Trudny był to sezon dla stojącej komiksiarstwem stacji CW: z racji na czynniki w dużej mierze zakulisowe (korporacyjna reorganizacja, wycofanie się z jednego studia nagraniowego) pod nóż poszło trzy razy więcej seriali, niż zazwyczaj z roku na rok. Najbardziej szkoda mi oczywiście lineupu komiksowego: przepadł najlepszy serial komiksowy, Legends of Tomorrow (💖); drugi najlepszy, consistently crazy Riverdale, oraz solidny cotygodniowy średniak - Batwoman. Tej ostatniej - choć lubiłem sporo postaci - żal mi najmniej; nie była jeszcze tak cudownie bonkers jak dwa wcześniejsze, zaś gothamowy slot ma zostać wypełniony w przyszłym roku przez Gotham Knights (gdzie ma pojawić się szereg nastoletnich bat-postaci, zaś Harveya Denta będzie grać znany z Supernatural Misha Collins - what's not to like?).
Anyways, wraz z finałem ósmego sezonu Flash sięgnął po laur najdłużej emitowanego serialu z Arrowverse - prześcigając Arrow o jeden odcinek (170 vs. 171). Jak więc wypadł w tym roku flagowy serial superbohaterski CW?
It was... not terrible, actually!
![]() |
Byliśmy zgodni z żoną, że nietypowy golf Iris z wycięciem na obojczyk jest pełnoprawnym bohaterem serialu; cieszę się, że doczekał się zasłużonego miejsca na plakacie. |
Trochę się oczywiście nabijam, ale nie miałem wysokich oczekiwań względem Flasha - to od dawna superbohaterski przeciętniak, odpowiednik regularnie klepanej serii komiksowej, która toczy się dalej głównie siłą inercji (hej, to tekst o Flashu - musimy mieć physics pun). Nikt nie oczekuje tu chyba groundbreaking storytelling; ot, tydzień w tydzień mamy po prostu okazję zobaczyć starych znajomych w kolejnej odsłonie soap operowego cyklu. Moją stałą opinią jest, że oglądanie Arrowverse to doświadczenie najbliższe rzeczywistemu czytaniu komiksów, good and bad: z tej słabszej strony mamy mocne fluktuacje jakości i często wyrobnicze scenariusze, ale z mocniejszej - potężny shared universe z masą postaci... i obecnie niezaprzeczalnym już nostalgicznym urokiem. Jak powiedziała moja żona: może i nie jest za dobry, ale w sumie szkoda by mi było, gdyby się skończył; czuję się przy nim jak osiem lat temu.
![]() |
A jeśli uwzględnić klasyczne demon eyes rodem z Supernatural, to nawet jak piętnaście! |
Skoro oczekiwania mamy już odpowiednio skalibrowane, za jedną rzecz chcę ten sezon uczciwie pochwalić: strukturę. Nie ma tu już pandemicznego chaosu (pamiętacie: serial zmienia plany, potem przerywa produkcję przed zakończeniem sezonu, później pośpiesznie kończy wątki w następnym...); zamiast tego składa się z trzech osobno tytułowanych części (nazywanych nawet, w ukłonie dla materiału źródłowego, graphic novels): Armageddon, Death Revisited oraz It's All Negative.
![]() |
A co tu robi marvelowski Galactus? |
Szybka wstawka: czasami marvelowskie projekty jakby wstydzą się swoich korzeni w Silver Age. Ktoś na szczeblu decyzyjnym uznaje raptem, że stare nazwy i konwencje wizualne są głupie... i przykładowo niszczyciel światów Galactus (kosmiczny olbrzym w fioletowym hełmie, wizualnie pełen Jack Kirby) zostaje zastąpiony bardziej "nowoczesnym" robotycznym rojem pod "poważną" nazwą Gah Lak Tus, albo nazwisko Doktora Dooma zmienia się z "von Doom" na "van Damme".
Arrowverse tymczasem kpi z podobnych manewrów i bez żenady serwuje nam straight-up comic book silliness, za co naprawdę je cenię! Na dowód: wiodącym łotrem pierwszej fabuły tego sezonu Flasha jest pozaziemski tyran z trzema oczami, różową skórą i płetwą na głowie. A, byłbym zapomniał: na imię ma Despero! Czy został jakoś "upoważniony" na potrzeby ekranu?
![]() |
Ani kapkę! No dobra, w wielu scenach zmienia się w bardziej ludzką formę... ale to już wyraźne ograniczenie telewizyjnego budżetu. |
To właśnie szanuję we Flashu: jeśli siadam do lekkiego, komiksowego serialu, to przecież nie po stylizację na powagę i realizm; niech wyskoczą na mnie z ekranu Captain Cold, Baron Blitzkrieg, Despero i Count Nefaria! Od strony scenariuszowej, Armageddon to klasyczny crossover event: pojawia się sporo postaci z innych seriali (Jefferson Pierce z Black Lightning, Mia Smoak z Arrow, Ray Palmer z Legends of Tomorrow (💖), Alex Danvers z Supergirl...), a do tego kosmici i alternatywne rzeczywistości - cały ten superbohaterski nonsens. Jako otwarcie sezonu sprawdza się nieźle - i nawet cieszę się, że crossover został zaliczony na wejściu, zamiast rozbijać później ciągłość sezonu.
![]() |
Trzymałem kciuki za planowany spinoff z Mią oraz Black Canary - niestety nic z niego nie wyszło, ale takie crossovery pozwalają przynajmniej nieco domknąć parę wątków postaci! |
Bardziej podobała mi się druga "graphic novel" sezonu - ale jak mogłaby się nie podobać, jeśli wracała tam jedna z moich zawsze wyczekiwanych postaci, Sue Dearborn? O, twoja ulubienica!, zauważyła od razu żona; dokładnie tak, a dlaczego - tłumaczyłem już we wpisie o poprzednim sezonie!
![]() |
"Fajny płaszcz", zauważyła żona, z czym oczywiście się zgodziłem - ale ona miała na myśli Iris, a ja Sue. Oto precyzja, z jaką serialowy Flash trafia w różne gusta! |
W Death Revisited scenarzyści odwalili solidną robotę: narracja nie pędziła na złamanie karku, nowy łotr (Deathstorm) otrzymał czas na adekwatną podbudowę, a do tego całkiem naturalnie łączył się z sięgającymi jeszcze pierwszego sezonu wątkami. Udało się nawet całkiem sprawnie zrealizować jeden z moich najmniej ulubionych motywów superbohaterskich, czyli urzeczywistnię teraz fizycznie wasze lęki i smutek - tutaj łotr to w końcu stary love interest jednej z bohaterek, więc jestem w stanie kupić emocjonalną wagę konfrontacji.
![]() |
Wizualnie - jako mroczna wersja Firestorma - też był naprawdę spoko! |
Elementem dobrze pojętej fanservice było też wprowadzenie na ekran... Phantom Girl! Ukłony wobec Legionu Superbohaterów zawsze mnie cieszą - i chociaż postać została zinterpretowana nie jako superbohaterka z trzydziestego wieku, a współczesna nastolatka, była to jednak Tinya Wazzo. Żałuję tylko, że nie wspomnieli gdzieś o planecie Bgztl... ale nie można mieć wszystkiego!
![]() |
Była też całkiem przekonującą nastolatką - raz wkurzona, pięć minut później ze łzami w oczach, the whole deal! |
Nie doczekałem się niestety klasycznych białych spinek we włosach; serial wizualnie zainspirował się bardziej fryzurą z lat '70, ery tzw. sexy disco Legion:
![]() |
Jeśli Tinya wróci - muszą być dzwony! |
Środkowa "graphic novel" była ogólnie solid superhero fare. Wszyscy mają coś do roboty, wątki postępują, ktoś się w kimś kocha, ktoś umiera (or do they?) - w porównaniu z narracyjnymi wybojami w poprzednim sezonie to po prostu niebo i ziemia.
Finałowa część - It's All Negative - niestety już tego poziomu nie trzyma, ale może to kwestia mojej osobistej niechęci do wątków z negative Speed Force i negative Forces ogółem. Już w komiksowym pierwowzorze wydawały mi się wymęczone, a serial nie robi z nimi nic kreatywnego. Szczególnie po tym, jak Firestorm dopiero co efektownie wrócił jako Deathstorm - i stał za tym dobry ładunek emocjonalny - wykorzystywanie innych znajomych postaci jako "opętanych przez negative Forces" to straszne nudy. Po raz kolejny w finale powrócił też Reverse Flash... ale to akurat zdarzyło się już tyle razy, że powiem hojnie: przestaję widzieć w tym lenistwo, a zaczynam zamierzoną strukturę. It's time to confront the Reverse Flash stało się już chyba obowiązkowym story beat, i nawet pasuje do Eobarda, że powraca z nieuchronnością wizyt u dentysty.
![]() |
Tym razem zmienił żółty kubraczek na czarny, ponieważ jest teraz SUPER EVIL |
Poza głównymi wątkami Flash doczekał się w tym sezonie - jak to oficjalnie nazwano - interludes; paru luźniejszych odcinków na przepłukanie podniebienia. Jeden z nich - ten o emeryturze i starzeniu się - reżyserowała Caity Lotz, nieodżałowana Sara Lance (i okazjonalnie reżyserka!) z Legends of Tomorrow (💖). Sprawił mi ten odcinek dużo radości, gdyż przypominał styl Caity z własnego serialu: z jednej strony tematyka była spójnie rozegrana (przyziemny Joe przechodzący na emeryturę skontrastowany z superbohaterskim Barrym uderzonym przez magiczny aging ray), z drugiej - widząc głupkowatą sekwencję drużyny grającej w Dungeons & Dragons nie sposób było nie pomyśleć o szaleństwach Legends. Thanks, Caity; wpadaj częściej!
![]() |
Joe reprezentuje moje cele na własną emeryturę! |
Ciekawe było też nawiązywanie podczas tego sezonu do mitologii Green Lanterns. Deathstorm wspominał w przelocie o śmierci jako o Blackest Night (to fraza wyjeta z przysięgi Lanterns i tytuł jednego z ich dużych eventów zarazem), zaś moce empatki zespołu były wizualnie reprezentowane przez wyjęte z komiksów emotional spectrum...
![]() |
...więc podczas napadu na bank widzi "fear" jako żółtą aurę, "rage" jako czerwoną i tak dalej. Może wyjdzie z tego jakiś większy wątek z Lanterns? |
Moje zastrzeżenia do Flasha są raczej oczywiste. O ile sam plotting jest w porządku, o tyle dialogi bywają często kulawe - jeśli przewodnim tematem odcinka jest zaufanie, słowo "trust" będzie padać z ust postaci na tyle często, że nawet drinking game nie warto z tego robić; lepiej od razu wytrąbić całą szklankę i znieczulić się odpowiednio. Nie jest tak na szczęście non stop... ale bywały w tym sezonie odcinki straszliwie pod tym kątem toporne.
![]() |
Efekty specjalne to budżetowy poziom cotygodniowego serialu - ale hej, to moim zdaniem część uroku! |
Ogólnie jestem więc zadowolony z kolejnego sezonu Flasha. Nadal nie nazwałbym z czystym sumieniem tego serialu dobrym... ale nie jest też zły, a do tego nie potyka się równie często, co w zeszłym roku. Wątki są prowadzone bardziej konsekwentnie, a postacie zespołu - szczególnie świeży narybek, Allegra oraz Chester - nabierają odrobiny głębi i charakteru. It's not much... but it's something, i jako niewymagająca komiksowa rozrywka Flash może się sprawdzić. It's very much a soap opera, ale czy zeszytowe komiksy niby nie są? Czasem pojawi się autentycznie fajny wątek, czasem z annałów DC (lub ogromnej już historii własnej Arrowverse) zostanie wyciągnięta lubiana postać - i jakoś się to toczy.
Częściej bywałem w tym sezonie zaskakiwany pozytywnie niż negatywnie - a to już coś, biorąc pod uwagę, że produkcji tej stuknęło właśnie 171 odcinków. Flash, patrząc na sprawę nieco szerzej, to ważny element pewnej ery ekranowych adaptacji komiksu... i cieszę się mimo wszystko, że it's still running. Cudów się po nim nie spodziewam, ale ten urok komfortowej znajomości robi swoje: nogi na kanapę, drinki w dłoni - i kto wie, może w tym odcinku pojawi się Sue Dearborn albo Phantom Girl?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz