niedziela, 20 listopada 2022

Panele na niedzielę: Silver Age: finał sezonu!

Nie, to jeszcze nie ostatni wpis o Tytanach w Silver Age - ale, słowami Doktora Strange'a,  we're in the endgame now! Przed nami numer niesamowity pod wieloma względami: okoliczności powstania, zaangażowanych autorów, odbicia zmian społecznych końca lat sześćdziesiątych... Ale - jak zwykle - co wam tu będę smęcił; wskakujmy do akcji! Historia: Titans Fit the Battle of Jericho; autor: Neal Adams (OR IS HE?); data: marzec-kwiecień 1969!

Okładkę narysował Nick Cardy - przyjrzyjcie się jej dobrze, bo wrócimy do niej później w tym wpisie!

Zacznijmy od samego tytułu, bo już on jest naładowany rasowo! Stanowi on trawestację Joshua Fit the Battle of Jericho, klasyka czarnej muzyki gospel/spiritual ("fit" to tradycyjna dialektowa alternatywa wobec "fought"). Oto najsłynniejsze chyba jego wykonanie autorstwa Mahalii Jackson, królowej muzyki gospel z lat '50:

Tutaj (nie ma niestety możliwości osadzenia) możemy obejrzeć Mahalię Jackson w 1957, występującą w Nat 'King' Cole Show, jednym z pierwszych variety shows z czarnym prowadzącym (chyba zbyt progresywnym jak na swoje czasy; dość szybko zeszło z anteny przez problemy ze sponsorami). W latach '60 Mahalia porywała tłumy na wiecach Martina Luthera Kinga:

Krótko mówiąc, ...Fit the Battle of Jericho to nie był tytuł przypadkowy; to nie był tytuł to be taken lightly. Dobra, mamy już nieco tła kulturowego; możemy zaczynać! Co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych? Otóż do siedziby Tytanów włamuje się zamaskowany mistrz subtelności i techniki:

"Sophisticated equipment is brought into play..." "...with the stealth of a cat..."

Nieznany włamywacz, korzystając z gadżetów, wywabia Tytanów gdzieś na manowce i wskakuje do samego serca ich siedziby:

Pełna maska i strój nie odsłaniający ani kawałeczka skóry!

Czujecie już nadchodzący big reveal? Ale nim do niego dojdzie, nacieszmy się jeszcze popisami nowego bohatera! Joshua, jak wspomniałem, wywodzi Tytanów w pole: 

System luster pozwalający na obejście laserowych czujników - faktycznie, od razu przypomina się diaboliczny złodziej Le Blanc z wcześniejszej historii Marva Wolfmana i Lena Weina!

W końcu jednak Tytani słyszą podejrzane dźwięki z sali spotkań i biegną na miejsce... ale Joshua jest nie tylko chytry, ale i trudny do pokonania w starciu bezpośrednim!

Przywodzący na myśl ducha biały kostium; czy nie byłoby dobrym kontrastem, gdyby skóra noszącej go osoby była...?

Będzie to nieco ahistoryczne skojarzenie, ale w amerykańskim komiksie obecny jest interesujący topos czarnego bohatera posługującego się elektrycznymi mocami. Mówię o ahistoryczności, gdyż dziś omawiamy historię z 1969 - zaś trend ten na dobre pojawił się w 1977 wraz z postacią Black Lightning: 

Trochę więcej o istotnej roli tej postaci pisałem przy okazji tekstu o The Other History of the DC Universe

Jefferson Pierce - Black Lightning - był jedną z kluczowych postaci dla reprezentacji czarnych w komiksie: co prawda późniejszy niż Black Panther czy Luke Cage, ale zarazem unikający już wpadania w charakterologiczne pułapki poprzedników (a konkretnie stereotypów, odpowiednio, magicznej Afryki oraz zbira o złotym sercu). Dziś jednak najciekawsze będzie, że Black Lightning zaczął szybko rozmnażać się przez pączkowanie! Otóż jego twórca, Tony Isabella, nie był przekonany do umieszczania go w popularnej kreskówce dla dzieci Superfriends... ale że wydawnictwo chciało mieć w niej czarnego bohatera, powołano do życia nową postać imieniem Black Vulcan:

Black Vulcan był dosyć czytelnym szyfrem: czarny mężczyzna, elektryczne moce, nawet kostium podobny do Jeffersona Pierce'a!

Do podobnej sytuacji doszło lata później, kiedy Dwayne McDuffie (więcej o tym autorze pisałem przy okazji jego cudownej humorystycznej serii Damage Control) tworzył popularny serial animowany Static Shock. Nie dość, że tytułowy Static to czarny nastolatek o elektrycznych mocach, to do tego pojawił się tam kolejny władający prądem czarny bohater, niejaki Soul Power:

Soul Power jako bohater-emeryt oraz w wersji retro - w swoich latach świetności!

Static nie zaczynał jako bohater DC (stanowił jedną z gwiazd wydawnictwa Milestone, które DC później wchłonęło) - czuć było więc, że zarówno on sam, jak i Soul Power stanowią na różne sposoby hołd wobec Black Lightning. A w najbardziej współczesnej interpretacji Legionu Superbohaterów...

...Lightning Lad - tradycyjnie wyglądający jak rudy Archie Andrews - również zdryfował w stronę bycia czarnym! Nawet jego kostium jest jak zdjęty z Jeffersona Pierce'a.

A równolegle: Len Wein - autor, którego widzieliśmy już na łamach Tytanów - stworzył w 1975 postać Storm, czarnej mutantki władającej błyskawicami (i pogodą ogółem, ale błyskawice to jednak jej główna bojowa moc). Jaki z tego wniosek? Ano chyba taki, że Black Lightning okazał się postacią na tyle kulturotwórczą, że doczekał się grona kopii, naśladowców oraz hołdów - i nieco przypadkowo dał początek nowego komiksowemu archetypowi! 

Ale wróćmy już do Tytanów; po co właściwie Joshua szuka ich pomocy? I'm attempting to keep a group of normally nice kids out of trouble, mówi; młodzież ta jest zmanipulowana przez grupę brutalnych byłych skazańców, którzy karmią ich nienawiścią. Now they won't listen to anyone who's older than age twenty-one!

Młodzieżowy gang! Demonstracja przez posterunkiem policji! "Brother"!

Tytani decydują się pomóc; Joshua dziękuje, po czym - kilkoma kliknięciami elektronicznych gadżetów - wyłącza zabezpieczenia siedziby drużyny i wzywa swój cool car (który naprawdę jest pretty cool; Batmobile got nothing on it). Na miejscu demonstracji Tytanom przypada zadanie uspokojenia nastrojów, zaś Joshua rusza przechwycić wiadomość od tajemniczego prowodyra znanego jako Fat Cat:

Lepsze ujęcie samochodu później, obiecuję

Akt drugi rozpoczynamy w kryjówce Joshuy:

wait what

Jak to? Po wszystkich tych sugestiach... Joshua nie jest czarny? Nie jest - ale miał być! Oryginalnymi autorami tej historii byli Marv Wolfman oraz Len Wein, którzy wcześniej dali nam na łamach Tytanów fabułę o porozumieniu między zwaśnionymi narodami. Tutaj duet Wolfman & Wein spróbował pójść jeszcze dalej i wkroczyć na grząski grunt problematyki równości rasowej w Stanach! Oto kilka paneli z ich oryginalnej wersji fabuły: 

Efektowne zdjęcie maski, problematyka rasowa - fabuła wyraźnie do tego dążyła! Porównajcie też przemowę czarnego bohatera z wezwaniem do ludzkiej jedności obecnym we wcześniejszym zeszycie tych samych autorów; czuć styl Wolfmana i Weina!

Szum w biurze związany z tą (bardzo odważną jak na 1969) historią był taki, że sprawa oparła się aż o same szczyty wydawnictwa! Legendarny redaktor Carmine Infantino (w latach swojej kreatywnej świetności: współtwórca oryginalnej Black Canary i Barry'ego Allena, Flasha) wystraszył się kontrowersji i nie puścił scenariusza do druku; by pomóc w uratowaniu sytuacji, do akcji wkroczył inny młody utalentowany z tego okresu - Neal Adams - i zaproponował alternatywną fabułę. A że alternatywna historia równała się nowym rysunkom, oryginalne grafiki Nicka Cardy'ego poszły do archiwum... a Adams musiał w ekspresowym tempie narysować od nowa cały zeszyt. Jeśli więc strona wizualna w dzisiejszym numerze wyda wam się miejscami pośpieszna - wiecie już, dlaczego!

Cała historia przypomina o rok wcześniejsze zamieszanie z Shadow Lass na kartach Legionu: ona również miała być czarna, ale pomysł został zduszony przez redakcję. Widzicie jednak, jak scenarzyści próbowali w tym okresie - w różnych magazynach i na różnych frontach - popchnąć do przodu społeczne standardy! I ciekawostka co do okładki: jest ona pozostałością po oryginalnej wersji numeru z rysunkami Nicka Cardy'ego; chociaż kolorowanie ukrywa odcień skóry napastników, przyjrzyjcie się dobrze - szczególnie wargi i nosy sugerują, że mamy do czynienia z gangiem czarnej młodzieży.

Len Wein oraz Marv Wolfman dostali po tym wydarzeniu etykietkę młodych, zdolnych, ale radykalnie postępowych; krótkoterminowo oznaczało to lekką posuchę w liczbie zleceń, ale na dłuższą metę stanowiło wręcz artystyczną oznakę honoru. Gdy przez Stany przetaczały się zmiany obyczajowe i społeczne, Wein i Wolfman mogli z dumą mówić i co, widzicie? Happy endem jest oczywiście to, że Marv Wolfman stworzył później New Teen Titans, a Len Wein - All-New, All-Different X-Men; zróżnicowane drużyny, który przyćmiły swoją popularnością i rozpoznawalnością starsze inkarnacje... a do tego były wierne ideałom twórców - tym samym ideałom, które w 1969 uznano za zbyt progresywne na druk!

Wracając do samej fabuły: przywódcą grupy zbuntowanej młodzieży jest niejaki Chuck, który w oryginalnej wersji scenariusza miał na imię Mark i był bratem Joshuy (a Joshua nosił superbohaterski przydomek "Jericho" - tutaj Joshua to po prostu Joshua). Sytuacja okazuje się nie być aż tak zła...  

>GLUB< >SPUT<

Protestująca młodzież ma więc na szczęście dość rozsądku, by nie używać prawdziwej broni - ale i tak uznają Tytanów za sprzedajne pionki establishmentu i wywiązuje się awantura. Na szczęście czujny Joshua ratuje Tytanów przed rozsierdzonym tłumem:

Uh, these are some pornstar proportions on Wonder Girl - winię tu pośpiech Neala Adamsa!

Czas na obgadanie sytuacji:

Joshua, w starej superbohaterskiej tradycji, nie może jeszcze odpowiedzieć na wszystkie pytania - zeskakuje więc z dachu i tyle go widzieli!

Tymczasem przenosimy się do kryminalnej kryjówki mózgu całej operacji - Fat Cata, który wygląda trochę jak podstarzały beatnik. No i poważnie, chłopaki - zarzucacie Tytanom bycie pionkami establishmentu, a pracujecie dla kolesia nazywającego się Fat Cat? Ostatnio, swoją drogą, byłem zaskoczony zaadaptowaniem tego anglojęzycznego idiomu w polszczyźnie, gdy w rodzimym dyskursie politycznym pojawiło się wyzywanie od tłustych kotów.

"I think those Titans are forty-year-old midgets! They sound like old men!"

Fat Cat okazuje się być tylko menedżerem niższego szczebla; kim jest NG3? Kim jest the Leader? Już na następnej stronie przenosimy się do mrocznego pomieszczenia pełnego monitorów ("somewhere in Europe"); na jednym z nich pojawia się wąsaty regional leader NG3, który składa raport pochylonemu nad szachownicą (bo symbolizmu nigdy za wiele) Leaderowi. Code name: Fat Cat has just informed me that the Teen Titans (...) blundered into (...) operation Jericho!

THE TEEN TITANS MUST DIE!!

Na tym etapie jesteśmy już raczej twardo w zastępczej fabule Neala Adamsa: nie dostaliśmy niestety boundary pushing pomysłów Wolfmana i Weina, ale Adams również idzie w interesującym kierunku! Okazuje się, że Scorcher (motocyklista-bandyta) oraz doktor Larner (ten z historii o Honey Bun, maszynie śmierci) również byli agentami tajemniczej organizacji. Jest to oczywiście retcon grubymi nićmi szyty - obie te historie były wyraźnie pisane jako jednostrzałowe fabułki bez głębszych implikacji - ale doceniam śmiałość Adamsa!

Neal Adams czyni w ten sposób śmiały krok w stronę opuszczenia Silver Age. Czas na wielozeszytowe intrygi, czas na wzajemne wiązanie wszystkiego w twardą continuity; krótko mówiąc - czas już na lata siedemdziesiąte i Bronze Age. Pisząc o "finale sezonu" nieco żartuję, ale Neal Adams naprawdę będzie tu próbował zwieńczyć cały okres wydawniczy Tytanów!

Joshua po raz kolejny podsłuchuje swoim sprzętem rozmowę złoczyńców - lecz nim ostrzeże drużynę, przybiega do nich Chuck. Chłopak wydaje się mieć wyrzuty sumienia...

...ale Robin z miejsca wyczuwa pułpakę - i słusznie!

Nim ruszymy dalej - jeszcze jedna ciekawostka! Spójrzcie na Chucka powyżej; w oryginalnym scenariuszu był on bratem superbohatera o pseudonimie Jericho. Przejdźmy teraz do 1984, na łamy Tales of the Teen Titans #43, gdzie zadebiutuje...

Blond włoski! Różowo-niebieski strój ze złotymi dodatkami!

Jericho - syn Slade'a Wilsona - to również wyczuwalne echo pierwszych pomysłów Marva Wolfmana! Wcześniej widzieliśmy to już na przykładzie sowieckiego nastoletniego herosa Starfire, którego pseudonim został ponownie wykorzystany do nazwania księżniczki obcej planety; Wolfman był widać przywiązany do swoich pomysłów. I tak, większość pracy koncepcyjnej przy tworzeniu syna Deathstroke'a wykonał Gerge Pérez... ale związki z dzisiejszym numerem są niezaprzeczalne!

Tytani wpadają w pułapkę i standardowo kończą związani w jakiejś piwnicy:

"Monkey-in-the-middle" to nasza swojska zabawa w "głupiego Jasia"

Dlaczego Tytani nie zostali jeszcze zastrzeleni? Bo Fat Cat chce zaaranżować wszystko tak, by winą za morderstwo obarczyć Chucka. Otrzymujemy też wytłumaczenie natury operacji Jericho:

Na szczęście Joshua czuwa!

Operacja już jednak ruszyła - młodociany gang rozprowadza wybuchową farbę po ulicy! Bohaterska ekipa znów rusza do akcji, a my dowiadujemy się czegoś ważnego o Chucku:

Chuck i Joshua są braćmi - tak jak w oryginalnym scenariuszu Wolfmana i Weina. Patrzcie też na ten różowy super wóz; przeszklona kabina to wyraźna inspiracja ówczesnym Batmobilem!

A głośnik na dachu? Na cóż, trąby, mury Jerycha i tak dalej - wszystko to już za chwilę! Tytani docierają na miejsce zbyt późno; choć udaje im się powalić część gangu, guzik zagłady i tak zostaje wciśnięty:

Nick Cardy nie zostawił młodego Neala Adamsa kompletnie na lodzie - pomógł mu nakładając tusz i cieniowanie. Panel u góry to ciężkie cienie, które Cardy lubił w tym okresie!

To nie żadna substancja wybuchowa - tajemnicy the Leader rozegrał wszystkich jak dzieci, z niższymi szczeblami własnej organizacji włącznie! Zielona maź zaczyna tworzyć wibrujący, galaretowaty portal... i coś zaczyna przechodzić do naszego wymiaru! 

Splash page!

Nim bestia przedostanie się w pełni do naszego świata, Joshua odpala zamontowane na samochodzie działo dźwiękowe - które utwardza i kruszy galaretowatą substancję:

Tytani są tu trochę biernymi pasażerami cudzej historii, ale no dobra

Wchodzimy więc w fazę opadającego napięcia; Joshua tłumaczy, jak dowiedział się op operacji Jericho, Chuck wystraszony międzywymiarowym potworem przyrzeka już się dobrze zachowywać, takie tam. Ale skąd w ogóle w tej historii międzywymiarowy potwór? Czas na... powrót Strendżer Thingsów!

Tak jest, za wszystkim stoją zieloni obcy z innego wymiaru - wprowadzeni w historii The Dimensional Caper! Gigantyczne monstrum (które miało zostać oswobodzone z "ten thousand year prison") otrzymuje tu szałową nazwę "the Meroul Being".

Neal Adams naprawdę idzie tu na całego; jak tu nie podziwiać śmiałości i hucpy tego dwudziestokilkulatka! To już trzecia fabuła Boba Haneya, do której nawiązuje w tym zeszycie; ba, nie tylko nawiązuje, ale kontynuuje i robi z niej centralny konflikt!

A i to nie wszystko - zamiast klasycznego dla Silver Age zamknięcia fabuły wesołym dowcipem dostajemy groźny cliffhanger:

OH CRAP!

It's all coming together!

Finał sezonu na całego!

Ten numer to naprawdę jazda bez trzymanki! Planowane wprowadzenie czarnego bohatera i wszystkie zakulisowe redakcyjne manewry; zapowiedź postaci, która pojawi się w kolejnym ujęciu ponad dekadę później; i do tego wszystkiego Neal Adams, który dostał proste zadanie ugładzenia oraz ugrzecznienia historii - a wykorzystał okazję, by zrobić z niej początek własnego bombastycznego finału całej Silver Age Tytanów. It's on, everybody!

Poczekamy jednak odrobinę na The Citadel of Fear!,  gdyż za tydzień wracamy do dwójki naszych ulubionych ptasich ćwoków - Hawka i Dove! Oni też muszą przecież dostać swoje wprowadzenie do finałowego crossovera. Spoiler: nie obiecujcie sobie po ich historii za dużo - to w końcu Hawk i Dove - ale będzie to jeden z tych zeszytów, które trafiają już w dobry ton!

~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz