w papę od Robina na przestrzeni dwóch paneli; to nawet nie żadna postać, a bezimienny szeregowy zbir. Ale to akurat zrozumiały manewr, bo nie można przecież było zdradzić z miejsca tożsamości stojącego za wszystkim niegodziwca! A tym okazuje się nawet nie szaman Charlie, a...
![]() |
...jowialny i sympatyczny właściciel baru, Anson "Old Sourdough" Larson! Hej, to całkiem dobry twist. Tytani znaleźli jego kryjówkę goniąc pokonanych zbirów, jakby co! |
Szaman Charlie też okazuje się mieć zrozumiałą motywację - i zauważmy, że faktycznym łotrem numeru jest nie pragnący zemsty plemienny szaman, a biały koleś motywowany zwykłą chciwością! Tytani podsłuchują z takim zaangażowaniem, że dają się podejść uzbrojonym niegodziwcom - ale sytuację ratuje Kid Flash, który na luzie przewibrował się przez kajdanki:
Ale cóż, sytuacja nie jest jednak do końca uratowana, gdyż Anson bierze Eddiego jako zakładnika...
![]() |
...po czym, w łotrowskiej tradycji, usypia Tytanów chloroformem. |
Chloroform stanowił stały punkt programu intryg kryminalnych już od zamierzchłych czasów - w dziewiętnastym wieku był bowiem stosowany w anestezjologii, a potem już przed dekady jeden autor imitował drugiego z wykorzystaniem tej substancji jako magicznej knock-out potion pozwalającej szybko (i relatywnie mało brutalnie) pozbawić kogoś przytomności. Pozostaje to jednak w domenie fikcji: po pierwsze, chloroform jest wysoce toksyczny i niebezpieczny; po drugie, żeby stracić przytomność, ktoś musiałby zaciągać się chloroformem ze szmaty przez bite pięć minut, jeśli nie dłużej. Współcześnie rolę chloroformu przejęły te wszystkie magiczne strzałki usypiające; wiecie, ktoś dostaje, łapie się za szyję i niemal natychmiast pada z nóg. Narracyjnie jest to bardzo wygodne, ale żaden środek nie działa tak szybko!
Anson planuje zabić Tytanów w kurortowym stylu: pakuje ich do bobsleja, którego spycha ze skoczni narciarskiej. A co! Brakuje tylko tego, by założył im tandetne wełniane czapy:
![]() |
SWWWWWSSSSSSSHHH |
Pęd powietrza budzi jednak Robina (najwyraźniej ma najmocniejszą głowę z ekipy); Robin chwyta garść śniegu i sprzedaje zimnego plaskacza Kid Flashowi; Kid Flash ekspresowo tworzy tornado, które spowalnia upadek bobsleja.
![]() |
Mina Robina jest warta zamieszczenia |
Czas na drugie starcie z Ansonem! Tarnation... it can't be--? - woła nasz łotr na widok szarżujących Tytanów, ale it can and it is; czas na finałowe maglowanko:
![]() |
Finałowy nokaut, jak wypada, zostaje oddany Eddiemu! |
Wszystko kończy się więc dobrze; Anson zostaje ujęty, a lokalne plemię dogaduje się z kurortem - będą mogli odprawiać teraz swój sacred dance bez przeszkód. Szaman Charlie nie zostaje pociągnięty do odpowiedzialności, został przecież niecnie wykorzystany przez złoczyńcę. Zostaje tylko jedna zagadka:
![]() |
Autorem instrukcji jest... B. Haney! Uroczy detal, w sam raz na koniec całej Silver Age. |
To też fajny akcent - szaman korzysta bez trudu z nowoczesnej technologii i zdobyczy nauki, wmawiając naiwnym "bladym twarzom" jakieś kocopoły; koniec końców, balance of power jest jak najbardziej po jego stronie!
I tak oto kończymy drugą już naszą podróż przez lata sześćdziesiąte; tym razem odbyliśmy ją w towarzystwie oryginalnej inkarnacji Teen Titans; The Fabulous Five, jak zwykło się ich określać w branży (w nawiązaniu do pewnej słynnej Fab Four). Czego dowiedzieliśmy się w trakcie tej przygody?
Po pierwsze: reputacja Tytanów jako nieustannie posługujących się żenującym slangiem jest kompletnie niezasłużona; język jest barwny i ma młodzieżową stylizację, ale daleko tu do groteskowego wciskania jakichś daddy-o czy hip cat w co drugiej kwestii. Po drugie: nie sposób też zgodzić się z opisaniem Tytanów jako squeaky clean, co robił Reed Tucker w książce Slugfest; mamy konflikty pokoleniowe, mamy na łamach serii młodzież wchodzącą w konflikty z prawem, mamy młodych ludzi o niejednoznacznych motywacjach. Zgadza się, że najczęściej jeśli zbaczają na przestępczą ścieżkę, dzieje się to za sprawą okoliczności - sytuacji rodzinnej, biedy, szantażu - ale w tym właśnie tkwi humanizm oraz ciepło historii Boba Haneya. To nie wygłaszana z wyższością krytyka, którą widzieliśmy u Steve'a Ditko we wczesnych numerach The Hawk and The Dove; to autentyczne wyciągnięcie ręki do młodego odbiorcy, to stałe mówienie hey, you kids are allright - element, który nieodmiennie ujmował mnie w tych kolorowych fabułach.
No i przede wszystkim - były to kolorowe i szalone fabuły! Krostowaty gigant pokonany mocą Beatlesów i surfingu! Różowy człowiek-mrówka kradnący kosze piknikowe niczym Miś Yogi! Potwór z jeziora (oraz doskonała monster-tamer arrow)! Kapitan Tygrys i wielka studencka zadyma na plaży! This is the stuff, and this is the Silver Age.
Bob Haney to zdecydowanie definitywny głos tej serii, ale ciekawie było też zobaczyć w akcji innych twórców. Marv Wolfman, Len Win, Neal Adams czy Mike Friedrich to wszystko nazwiska godne uwagi! Jeśli chodzi o rysowników, niekwestionowanym królem tego okresu jest Nick Cardy - ale warto też zwrócić uwagę, że dwa pierwsze występy Tytanów na łamach magazynu The Brave and the Bold rysował Bruno Premiani, stały artysta Doom Patrol i kolejna fascynująca postać. Mussolini put a price on his head, wspominał w 2001 Arnold Drake... ale to już zupełnie inna historia.
Co zobaczymy w następnym wielkim blogowym cyklu Paneli na niedzielę? Jak zwykle - zrobię zapewne krótką przerwę, podczas której podejmę decyzję... ale, jak poprzednio, mam już pewne podejrzenia! Spotkamy się więc niedługo, a póki co rozstańmy się z tytanicznym pozdrowieniem...
...peace, baby!
~.~
Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz