Wygląda na to, że muszę trochę zmienić konwencję tytułowania wpisów - serialowa Batwoman pojawia się na blogu już po raz trzeci! Za pierwszym razem pisałem o mojej dużej sympatii do serialowo-komiksowego uniwersum stacji CW; w kolejnym wpisie skupiłem się już konkretnie na wrażeniach po sezonie drugim. Dziś czas na trzeci!
 |
Spotykamy się po sezonie - spoilery wliczone w cenę biletu! |
Główną osią fabularną sezonu jest fallout tego, co widzieliśmy w finale poprzedniego - trofea Batmana związane z klasycznymi łotrami (jak hipnotyczny kapelusz Szalonego Kapelusznika czy pędy bluszczu Poison Ivy) trafiają na ulice Gotham; wynikają komplikacje. Na froncie interpersonalnym Ryan poznaje z kolei swoją biologiczną matkę i brata, z czego wynika soap opera stuff; pojawia się też Renee Montoya, z czego - o dziwo - nie wynika romans z Batwoman. Ale po kolei!
 |
W końcu widać lepiej czerwień peleryny!
|
Co do wątku z gadżetami klasycznych łotrów, mam mieszane uczucia. To sympatyczny callback do komiksowego kanonu, ale trafiają one w ręce kryminalnych nowicjuszy; czemu nie wykorzystać po prostu oryginalnych postaci? Mad Hatter, Killer Croc czy Mr. Freeze nie są chyba tak potężnymi markami, by nie można było wciągnąć ich do serialu; zresztą DC radzi sobie ładnie z wieloma równolegle współistniejącymi wersjami swoich postaci. Może jest to w zamyśle wynik osadzenia serialu już po okresie głównej aktywności Batmana - i taki oryginalny Killer Croc musiałby być już killer dziadkiem? Przymknąłbym jednak chętnie na to oko! Nowe wersje starych znajomych są grane raczej w trybie villain of the week, chociaż serial próbuje jakoś połączyć ich występy w bardziej ciągły wątek. Koniec końców: meh, acceptable, ale bez fajerwerków.
 |
Charakteryzacja była całkiem niezła, ale w przypadku co bardziej osobliwych postaci - jak (ledwie) widoczny powyżej Killer Croc Jr. - twórcy strategicznie operują półmrokiem
|
Nieco ciekawiej robi się, gdy łotrostwem zostają "zainfekowane" osoby z najbliższego otoczenia głównej bohaterki: Mary szybko zaczyna swoją ewolucję w małą Poison Ivy, zaś Marquis - wprowadzony w tym sezonie biologiczny brat Ryan - okazuje się być nowym odpowiednikiem Jokera (oryginalny Joker poraził go swoim klasycznym joybuzzerem, zadziałało to jak amatorska elektroterapia
and now he's eeevil!). Za mądre te wątki nie są, ale jest okazja do komiksowej zabawy tożsamościami i - w przypadku Mary - spojrzenia na znajomą postać z innej strony.
"She's eeevil now!" to manewr, który osobiście lubię na ekranie; daje często aktorom i aktorkom okazję do wyszalenia się odrobinę, do
chewing some scenery in a fun way, i dodatkowo sprawdza się w przypadku różnych męczybuł - a Mary taką właśnie postacią-męczybułą ostatnio była.
 |
Buty, gorset, rękawice - zrobią z ciebie villainicę!
|
Trochę więcej obiecywałem sobie po wątku Mary i Alice (od pierwszego sezonu chyba najjaśniejszej gwiazdy serialu) ruszających na bad girls road trip, ale skończył się dosyć szybko; pewnie dlatego, że sezon ten miał tylko trzynaście odcinków. Ogólnie jednak decyzja o ograniczeniu ich liczby wydaje się słuszna; nie czułem szczególnych dłużyzn czy odcinków-zapchajdziur, napisanych tylko po to, by wstrzelić się w terminarz emisji i rozwlec wątek.
 |
Niespodziewany, lecz jakże miły crossover ze Świnką Peppą!
|
Nowe wersje znanych łotrów to nie wszystko, co Batwoman ma do zaoferowania - pojawił się na przykład Professor Pyg! Bardzo lubię, kiedy adaptacje historii o Gotham sięgają po mniej znanych złoczyńców; jasne, Joker, Scarecrow, Two-Face czy Bane to ikoniczne postacie, ale sama ich rozpoznawalność wydaje się onieśmielać i wiązać ręce scenarzystów. Można pozwolić sobie na dużo więcej nieprzewidywalności, gdy pojawi się taki właśnie Professor Pyg, a w roli złodziejki kosztowności - zamiast Catwoman - zostanie obsadzona Magpie. A co do rozpoznawalnych postaci, sezon trzeci zafundował nam własną interpretację klasycznej Poison Ivy, Pameli Isely!
 |
Grająca ją Bridget Regan wypadła naprawdę dobrze!
|
Poza małą cosplayową Poison Ivy (w wykonaniu Mary) mieliśmy więc na ekranie jej przestępczą inspirację i mentorkę - co zostało wytłumaczone "zasuszeniem" i wieloletnią hibernacją od czasu jej dawnej konfrontacji z Batmanem. Ważne jednak, że Bridget Regan była charyzmatyczna i z dobrą fizyczną obecnością na ekranie; nie wiem, czy pozostałe aktorki są takie drobne, czy Bridget stała na skrzynce po pomarańczach, ale w wielu dialogach sprzedawała status przestępczej legendy dosłownie górując nad resztą obsady. Regan była swego czasu jednym z fanowskich typów do roli Wonder Woman... i chyba faktycznie mogłaby się w niej sprawdzić. Neat choice!
 |
To nie pierwszy kontakt Bridget z serialami komiksowymi - wcześniej grała Dottie Underwood, antagonistkę z marvelowskiego serialu Agent Carter!
|
Na ekranie pojawiła się też Renee Montoya, znana z komiksów policjantka, która przejęła później superbohaterską tożsamość The Question...
...istotniejsze jest chyba jednak to, że stanowi ona często romantic interest oryginalnej Batwoman, Kate Kane:
Kate w trzecim sezonie jest już definitywnie nieobecna - ekranowa Montoya okazuje się być old flame samej Poison Ivy; widać kręcą ją nie nietoperze, a rude włosy! Sam wątek jest w porządku - lubię, gdy postacie drugoplanowe dostają nieco własnych historii sprzed lat - ale Renee Montoya zawsze wydawała mi się postacią z większym kopem i determinacją. W serialu she's just a detective lady; poza historią z Ivy nie dostaje za dużo czasu ekranowego i szansy na rozwój.
 |
UuUuUuU to ja, elektro-duch twojego ojca!
|
Wątek, który osobiście był dla mnie najmniej interesujący? Luke Fox - Batwing - odkrywający w swojej zbroi sztuczną inteligencję będącą cyfrowym "klonem" Luciusa, jego ojca (pamiętacie, w interpretacji Nolana grał go Morgan Freeman). AI będąca cyfrową kopią czyjejś osobowości to narracyjna klisza, której nigdy do końca nie kupuję; nie czuję kompletnie emocjonalnej wagi takich cyfrowych duchów. Dużo silliness potrafię strawić - ba, jestem znanym entuzjastą! - ale tu nie potrafię jakoś zawiesić niewiary. Rozumiem dramatyczny potencjał sytuacji, w której Luke ma możliwość poczuć closure, po raz ostatni porozmawiać z ojcem... ale jakaś inna część mojego mózgu chichra się nieustannie i mówi pfff, co masz za dylematy, skopiuj se starego na pendrive'a czy coś, będziesz miał czysty backup jak się poprztykacie.
 |
Jeżdżą fajnymi samochodami, noszą fajne ciuchy, w tle gra fajna muzyka; co tu kryć, przyjemnie się to ogląda!
|
W mojej opinii wybrzmiewa pewnie nuta jest OK, nic wybitnego - i tak też generalnie jest, ale strona estetyczna zmienia dla mnie Batwoman z serialowego średniaka w autentycznie przyjemną rozrywkę. Ładni ludzie robią ładne rzeczy w ładnych dekoracjach; no cóż, I'm a sucker for this. Te wszystkie nocne ujęcia miasta, te wnętrza - buduje to sympatyczny nastrój! Jestem też nieustannie zaskoczony ilością fajnej muzyki przewijającej się w komiksowych serialach pod szyldu CW. Nie mówię tu o muzyce ilustracyjnej - choć i ta potrafi być dobra - ale o wokalnych kompozycjach, które potrafią czasem zmienić proste teatralne sceny w coś z większym dramatycznym kopem. Na tyle dobre, żebym składał z nich playlistę? Nie wiem, ale może powinienem spróbować!
 |
Nick Creegan jako Marquis - kid Joker - wpisuje się w ton sezonu: nie jest ani wybitny, ani agresywnie zły; ot, po prostu sobie jest
|
Chętnie obejrzałbym czwarty sezon Batwoman. Czy powstanie? Na razie nie ma jeszcze żadnych wieści, ale naprawdę lubię raz na dwa-trzy tygodnie zrobić sobie drinka i zobaczyć co tham w Gotham. Albo czuje się tę trochę campową, soap operową konwencję, albo nie; mi jednak super było znowu zobaczyć nad Gotham sterowiec rozświetlający noc szperaczami!
 |
Zupełnie jak w kreskówce z Batmanem z lat '90!
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz