wtorek, 27 kwietnia 2021

Komiksiarstwo na ekranie: Invincible

 

Scenarzysta Robert Kirkman znany jest najbardziej z dwóch swoich serii: The Walking Dead, czarno-białego postapokaliptycznego horroru o zombie, oraz Invincible - historii superbohaterskiej, która lawiruje pomiędzy byciem klasyczną coming of age story młodego bohatera, byciem pełnym nawiązań love letter do historii komiksu oraz pastiszem gatunku jako takiego. I tę właśnie serię możemy od niedawna oglądać na ekranach w wersji animowanej!

Fabularny punkt wyjścia? Mark Grayson jest zwykłym nastolatkiem; chodzi do liceum, dorabia sobie po zajęciach w burgerowni, przeżywa pierwsze miłości - ale w jednym różni się od rówieśników: jego ojcem jest Omni-Man, lokalny odpowiednik Supermana. Cały świat stworzony przez Kirkmana jest zresztą pełen postaci, które stanowią czytelne aluzje - zamiast Justice League operują w nim Guardians of the Globe, z rozpoznawalnymi analogami Batmana, Wonder Woman, Flasha i tak dalej. Tak czy inaczej, w końcu nadchodzi dzień, w którym moce Marka budzą się do życia - i rozpoczyna on swoją przygodę jako młodociany odpowiednik Superboya; uczy się korzystać z nowych umiejętności, więcej niż raz ląduje po locie twardo na tyłku (lub na twarzy), dołącza do swojego pierwszego superbohaterskiego zespołu... równolegle, rzecz jasna, przeżywając wszystkie dramy związane ze szkołą, podwójną tożsamością, randkowaniem i tak dalej. Zapowiada się to na kolorową i lekką zabawę...

  ...ale pod koniec pierwszego odcinka Omni-Man - jego ojciec - brutalnie i krwawo morduje pozostałych członków Guardians of the Globe. Dlaczego to zrobił? Czy Mark i jego matka odkryją jego sekret? Jakie są perspektywy życia w świecie, w którym wszechpotężny Superman okazuje się mordercą? To będą wiodące wątki pierwszego sezonu Invincible.

Starałem się wybrać w miarę stonowany kadr; sceny walk zahaczają wręcz czasem o estetykę gore

Tu drobna dygresja - motyw "złego Supermana" to dla mnie jeden z najbardziej wymęczonych "zaskakujących i niegrzecznych" tropów w narracjach superbohaterskich. A co, gdyby Superman był zły?, pyta autor, na co moją odpowiedzią jest przeważnie a co, gdybym tego nie czytał po raz kolejny? I jasne -  w Invincible jest więcej subtelności, niż tylko Superman but baaad i schemat ten realizowany jest ciekawiej niż zwykle, ale osobiście widziałem go już tyle razy, że usypia mnie samo jego wspomnienie. Czy to w The Boys, czy w Injustice, czy w wielu innych tekstach - zazwyczaj służy albo postawieniu przed bohaterami groźnego przeciwnika (i sięga po najbardziej oczywisty archetyp), albo cynicznemu komentarzowi o tym, jak to moc i władza deprawują. Słowem, pod kątem tematycznym są to dla mnie narracje mało interesujące. Podkreślę jednak - Omni-Man, choć rozpoczyna serię jako morderca, ma w sobie dosyć charakterologicznej głębi, by nawet mnie przyjemnie się tę historię śledziło.

Ale mniej o moich gustach, a więcej o serialu! Invincible - zarówno w formie komiksu, jak i na ekranie - próbuje wziąć narrację superbohaterską i nadać jej pozorów realizmu. Mamy więc sygnały podkreślająca, że całość kierowana jest do dojrzalszego czytelnika - postacie mówią fuck, pity jest alkohol, a rodzice Marka prowadzą życie intymne (co oczywiście niesamowicie go krępuje); takie tam zabiegi, by nikogo nie zwiodła kolorowa oprawa i nie dać tej historii nieletnim. A lepiej, by nie był to ich pierwszy superhero comic, gdyż widzimy w nim tę brzydką stronę heroicznego życia - z jednej strony brutalną i niszczycielską naturę niektórych mocy (ktoś uderzony przez Omni-Mana nie pada z siniakami, a raczej krwawo eksploduje), z drugiej - postacie pod maskami, które potrafią być cyniczne, realizować swoje cele za wszelką cenę czy być kompletnie niedojrzałe emocjonalnie. Nie jest to może jeszcze epatowanie cynizmem i naturalizmem na poziomie wspomnianych już  The Boys - to, mimo wszystko, nadal historia dojrzewania młodego bohatera, okraszona humorem i podana w kolorowej stylistyce - ale trzeba być przygotowanym na to, że od czasu do czasu dominującym kolorem będzie głęboka czerwień. W scenach akcji tryska krew, pociski powodują rany wylotowe, a urwane kończyny można zbierać do kosza.

Jak na mój gust - można by spokojnie zredukować te krwawe fajerwerki o 30% i serial nic by stracił; nadal jasne byłoby, że odgrywanie superbohatera zgodne z prawami fizyki i pozorami realizmu to nie wyłącznie fun and games. Nie żebym był bardzo wrażliwym chłopcem - nie takie rzeczy już widziałem - ale siedząc na kanapie i oglądając, jak Omni-Man miażdży komuś dłońmi głowę niczym w imadle myślałem raczej, hmm, 17-year-old kids would probably think it's so cool and edgy; dla mnie sceny takie nie mają już bardzo shock value - a kiedy nie mają shock value, po już przy pierwszym powtórzeniu robią się kinda pointless. W ogóle w pierwszych odcinkach czułem drobny przesyt scenami akcji; mam wrażenie, że realizatorzy byli nieco zachłyśnięci możliwościami, jakie daje animacja.

Pani z "1" na piersi to Dupli-Kate, lokalna odpowiedź na Triplicate Girl - tyle tylko, że jej liczne klony giną krwawo na prawo i lewo

Ano właśnie! Animacja, ponieważ serial jest zrealizowany jako kreskówka dla dorosłych - i to, co ciekawe, w klasycznym serialowym czterdziestominutowym formacie. Moim zdaniem to świetna decyzja - nieco łatwiej w końcu przedstawić inwazję z innego wymiaru, lot w kosmos czy sekwencję zniszczenia planety, gdy nie wymaga to pakowania milionów w przekonujące efekty komputerowe. Możecie więc liczyć tutaj na high concept, efektowne sekwencje akcji oraz barwne postacie o wizualnie ciekawych mocach i tożsamościach. Klatki serialu wyglądają dosłownie jak ożywione kadry komiksu - i często dokładnie tak zresztą jest!

Pod kątem aktorstwa głosowego Invincible to zdecydowanie pierwsza liga; seria zebrała wianuszek dobrze dobranej i doświadczonej obsady, i chyba żadna postać nie brzmiała dla mnie nieprzekonująco. Może w tym też być zasługa wzorowania rysunków postaci na aktorach i aktorkach podkładających głosy; niby detal, ale uroczy. Czułem jednak w stronie audio jeden mankament: reżyseria dźwięku pozostawia moim zdaniem trochę do życzenia. Trudno było mi oglądać ten serial na jednej głośności - dialogi są czasem mamrotane, za to krzyki i eksplozje w sekwencjach akcji podkręcone są na tyle, ile fabryka dała.    

Ekranowa wersja Invincible to póki co jedna z najwierniejszych adaptacji komiksu. To nie adaptacja postaci i jej mitologii - taka Batwoman, na przykład, może inspirować się wątkami komiksowymi, ale wiele intryg i postaci pisanych jest dla potrzeb telewizji od zera; Invincible w miarę wiernie adaptuje wprost swoją serię komiksową, praktycznie zeszyt po zeszycie. Pewne zmiany są widoczne - autor zaczynał pisać komiks w 2003, prawie dwadzieścia lat temu - ale są to zmiany moim zdaniem na lepsze, związane głównie z rozbudowaniem ról niektórych postaci drugoplanowych czy zmianą rytmu intrygi na ciekawszy. Pomyślcie o tym tak: nawet jeśli Avengersi adaptują na kinowy ekran historię z Thanosem, to i tak jest to luźna wariacja na temat; nawet jeśli serialowy Flash bierze komiksowy wątek z różnymi forces, to znów jest to tylko pożyczenie bazowych klocków i zbudowanie historii po swojemu. Invincible dosłownie traktuje momentami materiał źródłowy jako storyboard - dokłada animację, głosy, muzykę... i działa to bardzo dobrze. Nie mówię, że taki powinien być standard - bardzo doceniam kreatywną adaptację i nowatorskie interpretacje postaci czy fabuł - ale tu macie okazję obcować z podejściem przeciwnym; niemal nie adaptacją, a wręcz transpozycją na inne medium.

Wiem, że z opisu można odnieść wrażenie, że serial jedzie na shock value, mówieniu fuck (that's how you can tell it's for adults!) i krwawej akcji. No i do pewnego stopnia tak jest - ale pomyślcie, że to wszystko elementy obliczone na ściągnięcie przed ekrany kids & teenagers; zakazany owoc i tak dalej. Ważne jednak, że i dorosły odbiorca znajdzie w Invincible rzeczy dla siebie - piętrzące się intrygi, sympatyczne postacie i świetnie zrealizowaną stronę techniczną.

Give it a try; maybe you'll like it. Ja na pewno wrócę na resztę sezonu!

I wiecie, co było dla mnie najbardziej szokujące z całego arsenału Invincible? Zorientowanie się, że komiks, który postrzegałem zawsze jako very much a contemporary thing zaczął wychodzić niemal dwadzieścia lat temu. Może to jest ta shock value dla dorosłych ludzi?

Dobrze rozegrane, Invincible. Dobrze rozegrane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz