niedziela, 3 października 2021

Panele na niedzielę: Jimmy Olsen w trzydziestym wieku!

Czasem bywa tak, i radosny zazwyczaj Jimmy Olsen - kumpel Supermana - czuje na swoich barkach ciężar tego świata. Ale - jak to w Silver Age Legion story - everything will be okay in the end; jak mówi optymistyczne powiedzonko, if it's not okay, it's not the end! Rok: 1967; autor: Jim Shooter, po raz pierwszy próbujący swoich sił w komediowych perypetiach Jimmy'ego Olsena; historia: The Lone Wolf Legionnaire Reporter!

Kto znajdzie na tej stronie tytułowej nietypowy jak na Silver Age detal? Odpowiedź poniżej!

To króciutka silly story, alei w niej można znaleźć kilka interesujących historycznych detali! Po pierwsze: sam tytuł to oczywiście zgrywa z poważniejszej w tonie historii The Lone Wolf Legionnaire, która pojawiła się na łamach Legionu kilka lat wcześniej (pierwszy raz wystąpił w niej Timber Wolf; omawialiśmy ją tutaj). Po drugie - nie była ona opublikowana w Adventure Comics (czyli we flagowym tytule Legionu), a w periodyku Superman's Pal Jimmy Olsen; w sumie nic dziwnego, to w końcu jego historia - Legion to w niej tylko guest stars. Wiąże się z tym jednak zmiana artysty: pieczę nad tym tytułem sprawował Pete Costanza.

Pete Costanza urodził się w 1913 i wsławił się najbardziej pracą przy bohaterze znanym ówcześnie jako Captain Marvel, a współcześnie - by uniknąć pomyłek z blond bohaterką konkurencyjnego wydawnictwa - jako Shazam.

Po lewej: Captain Marvel; po prawej - również Captain Marvel

Captain Marvel - współcześnie Shazam - rozpoczął karierę jako jeden z pierwszych realnych konkurentów Supermana. Jego przygody miały bardziej magiczno-mitologiczny smaczek; Big Red Cheese (bo tak go z sympatią wtedy nazywano) to tak naprawdę jeszcze chłopiec, Billy Batson, który wypowiada magiczne słowo i przeistacza się w Najpotężniejszego Śmiertelnika na Świecie. Ikoniczne SHAZAM! powstało z pierwszych liter imion antycznych bogów i bohaterów:

A że miesza mitologię grecką, rzymską i chrześcijańską? Oj tam, nieważne, grunt że wszyscy są starożytni
W latach swojej świetności Captain Marvel (publikowany przez wydawnictwo Fawcett) był - nie bójmy się tego słowa - super popularny. Jak bardzo? Ano na tyle, że w pewnych momentach lat '40 sprzedawał więcej zeszytów niż Superman! Skończyło się na sprawie sądowej, w której ówczesne DC zarzucało wydawnictwu Fawcett plagiat konceptu "superbohatera w kostiumie"; ze współczesnej perspektywy brzmi to może jak typowe pieniactwo patentowe, ale po pierwsze - "superbohater" był wówczas faktycznie względnie nowym konceptem, a po drugie i ważniejsze: Fawcett praktycznie skopiowało co najmniej kilka historii z Supermanem. Captain Marvel zakończył więc swoją karierę w 1953.

Ciekawą cechą wydawnictwa DC - i jednym z powodów, dla którego jest tak historycznie interesujące - jest jego wchłanianie innych, mniejszych wydawnictw wraz ich bibliotekami postaci. Podobnie jak wydawnictwo Charlton (z którego wywodzili się Question, Blue Beetle czy Peacemaker), wydawnictwo Fawcett również weszło po prostu w skład DC - i stąd też współcześnie widzimy Shazama właśnie pod jego szyldem (i to, by dodatkowo mrugnąć okiem, często operującego ze swojego rodzimego "Fawcett City"). Skąd jednak całe to dzisiejsze pisanie o Kapitanie Marvelu i wydawnictwie Fawcett?

No cóż, po pierwsze dlatego, że dzisiejsza historia to raptem parę stron; po drugie, jak już wspomniałem, by nabrać perspektywy na postać Pete'a Costanzy, rysownika dzisiejszego numeru. Pete rysował Kapitana Marvela bardzo długo; wsławił się rysunkami tworzonymi jeszcze w okresie drugiej wojny światowej. Gdy wydawnictwo Fawcett zamknęło linię, Pete przeszedł do innych wydawnictw (w tym wspomnianego wyżej Charlton); w 1967 twórca Legionu, Otto Binder, załatwił mu posadę w DC. Były to już jego ostatnie lata pracy w komiksach; moje źródła są tu nieco rozbieżne w powodach: były to albo problemy ze wzrokiem, albo efekt udaru, po którym stracił władzę w prawej ręce - a najpewniej kombinacja jednego i drugiego. Ciekawie jest jednak pomyśleć, że dzisiejsza historia była efektem współpracy zbliżającego się do artystycznej emerytury Costanzy oraz nastoletniego Shootera!

A, no i odpowiedź na zagadkę pod stroną tytułową - Costanza pozwolił sobie na podpisanie się na niej (po lewej od nogi Olsena), co w Silver Age był bardzo rzadką praktyką! Ale dosyć już wstępu i tła historycznego; co tam dziś słychać w trzydziestym wieku?

Tego na razie nie wiemy, gdyż historia rozpoczyna się "współcześnie", w Metropolis roku 1967. Jimmy Olsen - kumpel Supermana, młody reporter i okazjonalny superbohater znany jako Elastic Lad - jest właśnie w trakcie dobroczynnego występu, z którego zyski mają zostać przekazane szpitalowi dziecięcemu - because the only thing better than being silly is helping others by being silly! Olsen wieńczy występ wariacją na temat sztuczki z żywą kulą armatnią:

Jimmy Olsen: body horror edition
Wszystko wychodzi elegancko, konferansjer dziękuje naszemu bohaterowi, szpital dziecięcy otrzyma wsparcie - udany dzień pracy dla młodego reportera. Nie dane jest mu jednak wrócić do domu - nagle bowiem z przyszłości dzwoni Braniac 5! 

Ach, tak, time cube - wynalazek Ronda Vidara, innego honorowego członka Legionu i syna złowrogiego Universo! Widzieliśmy go już tutaj oraz tutaj
Co to za straszliwy kryzys? Tylko doskonały reporter jak ty może nam pomóc, przekonuje Jimmy'ego na miejscu Mon-El...

Zmierzch prasy papierowej, o którym tyle ostatnio słychać? Nie w trzydziestym wieku!

Jimmy traktuje więc całość jako lekką wycieczkę i okazję do pozbijania bąków w futurystycznym Metropolis - szczególnie, że na potrzeby zadania otrzymał flight ring - ale Duo Damsel delikatnie przywołuje go do porządku:

Wydało się - trzy dni do deadline'u, Jimmy został podstępem wciągnięty w reporterski crunch!

Gdyby jeszcze było o czym pisać! Trzydziesty wiek okazuje się czasem dosyć idyllicznym; spokojnie, bezpiecznie, nawet żadne superłotr jak na złość nie chce się pojawić. Jimmy wzdycha więc ciężko i postanawia zapełnić gazetowe kolumny przynajmniej wywiadem z komisarzem Science Police; ten nawet się zgadza, byle szybko - ma już bowiem umówioną rakietę na Antares na popołudnie. By nie zgubić drogi w wielkim mieście, Jimmy decyduje się wziąć kolejkę; a tam - w końcu jakaś akcja! Na torach ktoś leży bez czucia:

Ale jak zatrzymać pędzący pociąg bez supersiły?

Transformacją w ludzką supersprężynę! Swoją drogą, po co Jimmy zatrzymywał pociąg, skoro mógł po prostu ściągnąć "ofiarę" z torów? Żebyśmy mieli wizualnie ciekawszą sekwencją, oczywiście! 

Tak blisko już było heroizmu, a tu po prostu porzucony manekin!Nie jest to szczęśliwy dzień Jimmy'ego. Doceniam jednak jego faktycznie nieludzkie kształty; spójrzcie, jak leży jak dziurawa dętka na przedostatnim panelu.

Cała awantura sprawiła oczywiście, że komisarz odleciał w kosmos i wywiad przeszedł Olsenowi koło jego elastycznego nosa. Może więc uda mu się skrobnąć artykuł o bankowych procedurach bezpieczeństwa?

Procedury bezpieczeństwa zostawiają w przyszłości trochę do życzenia
Olsen rusza do akcji! No, nie do końca, najpierw wzywa bowiem dysponującego kryptoniańskimi mocami Mon-Ela - ten jednak nie ośmiela się sforsować siłą skarbca, gdyż jego atomowy zamek mógłby rozpocząć reakcję łańcuchową i zrównać z ziemią okolicę. Skoro więc nie siłą, to sposobem; Elastic Lad to the rescue!

Elastyczny nos w akcji! Swoją drogą, nie wiem, co atomowego jest w tej zębatce, no ale nie jestem specjalistą do atomowego ślusarstwa

Biedak ze skarbca został ocalony, ale Olsen nie czuje, by historia była godna legionowego biuletynu. Wykorzystuje jednak wyglądający jak wielkie słuchawki encephalo-typer, który pozwala mu przelać myśli bezpośrednio na papier; ale niezależnie od metody pisania, Jimmy patrzy na artykuł bardzo krytycznie. Ha! If I handed this bank-security story to Perry White, he'd fire me on the spot!, myśli o swoim surowym szefie z Daily Planet; but it's all I have!

Ostatnim pomysłem Jimmy'ego jest artykuł historyczny - chłopak udaje się do muzeum Metropolis, by poszukać inspiracji do artykułu o najsławniejszych stróżach prawa. Tam znajduje interesującą gablotę:

Członkowie Galaxy Patrol czy inni space officers są rzecz jasna zmyśleni na miejscu, ale co z z bardziej realistycznymi nazwiskami? Wziąłem się za sprawdzanie! Idąc od góry:

  • John Bray, Detroit - nic nie znalazłem;
  • Marshal Tom J. Smith - prawdziwa postać! Thomas James Smith, also known as Tom "Bear River" Smith, (12 June 1830 – 2 November 1870) was a lawman in the American Old West and briefly marshal of cattle town Abilene, Kansas. He was killed and nearly decapitated in the line of duty. 
  • Capt. James Donovan, Chicago - Jamesów Donovanów jest paru - najsłynniejszy chyba był negocjatorem, któego grał Tom Hanks w filmie Most szpiegów... ale ani to kapitan, ani z Chicago.
  • Patrolman Lon Travis, New York - nic;
  • Marshal William Tilghman, Oklahoma Terr. - prawdziwa postać! Tilghman never achieved the household-word status of his close friends Wyatt Earp and Bat Masterson but nevertheless remains a well-known figure of the American Old West. His memoirs were made into a 1915 film that he directed and starred in as himself. Tilghman died in 1924 at the age of 70 after being shot and killed by a corrupt prohibition agent on the streets of Cromwell, Oklahoma.
  • Major Joseph Phelps, R.C.M.P. - bez sukcesów, nikogo takiego w kanadyjskiej policji konnej nie odnalazłem;
  • Allan Pinkerton - to oczywiście prawdziwa postać, założyciel słynnej agencji Pinkertona;
  • Capt. Louis Cantrell, Sacramento - nic;
  • Sheriff Pat Garrett - kolejna znana prawdziwa postać, uwieczniona na przykład w filmie Pat Garrett and Billy the Kid;
  • Lt. George Phillips, Macon, GA - jedyny porucznik o tym nazwisku, którego wykopałem - ale nie z Macon w Georgii;
  • Officer Joe Frazer, Los Angeles - nic;
  • Ranger Stephen Blake - też nic nie znalazłem.   

Przyjemna zabawa! Zastanawiam się, czy nazwiska te były kompletnie zmyślone, czy może byli to stróże prawa wyciagnięci z zaginionych już dziś ówczesnych prasowych nagłówków... a moze po prostu krewni lub znajomi twórców? Jimmy Olsen też musiał zadumać się nad tą kwestią, gdyż położył ciężkie łapy na gablocie i przypadkowo ją rozbił:

Niezły sprzęt bojowy jak na pracowników muzeum!

Jimmy zawsze szanuje prawo, chyba że akurat nie szanuje - korzysta więc z elastycznej nogi, by znokautować muzealnych strażników. I can't waste time being questioned by the cops! I can pay for the display case later, usprawiedliwia się sam przed sobą.

Przyznam, że bardzo podoba mi się wykorzystanie nogi! Elastycznych herosów zatrzymujących kogoś wydłużoną łapą widziałem już tysiąc razy - ale to?
Trzy dni mijają - a dobrej historii ani śladu. Nothing... nothing!, myśli Jimmy, wracając przybity do siedziby Legionu; głowa opuszczona, ramiona bez sił. A few weak stories... articles that aren't worth the paper they're written on... some issue this is going to be... and the whole Legion was counting on me!

Czas na humorystyczny zwrot akcji!

Pomimo czarnych myśli młodego reportera, Legion jest najwyraźniej bardzo zadowolony z jego wysiłków! Gdy Brainiac 5 go chwali, Jimmy nie daje wiary; dopiero po chwili dostaje do ręki nowe wydanie legionowego biuletynu:

YOU were the story all along, Jimmy!

Jimmy, rozumiem, że jesteś padnięty i zestresowany, ale artykuł jest jasno podpisany!

Jimmy odzyskuje więc humor, a my kończymy tę krótką historię ostatnim ujęciem młodego reportera:

Jimmy i jego ikoniczna mucha!

I tyle! To lekka, krótka historia - ciekawa o tyle, że pojawiła się na łamach innego niż zwykle magazynu. Przyjemnie śledzi mi się też, jak Jim Shooter próbował swoich sił w różnych gatunkach - wcześniej widzieliśmy, jak pisał pełne akcji historie przygodowe i dynamiczne thrillery, tu zaś idzie w stronę klasycznej komedii pomyłek. I może nie jest to jakaś perła gatunku... but it sure is a serviceable story!

The Lone Wolf Legionnaire Reporter! jest też naszą pierwszą fabułą z końca Silver Age - jesteśmy już w ostatnim zbiorczym tomie z tej epoki. Wypatrujmy więc powoli pomysłów, problematyki i motywów, które mogą zapowiadać nadchodzącą niebawem Bronze Age! A kiedy? Jak zwykle... w przyszłości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz