Pisałem już kiedyś, że komiksy Toma Kinga są często w tej love it or hate it category - i dziś chyba po raz pierwszy mogę uczciwie napisać, że spod jego pióra wyszło coś, co autentycznie kocham. Czy to markowy dla tego autora kryminał noir? A może kolejna analiza postaci nękanej depresją lub PTSD? Oh no, no no no; it's...
![]() |
Podtytuł jest wariacją na temat klasycznego epitetu Supermana, "Man of Tomorrow"; no i dobra, jest tam odrobina PTSD - inaczej nie byłby to chyba komiks Toma Kinga! |
I powiedzmy od razu - historia w Supergirl: Woman of Tomorrow podobałaby mi się tak czy inaczej, ale to strona wizualna katapultuje komiks do rangi utterly lovable. Odpowiada za nią wywodzący się z Brazylii duet - rysowniczka Bilquis Evely (znana mi do tej pory wyłącznie z krótkich sekwencji w DC Comics: Bombshells) oraz kolorysta Matheus Lopes. Wspólnymi siłami tworzą oni jedne z najbardziej obcych - ale i najpiękniejszych - kosmicznych krajobrazów, które widziałem w komiksach od dawna! Lecz wędrówka po peryferyjnych planetach galaktyki to nie wszystko; there are also space dragons and pirates, there is magic, jest konny galop poza granice rzeczywistości.
Hen, na peryferiach galaktyki rozgrywa się historia jakich wiele: jakiś niegodziwiec zabija spokojnego farmera. Córka zamordowanego łaknie sprawiedliwości i/lub zemsty; zabiera więc elegancki miecz - który morderca z niewiadomego powodu zostawił w piersi jej ojca - i próbuje wynająć łowcę nagród, obiecując tę właśnie klingę w nagrodę.
Ale Ruthye, nasza młoda bohaterka, zostaje wyśmiana w lokalnej spelunie - a byłoby jeszcze gorzej, gdyby w jej obronie nie stanęła pijąca przy jednym ze stolików blondynka. Otóż widzicie, Supergirl - Kara Zor-El - świętowała właśnie swoje dwudzieste pierwsze urodziny; z tej okazji wybrała się na absolutne zadupie na końcu wszechświata, na jedną z planet oświetlanych czerwonym słońcem, by w pełni legalnie móc się spokojnie upić. Hey, it's legal - she's 21 now! Oczywiście, wywiązuje się barowa zadyma; oczywiście, pozornie wiotka blondynka nawet pod czerwonym słońcem wyciera lokalnym gburem podłogę. Czy Ruthye mogłaby przepuścić taką okazję? Kara nie chce plątać się w lokalne awantury, ale gdy poszukiwany morderca strzela do jej psa zatrutą strzałą i ucieka - it gets personal.
![]() |
Ciekawy detal - zwróćcie uwagę na zmianę perspektywy o 90° pomiędzy pierwszym a drugim panelem; sugeruje ona bardzo filmowy obrót kamery! |
Pamiętacie western True Grit, w którym czternastolatka za ostatnie pieniądze wynajmuje zgorzkniałego łowcę nagród i rusza z nim na szlak? This is basically the same setup, chociaż Kara Zor-El to oczywiście nie do końca brodaty Jeff Bridges:
![]() |
W wersji filmu z 2010 - tej braci Coen - rolę młodej Mattie grała... Hailee Steinfeld, późniejsza Kate Bishop! |
Still, it's very much a frontier story, choć frontier tą nie jest amerykański Stary Zachód, a bezdroża galaktyki; Ruthye i Kara wędrują w pogoni za bandytą od miasteczka do miasteczka od planety do planety, wszędzie znajdując nowe przygody i problemy. Wszystkiemu dodaje smaczku fakt, że Supergirl jest osłabiona wakacjami pod czerwonym słońcem - może zostać zraniona, a dystans między gwiazdami musi pokonywać jak wszyscy inni: statkiem. But, even hurt and bloodied, she's still a force to be reckoned with:
Don't you even know who I am? I'm Supergirl. Do you think I give a $#%% about swords and arrows? brzmi powierzchownie jak echo tej tysiąckrotnie wyśmiewanej kwestii autorstwa Franka Millera...
![]() |
...ale kontekst w Supergirl sprawia ogromną różnicę! Batman powyżej pisany był bez samoświadomości, jakby absurdalna deklaracja ta była naprawdę cool & macho. |
Kara, dla odmiany, jest osłabiona pod obcym słońcem; ma przekrwione oczy, jest obolała, jest na kacu. A tymczasem - ktoś strzela do niej z łuku; ktoś właśnie postrzelił jej psa. Krótko mówiąc, nasza bohaterka jest at her most vulnerable here pod więcej niż tylko fizycznym względem: to zapowiedź tego, że nawet posągowej Kryptoniance mogą czasem puścić nerwy. Spora część serii bawi się tym napięciem - czy cokolwiek będzie w stanie popchnąć Karę jeszcze dalej? Czy byłaby gotowa, zgodnie z błaganiami Ruthye, odebrać komukolwiek życie - nawet poszukiwanemu mordercy?
Well, not to spoil anything - but it's a Supergirl story, after all. It's all about hope and kindness:
![]() |
To jeden z pierwszych momentów, kiedy Kara wraca do formy: dużo ważniejsze niż kosmiczne boje będzie nauczenie dziewczyny z zapadłej farmy, czym jest mycie rąk. |
Sama Ruthye, jak dla mnie, is a delight. Nie ukrywajmy, jej charakteryzacja to pewnie kolejny z tych love it or hate it momentów Toma Kinga; nawiązuje on do tego westernowego archetypu "dobrze ułożonej dziewczyny z farmy"... i pisze ją na granicy świadomej autoparodii. Nie jest żadną tajemnicą, że King ma tendencję to używania five-dollar words tam, gdzie naturalniej byłoby zastosować coś przyziemnego. Albo inaczej: Tom King nie ma "zwyczaju" czy "tendencji"; on "utylizuje niezaprzeczalnie idiosynkratyczną stylistykę".
So anyways, w Supergirl: Woman of Tomorrow Tom King przekuwa tę swoją idiosynkratyczną stylistykę w autentycznie zabawny głos postaci. Spójrzcie tylko, jak ta uprzejma dziewczyna z farmy próbuje wywalczyć sobie nieco miejsca w tanim kosmicznym liniowcu:
![]() |
Czuję, że to Tom King śmiejący się sam z siebie i kanalizujący swoje językowe tiki w jedną zabawną postać! |
Każdy kolejny obcy świat ma swoją charakterystyczną paletę barw, co doskonale buduje nastrój kosmicznej odysei:
![]() |
Tzw. establishing splash pages są wykorzystane po mistrzowsku |
Nieprzypadkowo przeszedłem tu od westernu do odysei - gdyż im dalej idziemy, tym bardziej mitycznych znamion nabiera cała podróż. To mocne pochwały, ale widzę w Supergirl: Woman of Tomorrow pewne odbicie narracyjnej struktury słynnego komiksu All Star Superman Granta Morrisona i Franka Quitely'ego. Morrison i Quitely w swoim dwunastozeszytowym klasyku świadomie czerpali ze struktury dwunastu prac Herkulesa; podobnie tutaj, każda planeta będzie dla naszej Maid of Might nowym otoczeniem, nowym dylematem, nowym wyzwaniem.
![]() |
Przychodzą mi do głowy słowa Alana Moore'a z Toma Stronga: "let's see how mythic we can be"! Moore czy Morrison doskonale rozumieją rolę superbohatera jako mitu - a Supergirl: Woman of Tomorrow zaczyna mnie przekonywać, że i Tom King ma na tym polu coś do powiedzenia. |
King zrobił na mnie wrażenie jeszcze jednym - bardzo ładnie oddaje hołd bogatej historii Kary Zor-El. Supergirl: Woman of Tomorrow to pod wieloma względami kompilacja best of (czy może "All Star", wink wink, nudge nudge?) sześćdziesięciu lat jej przygód. Szalone i nieprzewidywalne działanie czerwonego kryptonitu; Comet, młodzieniec zaklęty w konia; ba, mamy nawet detal związany z członkostwem Kary w moim ukochanym Legionie Superbohaterów! Spójrzcie na narrację splash page powyżej; Supergirl została właśnie rzucona w nieznane... za sprawą użytej przez łotra Mordru Globe!
Czy Tom King oddaje uniwersalny obraz Supergirl? Nie, gdyż jest to właściwie niemożliwe. Kara z lat '60 - kiedy stworzono ją dosłownie po to, by opchnąć przygody Superboya dziewczętom i często wręcz dublowano całe fabuły między magazynami - to inna postać niż Kara z Crisis on Infinite Earths z lat '80; jeszcze innymi postaciami będą Kara z serialowego Arrowverse czy Kara z animowanych DC Super Hero Girls. Bohatera Supergirl: Woman of Tomorrow nie jest żadną z nich - ale i jest zarazem wszystkimi; Tom King stara się stworzyć alchemiczny kompozyt. Moim zdaniem, udaje mu się to doskonale - otrzymujemy złożony i angażujący portret Supergirl na nową erę.
Rzadko mi się zdarza, ale zgadzam się tu z praktycznie wszystkimi kreatywnymi decyzjami Toma Kinga, który sprawnie oddaje wiodący paradoks postaci - Kara jest zarazem młodsza i starsza niż Superman. Młodsza, gdyż za sprawą zawiłości podróży kosmicznych dotarła na Ziemię jako dziewczyna, podczas gdy Clark był już dorosłym mężczyzną i uznanym bohaterem. Starsza...
![]() |
"Krypton did not die in a day. The gods are not that kind." |
...gdyż w momencie zagłady rodzimej planety była już nastolatką. Choć Superman szczyci się dumnym tytułem The Last Son of Krypton, apokalipsa rodzimej planety zawsze była dla niego historyczną abstrakcją; jego pierwsze wspomnienia pochodzą z rolniczego Kansas, gdzie dorastał pod kochającą opieką przybranych rodziców.
Kara - jako czternastolatka - grzebała zmarłych. Była świadkinią śmierci na niewyobrażalną skalę. Nie została z miejsca wysłana na Ziemię jak jej kuzyn-noworodek Kal-El; Kara, wraz z bliskimi, walczyła o uratowanie swojej planety. And then she failed, and then they all failed; but she was still trying - even if she was the last person to do so.
Przypomina to nieco ten bot mot na temat Ginger Rogers - tanecznej partnerki sławnego Freda Astaire'a... która robiła wszystko to, co Fred - but backwards and in high heels. Tak samo Kara robi wszystko to, co Kal... ale w spódniczce i z traumą ocalałej. But the point is, she doesn't get broken by that trauma. It wasn't okay in her past, and it may not be okay right now...
...but it's going to be okay.
![]() |
"Wszystko będzie dobrze" to fraza często cynicznie wyśmiewana... zaś integralną częścią postaci Supergirl jest pomóc nam odrzucić ten cynizm. |
Wszystkie te paradoksy znajdują miejsce na stronach Supergirl: Woman of Tomorrow. Kara jest młodsza i starsza niż Superman; jest silniejsza i słabsza od swojego kuzyna, jest od niego bardziej i mniej doświadczona. Krótko mówiąc, jest wiarygodna jako kosmiczna bogini nadziei - ale też jako skacowana dwudziestolatka z przekrwionymi oczami, która łapie klingę miecza zakrwawioną dłonią i mruczy ja pie$^%&$ chłopie, nie wiesz chyba z kim tańczysz.
Czego więc Kara nauczy szukającej zemsty młodej Ruthye? Czego sama nauczy się od niej? Myślę, że warto sprawdzić - szczególnie, że historia podana jest w tak pięknej oprawie.
Ogromną częścią atrakcyjności rysunków Bilquis Evely jest ich bardzo świadoma, ludzka niedoskonałość. Spójrzcie na przykład na scenę - zainspirowaną, podejrzewam, podobną w filmie Superman Returns z 2006 - w której Kara zostaje postrzelona w oko... i nawet nie mrugnie:
![]() |
Jestem nieco zaskoczony, że sprawia mi to aż taką różnicę - ale pozornie niedbałe, szkicowe tło powyżej odbieram zupełnie inaczej niż komputerowo nałożony gradient! |
Mam świadomość, że pewna szkicowość kreski i okazjonalne wrażenie niekompletności to zamierzony manewr - ale bardzo, bardzo mi się podoba. Decyzja ta oddala rysunki w Supergirl: Woman of Tomorrow od nudnawego ilustracyjnego house style - niemal identycznego w połowie magazynów wydawnictwa - czy komputerowo obrabianego aż do maksymalnej gładkości corporate art, który regularnie oglądam na przykład na kartach Magic: the Gathering. Mamy tu oczywiście kolejny dylemat - kiedy algorytmy wizualnych AI nauczą się celowo kopiować urocze ludzkie niedoskonałości? - ale póki co doceńmy jak najmocniej to szybkie, nieco ekspresyjne cieniowanie.
Żeby nie było całkowicie różowo - miewałem drobne zastrzeżenia do strony wizualnej. W jednej z otwierających serię sekwencji widzimy Supergirl w barowej bijatyce:
![]() |
Czy umiecie powiedzieć, co właściwie się tu dzieje? |
Panel 1: the guy attacks, Supergirl ducks. Panel 2: ??????. Panel 3: gość ląduje plecami na stole; najwyraźniej Kara nim rzuciła. Sekwencja ta byłaby klarowniejsza bez drugiego panelu... ale może czegoś nie dostrzegam? W każdym razie - zawirowanie to zwróciło moją uwagę chyba dlatego, że cała reszta była tak dobra. Ba, strona wizualna jest naprawdę integralna dla fabuły oraz przesłania całości i zasługuje na pełną uwagę; widywałem opinie osób, którym (ciepłe, filozoficzne i lekko humorystyczne) zakończenie wydało się pesymistyczne i cyniczne, na co mogę tylko odpowiedzieć - ktoś czytał chyba jednym okiem. Nie chcę spoilerować, ale jeśli będziecie mieć okazję - zanalizujcie ruchy sylwetek oraz słońca na ostatniej stronie.. a potem porównajcie ją z pierwszą stroną pierwszego numeru!
Przyznam, że podchodziłem do tego komiksu sceptycznie. Przeczytane w zeszłym roku fragmenty pierwszego numeru zrobiły na mnie średnie wrażenie - oh, Supergirl is drinking, puking and fighting dudes in a bar now, how edgy - ale z każdym kolejnym zeszytem dawałem się głębiej i głębiej wciągnąć w narrację Kinga. Tym razem stoję więc po przeciwnej stronie niż zwykle; gdy King święcił triumfy i zbierał owacje za serie Vision czy Mister Miracle, ja drapałem się po głowie i myślałem well, I get it, but I don't really love it.
This one I do love.
![]() |
"Then there was Supergirl. Then everything was peaceful once again." |
I na koniec: Supergirl: Woman of Tomorrow to komiks, który jest komfortowo samowystarczalny i oderwany od klasycznej continuity - rozgrywa się na tym wspomnianym kosmicznym pograniczu and maybe it's canon, maybe not, who cares honestly. Do cieszenia się nim nie trzeba wcale wiedzieć, kim był Mordru ani jak działa czerwony kryptonit - z przyjemnością postawię więc na tym tomie pieczęć rekomendowanego punktu wejścia! Jeśli choć pobieżnie interesuje was postać Supergirl - trudno współcześnie, moim zdaniem, o lepszą rekomendację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz