To już marzec, więc czas napisać o prezentach świątecznych, co? Jednym z nich była niepozorna gra Brotato, którą kolega R. rozesłał w naszej grupie znajomych. Nie było to dla niego szczególne poświęcenie finansowe - Brotato kosztuje kilkanaście złotych - ale załączona wiadomość chwaliła ją jako jego grę ostatnich miesięcy.
Odpaliłem, zagrałem... i po godzinie wiedziałem już, że Brotato to Vampire Survivors: What If...
...what if it was an actual game!
![]() |
Wygląda głupio? No i dobrze, bo to głupia gra - ale jaka przyjemna! |
Pamiętacie być może, że wobec Vampire Survivors miałem raczej ambiwalentne odczucia - koniec końców, gra wylądowała w dolnych rewirach mojej komputerowej listy przebojów. Owszem, przyniosła mi godziny odprężającej zabawy, ale była to zabawa o głębokości kałuży: grind w stanie czystym, gdzie postępy płynęły nie z rosnących umiejętności gracza, a z liczby godzin spędzonych na farmieniu złota oraz odblokowywaniu ulepszeń. Podkreślę - it was perfectly fine as it was; po prostu nie była to dla mnie do końca gra, bardziej cyfrowy fidget spinner - coś, czym mogłem bezmyślnie zająć dłonie podczas słuchania audiobooka czy podcastu.
![]() |
Brotato, chociaż wychodzi z tych samych założeń co Vampire Survivors, jest w dużo większym stopniu "grą"! Oto ziemniak-gladiator dzierżący dzielnie włócznię; jak szybko skończy się jego przygoda? |
Fabularnie - krótka piłka: jesteś ziemniakiem i rozbijasz się na obcej planecie, gdzie musisz przetrwać dwadzieścia fal ataków agresywnych fioletowych kosmitów. Na szczęście, jak to ziemniak, masz sześć rąk - i w każdej możesz trzymać inną broń! To "sześć broni" brzmi już jak prosta kalka z Vampire Survivors, ale praktycznie każdy system jest tu bardziej złożony. Co najważniejsze - Brotato rezygnuje z systemu persistent upgrades pomiędzy partiami, który był główną atrakcją poprzedniczki; tutaj każde podejście zaczynamy na świeżo, od zera. Pomimo to czuć postępy w meta-warstwie gry (kolejnymi sukcesami odblokowujemy nowe postacie i przedmioty), ale generalnie ziemniak przy setnym podejściu nie będzie wcale silniejszy niż przy pierwszym. To ogromna różnica, dzięki której Brotato nie ma natury grindfestu.
![]() |
Pomiędzy falami wrogów - czas na rozwój postaci! |
Stary erpegowy dowcip mówi, że najfajniejsze jest tworzenie postaci, a cała ta reszta - jakieś sesje, walki, odgrywanie charakteru - to już musztarda po obiedzie (bazując na tym dowcipie powstała nawet cała planszówka, Roll Player). Brotato widzę właśnie jako erpegowy generator postaci w dwudziestu krokach! Nasz ziemniak ma bogaty zestaw statystyk głównych, równie bogaty zestaw statystyk drugorzędnych, a do tego może zostać wyposażony w ogrom rozmaitych broni i przedmiotów. Specjalizować się w broni dystansowej czy kontaktowej? Postawić na procentową szansę uników czy płaską redukcję obrażeń dzięki pancerzowi? Upiększyć to wszystko obrażeniami krytycznymi, inżynierią (która pozwala stawiać wieżyczki i miny), dodatkowymi punktami życia... a może podniesionym szczęściem lub cechą harvesting, która po każdej fali zapewnia gwarantowany bonus do zasobów i doświadczenia? Bawimy się więc w budowanie postaci i mieszanie w statystykach, a kolejna fala wrogów zweryfikuje, czy wybraliśmy słusznie. Element zręcznościowy również jest znaczący - zwinne uciekanie przed wrogami oraz sprawne zbieranie zasobów zawsze pomogą - ale sercem gry jest dla mnie bawienie się w dwudziestoetapową character creation.
![]() |
Doświadczenie pozwala ziemniakowi awansować i podnosić cechy, uzbierane zasoby można zaś pomiędzy falami wydać w sklepiku. Może to czas na kajdanki? |
Podobnie jak w Vampire Survivors, przedmioty mogą być ulepszane - chociaż system z Brotato ponownie wydaje mi się ciekawszy. Zamiast sztywnych "ewolucji" mamy czteroetapowy system ulepszeń: możemy połączyć dwie zwykłe włócznie by stworzyć jedną lepszą o klasie rare (niebieska); dwie rare żeby powstała fioletowa unique; i w końcu dwie unique, by dochrapać się pożądanej czerwonej legendary. Już samo to jest fajne (przypomina mi system ulepszania ekwipunku z moich ukochanych Caveblazers), ale Brotato nakłada na to jeszcze jedną ciekawą warstwę decyzyjności! Otóż każda broń należy do konkretnej kategorii - gun, blade, primitive, support i tak dalej - a im więcej z sześciu broni należy do danego typu, tym większe premie. Na screenie powyżej widzicie przykład z klasą blade: jeśli uda się zebrać sześć ostrzy, załapiemy się na niebotyczny bonus +5 Melee Damage, +5% Life Steal. Czasem warto zastanowić się, czy dokonywać fuzji sprzętu, czy jednak korzystać nadal z osobnych słabszych wersji... ale z dodatkową premią!
![]() |
Fala 4: nasz ziemniak-gladiator dzierży już dwie włócznie, ale przeciwnicy zaczynają strzelać i generalnie robi się gęściej. |
Brotato ma zdecydowanie więcej punktów decyzyjności niż w Vampire Survivors, a do tego jest grą wyraźnie trudniejszą. Gdy w Vampire Survivors obkupiłem się już w ulepszenia, mogłem nierzadko wejść prosto w tłum wrogów, którzy nie mogli mi praktycznie nic zrobić za sprawą redukcji obrażeń i regeneracji życia. Te biedaki - choć były ich na ekranie setki - dosłownie nie nadążały z biciem mnie szybciej, niż się leczyłem.
I dare you to try that stuff here.
Mamy też obowiązkowe dla gatunku samodzielne kręcenie korbą: po udanej partii otrzymujemy dostęp do kolejnego poziomu Danger (od bazowego Danger 0 do maksymalnego Danger 5), który podnosi stopień wyzwania: najpierw dopalając statystyki wrogów, później dokładając nowe typy przeciwników czy zmuszając do finałowego stawienia czoła dwóm bossom równocześnie. Z systemem tym nie wiążą się żadne nagrody - ale jak odmówić wyzwaniu?
![]() |
Masa rozmaitych postaci! Czerwone tło oznacza, że daną postacią przeszedłem grę na poziomie Danger 3. Jedną piątkę mam już zaliczoną - teraz z przyjemnością zacznę ich robić więcej! |
Słuchajcie chłopaki ale jaja, napisał swego czasu kolega R., okazało się że nikomu nie muszę nic udowadniać i w Brotato są inne poziomy trudności niż Danger 5! I dokładnie w tym jest urok gry; trójeczka była dla mnie idealna na odblokowanie wszystkich postaci, ale miło wiedzieć, że zawsze mam jeszcze w zanadrzu ten poziom wyzwania, który jest really, really hard. Można jednak świetnie dopasować poziom trudności do własnego gustu - od relaksującej zabawy w budowanie ziemniaka po czystej wody bullet hell experience!
![]() |
Fala 11 - coraz ciaśniej, a wrogowie coraz twardsi! |
Marketingowym hasłem Vampire Survivors jest you are the bullet hell - to nasza postać zaczyna szybko wypluwać z siebie absurdalne ilości pocisków i promieni śmierci. I przez jakiś czas jest to miła odmiana, ale... z jakiegoś powodu to jednak gry bullet hell są gatunkiem z tradycjami. Zwyczajnie fajnie jest manewrować pomiędzy rojem pocisków i kalkulować na bieżąco ścieżkę ruchu; pojawia się ten pot emocji, kiedy cały ekran jest pełen zagrożeń, nasz ziemniak ma ostatnie punkty życia, a do uzdrawiającego owocu mamy jeszcze pół ekranu!
![]() |
Mam już trzy rodzaje precyzyjnej broni, dostaję więc +6% Crit Chance! |
Dużo bardziej czułem też fizyczność zabawy - animacje ruchu, broni oraz przeciwników są proste, ale i tak o klasę bardziej złożone, niż w Vampire Survivors (po raz kolejny - retro-pikselowa estetyka jest fajna... ale z jakiegoś jednak powodu branża z czasem ją porzuciła). Broń ma (oczywiście modyfikowalny) współczynnik Knockback, który pozwala odrzucać uderzonych wrogów, a pociski są odpowiednio duże i satysfakcjonująco rozbijają się o przeciwników - dzięki temu nie czułem, że atakują mnie po prostu statyczne zbitki pikseli. Niby drobiazg, a naprawdę działa na korzyść Brotato!
To też warte podkreślenia - każda postać jest wyraźnie inna. Postacie w Vampire Survivors (poza faktycznie pokręconymi joke characters) różnią się raczej kosmetycznie, ot, inna startowa broń i jakaś mała premia; postacie w Brotato bardzo mocno determinują styl rozgrywki. Kompletnie inaczej gra się kartoflem-mutantem, demonem czy snajperem! Jedną z pierwszych postaci, które zmusiły mnie do zrewidowania stylu gry, był Chunky - postać łatwo zyskująca ogromne ilości punktów życia, ale mogąca się leczyć wyłącznie zżeraniem znajdowanych na planszy owoców (co wykluczało bierną regenerację oraz cechę Life Steal, z których korzystałem stale wcześniej). Brotato z kolejnymi postaciami rzuca nam takie podkręcone piłki... i super, bo naprawdę motywuje tym do eksperymentów i niepopadania w syndrom tego jednego, najlepszego, ulubionego schematu rozwoju.
![]() |
Sukces na Danger 5 - rzadkie zjawisko! |
Przez cały ten tekst chwalę Brotato i wykorzystuję Vampire Survivors jako przykład negatywny... and it pretty much holds up: nieźle wyluzowałem się swego czasu przy wampirach, ale nasza dzisiejsza gra wydaje mi się lepsza pod każdym względem. Więcej punktów decyzyjności przekłada się na ciekawszą zabawę; szybsze tempo oraz wyższy poziom trudności stale dostarczają wyzwania, którego szybko zaczęło mi brakować w Vampire Survivors. Gdybym miał czegoś się czepić, byłby to pewnie dosyć dziwny humor gry: poczułem się, jakbym cofnął się w czasie do lat '00 oraz flashowych gierek online, które starały się zawsze być lul so random. Jaki przedmiot zapewnia premię do obrażeń kosztem zasiegu? Dżdżownica. Dlaczego? Lul so random! Część wyborów jest intuicyjna - nietoperz zapewnia Life Steal, no bo vampire bat i tak dalej; ale wam już zostawiam rozszyfrowanie, dlaczego "jeż" obniża regenerację punktów życia, a "wystraszona kiełbasa" zapewnia szansę dodania atakom elemental damage. Ale nawet w tym zalewie średniej klasy humoru coś zrobiło na mnie wrażenie - a mianowicie to, że zakupione przedmioty często widać na naszej postaci! Zamiast statycznego sprite'a mamy więc sporo dodatkowej zabawy - po wybraniu okularów zobaczymy je na gębie naszego ziemniaka, a kupno nietoperza da mu nietoperzowe skrzydła. Fun!
Gdzie więc umieszczę Brotato na naszej komputerowej liście przebojów? Pójdę wysoko, gdyż właściwie wszystko mi się tutaj podoba! Poziom trudności zapewnia adekwatne wyzwanie, a zabawa jest dynamiczna podczas części zręcznościowych i angażująca podczas przerw na budowanie postaci. Czuję, że przy takim poziomie wyzwania będę do niej wielokrotnie wracał, by spróbować pokonać kolejną postacią poziom Danger 5!
Idziemy zatem do ścisłego topu moich komputerowych przygód: Brotato może zająć chwalebne miejsce czwarte na liście. Oczko wyżej niż Caveblazers... ale nie jest to jeszcze designerski wyczyn na miarę Noity.
Ale co tu będę dalej gadał, niech podsumowania dostarczy kolega E.:
Przyjemne brain-dead godziny... muszę tylko uważać, bo raz zastała mnie trzecia nad ranem.
Dokładnie tak; just one more run!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz