Tknęło mnie ostatnio, by wrócić do grania w komputerową bijatykę Injustice 2 - sequel gry Injustice: Gods Among Us, w której postacie z wydawnictwa DC tłuką się niczym w Mortal Kombat. Co nie powinno zresztą nikogo dziwić, bo za obie części Injustice odpowiada studio stojące właśnie za Mortalami! Gra wytrzymała próbę czasu i przynosi mi tyle samo zabawy, co tuż po premierze... ale o tym może w innym wpisie. Dziś chciałem skupić się na komiksie, który rozszerza uniwersum gry!
Wiem, wiem - komiks na podstawie gry na podstawie komiksu; can it get any more derivative? Dajcie mi jednak szansę, by zaproponować dwa szybkie argumenty w obronie tego konceptu! Po pierwsze: seria ta wydawana była od roku 2013 do 2021 (wliczając różne kontynuacje), więc coś chyba musi robić dobrze; po drugie: jej głównym scenarzystą jest Tom Taylor - naprawdę solidny autor, znany między innymi z serii All-New Wolverine (upolowałem ostatnio omnibus!) czy Nightwing.
W obliczu takich wieści nawet Batman w końcu się uśmiecha! |
Injustice opowiada o alternatywnej rzeczywistości (tzw. stupid fake world), w której... czekajcie na oryginalny koncept... Superman jest zły! No dobra, zły to może przesadne uproszczenie; punktem wyjścia fabuły jest jednak moment, w którym Clark - zmanipulowany przez Jokera i cierpiący na halucynacje - przypadkowo zabija swoją ciężarną żonę. Fun stuff, huh? Gdy Superman odzyskuje zmysły i orientuje się, co zrobił, szalejąc z rozpaczy łamie swoje zasady i z premedytacją zabija klauna.
Nie wie jednak, że Joker i na to się przygotował - zatrzymanie rytmu jego serca detonuje ukrytą w Metropolis głowicę jądrową; puentą jego ostatniego dowcipu jest Superman zabijający nie tylko żonę i dziecko, ale i całe swoje miasto. To już kompletnie odbiera Clarkowi resztki stabilności: no more, mówi sobie i światu, it all stops now; Superman weźmie się teraz do działania na ostro. Koniec z superłotrami, koniec z jakąkolwiek przestępczością, koniec z wojnami; jeśli ludzkość sama nie umie wziąć się w garść, to Clark ją do tego zmusi - jako bóg-dyktator. Koniec przyglądania się ludzkości z boku oraz działania w roli siatki bezpieczeństwa; czas na autorytarny reżim i globalny pax Superman.
Reżim jest na tyle fair, że nawet nawet otwarcie nazywa się Reżimem - to się nazywa branding w dziesiątkę! |
Całe to zamieszanie prowadzi w heroicznej społeczności do odpowiednika marvelowskiej Civil War; część opowiada się za Supermanem i jego Reżimem, część za prowadzonym przez Batmana ruchem oporu. Tak właśnie - z bohaterami i bohaterkami tłukącymi się po gębach - rozpoczyna się gra komputerowa! Komiks prowadzi swoją narrację dużo wolniej; widzimy w nim nie samą ostateczną konfrontację, a okres prowadzących do niej pięciu lat - od początków Reżimu oraz raczkującego ruchu oporu aż po ich kolejne intrygi i starcia. Decyzje postaci doczekują się ciekawszej motywacji; charaktery mają czas na wzrost i zmianę. A wszystko to - czego nie spodziewałbym się po pierwszych zdaniach opisu fabuły - w sosie całkiem niezłego humoru i sprawnych dialogów!
Ta wymiana zdań staje się running joke całej serii! I tak, Green Arrow naprawdę miał swego czasu "Arrow Cave". |
Zanim przejdziemy dalej: może zastanawiacie się teraz, jakim cudem taki Batman czy Harley Quinn są w stanie fizycznie rywalizować z Supermanem. W uniwersum gry jest to wytłumaczone opracowaniem małej pigułki o nazwie 5-U-93-R (groan), która tymczasowo daje zażywającym ją osobom supermoce! Yeah, it's a bit lazy; był to fabularny wytrych wymyślony na szybko do gry komputerowej. Tom Taylor, scenarzysty komiksu, z miejsca zidentyfikował chyba ten wątek jako marny i ograniczył go do minimum - i nigdzie w jego dialogach nie pada ten leet-speakowy "5-U-93-R".
Co nie oznacza, że wątek ten jest zupełnie nieobecny! Oto strona, który od lat budzi wesołość w internecie - Alfred na pigułach nokautuje Supermana! |
Udokumentowana jest moja niechęć wobec motywu "złego Supermana". Był taki straszliwie edgy okres, kiedy każde chyba wydawnictwo stawiało sobie za punkt honoru sportretowanie Supermana w kontraście do tradycyjnych oczekiwań. A nasz Superman jest mordercą! A nasz przestępcą seksualnym! A nasz masowym mordercą! A nasz przestępcą podatkowym! Rozumiem tę transgresywną radochę ze zrzucania pomnika z cokołu, ale zwykle brakowało w tych historiach większej głębi, nie dokładały się kreatywnie do toposu Supermana. Bo Superman, pamiętajmy, to dopiero w drugiej kolejności kryptoniańskie supermoce; to przede wszystkim charakter i optymizm, o czym historie takie zapominały całkowicie. Właściwie, mimo szumnych deklaracji, nie dyskutowały więc z Supermanem, tylko... nie wiadomo właściwie z kim.
Tom Taylor wie, że ponure realia byłyby nużące bez odpowiedniej porcji humoru! |
Superman sportretowany w Injustice to - od strony charakterologicznej - też właściwie nie Superman, a zwykła kartonowa plot device. On i Wonder Woman - "królewska para" wzajemnie napędzająca się do coraz bardziej radykalnych działań i kolejnych aktów przemocy - są szczerze mówiąc tak oderwani od mainstreamowej charakteryzacji, że grający w Injustice kolega V. aż zapytał mnie lata temu ej, a w komiksach Wonder Woman to też taka zołza? No oczywiście, że nie; trzeba po prostu przyjąć, że te dwie postacie stanowią naprawdę jakieś evil bizarro versions of themselves.
Kto z nas nie dał się kiedyś nabrać na numer z wybuchowymi kapciami? |
Cała reszta postaci jest jednak sportretowana solidnie! Dekoracje są mroczne, ale Tom Taylor ma świetne ucho do dialogów; jego Harley Quinn jest jedną z najzabawniejszych, jakie czytałem (a cały komiks jest właściwie historią jej stopniowego odkupienia); Green Arrow i Black Canary są parą niestroniącą od wzajemnych wesołych uszczypliwości, zaś brytyjski mag John Consantine chętnie upuszcza patosu z cudzych nadętych monologów.
Words to live by |
Tego właśnie Injustice potrzebuje; bez odpowiedniej dawki lekkości seria szybko zmieniłaby się w ponury festiwal kolejnych walk i śmierci - a tych, zgodnie z tradycją what if...?, jest i tak sporo. W jednej scenie bohaterowie i bohaterki poważnie opłakują śmierć kompana... lecz gdy trochę poźniej Constantine potrzebuje pomocy "najlepszego detektywa na świecie", zaklęcie łączy go wcale nie ze zwykle korzystającym z tego tytułu Batmanem. Bynajmniej! Najlepszym detektywem DC jest przecież Detective Chimp, gadający szympans w stroju Sherlocka Holmesa:
Bez kontekstu kontrasty te mogą wydawać się rażące, ale Taylor zna się na kompozycji: sąsiedztwo humoru i patosu wzmacnia oba! |
Dialogi są więc bardzo dobre - przynajmniej te pisane przez Toma Taylora, gdyż drugi scenarzysta (Brian Buccelato) nie ma już do nich takiej ręki - ale scenariusz nie jest pozbawiony problemów. Głównym z nich jest pisanie dookoła innego tekstu, w tym przypadku - fabuły gry komputerowej. Komiks to prequel, więc status quo jest święte; dochodzi do kolejnych konfrontacji ruchu oporu z Reżimem, ale żadna ze stron nie może uczynić realnych postępów. We're back to square one, zauważyła po kolejnej klęsce Batwoman, a ja parsknąłem śmiechem nad komiksem - mam nadzieję, że była to celowa autoironia!
You said it, Kate! |
Każdy kolejny rok/album obraca się dookoła innego zakątka uniwersum DC: jak na rewolucyjny przewrót Supermana zareagują kosmiczne postacie z Green Lantern Corps na czele? Co powiedzą mistycy w rodzaju Zatanny, Constantine'a czy Doctora Fate? I gdzie w tym wszystkim miejsce dla przestępców i półświatka? Każde stronnictwo ma własne plany i ambicje, a na koniec każdego roku mamy fajerwerki i kolorową bijatykę... ale wiemy przecież, że koniec końców we'll be back to square one. Again.
Ale może to nie do końca prawda - status quo w relacjach Reżimu i ruchu oporu znacząco się nie zmienia, ale na przestrzeni pięciu lat ewoluują przynajmniej relacje postaci! |
Ciekawa jest też forma: seria Injustice była pierwotnie publikowana online, bez drukowanych papierowych zeszytów. Odcinki były długości połowy tradycyjnego zeszytu, ale w wydaniu zbiorczym jest to niemal niezauważalne; wszystko klei się w logiczny sposób, bez zaburzeń dramaturgii czy rytmu narracji.
Batgirl odprężając się przy jakimś Mortalu przypomina o pochodzeniu serii! |
O stronie graficznej trudno mi się jednoznacznie wypowiedzieć; jest dobra, ale na przestrzeni lat odpowiada za nią wiele osób, które starają się trzymać tak zwanego house style. Wszystko jest funkcjonalne i przejrzyste, ale kreska ma być przede wszystkim ilustracyjna; to rzemieślnicza robota, która nie aspiruje raczej do niczego więcej.
Ważne, by cieszyć się w życiu małymi rzeczami! |
Początek serii - pierwsze trzy lata - to sprawna, rozrywkowa lektura; co prawda charaktery Supermana i Wonder Woman zostały na potrzeby historii zupełnie zmienione, ale trzeba to łyknąć z dobrodziejstwem inwentarza; tego wymagają założenia. Cała reszta towarzystwa pozostaje jednak wierna klasycznym interpretacjom! Dwa ostatnie tomy Injustice - te Briana Buccelato - są już wyczuwalnie słabsze; to już trochę wtórne mielenie tych samych konceptów przez mniej wprawnego autora. Polecałbym je tylko osobom faktycznie wciągniętym w fabułę... chociaż z zastrzeżeniem, że przecież nic fundamentalnie znaczącego tam się nie stanie. Ba, nie doczekamy się nawet wielkiego finału; ten ma w końcu miejsce w fabule gry komputerowej!
Szczególnie to ostatnie brzmi pewnie zniechęcająco, ale - jeśli o tym pomyślimy - ile historii superbohaterskich ma jasny i precyzyjny finał? It's all about the journey; Injustice ładnie uosabia tego fanowskiego ducha gdybania "a co by było, gdyby postać X spotkała się z postacią Y, a ich przeciwnikiem była postać Z?" W najbardziej hojnej interpretacji można potraktować ten tytuł jako cautionary tale, dystopię ilustrującą rolę tych czasem obśmiewanych superbohaterskich zasad moralnych - wiecie, truth, justice and not killing people even if you feel like it. Przede wszystkim jest to jednak solidna what if...? story - i to na tyle chwytliwa, by była rozwijana przez niemal dekadę. To osiągnięcie porównywalne z linią Ultimate Marvela! I - co tu kryć - po lekturze jeszcze przyjemniej klepie mi się teraz na padzie combosy w Injustice.
Uroczy detal na koniec: bardzo podoba mi się pomysłowość Taylora we wplataniu w scenariusz geograficznych ciekawostek. Dla przykładu: gdzie Flash może biegać dla relaksu?
"The section between Balladonia and Caiguna includes what is regarded as the longest straight stretch of road in Australia and one of the longest in the world. The road stretches for 146.6 kilometres (91.1 mi) without turning, and is signposted and commonly known as the 90 Mile Straight" |
Jakie lustro jest marzeniem Mirror Mastera?
"Following rain, a thin layer of dead calm water transforms the flat into the world's largest mirror, 129 km (80 mi) across." |
Przypominało mi to klasyczne ciekawostki naukowe, którymi tradycyjnie uatrakcyjniano komiksy w Silver Age!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz