Zeszłotygodniowe proroctwo głosiło, że zobaczycie na blogu moje wrażenia po Generation X - dziś czas spełnić te groźb obietnice!
![]() |
Wrażenie pierwsze: okładki Terry'ego i Rachel Dodsonów doskonale pasują mi do X-books! |
Na początek - rys historyczny! Oryginalna Generation X to seria z 1994 autorstwa Scotta Lobdella, dosyć droga memu sercu. Opowiadała ona o grupie młodych mutantów z Jubilee na czele; wśród innych wiodących postaci pojawiała się zrzucająca skórę jak jaszczurka Husk czy Chamber, wiecznie owinięty w szal mutant, któremu manifestacja mocy zniszczyła żuchwę. Nie była to X-Menowska pierwsza liga, ale na tym właśnie polegał ich urok - they were kids, they were awkward, they were trying to find themselves.
![]() |
"Please, Lee -- not another "When I was with the X-Men" parable!" |
Nie chcę tu uderzać w przesadnie wysokie tony, ale komiksowe serie w rodzaju oryginalnej Generation X czy New Mutants pomogły mi podjąć decyzję o zostaniu nauczycielem. Zostałbym nim pewnie tak czy inaczej - nauczanie to coś, co naprawdę lubię - ale czytanie o nastoletnich mutantach, ich problemach, relacjach i dylematach na pewno popchnęło mnie ku temu, by zawodowo pracować z podobnymi im beautiful teenage disasters... i postarać się pomagać im w miarę bezboleśnie - bo zupełnie przecież się nie da - przechodzić przez ten okres ich życia.
Lata później - nadal jestem z tego wyboru bardzo zadowolony.
Pamiętam, jak czytałem Generation X na studiach, w wieczornych przerwach od nauki: nogi na starym, zawalonym kserówkami biurku, światła na stancji pogaszone, włączona tylko nieduża lampka oraz bulgoczący zaparzacz z zieloną herbatą (stawiała mnie na nogi lepiej niż kawa). To były czasy! Nie dziwcie się więc, że mam do tego tytułu ogromny sentyment.
Gdy po szesnastu latach przerwy w wydawaniu Generation X wróciła na metaforyczne stojaki, nie mogłem więc odpuścić nowej interpretacji! Jej autorką jest Christina Strain, znana bardziej jako kolorystka; pracowała między innymi przy kolorach Runaways, innej klasycznej już teen book Marvela. Christina, urodzona w 1981, to już autorka-fanka kolejnego pokolenia - sama przyznawała w wywiadach, z jaką radością oglądała kreskówkę z lat '90 (mallrat Jubilee!) czy polowała na komiksowe klasyki Claremonta czy Lobdella.
Jesteśmy już więc - całkiem dosłownie - generację później: zarówno od strony twórców, jak i postaci. Dzieciaki z lat '90 - Jubilee, Husk, Chamber - są już dorosłymi: instruktorami i opiekunami kolejnego pokolenia. Aww, just like me! Chociaż seria skupia się więc głównie na nowej grupie nastoletnich mutantów, nasi starzy znajomi wciąż są w niej obecni:
![]() |
Husk stara się przekazać swoje doświadczenie kolejnemu pokoleniu - tu w jej gabinecie siedzi Bling, mutantka o diamentowej skórze! |
Energiczna Jubilee - ta sama, która w latach '90 zasuwała po centrach handlowych w ikonicznym żółtym płaszczu - ma już adoptowane dziecko... i jest wampirzycą. Że co?, zapytacie; no cóż, nie wińcie za to scenarzystki, gdyż Marvel zrobił z Jubilee wampirzycę już w roku 2010.
![]() |
...albo, inaczej opisując sprawę, w szczycie popularności książkowego i filmowego "Zmierzchu". Przypadek? ANI TROCHĘ |
Nie zdradzając za dużo - scenarzystka stara się odciągnąć Jubilee od tej "zmierzchowej" interpretacji; w 2017 był już na to czas najwyższy!
Zostawmy już jednak starą ekipę; całą ideą Generation X jest przecież zapewnienie miejsca do rozwoju nowej generation. Podejście Christiny Strain pokrywa się tu idealnie z moim własnym: the most fun thing you can do with an X-book is focusing on all the background kids! Swoje pięć minut dostają więc postacie takie Eye Boy, który posiada na całym ciele ponad pięćdziesiąt oczu (w tym jedno na języku!); Nature Girl, posiadaczka pięknego poroża i mocy komunikacji ze zwierzętami; Hindsight, który po dotknięciu kogoś potrafi błyskawicznie poznać cudzą historię i myśli.
Jak to jednak zwykle bywa: supermoce są symbolicznym przedłużeniem charakterów. Lin, Nature Girl, jest na tyle niechętna do komunikacji z rówieśnikami, że ci z początku uważają wręcz, że jest niema... ale ona, chociaż z czasem nieco się otwiera, is just not that much of a people person. Eye Boy i Bling mają masę problemów z poczuciem własnej wartości, zaś Hindsight chciałby zbliżyć się do chłopaka, na którym mu zależy... ale jego własne moce doskonale sabotują mu życie towarzysko-uczuciowe. Jak utrzymać grzeczne konwenanse, kiedy każde dotkniecie drugiej osoby kończy się stuprocentowo nieprzefiltrowanym spojrzeniem na samego siebie z cudzej perspektywy?
![]() |
"I'm so into him, but I can't touch him" to fajny callback do klasycznej relacji Rogue i Gambita! |
Dzieciaki są więc właśnie takie, jak dzieciaki w tym wieku być powinny. Czuć te buzujące hormony, to wieczne lawirowanie pomiędzy euforią i młodzieńczą deprechą; kiedy są w towarzystwie, woleliby być osobno, a kiedy są samotnie, nagle brakuje im kontaktu z innymi. Próbują zdecydować, jak powinna wyglądać ich przyszłość; odkrywają nowe aspekty swoich talentów, do czego - jak zwykle - metafora supermocy jest idealnie dopasowana.
![]() |
Eye Boy dorasta; jego oczy zaczynają widzieć dziwne rzeczy! |
Bardzo rozbawił mnie wywiad, w którym Christina Strain opisywała swoją koncepcję: no dobra, chcesz wziąć te dzieciaki tła, parafrazowała słowa redaktora, ale przydałyby się w tej serii jakieś marketingowo nośne postacie, żeby się jednak sprzedała! Christina wywalczyła kompromis: "rozpoznawalnymi postaciami" tej inkarnacji Generation X są, według niej... Jubilee oraz Quentin Quire, nastoletni telepata-buntownik. Nie Wolverine, nie Emma Frost, nie Cyclops; I just have to admire the chutzpah!
![]() |
Quentin Quire, jak zwykle, is a delightful little $#@% |
Ale Generation X to nie tylko teen angst i metafory dorastania; jest tu też miejsce i na akcję, i na humor. Jeśli nastoletnie życie uczuciowe jest super awkward, to dołóżcie do tego lekcje edukacji seksualnej z Doopem:
![]() |
Trochę przypał, że łatwiej mi chyba czytać Doop-speak niż cyrylicę, but well, here we are! "Truth is, everybody's different" - nastoletnie X-books zawsze żyły tą metaforą! |
Czy jest to więc idealna wersja Generation X na nowe czasy? Chociaż charakteryzacja i skupienie na background kids bardzo mi się podobają, to mam jednak parę zastrzeżeń. Po pierwsze...
![]() |
"Instructors got lives, too. I guess." |
...nie do końca kupuję stronę wizualną. Amilcar Pinna nieźle radzi sobie z kompozycją oraz sylwetkami, ale w niektórych zbliżeniach twarze wydawały się dziwaczne - jakby pojawiał się jakiś problem z perspektywą i rozmiarem oczu czy ust. Potrafiło wyrwać mnie to na chwilę z narracji; z jakiegoś powodu było to też najbardziej widoczne przy postaciach o azjatyckich korzeniach, jak widoczni powyżej Nathaniel i Jubilee - może więc jest to kwestia oddania innego kształtu oczu i mimiki? Trudno mi ocenić, ale czułem, że there was something off with some of those close-ups. I drobniejsza uwaga, ale z jakiegoś powodu Amilcar rysuje Bling nieco jak... Barta Simpsona. Spójrzcie jak wygląda na jednym kadrów wcześniej, gdy siedzi w gabinecie Husk! Oh, hi Bart, przemknęło mi przez głowę w trakcie czytania... i ponownie jest to drobiazg, ale wyciąga na moment z toku narracji. Dla porównania - Bling wcale nie musi mieć głowy jak Bart; spójrzcie na okładkę autorstwa Dodsonów!
![]() |
THOUGHT BALLOONS |
Inną nietypową decyzją było okazjonalne stosowanie przez scenarzystkę thought balloons, dymków z myślami postaci. Współcześnie są one raczej rzadko wykorzystywane; ich rolę, szczególnie w przypadku wewnętrznych monologów, przejęły mniej burzące kompozycję ramki narracyjne. Dla uczciwości - thought balloons bywają używane w X-books jako kolejna warstwa dialogu, gdyż przy takim zagęszczaniu telepatów i telepatek na metr kwadratowy trudno, by było inaczej! Pojawia się więc dodatkowa towarzyska niezręczność, gdy Quentin Quire (w innym tytule) myśli przy koleżance oh man, I gotta score with her!, a ona patrzy się na niego wyczerpana i przekazuje spojrzeniem koleś, słyszę twoje myśli, chociaż naprawdę wolałabym nie. Rzecz jednak w tym, że Christina Strain wykorzystuje te thought balloons kompletnie w starym stylu - sprawiają wręcz wrażenie, jakby zostały doklejone w procesie edytorskim; ot tak, by dorzucić odrobinę tła postaci dla niezorientowanych. Podobnie jak z moimi zastrzeżeniami co do kreski - nie są to rzeczy duże, ale wybrzmiewają jednak fałszywie w bardzo przyjemnej pod innymi względami melodii.
![]() |
Come on, look at how cute those kids are! |
Nowa wersja Generation X nie jest więc pozbawiona wad - ale i tak przyniosła mi sporo radości! Przede wszystkim czułem, że znów czytam Generation X - owszem, nowej scenarzystki, ale zdecydowanie rozumiejącej, co stanowi o atrakcyjności tego konceptu. Skupienie się na dzieciakach, które w innych tytułach robiły za tło lub jednorazowy gag, rozbudowanie ich charakterów i relacji, pokombinowanie nad tym, o co właściwie chodzi w ich postaciach; chyba zawsze będę się łapał na takie założenie! Myślę również, że postacie z drugiej lub trzeciej ligi wręcz z definicji mają więcej pola do wzrostu - oraz więcej potencjału do opowiadania nowych, ciekawych historii z nimi w rolach głównych.
No dobrze, powrót Generation X obarczony jest jeszcze jednym problemem - to tylko dwanaście numerów. Za to winić można już wyłącznie wydawnicze praktyki Marvela; seria musiała zostać ucięta z racji na standardowe worldshaking, status quo changing events, które przetaczają się cyklicznie przez to uniwersum. Kiedy więc akurat zaangażujemy się emocjonalnie w losy tych dzieciaków, kiedy poznamy je trochę głębiej... seria zwyczajnie dobiega końca. Owszem, dobiega końca w sposób zaplanowany, bez irytującego cliffhangera na końcu, ale chętnie spędziłbym z nowym pokoleniem X więcej czasu. Zostaje jednak liczyć na to, że - jak to w superbohaterskich narracjach bywa - powrócą jeszcze nieraz!
![]() |
'Nuff said, Nature Girl! |
Generation X stanowi interesujący przykład jeszcze jednej siły komiksu: to narracja, która dosłownie toczy się przez dekady; przez te tytułowe generacje. Komiksowy czas płynie w tajemniczy sposób, ale jednak taka Jubilee dojrzewa razem ze mną - kiedyś oboje byliśmy annoying little $#@%$; teraz, dekady później, oboje jako dorośli spełniamy się w pracy z kolejnym pokoleniem.
There is something heartwarming about that.
(...now we're both annoying BIG $#@%$!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz