piątek, 8 lipca 2022

DC Meets Looney Tunes

Wakacje! A cóż pasuje do letnich miesięcy lepiej, niż lekka rozrywka? Wziąłem się więc w końcu za wydaną w 2018 antologię DC Meets Looney Tunes! Zbiera ona wydawane rok wcześniej jednostrzałowe zeszytówki, w których - surprise, surprise - postacie z DC oraz z klasycznych kreskówek spotykają się w serii przygód o rozmaitych konwencjach. O dziwo, nie są to tylko historie humorystyczne (choć praktycznie każda jakąś porcję humoru zawiera): znajdziemy tu kryminał noir, krwawy western... i więcej!  

"I'm hunting bats!"

Elmer Fudd i Batman? Królik Bugs oraz Legion Superbohaterów?! By nie zakopywać opinii w piętnastym akapicie - it's all pretty cool, ale (jak to w antologii) są tu fabuły mocniejsze i słabsze! Wasze wrażenia zależeć będą też z pewnością od sympatii, którą darzycie dane postacie; chichrałem się często podczas lektury z myślą oh, this is SO like him!, ale... no właśnie, czasem trzeba wiedzieć, czego właściwie dotyczą żarty. Ruszajmy więc w podróż po stronach tej bezdyskusyjnie osobliwej antologii; wybrałem nieco moich ulubionych kadrów!

Pierwszą historią jest...

...Legion of Super-Heroes/Bugs Bunny Special!

Pfffhahaha, OK, I'm sold! Uwielbiam Legion Superbohaterów (na tyle, że poświęciłem mu ponad rok cotygodniowych wpisów!), więc każdy powrót tej klasycznej grupy na komiksowe łamy to dla mnie małe święto. Autor - znany z innych humorystycznych publikacji Sam Humphries - też wyczuwalnie kocha ten zespół, gdyż bardzo sprawnie nabija się z jego zawiłej historii i śmiesznostek:

Editor's note! Editor's note! Editor's note! Przypisy do przypisów!

Wszystko w tych przypisach to same legionowe fakty: podczas naszych niedzielnych spotkań pisałem wszak o wiekopomnym boju z Mordru czy efektownej historii z Sun-Eaterem! By uratować Supergirl, trzydziestowieczny Legion musi wyciągnąć z odległej przeszłości Superboya... ale że podróże w czasie to zawiła sprawa, zamiast niego do siedziby Legionu trafia najsłynniejszy z kreskówkowych królików:

Koleś w lustrzanym hełmie to Wildfire - jego jeszcze nie poznaliśmy w "Panelach nie niedzielę", ale może za rok lub dwa...?

It's a pretty wonderful Silver Age spoof: historia podzielona jest na rozdziały, co było standardem latach '50/'60; styl narracji oraz wiele dowcipów to też czysta zgrywa z tego okresu:

Wszyscy spędzają pół życia w dymkach myśli, a największą słabością zespołu okazuje się angst!

A kto jak kto, ale Królik Bugs zna się jednak na rozładowywaniu angstu! Historia nie błyszczy szczególną oryginalnością, a sporo żartów jest nieco hermetycznych (pozy Dream Girl, Miracle Machine, wspominanie o nieistniejącym nosie Validusa)... ale dla fana Legionu to czysta radość!

Kogo spotkamy w kolejnej historii?

Martian Manhunter/Marvin the Martian Special!

Zestawić razem obu Marsjan? Logiczne! J'onn J'onzz jest członkiem Justice League i obrońcą Ziemi, podczas gdy kreskówkowy Marvin pragnie ją zniszczyć przy pomocy swego bogatego asortymentu bomb i promieni śmierci; oś konfliktu mamy więc gotową.

Marvin przybywa na Ziemię przez portal, którym J'onn skanuje rzeczywistość w poszukiwaniu innych Marsjan

W tej fabułce Steve Orlando oraz Frank J. Barbiere idą, o dziwo, w nieco bardziej emocjonalnym kierunku - i koniec końców (pomimo komediowych promieni śmieci i maszyn zagłady) jest to historia o samotności i poszukiwaniu domu. It's cute enough, ale poważniejszy ton moim zdaniem nie do końca służy temu zeszytowi - zwyczajnie nie wyróżnia się niczym szczególnym wśród standardowych produkcji DC. J'onn jest smutny i samotny, Marvin jest zły i samotny, there is some superhero action oraz finałowa iskierka nadziei oraz ciepła; it's serviceable, but ultimately forgettable. Kilka wizualnych zmian - i zamiast Marvina mógłby tam być dowolny inny losowy kosmita.

Warto jednak wspomnieć, że każdej historii towarzyszy backup feature - krótki komiks narysowany w stylu Looney Tunes i stuprocentowo komediowy! Jeśli ktoś czuje więc lekkie rozczarowanie poważnym tonem głównej historii, to backup stanowi sympatyczny, głupkowaty deser:

Chocos, czyli komiksowa wersja ciastek Oreos, to znana słabość J'onna! Był od nich nawet dosłownie uzależniony na łamach komediowej Justice League International pod koniec lat '80.

Czas na kolejną historię!

Wonder Woman/Tasmanian Devil Special!

Tony Beardad serwuje nam tu zgrabną historię z dobrymi proporcjami akcji i humoru! Taz jest w niej, podobnie jak minotaur, jednym z mitycznych strażników labiryntu; Diana po raz pierwszy spotyka się z nim jeszcze jako dziewczyna chcąca udowodnić swoją wartość w rytualnym teście, zaś później - potrzebuje pomocy szalonej bestii, by uratować zaatakowane przez Circe siostry-Amazonki. It's a neat little set-up!

Taz jako mityczna bestia dobrze wpisuje się w nastrój komiksu z Wonder Woman!

Podobnie jak w historii z Marsjanami, i tu dostajemy dosyć straightforward superhero action... ale odrobinę odmienne rozłożenie akcentów robi ogromną różnicę. Od technicznej strony - kadrowanie jest często ciekawsze, a fabuła bardziej złożona; pod kątem tonu - zabawne dymki dialogowe Taza (każdy z nich jest małą silly cartoon) oraz humorystyczny finał bawią mnie dużo bardziej, niż refleksyjny J'onn.

Oj tam, Taz, będzie dobrze!

Backup też jest uroczy - Taz śni w nim o podanych rymowaną pieśnią wydarzeniach Iliady, siebie samego osadzając w roli Parysa! To bardzo w stylu oryginalnych kreskówek, które też przecież często, gęsto czerpały humorystycznie z kanonu legend i kultury wysokiej ogółem.

Myk jest oczywiście taki, że to sen Taza - więc rola Parysa będzie w tej wersji, powiedzmy, poszerzona!

Lecimy dalej!

Lobo/Road Runner Special!

Bill Morrison - autor związany między innymi z Simpsonami i Futuramą - dostał do zabawy dwie ukochane kreskówkowe postacie: to chytry Wile E. Coyote oraz nieuchwytny Road Runner! Towarzyszyć będzie im ikoniczny brutalny antybohater lat '90 - kosmiczny łowca nagród Lobo, z obowiązkowym cygarem i motocyklową stylówą. Fabuły możecie się domyślić: kojot ma dosyć porażek w konfrontacji z irytującym ptaszydłem... decyduje się więc wynająć profesjonalistę.

Najsłabszą częścią tego zeszytu było dla mnie dosyć długie wprowadzenie: Wile i inne inteligentne zwierzaki okazują się być owocem rządowego eksperymentu, na którego przebieg i efekty autor nie szczędzi stron...

...a można było te strony wykorzystać na więcej Lobo łykającego granaty!

Pseudołacińskie nazwy - jak prosto z kreskówek!

Hej, nie oszukujmy się, w tym właśnie tkwił urok animacji z Road Runnerem - kreatywny, absurdalny, slapstickowy humor! Dorzucenie do mieszanki łowcy nagród Lobo to świetna decyzja; on sam też nie stronił w swoich komiksach do odrobiny funny cartoon violence, a stylówa na mroczne lata '90 ładnie kontrastuje z głupkowatym humorem. Backup story jest nawet lepsza, gdyż wyciska z tego pomysłu jeszcze więcej:

"What happened to all my grim and gritty realism?"

Poważnie, ten backup mógłby - jak dla mnie - zostać osobną humorystyczną serią. Patrzenie na kolejne klęski upupionego w all-ages comic Lobo to komediowy samograj:

Kid-friendly!

No dobra, było wesoło, pośmialiśmy się - a teraz zapnijcie pasy, bo przed nami...

Jonah Hex/Yosemite Sam Special!

Kogóż innego mógłby spotkać na swej drodze Yosemite Sam - zapalczywy rewolwerowiec o pięknych rudych wąsach - niż legendę Starego Zachodu, Jonaha Hexa? Okrutnie pobliźniony Jonah to weteran wojny secesyjnej, który w każdym kadrze mógłby właściwie pojawiać się na apokaliptycznym bladym koniu - he's death personified, and wherever he goes, Hell's coming with him

Jonah Hex doczekał się nawet w 2010 adaptacji filmowej, ale nie był to film wybitny. Grał go Josh Brolin, który później wcielił się w Thanosa - koniec końców myślę, że Jonah Hex może mieć nawet wyższy body count niż fioletowy tytan!

Yup, I like Jonah Hex quite a bit - szczególnie, gdy pisze go Jimmy Palmiotti, definiujący tę postać we współczesnej erze autor. Mam nawet na półce trochę jego westernowych przygód w wersji papierowej; może warto by było poświęcić im osobny wpis? Ale wróćmy do dzisiejszego tematu! Tę przygodę Hexa pisze właśnie Palmiotti, i czuć to w każdym kadrze. Yosemite Sam występuje tu jako mikry poszukiwacz złota, który stara się obronić działkę, zaś gigantyczny kogut Foghorn Leghorn - jako dziwadło z objazdowego cyrku:    

I wszystko to jest rozegrane ze stuprocentową deadpan seriousness!

Podejście Palmiottiego do humoru jest idealne dla jego stylu: po prostu go nie ma. Praktycznie zero gagów, zero komedii wizualnej, zero dowcipów - zamiast tego dostajemy brutalny western. Krew leje się na deski podłogi; na przyjaciół trzeba uważać tak samo, jak na wrogów; rewolwerowe kule zmieniają niegodziwców w czerwoną miazgę - ale jest też miejsce na solidarność wyrzutków oraz nietypową przyjaźń.

Sam, jakim go znamy!

A że w tym wszystkim pierwsze skrzypce grają Yosemite Sam oraz Foghorn Leghorn (bo Jonah Hex, jak to ma w zwyczaju, is more of a narrative device - zjawia się znikąd i odjeżdża w stronę zachodzącego słońca), całość jest po prostu cudownie absurdalna. Humor płynie nie z gagów, a z Palmiottiego piszącego w swoim markowym stylu... ale tym razem z gadającym kurczakiem. Autorowi, jakby sam był rewolwerowcem, nawet powieka nie drgnie - tak, mówi do nas znad stołu, to wielki kogut z shotgunem w rękach; what about it? 

Fajny mroczny western oraz zarazem absolutna perła absurdu. Love it, love it, love it!

I na koniec - historia z okładki antologii:

Batman/Elmer Fudd Special!

Tę historię pisze Tom King - scenarzysta Batmana z wieloletnim stażem oraz jeden z superstar writers ostatniej dekady. Ja sam mam z nim skomplikowaną relację; moim zdaniem King potrafi pisać rzeczy bardzo solidne (świetnie czyta mi się na przykład jego wychodzącą właśnie pod szyldem DC Black Label serię Human Target), ale ma też w portfolio rzeczy raczej przereklamowane (Strange Adventures, Vision) lub po prostu wątpliwej jakości (Heroes in Crisis). Jego nazwisko na okładce to więc dla mnie zawsze ruletka... ale taki już chyba urok superstar writers - przynajmniej nie budzą obojętności.

Tutaj King bierze się za styl, z którym według mnie radzi sobie nieźle - kryminał noir, a właściwie parodię kryminału noir. 

Elmer jest ociekającym deszczem, zdołowanym miejskim samotnikiem, Bugs - lokalnym cwaniaczkiem, Porky - właścicielem speluny...

I konwencja ta działa całkiem dobrze - nie jest to pełna deadpan seriousness, jak u Palmiottiego, ale wahadło wychylone jest mocniej w stronę powagi niż humoru. W sprzedaniu nastroju pomaga bez wątpienia kreska Lee Weeksa, który pracował między innymi przy Daredevilu.

Rolę klasycznej dla gatunku femme fatale odgrywa Silver St. Cloud, romantic interest Bruce'a Wayne'a z lat '70

Gdy zaś już pojawiają się elementy kreskówko-humorystyczne, działają ładnie właśnie za sprawą kontrastu z noirową estetyką:

No powiedzcie, że nie są to dynamiczne, fajne panele!

70% sukcesu tej historii to właśnie strona wizualna. Tom King, żeby nie było, napisał całkiem zgrabną małą noirową intrygę, w którą wplótł zabawnie kreskówkowe postacie - ale bez tych rysunków nie byłoby to nawet w połowie tak udane. 

Backup to zaś King robiący sobie zgrywę z klasycznej kreskówki z duck season - rabbit season...

...and it's reasonably funny!

Przy całej antologii DC Meets Looney Tunes ubawiłem się więc całkiem nieźle! By powtórzyć: sporo zależy tu od waszych indywidualnych sympatii i preferencji; nie jest pewnie przypadkiem, że ja sam uśmiałem się najbardziej przy komiksach z moimi ulubionymi postaciami - Legionem Superbohaterów oraz Jonahem Hexem. Spodobał mi się też pomysł z kreskówkowymi backupami - dzięki nim nikt nie odejdzie chyba od tej antologii z poczuciem, że humoru było zbyt mało (choć, paradoksalnie, backups Legionu i Hexa były jednymi ze słabszych). 

Perła humoru? Bez przesady, ale DC Meets Looney Tunes sprawdziło się dla mnie w roli lekkiej wakacyjnej rozrywki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz