środa, 13 lipca 2022

Strange Horticulture

Jak co roku, wyłapałem trochę drobiazgów podczas letniej promocji na Steamie! Tu jakiś roguelike, tam coś do pogrania z żoną na split screenie, jeszcze gdzie indziej jakieś more narrative experience... ale najbardziej nietypowym tytułem była chyba gra Strange Horticulture. Rozwiązywanie zagadek w małym miasteczku... przy pomocy wiedzy zielarskiej? Sounds awesome!

Zawiązanie akcji jest tak sztampowe, jak tylko można - dziedziczysz tytułowy sklepik w małym miasteczku, yadda yadda - ale nie Strange Horticulture to nie kolejny klon Stardew Valley! Całość gry spędzimy de facto za zawalonym papierami, księgami i mapami biurkiem. Każdego dnia w sklepiku pojawią się rozmaite postacie - klienci oraz klientki, listonosz z tajemniczymi kopertami, bohaterowie fabuły - i zazwyczaj będą prosić o pomoc w rozwiązaniu licznych problemów.  

Chociaż na półce stoi konewka, rośliny nie wymagają opieki - to nie symulator ogrodnictwa!

Mój mąż przejadł się takimi grzybami i źle się czuje, powie jedna z klientek; szukam kwiatów błękitnego aloesu, powie ktoś inny. A skąd mamy wiedzieć, jak leczyć zatrucia pokarmowe i która ze stojących na półkach roślin jest owym błękitnym aloesem? Z pomocą przychodzi spoczywający na biurku almanach (autorstwa Wilfrida Voynicha, co jest uroczym nawiązaniem do jednego z najsłynniejszych tajemniczych tekstów)! 

Almanach zaczyna skromnie, ale z biegiem gry będziemy dodawać do niego kolejne strony - w sumie do 77 różnych roślin i grzybów!

Z początku prośby są bardzo prostolinijne - ktoś prosi o St John's Poppy, odnajdujemy w indeksie odpowiedni kwiat i porównujemy z tym, co mamy na półce - ale szybko pojawiają się komplikacje. Okazuje się, że w indeksie nie ma "błękitnego aloesu"... ponieważ jest to alternatywna nazwa zwyczajowa kwiatu Winterbore. Czasem w almanachu znajdziemy tylko szkic liścia lub przekrój łodygi; dziś ktoś przyjdzie do nas z precyzyjną nazwą łacińską, a innym razem klient rzuci tylko ogólnikami: no ten no, takie niebieskie kwiatki, słodko pachnące, ulubione mojej babci. Detale takie jak zapach czy faktura liści pomoże nam poznać opcja zdjęcia rośliny z półki na closer inspection:

Long soft leaves z rowkiem pośrodku? Może być, że to phennet... a może też być, że to jakaś podobna trująca roślina - i zamiast pomóc wujkowi z "gastric distress" wyślemy go na tamten świat. Ups! Ale patrząc na sprawę optymistycznie: może ktoś przynajmniej przyjdzie po kwiaty na pogrzeb?

Gdybym miał porównać ten styl zagadek do innych znanych mi pozycji, najbliżej pewnie byłoby do Papers, Please - z tą różnicą, że zamiast przepisami imigracyjnymi i workiem pieczątek zajmujemy się dużo bardziej odprężającymi roślinami. W odróżnieniu od Papers, Please nie ma tu również elementu czasu - klienci będą zawsze cierpliwie czekać, aż skonsultujemy się z almanachem, notatkami i etykietami oraz przyjrzymy się z bliska pięciu roślinom. Współgra to z ogólnym nastrojem, który jest bardzo przytulny i odprężający: w tle plumka delikatne, ilustracyjne pianino; na sklepowej ladzie śpi czarny kot, którego możemy pogłaskać; pogoda za oknem to często tłukący o szyby deszcz. Deszcz czy nie - akcja Strange Horticulture rozgrywa się w końcu w Anglii przyprawionej elementami fantasy (bardziej "wiedźmy i zioła" niż "gobliny i elfy", swoją drogą) - trzeba czasem wyrwać się zza biurka i przejść się po lokalnych lasach i wrzosowiskach!   

Mapa (której tu widzimy mniej więcej jedną trzecią) to istotny element gry!

Każdego dnia (nawet parokrotnie) możemy rozłożyć na biurku mapę i wybrać cel wycieczki. Czasem w notatkach odnajdziemy wzmiankę o rzadkich kwiatach rosnących na zboczu danej góry; kiedy indziej otrzymamy pocztą wizytówkę antykwariusza z sąsiedniego miasteczka; albo może ktoś z klientów wspomni o wdowie samotnie zamieszkującej lokalny zamek i jej kolekcji ksiąg. Wskazówki mogą się nam też po prostu... przyśnić, więc każdego dnia otrzymamy przynajmniej jedną "zagadkę z mapą".

"To the east of the castle, across the river and through the mountain pass, it grows at the edge of the wood" - OK, zamków w okolicy mnogo, ale te konkretne formacje krajobrazu pomogą zawęzić obszar poszukiwań!

Z biegiem czasu otrzymujemy też coraz więcej gadżetów dodających zagadkom głębi, jak urządzenie do odczytywania niewidzialnego atramentu czy metalowy dysk z tajemniczymi symbolami. Poziom komplikacji stopniowo więc rośnie, ale nigdy nie osiąga zaporowych poziomów - w żadnym momencie gry się nie zaciąłem; czasem tylko byłem zmuszony cofnąć się odrobinę do wcześniejszych wskazówek, by zdobyć potrzebną roślinę - bo klientka prosiła akurat o coś, czego jeszcze nie miałem w sklepie. Sugeruję więc nie zostawiać żadnego tropu na później, a rozwiązywać wszystko na bieżąco, już w dniu, w którym otrzymacie zagadkę!

Niektóre zagadki są jednak rozciągnięte na kilka dni - najpierw znajdziemy mechanizm, później dopiero uda nam się namierzyć kluczową dla jego funkcjonowania roślinę... ale generalnie progresja jest wyraźna i nikt nie powinien się pogubić.

Gdybym czegoś miał się czepić, byłyby to drobiazgi - doceniłbym na przykład możliwość rysowania na mapie. Nie zdradzając zbyt dużo - są zagadki, w których rozwiązaniem jest punkt przecięcia konkretnych linii... i zidentyfikowanie go byłoby dużo mniej upierdliwe, gdybym mógł zwyczajnie nanieść kreski na arkusz. Nie czuję też zbytnio potencjału powrotu do Strange Horticulture po zamknięciu fabuły i zidentyfikowaniu wszystkich roślin; owszem, w kilku miejscach otrzymujemy możliwość innego pokierowania intrygą (opowiedzieć się po tej czy po tamtej stronie konfliktu? wręczyć udręczonej nadnaturalnymi wizjami kobiecie zioła, które wytłumią czy wzmocnią jej mediumiczne zdolności?), ale lwia część zagadek będzie wówczas po protu powtórzona. Poza tym, już w pierwszym podejściu I was pretty happy with how I steered the plot; było to satysfakcjonujące, zamknięte doświadczenie - około sześciu przyjemnie spędzonych godzin.

Czasem przyjdzie nam też uwarzyć eliksir z kilku roślin lub odprawić magiczny rytuał! Spójrzcie też, jak ładnie pometkowałem na tym etapie swoje rośliny; opisujemy karteczki samodzielnie, według własnych preferencji. Nazwa zwyczajowa? Alternatywna? Łacińska? Zastosowanie? Go crazy!

Strange Horticulture szczyci się na Steamie recenzjami overwhelmingly positive - i kompletnie się temu nie dziwię. Nie wiem, czy zaliczyłbym tę grę do moich ulubionych, ale po prostu trudno jest jej nie lubić; gdybym miał dodać swoją recenzję, również byłaby na plus - i dołożyłbym się w ten sposób do tego overwhelmingly. Muzyka jest nastrojowa, ale soundtracku raczej nikt by nie kupił; styl graficzny jest konsekwentny i przemyślany, lecz kreska (szczególnie w figurach postaci) bywa nieco zbyt uproszczona jak na mój gust; zagadki są zróżnicowane i sympatyczne, ale żadna nie uderzyła mnie jako coś wybitnego - ot, pretty standard escape room stuff. Te przymiotniki wydają mi się bardzo adekwatne: cała gra jest właśnie nastrojowa, przemyślana, sympatyczna. Nie wywróci raczej waszego świata do góry nogami, ale jako przyjemnie intelektualnie łechcząca rozrywka do przedpołudniowej kawy nadaje się doskonale! Promocyjna cena 37 zł wydaje mi się idealna jak za te sześć godzin zabawy.

Gdzie więc umieszczę Strange Horticulture na naszej komputerowej liście przebojów?

Pierwsze orientacyjne skojarzenie to miejsca jedenaste i dwunaste, obecnie zajmowane przez inne narracyjne doświadczenia - Mutazione oraz Where the Water Tastes Like Wine. Obie te gry są pod różnymi względami super (hej, zresztą większość gier na liście jest!), ale Strange Horticulture przebija je paradoksalnie właśnie ograniczeniem do sześciu godzin - to skondensowane, przemyślane doświadczenie, właściwie bez zbędnego tłuszczyku. Taki opis kojarzy mi się zaś z Road 96 na miejscu ósmym... i nasza dzisiejsza gra trafi chyba właśnie o oczko poniżej Road! Wiadomo, jak to zwykle na naszej liście jest to porównywanie jabłek z pomarańczami (...ze śrubkami, z płynem po goleniu...), ale Road 96 wydaje mi się robić większy użytek z sił medium - environmental storytelling, aktorstwo głosowe i te sprawy. Strange Horticulture przypomina mi bardziej skrzyżowanie escape roomu z detektywistyczną planszówką... but make no mistake, it's fun!

Mamy więc nasze nowe miejsce dziewiąte! Na koniec: spójrzcie na tego niewdzięcznika z mojej wersji zakończenia gry:

"Pursuing legal action"? Koleś, nadal żyjesz, moja ziołowa terapia nie mogła być AŻ TAK zła! Mówię ci, biegunka, wysypka i halucynacje to wszystko zamierzone efekty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz