Krótko mówiąc, zjawisko "rotacji pokoleniowej" zaczęło przechodzić do historii. Jeśli ktoś czytał Legion w wieku lat 12-13, to często zostawał z tym tytułem również i w wieku lat 18 czy 24. Historie zaczęły więc dorastać z czytelnikami i czytelniczkami; komediowe perypetie ze szkolnych lat Clarka Kenta czy figle Legionu Superzwierząt ewoluowały w historie akcji, fabuły wojenne, thrillery czy space operę. Problemy typu z kim pójść na bal maturalny czy jaki prezent wręczyć rodzicom na ich rocznicę nagle zaczęły wydawać się banalne, gdy w Wietnamie toczyła się fatalnie idąca wojna, prezydent został zastrzelony, policja pałowała studentów na demonstracjach, a głos czarnej społeczności zaczynał być coraz trudniejszy do ignorowania.
Żadne medium nie istnieje w próżni. Komiksy pod koniec lat '60, by nie zostać reliktem minionej ery, musiały zacząć mierzyć się z powyższą problematyką; naszedł czas na utorowanie drogi dla zbliżającej się Bronze Age. Wiem, dużo tutaj poważnych słów, ale dzisiejsza historia - Escape of the Fatal Five! - stanowi w moich oczach pewien historyczny punkt zwrotny. Jeszcze nie rewolucyjny; jeszcze nie tak udany jak późniejsza seria Green Lantern/Green Arrow - ale moim zdaniem widać, że Bronze Age puka tu już do drzwi. Autor: Jim Shooter; rysunki: Curt Swan; data - luty 1968!
Okładkę stworzył tym razem sam Neal Adams, znany ze swojej późniejszej pracy przy Batmanie! |
Bardzo podoba mi się dzisiejsza okładka; skoro już sam tytuł zdradza, że do gry wraca Fatal Five, nie będę tu robił z tego jakiegoś sekretu. Przebijająca się przez barierę cybernetyczna, nieludzka ręka Tharoka - oświetlona do tego krwistą czerwienią - wygląda jak zapowiedź dużo późniejszego filmowego Terminatora; there is some true menace to it. Ale po kolei! Co tam dziś słychać w trzydziestym wieku? Przenieśmy się na do tej pory nieznaną nam planetę Talok VIII:
Pokojowi dotąd Talokianie (bądź Talokici, bo sam scenariusz korzysta z obu form) zdecydowali się pokazać wała reszcie galaktyki; grożą sąsiadom, rozpoczęli badania nad zakazaną anti-tron bomb i bez wahania niszczą każdy statek, który tylko zbliży się do ich planety. Krótko mówiąc, Talok VIII stał się rogue state, jak później by to określono w amerykańskiej polityce!
To subtelne, ale zwróćcie już tu uwagę na cieniowanie na twarzy U.P directora! |
Dlaczego? Bo widać tutaj, że styl cieniowania robi się nieco bardziej realistyczny - i dostrzeżenie tego będzie naszym ćwiczeniem na dziś. Trudno mi powiedzieć, czy za tą zmianą stoi głównie rysownik - Curt Swan - czy honor należy oddać inkerowi, George'owi Kleinowi. Jak to zwykle bywa z komiksami, to zapewne wspólny wysiłek - chociaż zgadywałbym, że więcej tu wpływu Kleine'a. Ale ale, kim właściwie jest inker i co robi? O tym jeszcze nie wspominaliśmy!
Kliknijcie, by powiększyć do czytelnych rozmiarów! |
Są artyści i artystki, którym udaje się w swoich komiksach zrobić wszystko - scenariusz, layout, kreskę, tusz, kolor, liternictwo - ale jest to ogrom pracy; stąd też często, szczególnie w comiesięcznie wydawanych zeszytach, zobaczycie cały zespół się tym zajmujący. Podczas naszych spotkań staram się być w miarę zwięzły i nie podaję wszystkich autorów, ale dla porządku zróbmy to choć raz! W tym zeszycie wygląda to następująco:
- Okładka: Neal Adams
- Scenariusz: Jim Shooter
- Layouty: Jim Shooter
- Rysunki: Curt Swan:
- Tusz: Geeorge Klein
- Liternictwo: Milt Snapinn i Moris Waldinger
Ale dosyć już tej komiksowej edukacji, wróćmy do samej historii! Legion ma wylądować na wrogiej planecie Talok VIII, ale nie mogą przecież dokonać desantu w samej stolicy; muszą po cichu zjawić się na odludziu, a później - z pomocą lokalnej przewodniczki - dotrzeć do celu. A kimże może być ta lokalna przewodniczka? By zbudować odpowiednie oczekiwania, przyjrzyjmy się jednemu z listów, który został wydrukowany niedużo wcześniej na łamach Legionu:
Była to jeszcze era, gdy słowo "Negro" było w powszechnym użyciu jako neutralne |
I oto przed Legionem staje ona! Początkowo "rdzenna przewodniczka", ale już niedługo potem pełnoprawna członkini grupy - Shadow Lass!
Ten typ ujęcia jest powszechny zarówno w filmie, jak i w komiksie, o czym mogą świadczyć przykłady poniżej. Jakie informacje może przenosić, jeśli chodzi o poetykę wizualną? W przykładach poniżej jest to klasyczne ujecie konfrontacyjne; rewolwerowcy stający naprzeciw siebie, Kingpin górujący nad pokonanym Spider-Manem. Jedna klatka pokazuje nam wizualnie relację Legionu i Shadow Lass; nie jest ona narysowana jako uniżona petentka przychodząca do szanowanej grupy, a jako pewna siebie kobieta stająca naprzeciw nich. Oczywiście, ujęcie takie - szczególnie damskich nóg - często jest też grane pod kątem sexiness (jak w tym plakacie filmu z Bondem), ale tutaj dialog Shadow Lass i Legionu idzie zdecydowanie w stronę nowej bohaterki robiącej wrażenie na grupie: pewna siebie poza; I am Shadow Lass, heroine of Talok!; zdumienie Legionu, że udało jej się wyrwać z rodzimej planety.
Kolejne fajne, dynamiczne ujęcie; znowu widoczna praca inkera - przyjrzycie się kombinezonowi! |
Shadow Lass zdejmuje hełm i faktycznie - werble - nie jest biała!
Jest... niebieska? |
Tak jest; Shadow Lass miała być czarna - ale wydawnictwo zdecydowało, że to jeszcze nie przejdzie. Jak zwykle, dużo tu domysłów i zgadywanek; jedni twierdzą, że okładka z czarną postacią nie mogłaby trafić na prasowe stojaki na konserwatywnym południu Stanów; inni, że coś po prostu nie dograło się na linii zespół twórczy-zespół marketingowy. Wiadomo natomiast, że w pierwotnym koncepcie nowa bohaterka miała pochodzić z planety, na którą - na skutek napięć rasowych - emigrowała czarna populacja Ziemi; do tego pomysłu scenarzyści jeszcze kiedyś powrócą!
Drużyna próbuje dostać się do talokiańskiej stolicy, ale zaczynają piętrzyć się przed nimi przeciwności:
What a mission indeed! |
To już nie beztroskie latanie po planecie gigantycznych marionetek (tę i inne dziwaczne planety możecie zobaczyć tutaj), ale wielodniowe, wyczerpujące skradanie się w nieprzyjaznym środowisku z kilogramami wyposażenia na plecach (ciężko?, komentuje Brainiac 5 utyskiwania kolegi, będziesz jeszcze chciał, żeby było jeszcze ciężej, jak zacznie nam brakować wody). Misje Legionu nabierają realizmu i zaczynają przypominać faktyczne wojskowe ekspedycje.
Legion opada z sił; Superboy to Superboy, jego nic nie zmęczy, ale taka Shadow Lass słania się już na nogach. Gdy na horyzoncie pojawia się oaza, drużyna podchodzi do niej z nieufnością; nie było jej na mapach przewodniczki, wietrzą więc podstęp - ale są zmuszeni zaryzykować. Nie wiedzą, że na futurystycznym ekranie obserwuje ich kolejny z długiej linii łysych łotrów...
Nie, to nie Uatu the Watcher |
Dobrze, że mieli okazję wypocząć, gdyż kolejny etap wędrówki wiedzie przez strome górskie szczyty. Po to właśnie taszczyli w plecakach sprzęt do wspinaczki! Ale wspinaczka to jedno, a talokiańskie ptaki śmierci - drugie; Shadow Lass ma w końcu okazję do zademonstrowania swoich umiejętności:
O, znowu savate! |
Może to jednak dobrze się złożyło, że nowa członkini Legionu nie jest czarna? Redakcyjny dialog widzę mniej więcej tak:
- No dobra, Jim, opowiedz coś o tej nowej bohaterce!- OK, nazywa się Shadow Lass i jest czarna, czas na kogoś czarnego w końcu.- Jasne, jasne, a jakie ma moce?- Sprawia, że wszystko dookoła robi się czarne!- ...- ...- ...wiesz co, Jim... weź ty może ją jednak zrób niebieską.
Jak dowiadujemy się z komentarzy Legionu, ciemność wywoływana przez Shadow Lass jest stukrotnie intensywniejsza niż najczarniejsza noc; grupa wyślizguje się więc ptakom śmierci i dociera na obrzeża stolicy. Tutaj Shadow Lass poleca wszystkim ubrać się w stroje Yakka-Mahor - talokiańskich górali posługujących się niezrozumiałym dialektem, kulturowo podrzędnych i uniwersalnie pogardzanych.
Górale - pogardzani nawet w trzydziestym stuleciu |
Legion prześlizguje się więc przez ulice, dociera pod bramę strzegącej drogi do centrum miasta cytadeli - i, po szybkim znokautowaniu strażnika przez Karate Kida, wchodzi do środka.
W tym momencie przenosimy się do talokiańskiej sali tronowej, gdzie nieznany głos instruuje łysego łotra, którego widzieliśmy wcześniej: Captain! Make sure they are directed to the welcoming chamber! Kapitan, salutując - at once, Master! - przykłada do tego starań; by uniknąć wysłanego przez niego patrolu strażników, Legion daje się zapędzić do wyżej wspomnianej komnaty. Błysk światła później - i wszyscy znajdują się w pułapkach precyzyjnie skrojonych pod ich słabości:
Karate Kid budzi się wewnątrz gigantycznego, wydrążonego diamentu; wiadomo, diamenty to materiał twardszy niż stal, taka cela ma więc być nie do rozbicia nawet przez jego super karate. A jak tam radzi sobie operujący magnetyzmem Cosmic Boy?
Pierwszy panel tutaj to kolejny moment, gdzie podczas lektury pomyślałem sobie "wow, the '70s are coming". Perspektywa, kadrowanie, cieniowanie! |
O właśnie, zwróćcie też uwagę na "part II" w końcowej narracji ostatniego kadru - nie chodzi bynajmniej o kolejny zeszyt; w tym okresie komiksowe historie były często podzielone na widoczne akty, czasem przedzielone na przykład stronami reklam (choć nie było to regułą). Kolejna część historii była zwykle otwierana ilustrowanym tytułem rozdziału; zwykle o nich nie wspominam, ale dzisiejszy jest wyjątkowo pocieszny:
NO MASTER, NO MORE, PLEASE STOP MOCKING US |
Szczególnie cieszy mnie przerażona mina Superboya! Może nie powinienem się jednak nabijać, bo Clark został zamknięty w ciśnieniowej maszynie, i to do tego wykonanej z metalu wykutego w promieniach osłabiającego go czerwonego słońca:
OK, naciągane z tym czerwonym słońcem, ale przynajmniej to nie kryptonit po raz fąfnasty |
A Brainiac? Brainiac dostaje najlepsze i najbardziej klasyczne deathtraps; pamiętacie, jak został przykuty do chińskiego gongu, którego uderzenie miało zgruchotać mu kości? W tym numerze musi zmierzyć się ze zgniatarką o ścianach naszpikowanych kolcami! Zaprawdę, dostojny i kochany koncept.
Pas emitujący pole siłowe nie działa, a dodatkowym utrudnieniem dla intelektu naszego zielonoskórego herosa są wyjące syreny i migające światła, które utrudniają mu skupienie się! |
Shadow Lass trafia zaś do własnego najgorszego koszmaru - kosmicznego solarium:
Wszyscy cierpią i kombinują przez parę paneli na osobę, ale my - w imię dynamiki - przejdźmy od razu do momentu, w którym pokonują pułapki! Karate Kid przypomina sobie, że nawet najtwardsze diamenty mają małe strukturalne skazy, lokalizuje taką niedoskonałość w swoim więzieniu, uderza...
Cosmic Boy nie może nic zrobić z polującymi na niego dronami, ale podejmuje nadludzki wysiłek, by rozerwać metalowe ściany swego więzienia:
U Superboya sprawa jest ciekawa - to jeden z pierwszych momentów, gdy wprost zostaje powiedziane, że Clark na co dzień celowo się ogranicza, dla bezpieczeństwa wszystkich dookoła. Koncept ten stanie się na przestrzeni lat jedną z definiujących cech charakteru Supermana; jak może wpływać na jego psychikę stała świadomość, że wszyscy dookoła są delikatni jak papierowe laleczki, a najgrubsze mury to raptem karton? Nawet porządnie kichnąć mu strach! Ale nie tym razem:
Brainiac 5, pomimo straszliwie dekoncetrujących warunków, skupia się jak nigdy wcześniej - i klęka rozmontować swój uszkodzony pas; zmienia obwody raz, drugi, przemontowuje tranzystory, podpina zmodyfikowany projektor - i...
Shadow Lass, w końcu, próbuje stworzyć choć odrobinę cienia - i w tym celu owija głowę peleryną. Kto mówił, że superbohaterskie peleryny nie mają sensu?
Legion nie ma jednak pojęcia, że postępują dokładnie zgodnie z planem łotra - tajemniczy Master liczył na to, że wykorzystają niebywałą energię, by wyzwolić się z potrzasku. Zależało mu nawet, by byli w pełni sił - dlatego też dał im wcześniej wypocząć w oazie! A w jakim to wszystko celu?
Łysy talokiański kapitan bierze się do roboty i pociąga za wajchę; it is done, Master! The switch is pulled!, woła, po czym jest zmuszony ukryć się przed siłami, które sam wyzwolił. Elektryczne napięcie rośnie! Bariera zaczyna pękać!
Trudno budować suspens, kiedy już sama okładka mówi, kto wraca w tym numerze! |
Tak jest, to Fatal Five - a tajemniczym Masterem okazuje się być genialny przywódca przestępczego zespołu, Tharok - pół-człowiek, pół-robot! W szybkiej retrospekcji widzimy, co tam Fatal Five porabiała od poprzedniego razu; gdy ostatnio ich widzieliśmy, mentalna błyskawica Validusa uderzyła w rozcinający wszystko topór Persuadera, powodując eksplozję, która wyrzuciła piątkę aż do innego wymiaru. Tharok długo szukał możliwości powrotu - aż w końcu trafił na międzywymiarowe okno pomiędzy ich miejscem uwięzienia a planetą Talok VIII; nie mogła jednak przez nie przejść materia, pół-robot skanibalizował więc części z własnej mechanicznej połowy i skonstruował maszynę do kontroli umysłów, którą zaczął wpływać na Talokitów. Stąd ich nagłe zamiłowanie do wojen i podbojów - wszystko to było obliczone, by ściągnąć na miejsce Legion i wykorzystać ich moce!
Persuader chce dobić osłabionych bohaterów (i bohaterkę), ale...
...Tharok przypomina, że mają ważniejsze sprawy na głowie! |
Fatal Five odlatuje więc ku nieznanemu celowi - a dzisiejszy zeszyt zmierza już do finałowego cliffhangera. Drugi panel finałowej sekwencji poniżej to kolejny dobry przykład nieco bardziej realistycznego rysunku i nowoczesnego cieniowania:
Tysiąc wrogów na jednego? Jest tylko jeden problem - kto was wszystkich pochowa! |
Brawura brawurą, ale analityczny 12th-level intellect Brainiaca 5 ujmuje sytuację bardziej realistycznie: looks like we've finally had it... but at least we'll go down fighting!... like Legionnaires!
W tym miejscu kończy się pierwszy zeszyt tej historii - a że za dużo w niej materiału na jeden tylko wpis, również i wam - niby czytelnikom i czytelniczkom z epoki - przyjdzie poczekać na jej finał! Na szczęście nie cały miesiąc, a po prostu do następnego weekendu. Jak Legion wyślizgnie się z tych opałów? Co jest dla Fatal Five na tyle ważne, by odpuścić własnoręczne dobicie heroicznej grupy? Jaki wyczyn Shadow Lass skłoni Legion do natychmiastowego przyjęcia jej w swoje szeregi? Tego wszystkiego dowiemy się, jak zwykle... w przyszłości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz